Emanuje z niej to coś, co mają tylko młode matki: trochę niewyspana, ale ma radość i blask w oczach. Bardzo przeżywa, że spóźniła się 10 minut, bo ma obsesję na punkcie punktualności. Ale jej 4-miesięczny synek płakał i nie mogła wyjść z domu. Spotykamy się w kawiarence na warszawskiej Saskiej Kępie, w pobliżu jej domu, tak by w każdej chwili mogła pobiec nakarmić swojego, jak mówi, księcia Filipa. Jest w niej spokój i ten szczególny rodzaj łagodności. Patrycja śmieje się, że 10 lat temu myślała, że musi być waleczna, aktywna, przeć do przodu. Przyznaje, że zżerała ją ambicja, wyobrażała sobie, że dziecko mogłoby przeszkodzić jej w karierze. W tym kontekście to, co mi teraz mówi, brzmi wręcz rewolucyjnie.

GALA: Pamiętasz, jak to było? Widzisz dwie kreski w teście ciążowym i...?

PATRYCJA MARKOWSKA: Tajfun emocji. Płacz i śmiech na zmianę. Jacek (Kopczyński, partner Patrycji – red.) patrzył na moje łzy oniemiały i nie mógł zrozumieć, dlaczego mówię, że się cieszę i jednocześnie płaczę.

GALA: Chciałaś być mamą czy to było zaskoczenie?

PATRYCJA MARKOWSKA: Ja od dobrych kilku lat dojrzewałam do myśli, że chcę zostać mamą. Byliśmy z Jackiem otwarci na dziecko, ale kiedy już się to stało i zadzwoniłam do mamy, płakałam w słuchawkę: „Co ja teraz zrobię?”.

GALA: Czego się bałaś?

PATRYCJA MARKOWSKA: Że nie podołam! Przeczuwałam, że moje życie przewróci się do góry nogami. Byłam w takim szoku, że wysłałam Jacka po trzy następne testy, bo uważałam, że ten się może mylić. Kiedy wrócił z testami i wszystkie potwierdziły, że będzie dzidziuś, okazało się, że wcześniej ukrył na tarasie kwiaty. Oświadczył mi się. To był piękny moment, chociaż myślałam, że przyjmę to wszystko dużo delikatniej, a byłam taka roztrzęsiona.

Zobacz także:

GALA: A jak twój tata, lider Perfectu Grzegorz Markowski, zareagował na wiadomość, że zostanie dziadkiem?

PATRYCJA MARKOWSKA: Był akurat na koncercie. Pierwsze jego słowa były bardzo rockandrollowe: „Córeczko, to trzeba się napić!”. Cały Perfect wypił po „łyskaczu”. W tych pierwszych dniach rozmawiałam z bliskimi, którzy mówili, że będą lepsze i gorsze momenty, ale teraz zaczyna się prawdziwe życie. Dobre życie. Od tej pory zobowiązania są już na serio.

GALA: Wcześniejsze nie były?

PATRYCJA MARKOWSKA: Do tej pory łatwo było uciekać z każdego związku po kilku miesiącach. Coś się psuje, nie ma sprawy, pakuję walizki i już mnie nie ma. Myślę, że dużo ludzi żyje w egoizmie, bo przyzwyczajają się, że nie muszą nikogo oprócz siebie brać pod uwagę. Do tej pory żyliśmy kompletnie beztrosko: fajna praca, podróże, spotkania z przyjaciółmi, winko do kolacji, wieczory w kinie, na koncertach. A tu nagle koniec tego wszystkiego.

GALA: Zlękłaś się, że to koniec beztroskiego życia?

PATRYCJA MARKOWSKA: Nie, bo ja się już wyszumiałam. Poza tym moja praca daje mi tyle wrażeń, że pod względem rozrywki czuję się kompletnie zaspokojona. Natomiast bałam się, jak życie rodzinne pogodzę z moją pasją, z muzyką.

GALA: Ciąża to taki dziwny stan. Jak ty to odczuwałaś?

PATRYCJA MARKOWSKA: To stan mistyczny! Przez te 9 miesięcy czułam, że unoszę się 5 centymetrów nad ziemią. Czułam się tak kobieco, jak nigdy wcześniej. To było fantastyczne. Pierwsze pięć miesięcy nagrywałam płytę, jeździłam na koncerty. Efekt jest taki, że teraz, gdy Filip słyszy muzykę, przestaje płakać. Singlową wersją piosenki „Jeszcze raz” uspokajam go lepiej niż czymkolwiek innym. Filip często okropnie płakał przy kąpieli. Nie zapomnę, jak mój tata wszedł z gitarą do łazienki i zaśpiewał „Paint It Black” Stonesów i mały zamilkł. Tata bardzo się tym wzruszył. A ja tłumaczyłam synkowi, żeby okazał dziadkowi szacunek, bo normalnie dużo mu płacą za takie granie, a on ma to za darmo.

GALA: Co było dla ciebie największym szokiem po urodzeniu Filipa?

PATRYCJA MARKOWSKA: To, że gdy on się urodził, ja zniknęłam. Miałam dojmujące poczucie, że mnie nie ma. Nie ma moich potrzeb. Do tej pory byłam przyzwyczajona, że ludzie kręcą się wokół mnie. To ja byłam tą osobą, która jest dowieziona na koncert, umalowana, ubrana. Macierzyństwo oducza egoizmu. Mając dziecko, tylko dajesz. Co więcej, dajesz i nie oczekujesz niczego w zamian. Pierwszy raz od Filipa coś dostałam, kiedy się do mnie uśmiechnął. To była pierwsza nagroda za te nieprzespane noce. Ale za to jaka! Mam wrażenie, że Filip wyhamował niebezpieczny pociąg, w którym siedziałam. Nie wiem, gdzie byłabym za 5–10 lat, gdybym nie poznała Jacka i gdyby nie pojawił się Filip. Nie wiem, czy sama umiałabym przystopować. Przed urodzeniem syna myślałam: W imię czego mam odmawiać sobie przyjemności? Przecież jestem artystką! Muszę tak żyć. Muszę różnych rzeczy spróbować.

GALA: Często nie daje się macierzyństwa pogodzić z życiem zawodowym, z pasją.

 

PATRYCJA MARKOWSKA: Zaczynam koncertować, choć Filip skończył dopiero 4 miesiące. I da się to pogodzić. Mama powiedziała mi, że jej życie zaczęło się po moich narodzinach. Była tancerką i bez problemu wróciła do zawodu, gdy trochę podrosłam. Dziecko to nie jest koniec świata. Oczywiście trochę jestem rozdarta, bo myślę sobie: „Boże, gdy ruszę w trasę, kto będzie mojego synka w te małe stópki całował? Czy niania będzie wiedziała, że on po przebudzeniu lubi być głaskany? Mam ochotę zostawić jej instrukcję obsługi Filipa.

GALA: To się nazywa baby blues.

PATRYCJA MARKOWSKA: Moja bezradność w pierwszych tygodniach była wszechogarniająca. Nie wiedziałam, jak uspokoić zanoszącego się od płaczu maluszka. Pierwsze kąpiele były koszmarem. Filip się darł, a my byliśmy na skraju wyczerpania. Nie odbierałam telefonów, nie odzywałam się do nikogo, płakałam. Po pewnym czasie byłam tak wykończona, że uciekałam z domu, zostawiając synka z Jackiem. Była pierwsza w nocy, a ja jeździłam samochodem po mieście, słuchając muzyki na full. To mi bardzo pomogło. Gdy kryzys minął, poczułam taki przypływ miłości do Filipa, że bałam się, że oszaleję.

GALA: Trochę mnie to jednak dziwi, że nie byłaś przygotowana na baby blues. Dużo się o tym ostatnio pisze.

PATRYCJA MARKOWSKA: Uważałam, że mnie to nie będzie dotyczyć. Przetrwałam dzięki Jackowi, który dawał mi wiele ciepła. Pomyślałam sobie wtedy, że do tej pory zakochiwałam się w tzw. niebieskich ptakach, ale na szczęście ojca dla dziecka wybrałam sobie absolutnie odpowiedzialnego. Mężczyznę na życie trzeba sobie wybrać nie tylko sercem, ale i rozumem, bo on będzie musiał dużo znieść. Jacek biegał koło mnie jak opętany. Nie dziwiły go moje najdziwniejsze prośby.

GALA: Mówi się: żeby mogła narodzić się matka, musi umrzeć kochanka. Co o tym myślisz?

PATRYCJA MARKOWSKA: Przeżyliśmy z Jackiem trudne chwile. Zdarzało się, że płakałam w poduszkę, bo on również bywa wybuchowy. Ale poradziliśmy sobie z tym. Wydaje mi się, że jeśli coś się psuje w parach na tym etapie, to z winy facetów i ich niecierpliwości. Oni powinni się pogodzić, że na początku są zepchnięci na drugi plan.

GALA: Dlaczego zakochałaś się w Jacku?

PATRYCJA MARKOWSKA: Chemia. Jacek jest dowcipny. To dobry człowiek. Jest też świetnym aktorem. Podkłada głosy w bajkach i czasami w domu odgrywa role. Tym nas rozśmiesza.

GALA: Zanim Jacek cię poznał, miał już rodzinę.

PATRYCJA MARKOWSKA: Ma przecudownego 5-letniego syna Maksa z poprzedniego małżeństwa. Maks ma fantastyczną relację z ojcem. Kiedy Filip płacze, przychodzi, całuje go w czoło i mówi: „Nie płacz, bo ja też będę płakał!”, albo: „Chodź, polecimy razem w kosmos”.

GALA: Rozbiłaś małżeństwo?

PATRYCJA MARKOWSKA: Myślisz, że jestem zimną zołzą, która rozwala związki?! To brednie plotkarskich portali! Nie wyobrażam sobie, żebym namawiała faceta, by zostawił dla mnie żonę i synka. Jacek od dawna jest rozwiedziony i nie mam prawa analizować, dlaczego rozpadło się jego poprzednie małżeństwo. Wiem jedno: rozpadło się bez dramatów. Jestem zachwycona byłą żoną Jacka, bo ma klasę. Bardzo szanuję ją za to, jak z Jackiem wychowują Maksa, jakie są ich wzajemne relacje. Oboje udowadniają, że można się rozstać i żyć w przyjaźni. Że można pójść w różne strony, nie kalecząc się.

GALA: Ale gdy poznałaś Jacka, nie miał jeszcze rozwodu.

PATRYCJA MARKOWSKA: To był dla mnie dramat. Długo walczyłam z tym uczuciem, nie potrafiłam zaakceptować tego, że jest żonatym facetem, nawet jeśli nie mieszkał już z żoną. Nie dałam mu nawet numeru telefonu do siebie. Postawiłam sprawę jasno: nie będzie żadnych spotkań. Pamiętam, jak przepłakałam u mamy całą noc. Ona przyznała mi rację i wyraźnie powiedziała: „Absolutnie nie możesz się w to mieszać”. Wtedy pierwszy raz się z nią upiłam. Siedziałyśmy na podłodze i płakałyśmy. A on szukał mnie przez znajomych, wreszcie przekazał list.

GALA: Twój tata powiedział kiedyś, że przyszłaś na świat z manierami księżniczki. Jakie maniery ma Filip?

PATRYCJA MARKOWSKA: Oczywiście ma maniery księcia! Dlatego mówimy o nim książę Filip. Uwielbia, gdy wszystko kręci się wokół niego. Jest niecierpliwy. Już pokazał, że ma charakterek. Śmieje się od ucha do ucha, powtarza za mną dźwięki, gulgocze. Potrafię na niego patrzeć godzinami i nie nudzę się.

GALA: Najważniejsza rzecz, którą chciałabyś mu przekazać?

PATRYCJA MARKOWSKA: Spokój i radość. Żeby nigdy nie musiał słyszeć kłótni. Chciałabym dać mu poczucie humoru i dystans do świata. Nie musi być bogaty, nie musi mieć trzech fakultetów, nie musi być gwiazdą. Gdyby chciał w przyszłości zbierać motyle za sześć groszy, nie będę miała nic przeciwko temu.

GALA: Mama pomaga ci opiekować się Filipem?

PATRYCJA MARKOWSKA: Zabiera go na długie spacery, ale jest trochę zagubiona, gdy widzi matę oddechu, specjalny kosz na śmieci, odciągaczkę do pokarmu. Ona suszyła pieluchy tetrowe na sobie, bo często w ich domu było tak zimno, że nie chciały schnąć.

GALA: Teraz, kiedy sama zostałaś mamą, inaczej spojrzałaś na swoją mamę?

PATRYCJA MARKOWSKA: Tak. Zaczęłam rozumieć lęk, jaki moi rodzice mieli o mnie. Moja mama straciła dziecko, zanim się urodziłam. I teraz dopiero zrozumiałam, co przeszła, jak dzielną jest kobietą.

GALA: Czym samą siebie zaskoczyłaś jako mama? Z czego jesteś dumna?

PATRYCJA MARKOWSKA: Że jestem tak cierpliwa. Nie spodziewałam się tego po sobie. Dla każdego czułego na dźwięki człowieka parogodzinny płacz dziecka jest jak wkręcanie śrubokręta w głowę. A jednak granica cierpliwości mi się powiększyła. Kiedyś lubiłam mieć wszystko od razu, teraz nie ma nic od razu. Kiedyś lubiłam mieć wszystko zaplanowane, a teraz nie da się nic zaplanować.

GALA: Rodzi się dziecko, a ty już definitywnie musisz przestać być dzieckiem.

 

PATRYCJA MARKOWSKA: A skąd! Czasem bawię się z Maksem, synem Jacka, w chowanego, wiec chyba nie jest ze mną tak źle. Z moim synem też chciałabym się kumplować, zbudować z nim taką relację, żeby przychodził do mnie ze swoimi problemami, a nie uciekał. Ale najważniejsza rzecz, której chciałabym go nauczyć, to szacunek dla innych. To przekazali mi moi rodzice.

GALA: Jacek podobnie patrzy na te sprawy?

PATRYCJA MARKOWSKA: On chyba będzie bardziej wymagający niż ja. Ale tak ma być. U mnie w domu było odwrotnie: tata był luzakiem, a mama trzymała wszystko w garści. Czuję, że w naszym domu to ja będę wprowadzała elementy szaleństwa do wychowania.

GALA: Mając dziecko, często analizujemy, jak sami byliśmy wychowywani. Czego nie powtórzysz ze swojego dzieciństwa?

PATRYCJA MARKOWSKA: Dziecko nie powinno być przy wszystkich imprezach rodziców. Ja wisiałam im na szyi, zasypiałam w zadymionych pokojach. Tego chciałabym mu oszczędzić.

GALA: Twoi rodzice to właściwie tacy konserwatywni rockandrollowcy. Ale nie mają tabu. Jak to było? Przychodzi mała Patrycja do tatusia i pyta, skąd się biorą dzieci, a tatuś na to...

PATRYCJA MARKOWSKA: Mówił prawdę. W naszym domu nie było tabu. Mówiło się o wszystkim. Pamiętam, że gdy powtórzyłam dzieciom na podwórku słowa taty, wszystkie się ode mnie odwróciły. One wolały wierzyć w bociana.

GALA: Jak właściwie przebiegało twoje odejście z domu? Przecież Jacek zabrał ukochaną córeczkę tatusia.

PATRYCJA MARKOWSKA: Tata nigdy nie był o mnie zazdrosny. Gdy rodzice mają udany związek, nie wpadają w toksyczne relacje z dziećmi. Niczego im nie rekompensowałam, bo oni się kochali i szanowali. Dlatego chcą, żebym i ja taki dom zbudowała. Nie czułam, żeby byli nieszczęśliwi, bo ja się usamodzielniłam.

GALA: Ale Jackowi musiało być trudno. Twój ojciec to silna osobowość i musiał odcisnąć na twoim życiu piętno.

PATRYCJA MARKOWSKA: Na szczęście Jacek nie miał z tym problemu. On wie, że nie musi być gwiazdą. Kocham go i jestem z niego dumna, bo jest taki, jaki jest. To mężczyzna, który mocno stąpa po ziemi. Imponuje mi jego męskość i wolność wewnętrzna. To nie jest człowiek, który ślizga się po powierzchni.

GALA: Ale musi mu być trudno przełknąć, że twój tata buduje wam dom.

PATRYCJA MARKOWSKA: Kolejna plota. Tata nic nam nie buduje. Czy myślisz, że pozwolilibyśmy na to? Jakie to byłoby frustrujące dla Jacka? I dla mnie, bo pracuję na siebie, odkąd skończyłam 19 lat. Jeśli zbudujemy dom, to sami. Tak samo plotką jest, że tata wyprawi nam wesele, „jakiego Polska nie widziała”. Nie wyobrażam sobie, by mógł coś takiego powiedzieć. Marzę, żeby zaśpiewał na naszym weselu. To będzie najcudowniejszy prezent.

GALA: Suknia ślubna kupiona?

PATRYCJA MARKOWSKA: Jeszcze nie. Na razie nie mamy czasu o tym pomyśleć. Mamy wystarczająco dużo zajęć. Najważniejszy jest Filip.

GALA: Gdybyś miała wytłumaczyć komuś, tak po prostu, po co mieć dziecko?

PATRYCJA MARKOWSKA:: Urodziłam syna, bo chciałam dawać. Przekazać to, co sama dostałam od rodziców, od świata, od Jacka. Nie ma nic piękniejszego!