Jako dziecko wiedziała: chce występować. Ostatnio znalazła film. Ma na nim 6 lat i jeździ na łyżwach na Torwarze. – Byłam wicemistrzynią Polski w swojej grupie wiekowej jako łyżwiarka figurowa – wyjaśnia. Pada pytanie: „Kim chcesz być, dziewczynko?”. Natalia, sepleniąc, odpowiada: „Aktorką”. I choć lodowisko przerodzi się w salę baletową, to aktorstwo będzie jej celem. Marzy, by tak zarabiać na życie. – Dzisiaj mam dyplom ukończenia 4-letnich studiów aktorskich na Uniwersytecie Nowojorskim. Szkoda, że mało kto o tym wie.

Po 11 latach spędzonych w USA przyjechała do Polski. – Te początki… dużo szumu wokół mnie, ale bardziej negatywnego. Pytania: „Kim jest ta dziewczyna?”. Faktycznie, byłam „znikąd”, nie było informacji ani o płycie, którą nagrałam w USA, ani o mnie, tylko o moim tacie. „Skoro córeczka w show-biznesie, to dzięki tacie. Wydała płytę za pieniądze taty, chodzi, oddycha nawet za jego kasę!”.

Jej występ w Sopocie zlinczował Robert Kozyra. – Do dziś uważam, że nie zasłużyłam na tę krytykę. Byłam zaskoczona. To był mój drugi czy trzeci miesiąc w Polsce. Czułam się obco, miałam tu tylko rodziców, przypominałam sobie język polski. Po Sopocie myślałam nawet, czy nie wracać do Stanów. Łatwo mnie zranić, ale niełatwo zniechęcić, jeśli sobie coś postanowię – Natalia uśmiecha się. – Życie mam jedno, jeśli sama o nie nie zawalczę, to kto to zrobi?

Stany nauczyły ją kultu pracy, ale też dystansu i luzu w stosunku do porażek. – Porażka po chińsku oznacza: szansa na zmianę. Na lepsze. U mnie jest energia i fokus „do przodu”. – Przez 4 lata, od kiedy mieszka w Polsce, wydała drugą płytę (ma status złotej). Otrzymała nominacje i nagrody muzyczne, zagrała w popularnych serialach „Plebania”, „Pierwsza miłość” czy „Ojciec Mateusz”. – Gdy dostałam rolę w „Tancerzach”, miałam wrażenie, że kopnęło mnie szczęście. Sześciomiesięczny casting, znakomite tancerki. Nie przypuszczałam, że dostanę rolę. Mogłam połączyć aktorstwo z tańcem. – Razem z reżyserką Olgą Chajdas wystawiły monodram „Like a Virgin” M. Wendt i Ch. Schillera w Teatrze Praga. Ostatnio Olga i Kasia Adamik podsunęły jej książkę Jennifer Saginor, która wychowywała się w domu Hugh Hefnera, założyciela „Playboya”. – Postawiłam na monodram. Wspomnienia Saginor zrobiły na mnie takie wrażenie, że dwa tygodnie później poleciałam do Los Angeles, by z nią porozmawiać. Szukamy scenarzysty. Rozmawiamy ze świetnymi autorami; na razie nie chcę zdradzać ich nazwisk.

Pewne sytuacje same ją zaskakują. Kiedy Gruzja przygotowywała się do promocji w Polsce, poszukiwano polskiej wokalistki, która zaśpiewałaby dawny przebój „Batumi”. Wybrano Natalię. Pojechała, nagrała piosenkę, nakręciła klip. Jest dumna z tego projektu. Za promocję Gruzji dostała honorowe obywatelstwo tego kraju, ma dowód gruziński i paszport. Uwielbia spełniać swoje marzenia, być aktywna. Myśli o przeprowadzaniu wywiadów z największymi ze świata polityki i sztuki. Angielski to jej drugi język, który zna perfekcyjnie. – Nie sądziłam, że kiedyś porozmawiam z prezydentem Gruzji. Udało się. Rozmawiałam też z Saginor, staram się dotrzeć do Carli Bruni. Teraz stawiam sobie kolejne cele, np. wydać płytę z tekstami Osieckiej.

Zawsze pociągało ją słowo. Miała chrapkę na pisanie. Kiedy Tomasz Lis tworzył platformę natemat.pl, zbierał autorów, blogerów związanych m.in. ze sztuką. Dostała propozycję. – Zaczęłam pisać, spodobało się i jeszcze mnie nie wywalili – śmieje się. – Docieram do ludzi, z którymi mogę podyskutować, a nawet się posprzeczać.

Ma zasadę: nie mieć wokół siebie wrogów. Nie chodzi na wojnę z mediami, choć czyta o sobie różne głupoty. – Unikam złej energii, złych myśli. Lubię kłaść się spać z czystym sumieniem. Chciałabym, żeby ludzie do plotek o mnie podchodzili z dystansem. Godząc się na pracę w show-biznesie, wiedziałam, że będą pojawiały się o mnie również niemiłe informacje. Nie mam na to wpływu. Cieszę się, że funkcjonuję w mediach, bo popularność w moim fachu jest ważna i nie będę udawać, że jest inaczej. Robię swoje. Utrzymuję się sama, zarabiam na życie, daję koncerty, gram. A mój tata… – uśmiecha się – zajmuje się, ale tylko swoimi kotami.

Zobacz także:

Nie ma żalu do ludzi, którzy kilka lat temu dziwnie na nią patrzyli. – Każdy ma prawo do własnej opinii. Wiem, że niektórych do siebie nigdy nie przekonam. Ale na szczęście nie jest to cała moja publiczność. Zdaję sobie też sprawę, że dzieci z tzw. dobrych domów muszą dłużej udowadniać światu, że są oddzielnymi bytami. Po kilku latach życia i pracy w Polsce czuję, że coraz więcej ludzi, widząc, co robię, przekonuje się do mnie. – Tak było np. w „Tańcu z gwiazdami”. Ważny był głos jury, ale kropkę nad i stawiała sympatia widzów ślących SMS-y. Natalia zajęła 2. miejsce. – To mnie motywuje: małymi kroczkami, ale konsekwentnie do przodu. Ważne, by nie rezygnować, trzymać się dobrej strony życia i swoich marzeń.

Największy sukces? – To, że czuję się młodą kobietą w miarę pogodzoną z życiem – mówi po chwili zastanowienia. – Pewne sprawy mogłyby być bardziej zaawansowane, ale cieszę się z tego, co dzieje się w moim życiu i w jakim kierunku idę. Budzę się i wiem, że jest OK. Sukcesem są też ludzie, jakimi się otoczyłam. Przyjaciele i współpracownicy. Fajni, normalni, wartościowi. Populistyczne „sensacje” na mój temat już mnie nie ruszają.