Reklama

Uwodzili się przez miesiąc. Jak? Intelektualnie. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej ze strony Ewy. Dopiero z czasem poczuła, że to coś ważnego, coś na dłużej. Dziś bez Paula nie mogłaby już żyć. Ta historia przypomina romans w stylu Danielle Steel. Kochankowie poznają się na eleganckim przyjęciu w Paryżu. On jest znanym, bogatym i dojrzałym pisarzem. Ona piękną, młodą emigrantką. On na jej widok zastyga, gdyż ta kobieta przypomina mu jego zmarłą przed laty pierwszą żonę. Przeznaczenie czy przypadek? W chwili gdy do wrót pisarza puka szczęście, jego obecna, trzecia żona postanawia złamać mu życie. Żąda rozwodu, wyrzuca go z ponad 300-metrowego mieszkania w centrum Paryża, aż wreszcie pozbawia prawie 7 milionów euro i denuncjuje urzędowi skarbowemu ukrywanie dochodów w rajach podatkowych. Na tym jeszcze nie koniec, bo proces w toku. Pogrążony małżonek traci oszczędności, a w wyniku ostrych napięć dostaje wylewu. Zyskuje jednak coś o wiele cenniejszego: miłość młodej kobiety, która nie opuszcza go nawet w najcięższej chwili. Oboje połączyła literatura, zamiłowanie do wysmakowanego życia oraz ciekawość świata i ludzi. Oto niezwykli kochankowie z Paryża: Ewa Kowalewska i Paul-Loup Sulitzer. GALA: Kto w tym związku jest pisarzem?
PAUL-LOUP SULITZER: Oboje.
EWA KOWALEWSKA: Tylko że jeden jest już uznany, a drugi początkujący. GALA: Czy to dobry początek zapisać aż 222 strony o spotkaniu z innym pisarzem?
EWA: Pisanie było moim marzeniem. Pomyślałam, że najprościej zacząć od siebie. Nie trzeba wymyślać fabuły. Sulitzer et moi (Sulitzer i ja) to aż 222 strony o mnie, tylko połowa dotyczy spotkania z Paulem. Jego nazwisko pojawia się w tytule, bo jest bardziej rozpoznawalne we Francji. GALA: Paul za to już 20 lat temu został pisarzem. Dlaczego?
PAUL-LOUP: Byłem doradcą finansowym i naszła mnie ochota, żeby opisać wszystko to, co widziałem i przeżyłem. Początek lat 80. był wprost idealny. Zarabianie pieniędzy przestało być wstydliwe. Młodzi i ambitni ludzie szukali wskazówek. Bohaterem moich książek był pieniądz, a pomysły jak na tamte czasy dość przełomowe.
EWA: Zdarza się, że jeszcze dzisiaj na przyjęciu podchodzi do Paula jakiś milioner, dziękując mu za to, że go kiedyś zainspirował. Paul-Loup był idolem lat 80. GALA: Ciebie również zmotywował, tyle że do pisania?
EWA: Napisałam tę książkę, aby pokazać prawdę o naszym związku. W tutejszej prasie zaczęły pojawiać się artykuły o nas, a mój wizerunek w nich przedstawiany nie był prawdziwy, nie odpowiadał mi. Wychodziłam na atrakcyjną, niezbyt inteligentną przylepkę znanego i bogatego pana. Jemu odbiło po pięćdziesiątce, a ja jestem głupią blondynką lecącą na jego forsę. Pisano, że Paul-Loup wyciągnął mnie ze skrajnej biedy w Polsce i pokazał, jak wygląda wielki świat. GALA: To nie jest prawda?
EWA: Zanim go poznałam, już podróżowałam i obracałam się w ciekawych kręgach. Bywałam w pięknych mieszkaniach, eleganckich restauracjach, ekskluzywnych dyskotekach i na paryskich przyjęciach, na które nie każdy mógł wejść. Studiowałam w Paryżu na amerykańskim uniwersytecie z dziećmi dyplomatów z całego świata. Poznawałam mnóstwo innych ludzi. Mówię biegle trzema językami. GALA: W książce opisujesz również swoją pierwszą podróż do Francji.
EWA: Miałam wtedy jedenaście lat. Wybrałyśmy się z mamą na wakacje do Cannes. Szybko skończyły się pieniądze, więc wpadłyśmy na pomysł, żebym portretowała turystów. Od małego byłam utalentowana plastycznie, ale ta praca była totalną improwizacją. Podglądałam i naśladowałam doświadczonych portrecistów. Wyżyłyśmy z tego przez miesiąc. Byłyśmy miejscową atrakcją, bo przyjechałyśmy do Cannes starym polonezem. Po drodze odpadł nam tłumik i ktoś wybił szybę, zamiast której w okno wkleiłyśmy worek na śmieci. Miałyśmy niezły ubaw, kiedy parkowałyśmy pod drogimi hotelami. To były fantastyczne wakacje. Złapałam wtedy bakcyla do nauki francuskiego. Za rok przyjechałyśmy znowu. GALA: Szybko wyfrunęłaś z domu?
EWA: Dwa lata wcześniej niż moi rówieśnicy poszłam do podstawówki. Kiedy miałam 15 lat, wyjechałam do Stanów do szkoły średniej. Tam zrobiłam maturę. Potem zdecydowałam się wrócić do Europy. Wybrałam Paryż. GALA: Dlaczego uciekałaś z rodzinnego Opola?
EWA: Byłam ciekawa świata. Moja mama zawsze mówiła: "Nie umiesz gotować, nie szkodzi, ale mów po francusku". Chciałam poznać inne obyczaje, pomieszkać to tu, to tam. GALA: Gdzie poznałaś Paul-Loupa?
EWA: Na przyjęciu. Byłam zdystansowana. Właśnie wróciłam z wakacji w Saint-Tropez, gdzie nabawiłam się podejrzliwości do mężczyzn. Jest tam taka dyskoteka, gdzie co roku od dwudziestu lat przyjeżdżają ci sami panowie po to, aby co wieczór do swojego stolika zaprosić pięć długonogich blondynek, z którymi nie zamienią nawet słowa. Zasada numer jeden brzmi: żaden facet nie może poważnie potraktować dziewczyny, a już broń Boże zakochać się. Byłam tym zdegustowana. Moja mama wpajała mi od zawsze, że kobieta powinna się szanować. Paul-Loup zaintrygował mnie tylko dlatego, że nigdy wcześniej nie poznałam pisarza, którego książkę czytałam. Mam na myśli jego Hannah. GALA: To nie była miłość od pierwszego wejrzenia?
EWA: Nie.
PAUL-LOUP: Kiedy zobaczyłem Ewę, doznałem olśnienia. Przypominała mi moją pierwszą żonę, która zmarła tragicznie na raka. Ona była moją wielką miłością. GALA: To mogło być obsesyjne skojarzenie?
PAUL-LOUP: Jestem zdrowy psychicznie. Na początku byłem zafascynowany tym podobieństwem, ale dość szybko odkryłem coś więcej. Pierwszy raz w swoim życiu spotkałem kogoś tak kreatywnego, jak ja.
EWA: Czasami znasz człowieka pięć godzin, a wydaje ci się, że znasz go pięć miesięcy. Poczułam coś takiego po pierwszej naszej kolacji. GALA: I tak od razu, bez żadnych obaw? Dzielą was prawie dwa pokolenia. To różnica 35 lat.
PAUL-LOUP: Częściej problemu w tym dopatrują inni niż my sami. GALA: Może wiesz, dlaczego?
PAUL-LOUP: Dlatego że ludzie mają uprzedzenia. Ale miłość jest silniejsza od uprzedzeń.
EWA: W naszym przypadku było o tyle trudniej, że Francuzi patrzą podejrzliwie na dziewczyny z Europy Wschodniej.
PAUL-LOUP: Za bardzo szanuję ludzi, żeby brać od życia tylko to, czego chcę, i nie myśleć o konsekwencjach. Ale nie pozwolę sobie, aby moim życiem kierowały opinie innych ludzi.
EWA: Między nami wszystko potoczyło się tak naturalnie. Nad tą różnicą wieku zaczęłam się dopiero zastanawiać w chwili, kiedy postanowiłam Paula przedstawić mamie. On jest starszy od niej o 10 lat. Jednak po raz kolejny mama zaskoczyła mnie pozytywnie. Zadała mi tylko dwa pytania: czy kochasz go i czy jesteś szczęśliwa? Odpowiedziałam: tak. GALA: Wspominałaś, że nie było to uczucie od pierwszego wejrzenia. Kiedy to się zmieniło?
EWA: Kiedy minął miesiąc, poczułam, że to może być coś ważnego, coś na dłużej. Zaczęłam przeżywać nasze spotkania. Wracałam do domu zaniepokojona, czy dobrze wypadłam, czy nie plotłam głupot, czy dobrze użyłam jakiegoś zwrotu po francusku. GALA: Jak się uwodziliście?
EWA: Intelektualnie.
PAUL-LOUP: Cały czas myślałem: to zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Wzruszyły mnie bardzo rysunki Ewy. Jej wrażliwość. GALA: Nie miałeś tremy przy tak młodej i pięknej damie?
PAUL-LOUP: Nie. Nadrabiałem kreatywnością. GALA: Poznałaś Paula, kiedy był w trakcie rozwodu z trzecią żoną. Nie niepokoiło cię to?
EWA: Był ze mną szczery od początku. Wyjaśnił mi, że są w separacji od dwóch lat. Ani przez chwilę nie czułam, że spotykam się z żonatym mężczyzną.
PAUL-LOUP: W ciągu ostatnich dwóch lat spotykam się z żoną tylko w sądzie. GALA: Twój rozwód jest jednym z najgłośniejszych od wielu lat. Ponadto pół roku temu przeszedłeś ciężki wylew. To duże wyzwanie dla młodej kobiety.
EWA: Związek to nie tylko branie, ale i dawanie. Zostałam obdarzona miłością. Przy Paulu po raz pierwszy poczułam, że moje życie podąża we właściwym kierunku. Uwierzyłam w siebie. Zaczęłam robić to, o czym od zawsze marzyłam: piszę i maluję. Czuję się spełniona. I bezpieczna. GALA: Wydaje mi się, że teraz Paul potrzebuje ciebie bardziej niż ty jego.
EWA: Nawet jeśli tak to może wyglądać z zewnątrz, to nie mam żadnych wątpliwości, że Paul wciąż jest silniejszy ode mnie. Wierzyłam, że on wyzdrowieje dlatego, że on sam w to wierzył.
PAUL-LOUP: Jestem cholernym szczęściarzem, bo jeszcze niedawno, pół roku temu, przypominałem warzywo.
EWA: Najgorsze już za nami. Paul bez względu na to, co złego dzieje się wokół niego, nie poddaje się. Czasami zastanawiam się, skąd on bierze tę siłę? GALA: Skąd?
PAUL-LOUP: Z miłości. Miałem w życiu już wszystko: pieniądze, władzę, byłem blisko polityki. Dopiero zaglądając śmierci w oczy, zdałem sobie sprawę z tego, co najważniejsze. Dziś już wiem, że moje życie bez bliskich nie ma sensu. To Ewa mnie ocaliła.
EWA: Przez pierwszych kilka dni po wypadku nie spałam, nic nie jadłam. Wtedy dotarło do mnie najsilniej, że nie wyobrażam sobie mojego życia bez Paula. Bałam się, że on nie przeżyje albo będzie kaleką do końca życia. Ta choroba zbliżyła nas do siebie jeszcze bardziej. GALA: Paul, potrafisz jeszcze zaufać kobiecie?
PAUL-LOUP: Byłbym przegrany podwójnie, jeśli mściłbym się na innej kobiecie za to, co spotyka mnie ze strony mojej żony. Wtedy dopiero ona zatriumfowałaby. Nic z tego! Żona skomplikowała mi bardzo życie, ale nie jest w stanie go przekreślić. GALA: Jaka jest obecnie twoja sytuacja finansowa, skoro żonie musiałeś już zapłacić kilka milionów euro?
PAUL-LOUP: Trudna. GALA: Przypominasz sobie dzień, w którym zarobiłeś najwięcej pieniędzy?
PAUL-LOUP: W ciągu godziny zarobiłem milion dolarów, podpisując kontrakt na wykupienie praw do sfilmowania książki Hannah. Zarabianie pieniędzy było dla mnie czymś w rodzaju przygody. Nawet kiedy miałem pieniędzy pod dostatkiem, zarabiałem dla samego zarabiania. W moich książkach szczegółowo, krok po kroku, jak w instrukcji obsługi opisywałem, jak rozwijać firmy, jak zarabiać pieniądze. GALA: Co jest dominującą cechą ludzi bogatych?
PAUL-LOUP: Duma. GALA: Pewnie dużo się zmieniło od czasów, kiedy mówiłeś o sobie: Jestem dupkiem z cygarem?
EWA: Dopasowaliśmy się psychicznie, a to przekłada się na życie w sypialni. Seks daje szczęście, kiedy wypływa z głębokiej miłości.
PAUL-LOUP: To stan ducha. GALA: Co za idylla! Aż pozazdrościć.
EWA: Czasami kłócimy się.
PAUL-LOUP: Ale tylko z powodu głupstw, które ja popełniam. Kiedy na przykład w tajemnicy przed Ewą zjadam pizzę.
EWA: Paul uwielbia to wszystko, co najbardziej mu szkodzi. GALA: Śmiejesz się, że bywalec to twój drugi zawód. Jak nie wypaść z obiegu w Paryżu?
PAUL-LOUP: Moja główna zasada brzmi: jestem sobą.
EWA: Osobiście tego nie polecam. Paulowi wolno być sobą, bo jest znany. We Francji jest grupa ludzi, która nic innego nie robi poza pojawianiem się na przyjęciach, a ich główna zasada to wiedzieć, komu się podlizać, a kogo lekceważyć. Uwielbiam jednak ludzi zaszokować i do obiadu w eleganckiej restauracji zamówić na przykład piwo. Nie jestem snobką. Piłam już wina i za trzy franki, i za trzy tysiące. Jak nie wypaść z obiegu? Trochę znajomości zasad bon ton: podczas posiłku zawsze kładziemy serwetkę na kolanach, a różowego wina nigdy nie zamawiamy zimą. Trochę pewności siebie. I tyle. Rozmawiała SYLWIA BOROWSKA
Zdjęcia PAWEŁ PYRZ
STYLIZACJA EWA ŁĘGA, MAKIJAŻ ANNA MĘCZYŃSKA/CLARINS, FRYZURY SOPHIE DELAVE.
DZIĘKUJEMY SKLEPOM: KASZMIROWY SWETER, KOZAKI, RĘKAWICZKI SKÓRZANE, SPÓDNICZKA, SATYNOWY SZAL, CZARNE SPODNIE - DENI CLER - SKLEPY FIRMOWE W CAŁYM KRAJU; DŻINSY - RIVER ISLAND - SKLEPY FIRMOWE W CAŁYM KRAJU; BERETY - SIMPLE - GALERIA MOKOTÓW, UL. WOŁOSKA 12, WARSZAWA ORAZ BLUE CITY, AL. JEROZOLIMSKIE 179, WARSZAWA; BIAŁA BLUZKA - GANTOS - BLUE CITY, AL. JEROZOLIMSKIE 179, WARSZAWA; ŻUROWY SWETER - MAXIMA - CH OLIMP, SKLEP RIDEKO, AL. SPÓŁDZIELCZOŚCI PRACY 34, LUBLIN; TRENCZ - MARIOS/EKLEKTA, UL. RACŁAWICKA 99, WARSZAWA; BROSZKI MOTYLE - YES - SKLEPY FIRMOWE W CAŁYM KRAJU; ORAZ VERONA, WWW.VERONA.PL.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama