"Dlaczego nie!"
Kożuchowska, Przybylska, Cieślak, Zakościelny, Kot. Doborowa obsada, barwne postacie, miłosny trójkąt, zawikłana intryga. "Dlaczego nie!" - Nowa komedia romantyczna ryszarda zatorskiego, ma wielkie szanse powtórzyć sukces poprzednich produkcji tego reżysera: "Nigdy w życiu!" I "Tylko mnie kochaj". Jako jedyni towarzyszyliśmy bohaterom na planie. Tekst

Maciej Zakościelny przed kolejnym ujęciem zdejmuje koszulę i z poświęceniem robi pompki przy stole z kanapkami. Musi dobrze wyglądać. Poza tym woda w jeziorze ma najwyżej 10 stopni, a za chwilę półnagi spędzi tam kilkadziesiąt minut. Trzeba więc rozgrzać ciało. W filmie zobaczymy go, jak wynurza się z wody, ku zaskoczeniu Anny Przybylskiej i Tomasza Kota. Według scenariusza oboje pracują tam nad telewizyjną reklamówką perfum "Dlaczego nie?". Przybylska gra rozkapryszoną gwiazdę (panią Anię), Kot, pracownik agencji reklamowej (filmowy Dawid), reżyseruje spot. Miejsce akcji: malownicza miejscowość Błaskowizna nad jeziorem Hańcza, w sercu Suwalskiego Parku Krajobrazowego.
"Dzień dobry, panie prezesie! A dlaczego pan tu nie gra? To przecież wymarzona rola dla pana?!" - szczebiocze pani Ania, po czym uśmiecha się uśmiechem uprzejmie wystudiowanym. Cięcie! Powtarzamy! To jeden z końcowych epizodów filmu.
Główna intryga "Dlaczego nie!" kręci się wokół rodzącej się miłości Jana (Zakościelny) do Małgosi (Anna Cieślak). Ona - prowincjuszka po Akademii Sztuk Pięknych, próbuje znaleźć ciekawą, ambitną pracę, tymczasem utrzymuje się z rozwożenia sałatek po firmach. Wreszcie trafia do agencji reklamowej i próbuje zainteresować szefów własnymi pomysłami. On jest nietypowym prezesem tejże agencji. Trochę wycofany, nieśmiały. Zdecydowanie nie przystaje do światka ludzi reklamy. Żadne tam drogie ubrania, szpanerskie gadżety, nonszalanckie pozy. Nawet zakochuje się trochę przypadkiem. Miłość swojego życia znajduje... pijaną we własnym samochodzie. "To jest facet, który nie bardzo pasuje do tego środowiska. Szalenie normalny. Czysty w intencjach" - opowiada Maciej Zakościelny. "Nie ocenia, nie neguje. Siebie i życie traktuje z dużym dystansem. Nie napina się". Trójkąt miłosny dopełnia Małgorzata Kożuchowska, czyli Renata. Rzutka, przebojowa blondynka, z wielkimi ambicjami. Trochę czarny charakter, trochę femme fatale. "Ma dobrą pracę, dobrze zarabia, uważa się za kreatywną" - mówi sama aktorka. "Ale nie ma tego, co w życiu najważniejsze, czyli miłości. Podkochuje się w głównym bohaterze, Janku. Chociaż do końca nie wiadomo, czy to prawdziwe uczucie, czy tylko ambicja. Na pewno jest osobą samotną i przez to nie do końca szczęśliwą. Może dać rywalce - Małgosi, pracę albo nie. I wybiera to drugie. Bo jest niespełniona".
Przypadkiem propozycja tej roli zbiegła się że zmianą wizerunku Kożuchowskiej. Krótkie, modnie ostrzyżone włosy aktorki idealnie współgrają z postacią nowoczesnej, temperamentnej dziewczyny ze świata reklamy, którą gra. "Kiedy zadzwonił Rysiu Zatorski, pomyślałam sobie: "O, jak super, nie trzeba będzie w sobie niczego zmieniać!".
Nie do poznania jest też Tomasz Kot, czyli filmowy Dawid. W niczym nie przypomina tu dostojnego Maksymiliana Skalskiego z serialu "Niania" ani Ryśka Riedla z filmu "Skazany na bluesa". Bez brody, z nowym uczesaniem, w luźnej, niebieskiej bluzie dresowej i adidasach wygląda wreszcie na swoje 29 lat. "Kiedy kończę "Nianię", czuję, że nudzi mnie trzymiesięczna broda i ją golę. Po prostu" - mówi bez entuzjazmu. Jak tak dalej pójdzie, doczekamy się w Polsce aktorskiego kameleona z prawdziwego zdarzenia.
Zdaniem reżysera Ryszarda Zatorskiego "Dlaczego nie!" to - jak każda dobra komedia romantyczna, "współczesna bajka dla młodych i dorosłych". Takie założenie bardzo cieszy Anię Cieślak: "Opowiadamy piękną historię o miłości i szukaniu się w świecie. Władek Pasikowski powiedział kiedyś, że w dobrym filmie wątek miłosny jest konieczny. Tu jest. I to bardzo fajny. Gośka, lądując w Warszawie jak na ziemi obiecanej, nie może powiedzieć ot, tak sobie: nienawidzę warszawki. A warszawka to szaleńcze tempo życia, mnóstwo zagonionych ludzi... Małgosia to osoba, która świadomie chciała się dostać do tego świata i chce się dostosować do realiów. Tak jak wszystkie postacie z tego filmu jest nieco zagubiona. Jak każda z nich próbuje się odnaleźć. I nawet jej się udaje".
"Ta rola daje mi możliwość kreowania rzeczywistości trochę baśniowej", wtóruje jej Zakościelny. "Próbowaliśmy nawet policzyć, ile bajek jest w ten scenariusz wplecionych. "Kopciuszek", "Jaś i Małgosia", "Śpiąca Królewna", "Kot w Butach", nawet "Żuraw i czapla". Bo przecież cały czas się mijają, nie mogą się zejść. On chce, ona mu ucieka, ona by chciała, ale on się wykręca. Jan nie jest napalonym gówniarzem, który zobaczył laskę i chce ją od razu zdobyć. On czeka, obserwuje, nie wyprzedza jej ruchów".
Na planie robi się wesoło. Przed kamerą, ale i pomiędzy ujęciami, bryluje Anna Przybylska. Z pasją opowiada o swoim nowym życiu "w rozkroku" (trochę w Polsce, trochę w Turcji, gdzie pracuje jej życiowy partner, piłkarz Jarosław Bieniuk), pokrzykuje, gestykuluje. Od czasu do czasu, korzystając z całej palety aktorskich środków, dworuje sobie z Tomasza Kota. "To jest komedia romantyczna. Ale za romantyzm odpowiadają tu Ania Cieślak z Maćkiem Zakościelnym. Ja z Tomkiem Kotem i Małgosią Kożuchowską mamy robić komedię", śmieje się. Po chwili nieco poważniej dodaje: "Pani Ania, którą gram, jest mną w bardzo niewielkim stopniu. Obie reklamujemy kosmetyki. Tyle. Ona jest rozkapryszoną gwiazdą. Taki miks Paris Hilton, wyniosłej aktorki kina europejskiego i jeszcze jednej niedostępnej pani X, której nazwisko przemilczę. A to wywoła kłótnię na planie, a to stroi fochy. Paniusia. Poza tym jednak ja jestem tu jedynie kolorkiem, lekką przyprawą. Udziału w intrydze nie mam".
O ile jednak o Annie Przybylskiej bez wątpienia można mówić "gwiazda polskiego kina", o tyle dla odtwórczyni głównej roli, Ani Cieślak, rola Małgosi to dopiero trzeci poważny angaż w kinie. Wcześniej zagrała w obsypanym nagrodami dramacie "Masz na imię Justine" i w "Karolu. Człowieku, który został papieżem". Na co dzień występuje zaś w krakowskim Teatrze Słowackiego. Ta rola jest dla niej całkiem nowym aktorskim wyzwaniem. "To innego rodzaju aktorstwo niż to, z jakim miałam dotąd do czynienia. Zagranie postaci Justine było wyczerpującym, mocnym doświadczeniem. Ale mam wrażenie, że dla mnie ta rola jest nie mniej trudna. Niełatwo zagrać kogoś, kto nie ma w sobie wielkiego dramatycznego bagażu. Zagrać tyle, ile trzeba. Bez takiego emocjonalnego rozchwiania, bez szaleństwa. Jak każdy młody aktor wkładam w pracę niezwykle dużo emocji. A tu trzeba to powściągać". Poza tego rodzaju wyzwaniami Ania musiała nauczyć się między innymi jazdy na skuterze. W filmie jest scena takiej przejażdżki, więc trzeba było coś z tym zrobić. W ramach treningu musiała pokonać nawet specjalny slalom.
Z kolei Maciej Zakościelny, przygotowując się do roli, intensywnie ćwiczył w Szczyrku paralotniarstwo, a następnie przeszedł kurs nurkowania w Legionowie. "To wszystko będzie można zobaczyć na ekranie", zapewniają producenci filmu. Poza tym w kinie zobaczymy z pewnością piękne zdjęcia. Poza Suwalszczyzną kręcone były przede wszystkim w stolicy: na placu Trzech Krzyży, Nowym Świecie, dziedzińcu Akademii Sztuk Pięknych czy placu Teatralnym. W ujęciach Tomasza Dobrowolskiego Warszawa ma przypominać miasto z XVIII-wiecznych obrazów Canaletta, ciepłe, przyjazne, pełne uroku. Czy trzeba czegoś więcej, by odnieść sukces?
Ryszard Zatorski przyznaje, że jeśli się czegoś obawia, to tylko reakcji widzów. Oceny krytyków nie mają dla niego większego znaczenia. Poprzednie komedie romantyczne Zatorskiego "Nigdy w życiu!" i "Tylko mnie kochaj" obejrzały ponad 3 miliony widzów - każdą! Można więc przypuszczać, że i tym razem się uda. Dlaczego nie?!