Reklama

Obie deklarują, że nie zależy im na wygranej. Innych uczestników programu, zdenerwowanych udziałem dwóch tak znanych postaci, koją uśmiechami. Wydaje się jednak, że to wyłącznie taktyka doświadczonych w rywalizacji, mocnych kobiet. Poetyka programu jest nieubłagana: do pojedynku między obydwiema paniami musi dojść. Pytanie, czy stanie się to w finale. Rozpoznanie
Agnieszka Frykowska, patrząc w obiektyw kamery, zawsze wyobraża sobie swojego kochanka. - Mam seks w oczach - mówi z niezachwianą pewnością. Adoruje fanów Baru nie tylko powłóczystym spojrzeniem, ale i akcesoriami, po które zwykła sięgać przed każdą ważną randką. Do programu zabrała ze sobą obcisłe, jaskrawe bluzki, buty na 10-centymetrowych szpilkach i błyszczącą biżuterię.
Bronią Iwony Guzowskiej, byłej mistrzyni świata w boksie i kickboxingu, są pokazy sportowych umiejętności. Ma ku nim sporo okazji, bo w Barze przygotowuje się do walki o kolejny tytuł.
Jeśli któraś z pań swoją taktyką urzecze widzów na tyle skutecznie, że zostanie finalistką, otrzyma w nagrodę dożywotnią pensję, której wysokość Polsat wyjawi, dopiero wręczając wygraną. Obie twierdzą jednak, że nie zależy im na tych pieniądzach. Frykowska udział w Barze traktuje jako początek kariery filmowej: - Przyszłam tu, bo chcę być aktorką. To takie głupie gadanie, że trzeba zamknąć się w szkole teatralnej i całymi dniami ćwiczyć dykcję po to, by trafić na ekran. Za oceanem sukces w filmie może odnieść kasjerka. Wystarczy tylko, że ktoś ją zauważy. Chcę, żeby mnie spotkało to samo. Umiem zarobić na siebie, więc pieniądze, które czekają na finalistę Baru, nie są mi potrzebne. Sława zwycięzców reality show jest krótka i mnie nie interesuje - mówi. Podobny stosunek do finałowej nagrody w Barze deklaruje Iwona Guzowska: - Chciałabym, żeby wygrał ktoś, komu pieniądze ułatwią start - wyjaśnia. Zapewnia, że w telewizji szuka wyłącznie dobrej zabawy. Jej dystans do pieniędzy jest zastanawiający. Chciałaby zająć się jeździectwem, trenować skoki przez przeszkody i, jak twierdzi, nie realizuje tych marzeń, bo nie stać jej na własnego konia. Przyznaje też, że boksem zajęła się, bo liczyła na większy zysk, niż dawał kickboxing: - Nigdy nie marzyłam o boksie - zapewnia. - Życie mnie do tego zmusiło. Mój syn zaczynał szkołę, musiałam mieć na podręczniki i tornister. Walczyłam pod presją sytuacji. Nasuwają się pytania. Czy Frykowska jest na tyle naiwna, by czekać w Barze na reżysera, który zaproponuje jej rolę? A Guzowska tak zaciętą poszukiwaczką przygód, że za cenę rozstania z synem, za którym bardzo tęskni, przesiaduje na barowym stołku? Chyba nie. Przyglądając się stylowi gry obu pań, odnosi się wrażenie, że traktują tę zabawę poważnie. I, co ciekawe, obie grają tak samo. Eliminacja przez nokaut?
Iwona i Frytka zgodnie twierdzą, że nie zgłosiły się same do programu. Zgłoszenie Agnieszki przysłała babcia, ta sama, która rzekomo nie chciała wpuścić wnuczki do domu po jej ekscesach z Kenem w jacuzzi w Big Brother. Guzowską zgłosił jej mąż tylko dlatego, żeby zrobić żonie kawał. Pojechały na eliminacje, bo szkoda przecież marnować szansę, którą dał im los. Do Baru dostały się bez problemu - dziwne byłoby, gdyby autorzy programu zmarnowali szansę na podkręcenie oglądalności gwarantowane przez pojawienie się na ekranie tak znanych twarzy. Na castingach wywołały popłoch wśród innych startujących. - Pamiętam dziewczynę, która na mój widok krzyknęła: "Jak ja mam się dostać, skoro tacy ludzie tu przychodzą?" - wspomina Guzowska. Obie doskonale wiedziały, że osoby, które trafią z nimi do programu, zareagują podobnie i będą chciały je wyeliminować. Postanowiły więc zaprzyjaźnić się z konkurencją. Od pierwszych chwil trwania programu ślą uśmiechy, wysłuchują wszystkich z uwagą i unikają konfliktów. Pracują na wrażenie, że wszyscy w grupie to równi przyjaciele. Na razie w tej grze lepsza jest Guzowska. Dowody? Została wybrana na lidera grupy. W cotygodniowych starciach, w których zgodnie z regułami wszyscy uczestnicy rozdają konkurentom plusy i minusy, wyznaczając swoich kandydatów na odstrzał, Guzowska kosi same plusy. Tak unika trafienia na gorące krzesło i ryzyka wypadnięcia z programu. Zdaje sobie sprawę z mocnej pozycji w grze: - Było mi bardzo miło, gdy Amanda powiedziała: "Wiesz, Iwona, nawet gdybyś nie była mistrzynią świata, to na pewno też byś się tu dostała, a my i tak wybralibyśmy cię na lidera grupy". Jej skuteczność nie dziwi. Manipulować przeciwnikiem nauczyła się na ringu. Co więcej, żyje z wykładów na temat psychologii walki. Kiedy przestała boksować, zaczęła prowadzić kursy, na których wyjaśnia, jak walczyć z konkurencją, zdobyć szacunek przeciwnika i wytrwać w stresujących sytuacjach. Wygląda na to, że udział w Barze traktuje jako pokaz skuteczności wykładanych przez siebie metod i reklamę. Z kolei Frykowska skorzystała z patentu na zaprzyjaźnienie się z konkurentami, bo o dobrych efektach takiej strategii przekonała się w Big Brother. Unikanie wchodzenia innym w drogę gwarantuje długi staż w reality show i zwiększa szansę na główną wygraną. Frytka już wie, że niewiele zdziała, stawiając na szokowanie widzów. Seksualne igraszki z Kenem (krążyły pogłoski, że dostała za nie 50 tys. złotych) sprawiły, że telewidzowie zapamiętali ją lepiej niż finalistę, ale nie wygrała głównej nagrody. Widowiskowy spektakl namiętności sprawił, że konkurenci przestraszyli się, że znikną w jej cieniu, i zaczęli głosować przeciwko Agnieszce. W Barze, nauczona tym doświadczeniem, przyjazna Frykowska zbiera plusy. Zapewnia, że nie zamierza wdawać się w żaden ognisty romans. - Chcę, żeby ludzie zobaczyli we mnie zwykłą dziewczynę - tłumaczy swoją taktykę. - Nie stawiam na ciało, nie zamierzam zarabiać na swoim seksapilu, niczego nie załatwiam w życiu seksem. Tych, którzy przyczyn jej tajemniczej wstrzemięźliwości doszukują się w jej głośnym ostatnio romansie z detektywem Krzysztofem Rutkowskim, zapewnia, że dali się zwieść plotkom: - Nie spałam z Rutkowskim - wyznaje. - Podeszłam tylko do niego w jakimś klubie, żeby porozmawiać o śmierci mojego ojca. Miałam nadzieję, że pomoże mi zrozumieć, co się stało w domu Karoliny Wajdy, w którym rzekomo tata popełnił samobójstwo. Łączy nas tylko przyjaźń. Rutkowski ma żonę, którą bardzo kocha, a ja nie mam zwyczaju odbijać mężów. Decydujące starcie
Guzowska i Frykowska nie spotkały się w bezpośrednim starciu. Nie muszą się spieszyć. Jak uczy historia reality show, częściej wygrywają takie programy mężczyźni. Panie powinny więc skupić się na eliminowaniu kolegów. Są skuteczne, więc niewykluczone, że spotkają się w finale. Czy dojdzie do pojedynku Frykowskiej z Guzowską i jak on będzie wyglądał? Prawdopodobnie postarają się do końca odgrywać przyjaciółki, a publiczność zdecyduje, która jest lepszym graczem. Po wyjściu z programu Guzowska zamierza nadal prowadzić psychologiczne kursy. Na Agnieszkę Frykowską w domu czeka scenariusz filmowy, który napisała o sobie. - Jeśli nikt mnie nie zechce, sama mogę zrobić ze sobą film - mówi. - Wiem, że i tak jestem skazana na sukces. Obie zapewniają, że bez względu na finał Baru i tak będę czuły się wygrane. Zuzanna O'Brien, Katarzyna Szczerbowska

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama