GALA: Znowu się nie udało. Ósmą edycję zakończyłeś w piątym odcinku.

ROBERT KOCHANEK: Tak bywa. Ale daliśmy z siebie wszystko. Na parkiecie zostały już same najlepsze pary, z którymi coraz trudniej było konkurować.

GALA: Uczestniczyłeś w tym programie od początku. Kiedy zaczynałeś, była wielka adrenalina, prawdziwa walka i zabawa. A potem?

ROBERT KOCHANEK: Ciężka praca. Ale to mój wybór.

GALA: Dlaczego ciężka?

ROBERT KOCHANEK: Bo jeżeli trenujesz kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z tańcem, czyli koordynacją ruchów przy muzyce, to jest naprawdę ciężko.

GALA: Ale przecież dostawałeś pieniądze za ten cały trud?

Zobacz także:

ROBERT KOCHANEK: Owszem. Ale z punktu widzenia tancerzy są one niewspółmierne do włożonej pracy. Historie o naszych wysokich gażach w „Tańcu z gwiazdami” są wyssane z palca.

GALA: Po tylu programach na pewno masz swoje zdanie o kolejnych partnerkach. Jak było do tej pory na parkiecie?

ROBERT KOCHANEK: Bardzo różnie. Wszystkie musiałem uczyć tańca od podstaw. I nie oszukuję ani ich, ani siebie, bo wiem, że żadna z gwiazd nie nauczy się dobrze tańczyć podczas trwania programu „Taniec z gwiazdami”.

GALA: Dlaczego?

ROBERT KOCHANEK: Bo nie są tancerkami. One nauczą się pewnych schematów, słuchania muzyki, partnera i wykonywania określonych układów właśnie z tym, a nie innym partnerem. Poza tym tego, czego się nauczą na próbach, nie powtórzą już w parze z amatorem.

GALA: Na sali prób byłeś tyranem? Doprowadzałeś gwiazdy do płaczu? Do stanu, w którym miały ochotę wyjść z sali?

ROBERT KOCHANEK: Daleko mi do tyrana. Starałem się być delikatny, ale trudno obyć się na próbach bez łez. Jak partnerka nie dawała rady i rozklejała się, to przytulałem ją, głaskałem czule. Najgorszy był pierwszy tydzień, kiedy one próbowały zrozumieć, o co mi chodzi. Po tych próbach mówiły, że mają dosyć i nic więcej z siebie nie wydobędą.

GALA: Ale przed wami były jeszcze tygodnie męczarni.

ROBERT KOCHANEK: Dlatego zaczynałem łagodnie. Bałem się, że inaczej się rozpłaczą i nic nie wyjdzie z dalszej nauki.

GALA: Tańczyłeś z Anną Korcz, Joanną Koroniewską, Joanną Liszowską, Darią Widawską, Małgorzatą Sochą, walczyłeś o zwycięstwo z Iloną Felicjańską.

ROBERT KOCHANEK: Zanim opowiem, jak było, muszę powiedzieć o Ilonie. To była moja pierwsza partnerka, z którą zaczynałem treningi o ósmej rano! Ona sama wstawała o 5.30, wyprawiała dzieci do szkoły i odwoziła je na lekcje. Później była gotowa do prób. Ilona to najbardziej punktualna i wymagająca gwiazda, z jaką przyszło mi tańczyć. Wyrabiała 200 procent normy.

GALA: A jak było z poprzednimi partnerkami?

ROBERT KOCHANEK: Bardzo różnie. Rozkosznie, ciężko, słodko, a nawet krępująco...

GALA: Którejś się wstydziłeś?

ROBERT KOCHANEK: Odwrotnie. Tak było w pierwszej edycji. Z Anną Korcz nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Wtedy jeszcze nikt w Polsce nie miał pojęcia, o co chodzi w ,,Tańcu z gwiazdami”.

GALA: Anna Korcz krępowała się przy tobie tańczyć?

ROBERT KOCHANEK: Gorzej. Na początku nie pozwalała siebie dotykać. Zaczęliśmy próby i musiałem ją obejmować, przytrzymywać za pośladek czy okolice biustu. To przecież normalne w tańcu. Jej głowa wodziła za moimi dłońmi i usłyszałem: ,,Przepraszam, a co ty robisz?”.

GALA: Taniec bez dotykania jest chyba niemożliwy?

ROBERT KOCHANEK: Dlatego od razu uświadomiłem Ani, że inaczej się nie da i musi mi zaufać.

GALA: Bez tego ostatniego nie ma mowy o zgranym duecie?

ROBERT KOCHANEK: Szkoda czasu na cokolwiek, kiedy partnerzy nie mogą się porozumieć i uwierzyć sobie. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

GALA: Z kim?

ROBERT KOCHANEK: Z Joanną Koroniewską, z którą doszedłem najdalej, bo do półfinału.

GALA: Co było nie tak?

ROBERT KOCHANEK: Nie mogliśmy się dogadać. Było ciężko. Na szczęście po pierwszym tygodniu lód stopniał.

GALA: Widzowie zapamiętali szczególnie twój duet z Joanną Liszowską.

ROBERT KOCHANEK: Joasia była i jest cudowna. Mieliśmy jednak problem z jej ówczesnym partnerem Tadeuszem Głażewskim, który nie do końca mi ufał.

GALA: Co mu przeszkadzało?

ROBERT KOCHANEK: Podejrzewał mnie, że tak układam choreografię, żeby jak najczęściej być bardzo blisko Joanny. Dopiero po długiej rozmowie udało mi się go przekonać, że nie jest tak, jak myśli.

GALA: Skoro bywa tak ciężko, może powinniście mieć wpływ na to, z kim tańczycie?

ROBERT KOCHANEK: Ale nie mamy. O tym, z kim jesteśmy w parze, dowiadujemy się w chwili, kiedy rozpoczynają się próby. Kiedy karty zostają odkryte, nie wszyscy są zadowoleni ze współpracowników.

GALA: Wszyscy, czyli kto?

ROBERT KOCHANEK: Gwiazdy oraz my, tancerze.

GALA: Edyta Herbuś zrobiła niesamowitą karierę dzięki TVN-owskiemu show. W jej ślady idzie Żora Korolyov. Ty, choć jesteś weteranem tego programu, pozostajesz w cieniu. Dlaczego ,,Taniec z gwiazdami” nie stał się dla ciebie trampoliną do kariery w show-biznesie?

ROBERT KOCHANEK: Ja również dostawałem podobne propozycje jak Edyta albo Żora. Zaproszono mnie do poprzedniej edycji „Jak oni śpiewają”. Miałem także zatańczyć w kanadyjskiej edycji „Tańca z gwiazdami”. Znam jednak swoje miejsce w szeregu. Po pierwsze jestem tancerzem.

GALA: I nie chcesz robić kariery?

ROBERT KOCHANEK: Nie mówię „nie”. Ale klaunem na pewno nie zostanę.

GALA: Kto wymyśla choreografię dla każdej pary?

 

ROBERT KOCHANEK: My, tancerze. Zostawiają nam pełną dowolność. Najgorsze, że kiedy kończy się program, to prowadzący, a czasem jurorzy dziękują za choreografię nie nam, tylko Agustinowi Egurroli. To nie jest w porządku. Nie będę dziękował Egurroli. Augustin, z całym szacunkiem, nie ma z większością tych układów tanecznych nic wspólnego.

GALA: Z tego właśnie powodu pożegnałeś się z programem po ósmej edycji?

ROBERT KOCHANEK: Nie tylko.

GALA: Co jeszcze miało wpływ na twoją decyzję?

ROBERT KOCHANEK: Po ośmiu edycjach zaczęło mi doskwierać to, że kiedy gwiazda rozwija skrzydła, to one od razu są jej podcinane. Bo musi wtedy odpaść.

GALA: Jakie masz plany? Co będziesz robić?

ROBERT KOCHANEK: Chciałbym wrócić do tańca turniejowego i trenowania par. Zatęskniłem za życiem, jakie prowadziłem przed programem.

GALA: Niedawno wyszło na jaw, że jeden z uczestników ostatniej edycji, Alan Andersz, brał lekcje u Egurroli i Galińskiego.

ROBERT KOCHANEK: Byłem zdumiony, kiedy się o tym dowiedziałem.

GALA: Jurorzy bywają bezwzględni. Jak to znosiłeś?

ROBERT KOCHANEK: Przekonałem się już w pierwszej edycji, że jakakolwiek polemika z nimi mści się na zawodniku. Wychyliłem się, bo jedna z ocen była moim zdaniem niesprawiedliwa w stosunku do gwiazdy. Potem szybko zostałem wyeliminowany z programu. Poza tym druzgocąca ocena jurorów wywołuje często pretensje gwiazdy pod adresem tancerza. Ten sam los spotkał Annę Głogowską.

GALA: Czy aktorki, z którymi tańczyłeś, oczekiwały od ciebie cudów?

ROBERT KOCHANEK: Wiele z nich sądziło, że przez miesiąc nauczą się tańczyć. Poza tym przyznawały, że przyszły się po prostu pobawić.

GALA: A mówiły na przykład, że chcą dzięki treningom schudnąć?

ROBERT KOCHANEK: Tak. Joanna Liszowska powiedziała mi od razu, że zależy jej również na uzyskaniu świetnej formy.

GALA: I wtedy wybuchło zamieszanie, że jest dla ciebie za ciężka. Przyznasz, że nie trafiałeś do tej pory na same filigranowe kobiety?

ROBERT KOCHANEK: To zamieszanie podsyciły gazety. Tak naprawdę dla tancerza waga jego partnerki nie ma znaczenia. Bo wszystko zależy od prawidłowych chwytów i ruchów.

GALA: To dzięki tobie Joanna Liszowska przełamała tabu obfitej, kobiecej figury?

ROBERT KOCHANEK: Chyba bardzo jej w tym pomogłem. Po ,,Tańcu z gwiazdami” Joasia stała się zupełnie inną osobą. Dała się poznać jako wulkan energii. Bardzo zmieniła się przy mnie również Małgosia Socha. W jej oczach pojawia się strach, kiedy słyszy: ,,Nie garb się”.

GALA: Dlaczego?

ROBERT KOCHANEK: Kiedy przyszła do programu, zupełnie nie było widać jej doskonałej figury. Tego, że jest bardzo seksowną kobietą. Chodziła zgarbiona, skulona. Godziny ciężkich prób i udało się wydobyć z niej to coś.

GALA: Słyszałem, że sporo osób myli cię z Rafałem Maserakiem.

ROBERT KOCHANEK: (śmiech) To prawda. Na ulicy, w sklepie czy kiedy rozdaję autografy. Wielu pyta mnie, co słychać u Małgosi Foremniak. Proszą mnie, żebym ją pozdrowił. Są również tacy, którzy dopytują, czy wciąż jesteśmy razem.