Myśl o wyprawie chodziła im po głowach od dłuższego czasu, ale ciągle coś ich trzymało na miejscu. Konflikt marzenia–rzeczywistość coraz bardziej narastał. W końcu postawili na marzenia. Zapadła decyzja: bierzemy dziekanki i jedziemy „Dookoła świata”! Jak? Autostopem! Najciekawiej i najtaniej – w tej kwestii nie było żadnych wątpliwości.
Później poszło błyskawicznie. Przypadkowo znaleziona oferta lotu na Wielkanoc do Tajlandii w bardzo dobrej cenie, z wylotem za trzy dni, telefon do rodziny z przeprosinami, że święta spędzimy z nimi za rok, bo na te akurat lecimy do Bangkoku. Wielkie zdziwienie, masa emocji, niepewność, ale też wiara. Z sercami pełnymi nadziei rozpoczęli swoją „podróż za jeden uśmiech”.
Autostopem przez Tajlandię pomogła im przedostać się... policja. Uczynni panowie w służbowych mundurach, z gwizdkiem i lizakiem w ręku stawali na środku drogi i zatrzymywali samochody. „Do Suhrat Ahni? To jeszcze dwóch pasażerów na pakę. Jazda!”. Tak musiała wyglądać rozmowa, bo zaskoczeni kierowcy nie śmieli odmówić, a oni błyskawicznie przemknęli przez ten kraj, przesiadając się przy kolejnych posterunkach. Spieszyli się, by więcej czasu spędzić w Malezji, na Borneo.
Tam odebrali pierwszą porządną lekcję pokory. W malezyjskiej Taman Negara, najstarszej dżungli świata, dostali w kość jak nigdy. Trzydniowy trekking po dżungli okazał się bliski granic ich możliwości.