Toma Cruise'a i Katie Holmes
Ślub Toma Cruise'a i Katie Holmes to bezwzględnie wydarzenie sezonu! Dorównują mu tylko narodziny ich córeczki Suri. Państwo młodzi powiedzieli sobie "Tak" w baśniowym średniowiecznym zamku nieopodal Rzymu na oczach 150 znamienitych gości. Czy teraz będą żyli długo i szczęśliwie?

- Gala
"Nielegalny? Chcesz mi wmówić, że ślub Toma Cruise'a i Katie Holmes może być nieważny? Największe wydarzenie towarzyskie tego roku? Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz?" - wrzeszczał do słuchawki jeden z osobistych asystentów Toma. Sekretarz burmistrza miasteczka Bracciano, gdzie w XV-wiecznym zamku Tom i Katie mieli powiedzieć sobie "tak" w asyście 150 gości, nagle przypomniał sobie, że ceremonia nie będzie ważna, jeśli państwo młodzi nie pojawią się w urzędzie stanu cywilnego w centrum miasta. Włochy nie uznają bowiem scjentologii za pełnoprawną religię, tylko za sektę. Asystent aktora zdenerwowany zamieszaniem też w pierwszej chwili zapomniał, że przecież Tom i Katie załatwili wszystkie niezbędne formalności
jeszcze w Los Angeles. Kiedy tydzień przed uroczystością wylądowali na lotnisku dla VIP-ów w Rzymie, tak naprawdę byli już małżeństwem. Ale dopiero tutaj, w średniowiecznym zamku, 40 kilometrów od Rzymu, chcieli przysięgać sobie miłość aż po grób, z całą pompą, w obecności rodziny i najbliższych przyjaciół.
Dlaczego właśnie tam? Tom chciał, by historia jego i Katie zatoczyła magiczne koło. To właśnie w Rzymie w kwietniu 2005 roku para TomKat po raz pierwszy oficjalnie pokazała się razem - Tom rozpoczynał wtedy promocję "Mission: Impossible III", a ona ostatniej części "Batmana". To właśnie w Rzymie Tom po raz pierwszy widowiskowo pocałował swoją dziewczynę. Ale ponieważ w samej stolicy Włoch trudno zapewnić bezpieczeństwo, a przede wszystkim względną intymność tylu znamienitym gościom, Tom na miejsce uroczystości wybrał małe miasteczko i górujący ponad nim wspaniały zamek. - Będziemy mieli ślub jak z bajki - obiecywał swojej narzeczonej już na wieży Eiffla, gdzie ekstrawagancko oświadczył się w czerwcu tego roku. Słowa dotrzymał. W przypadku Toma nie mogło być mowy o cichej, skromnej uroczystości, gdzieś na zagubionej pośród oceanu wyspie.
Żeby wszystko odbyło się "należycie i po włosku", nadwornym projektantem młodej pary mianowany został Giorgio Armani. - On jest chyba największym perfekcjonistą w świecie mody, a Tom lubi współpracować z takimi ludźmi. Tylko wtedy czuje się bezpiecznie - zdradzili przyjaciele pary. Praca Giorgia nie ograniczała się tylko do zaprojektowania sukni ślubnej i garnituru pana młodego. Armani ubierał Toma i Katie w czasie całego pobytu we Włoszech, zaprojektował też prześliczne malutkie sukienki dla ich 7-miesięcznej córeczki Suri, kreacje dla rodziców państwa młodych, dla ich świadków i dzieci Toma z poprzedniego małżeństwa z Nicole Kidman. - To bardzo w stylu Toma. -
Chciał, żeby wszystko współgrało ze sobą w najdrobniejszych szczegółach - szeptano po kątach. Gościom na szczęście pozwolono na większą dowolność i nie zmuszano ich do korzystania z atelier Armaniego, chociaż oczywiście była taka możliwość. A było kogo podziwiać. Specjalnie na ślub Toma i Katie przyleciała z Los Angeles Jennifer Lopez z mężem Markiem Anthonym, Will Smith z Jadą Pinkett-Smith, Brooke Shields z mężem Chrisem Henchym, z którą Tom był niedawno w ostrym konflikcie. David i Victoria Beckhamowie wystąpili razem tylko podczas piątkowego wieczoru, na uroczystej przedślubnej kolacji. W sobotę David musiał wracać do Madrytu - jego zespół Real Madryt grał mecz, którego, niestety, nie mógł opuścić. Wszystkim gościom zarezerwowano luksusowe apartamenty w najlepszym rzymskim hotelu Hassler, położonym u szczytu słynnych Schodów Hiszpańskich.
W sobotę droga dojazdowa do zamku prowadząca przez miasteczko Bracciano została zamknięta. Wzdłuż niej od rana gromadziły się tłumy dziennikarzy, a przede wszystkim fanów, którzy choć przez ułamek sekundy chcieli zobaczyć ulubione gwiazdy. Nie przeszkodził im ani deszcz, ani gęsta mgła. Panna młoda, razem z córeczką Suri, przyjechała na zamek pierwsza. Dopiero dwie godziny później czarną limuzyną z przyciemnionymi szybami przemknął pan młody. Ceremonię, oczywiście w obrządku scjentologicznym, i przyjęcie zaplanowano w najpiękniejszej sali w zamku - Hall of the Caesars, której okna wychodzą na malownicze jezioro. Również dlatego, by utrudnić paparazzim fotografowanie gości. I choć ślubu udzielał scjentologiczny przywódca duchowy i najbliższy przyjaciel Toma, David Miscavige, sama ceremonia niewiele różniła się od tej w Kościele katolickim. Panna młoda miała na sobie suknię w kolorze écru, a do przyszłego małżonka podprowadzał ją ojciec. Para wymieniła się obrączkami od Cartiera (zrobionymi z białego złota i wysadzanymi drobnymi diamencikami) i przysięgała sobie dozgonną miłość. Jak na iście królewski ślub przystało, zamek udekorowano tysiącami białych kwiatów i ponad sześcioma tysiącami pachnących świec. Gościom umilał czas znany włoski tenor Andrea Bocelli. Kiedy państwo młodzi ostrożnie zaczęli kroić pięciopiętrowy tort oblany białą czekoladą i ozdobiony marcepanem, na nich i na gości posypały się płatki białych róż. Zabawę uświetnił pokaz sztucznych ogni, a kiedy pan młody zapragnął pocałować małżonkę, goście zamiast krzyczeć: "Jeszcze! Jeszcze!" wołali: "Stop! Stop!", bo myśleli, że ten pocałunek nigdy się nie skończy. W niedzielę po południu młoda para odleciała prywatnym samolotem na miodowy miesiąc. Na rajskie plaże na Malediwach. Oby bajka na tym się nie skończyła...
1 z 3

u2064_4
2 z 3

u2066_5
3 z 3

u2069_2