Wymyśliłeś Urbanator Days, warsztaty dla młodych wokalistów, jazzmanów, hiphopowców. Zapraszasz do współpracy wybitnych artystów. Nie odmawiają ci, i to już szósty raz. Chcesz zapracować na pomnik?

No nie wiem, mam dużo wrogów wśród krytyków jazzowych, ale na szczęście mam też prawdziwych jazzfanów. Ci krytycy są przeważnie purystami, a dla mnie ten europejski jazz jest taki, że często wychodzę z sali, ziewając. Jeżeli chcę eksperymentów, to wolę Scheafera czy Pendereckiego. Jazz polega na tym, żeby coś wspaniałego przeżyć duchowo i przy tym pupą czy inną częścią ciała poruszać, żeby naprawdę mieć odlot i się tym bawić. A na warsztatach robimy antyszkolenia (śmiech).

Intrygujesz, dlaczego antyszkolenia?

Syn przyjaciela nie zdał w Katowicach na aranżację i rodzice prosili, żebym zapytał dlaczego, może się wstawił. Zadzwoniłem do kolegów i słyszę, że delikwent nic nie umie, mało czuje, a tego nie można się w szkole nauczyć! Spotkaliśmy się i wywaliłem mu wprost: „Idź na jakieś komputery czy coś, to nie jest miejsce dla ciebie. Jeśli nie posłucha, ma pasję. Jeśli jej nie ma, zrezygnuje z marzeń. I dobrze, bo inaczej będzie mięsem armatnim, głodującym, udającym tylko, że gra. Jeśli masz talent, szkoła ci nie zaszkodzi. Inaczej ty zaszkodzisz samej muzyce. Ludzie będą jej słuchali, myśląc: „Tu nic się nie dzieje”. Czucia muzyki, tak jak np. seksu, nie można się nauczyć w szkole ani z podręczników. Albo się coś dzieje, albo nie!

Jak sprawdzasz, czy w tych młodych jest pasja?

Mówię im, że najbardziej obciążający w życiu jest plecak, czyli przeszłość. To po prostu tragedia. Jak słyszę: „Kiedyś tak robiłem i to się podobało, to teraz też powinno”. A właśnie, że nieprawda. Z plecaka też trzeba umieć korzystać, ciągle go przepakowywać i uaktualniać, do dzisiejszych czy jutrzejszych potrzeb. Na Urbanator Days zapraszam sekcję rytmiczną, która grała m.in. z Amy Winehouse. Bo życie jest teraz, tutaj. Tłumaczę warsztatowiczom: „Pamiętajcie, to nie jest wyścig, to nie popis! Poczujcie nastrój, wibracje i uniesienie, a wtedy muzyka sama będzie grała!”. Ktoś mówi: „Ale ja nie znam nut”. Odpowiadam: „No i dobrze, to nie szkodzi”, to tylko jeden ze sposobów przekazywania sobie informacji.

Mówisz to ty, wirtuoz? Dlaczego do swoich skrzypiec dodałeś jedna strunę?

Zobacz także:

Bo wtedy skala jest większa. To tak, jakby ktoś sobie cycki powiększył. Tak jak modelka to robi, żeby lepiej wyglądać, to ja – żeby lepiej brzmieć.

Michał, ile ty masz lat?

Sporą część życia miałem 19. Potem było ostre tąpnięcie, w wieku 29 przeszedłem zawał i na jakiś czas poczułem się dziadkiem.

Ostro zaczynałeś, miałeś 14 lat i paliłeś, piłeś, grałeś po klubach.

Jestem typem uzależnieniowca. Jak usiądę do komputera, to do rana. Jak widzę nowy typ telefonu, to natychmiast chcę go mieć. Potrafię się nie napić przez trzy tygodnie lub dużo więcej, ale jak będzie okazja, to w jednej chwili się zmienia. 15 lat piłem, 17 nie. Ostatnio mawiałem, że próbuję, co lepsze (śmiech). Ale teraz myślę i wiem, że alkohol przede wszystkim tuczy, zabiera czas, zdrowie, mózg i samego siebie! Nie pijąc, mam spokój i sporo czasu na siebie i na samospełnianie! Schudłem już 12 kilo i będzie więcej. Uprawiam sporty, a jeszcze niedawno przechodziłem 100 metrów i musiałem siadać. Wysiadałem z samolotu, to pytali, czy mają mi wózek podstawić. O nie! Jak człowiek, w końcu przestaje balować, zaczyna zdawać sobie sprawę, że jest mało sprawny, zbolały, słaby, smutny, bez entuzjazmu i wręcz nieciekawy i trzeba coś z tym zrobić i zadziałać! Bo jak się ma ciało słabe, ręce słabe, to jak można uprawiać trudny fizycznie i duchowo zawód muzyka czy wykonywać „romantyczne przysiady” z takim brzuchem z przodu?

Mówisz o seksie? Twoją biografię można zapisywać na receptę. Tyle tam koloru.

Martwiłem się niedawno, że mam już mało czasu. Dopadły mnie jakieś smutki, depresje, tu serce, tu biodro. Poszedłem do jednej pani, coacha. I ona mi mówi: „Wszyscy mamy tyle samo czasu, bo nie wiadomo, kto, kiedy, co i jak...”. I mi ulżyło. Naprawiam teraz swoje błędy.

Pracujesz nad czymś?

Nad „Sounds from Poland”, polskie hity nagrane w Stanach, po angielsku z wielkimi gwiazdami. Takie „Pod Papugami” Niemena, cudne.