Mało ma teraz czasu na prywatne życie. Mikołaj Krawczyk krąży między Warszawą i Wrocławiem. Między programem "Jak oni śpiewają" a planem serialu "Pierwsza miłość". Spotykamy się dzień po jego wokalnych popisach w telewizji. Jest zmęczony, ale pełen entuzjazmu. Miki, jak nazywają go koledzy, nie zważa na nadwerężone gardło i chrypę, mówi szybko, gestykuluje, sprawia wrażenie, jakby się spieszył.

GALA: Lubisz siebie jako Pawła?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Coraz mniej. Marzę o roli, w której mógłbym pokazać siebie z innej strony. Potrafię być nie tylko miły, ale też szorstki i zbuntowany. Denerwuje mnie, że Paweł stał się takim pantoflarzem. Facet musi być trochę zbuntowany.

GALA: Wolałbyś być czarnym charakterem?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Już nim jestem! Zagrałem w nowej komedii romantycznej "Jeszcze raz". Wcielam się w niej w Tomusia. Lalusia, który miesza w życiu uczuciowym bohaterów. To hedonista, ma wybujałe ego, jeździ luksusowymi autami, lubi drogie zegarki, markowe ciuchy. Stuprocentowy gadżeciarz. I tylko pod tym względem jest mi bliski.

GALA: Też uwielbiasz dobre samochody?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Jasne! Jestem fanem Jamesa Bonda i jego aston martina. Sam mam subaru imprezę. Jeżdżę dużo i niestety za ostro.

GALA: A zegarki? Nosisz imponujący model.

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Zegarek powinien być wielki i skomplikowany. Im więcej ma funkcji, tym lepiej, nawet jeśli z nich nie korzystam. Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą, a ja liczę i jestem szczęśliwy. Nowy zegarek kupuję, gdy czuję, że coś się w moim życiu zmienia. Ten mam od dwóch miesięcy. Wierzę, że przyniesie nowe wyzwania. Dlatego chętnie zgodziłem się na udział w programie "Jak oni śpiewają". Lubię śpiewać, gram na klawiszach i gitarze, sam komponuję i piszę słowa. Marzę, by wykonać kiedyś własne utwory.

GALA: Ballady?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Raczej wrzeszczące rytmy, ostre brzmienia rockowe. Piosenki, w których idzie się na całość. Takie najbardziej na mnie działają. W czasach, kiedy jeszcze chodziłem na dyskoteki, tylko jedna melodia sprawiała, że rwałem podłogę nogami. "Livin'La Vida Loca" Ricky'ego Martina.

GALA: I akurat na tym utworze wyłożyłeś się w programie?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Podczas występu na żywo wypadły mi słuchawki z odsłuchem. W szkole aktorskiej uczono mnie, że gdy na scenie pękną portki, trzeba grać dalej, improwizować. Więc śpiewałem dalej. Skończyłem w poczuciu porażki. Byłem zaskoczony opinią, że wyszedł z tego niezły show.

Zobacz także:

GALA: Wcześniej zasiadająca w jury Edyta Górniak chciała zedrzeć z ciebie koszulę, tak jej się podobała. Rudi Schuberth powiedział, że on jej z ciebie zdzierać nie będzie, bo to nie jego rozmiar. To była zaplanowana prowokacja?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Niezamierzona. Chciałem śpiewać w białym garniturze, ale kiedy się w nim zobaczyłem, chciało mi się śmiać. To nie byłem ja. W ostatniej chwili zdecydowałem się na zmianę. Różowa koszula była strzałem w dziesiątkę, wzbudziła emocje, wywołała dyskusję w internecie. Większość internautów orzekła, że różowa jest niemęska. Nic bardziej mylnego! Prawdziwy facet nie ma się czego bać.

GALA: Prawdziwy, czyli jaki?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Taki, który płacze.

GALA: Tobie się to zdarza?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Czasami. Ostatnio, gdy wybierałem utwory do programu i natrafiłem na teledysk Jacksona "Earth", który pokazywał krzywdę całego świata. Byłem wstrząśnięty. Bardzo emocjonalnie podchodzę do życia. Mam cienką skórę...

GALA: Pewnie dlatego lubisz skórzane kurtki. Są czymś w rodzaju pancerza, drugiej skóry.

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Możliwe, że tak jest. Mam ich całą kolekcję, chyba ze trzydzieści. Mogę je zmieniać jak wąż.

GALA: Wrażliwości człowiek uczy się w rodzinie. Jaki był twój dom?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Wesoły. Wygłupialiśmy się, bardzo lubiliśmy być razem. Między rodzicami i mną panowała partnerska atmosfera. Do tej pory jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Oboje rodzice są aktorami.

GALA: Kiedy poczułeś, że też chcesz grać?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Nie od razu. Najpierw poszedłem do szkoły baletowej. Byłem fanem Michaela Jacksona i marzyłem, żeby tańczyć tak jak on. Myślałem, że łatwo mi to przyjdzie. Katorżnicze treningi, jak je sobie przypomnę, mam ciarki na plecach. To była męka fizyczna i psychiczna, ale zaparłem się i dotrwałem do końca szkoły.

GALA: A potem zdjąłeś baletki i powiedziałeś sobie: nigdy więcej?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Ja je spaliłem! Wielkie ognisko na plaży i baletki poszły w ogień. Jak dostałem dyplom, to leżałem plackiem i czytałem książki. Pokłóciłem się z tańcem na dobre. Z czasów szkoły baletowej została mi obawa przed krytyką, potrafi mnie paraliżować. Lubię czuć, że ktoś we mnie wierzy. Największy komplement w życiu usłyszałem od taty. On ma moje zdjęcie u siebie w teatrze, w garderobie. Kiedyś popatrzył na nie i powiedział do siebie: bądź taki jak on, nie daj się!

GALA: Aneta też w ciebie wierzy?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Myślę, że tak. Jesteśmy razem już ponad dwa lata. Przez ten czas zmieniłem się, dojrzałem. Staram się zasługiwać na jej zaufanie.

GALA: Powiedziałeś kiedyś, że to była miłość od drugiego wejrzenia?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Poznaliśmy się w szkole aktorskiej, ale nic się wtedy między nami jeszcze nie wydarzyło. Gdy zaczynaliśmy pracę w serialu, oboje byliśmy w innych związkach. Potem rozstaliśmy się z naszymi partnerami, ale nie dlatego, że chcieliśmy być razem. Przez jakiś czas byliśmy sami. Podobaliśmy się sobie, ale baliśmy się do tego przyznać. Pamiętam dokładnie moment, kiedy pierwszy raz poczułem, że to miłość. Po całonocnej pracy, o świcie, tuż po zakończeniu zdjęć do pierwszej serii. Było dużo śmiechu, piękny wschód słońca...

GALA: Niektórzy internauci uważają, że wasz związek to tylko chwyt marketingowy.

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Absolutnie chwyt marketingowy! Zaręczyliśmy się na potrzeby promocji serialu i sami chcieliśmy się przy okazji wypromować (śmiech). A że to nieprawda, wystarczy na nas spojrzeć. Mam wrażenie, że cudownie się uzupełniamy. To nie znaczy, że jest cukierkowo. Kłócimy się, mamy gorsze dni. Czasem się obrażamy, ale długo nie wytrzymujemy. Potem dzwonimy i mówimy: "Przepraszam, jestem głupi, jestem głupia" i natychmiast sobie wszystko wybaczamy.

GALA: Będzie ślub?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Na razie nie, bo nie mamy na to czasu. Teraz najważniejsza jest praca, choć intensywnie o tym myślimy. Oboje mamy romantyczne dusze i chcielibyśmy, żeby nasz ślub był naprawdę wielkim przeżyciem. Na razie czekamy na jakiś znak.

GALA: Na przykład dziecko?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Dziecko na pewno jest czymś niesamowitym, ale na razie nie planujemy zostać rodzicami.

GALA: Podobno świetnie gotujesz?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Lubię gotować, nauczyłem się od taty. Jest moim mistrzem. Bardzo go kocham. Nikt nie robi tak genialnych paluszków krabowych w cieście albo placków po węgiersku jak on. Moje danie popisowe to smażone krewetki w czosnku. Anetka, patrząc na moje kulinarne popisy, zaczęła gromadzić jakieś przepisy, eksperymentować i dziś robi najlepsze zupy pod słońcem.

GALA: Co czujesz, gdy oglądasz się na ekranie?

MIKOŁAJ KRAWCZYK: Nie lubię patrzeć na siebie. Za to z przyjemnością przyglądam się Anecie. Ona tak samo - woli patrzeć na mnie. Czasem śmiejemy się, a czasem chwalimy nawzajem, absolutnie szczerze. Jeśli chodzi o pracę, poszedłem ostro do przodu, ale jeszcze wiele będę musiał się nauczyć. Przyszedł czas na nowe wyzwania. Obiecałem sobie, że nie będę robił niczego po łebkach, na pół gwizdka: "Teraz Krawczyk, wszystko na maksa!".

Sylwetka gwiazdy : Mikołaj Krawczyk