Cudowny poranek: zbawienna praktyka czy zwykła ściema?  

Słyszałyście o metodzie cudownego poranka?  Więcej o tym pisałyśmy dla was tutaj. Mówiąc w skrócie, polega ona na dobrowolnym wstaniu o świcie i rozpoczęciu dnia od zrobienia czegoś przyjemnego dla siebie. Jest to, zgodnie ze zdaniem Hala Elroda, autora tej metody i książki „Fenomen poranka”, rutyna ludzi sukcesu. Cudowny poranek ma pomóc nam zrelaksować się i oczyścić umysł na resztę dnia. Dzięki zyskanym w ten sposób porannym godzinom masz dodatkowy czas na aktywności takie jak medytacja, sport, afirmacja czy pisanie intuicyjne. Dzięki tym ćwiczeniom cała reszta naszego dnia będzie pełna pozytywnej energii, tak jakbyśmy wcale nie wstały o 5 rano. W tym momencie prawdopodobnie zdążyłyśmy już podzielić się na dwa obozy. Część z Was albo już praktykuje metodę cudownego poranka, albo po przeczytaniu tego wstępu planuje zacząć. Część przewraca oczami i dyskwalifikuje ją jako coachingową ciekawostkę.

Muszę przyznać, że ja sama należę do sceptyków, jeśli chodzi o podobne praktyki. Zawsze ciężko było mi uwierzyć, że coś takiego, jak w medytacja, czy mówienie sobie, że jestem dobrą osobą, jest w stanie odmienić moje życie. Jednak w tym konkretnym wypadku postanowiłam dać szansę metodzie cudownego poranka. Lubię wcześnie wstawać, więc stwierdziłam, że być może nie będzie to aż takie wyzwanie. Kolejnym argumentem było to, że mam napięty grafik, w którym ciężko znaleźć czas na aktywność fizyczną. Pomyślałam czemu nie, w końcu oprócz kilku godzin snu nie mam nic do stracenia. Tak rozpoczęła się moja przygoda z cudownym porankiem. Po tygodniu praktykowania metody Hala Elroda, planuje ją kontynuować, ale… no właśnie, takich „ale” jest kilka.

ZOBACZ TEŻ: Czy owsianka wspomaga odchudzanie? 5 przepisów na zdrowe śniadanie

Cudowny poranek: tydzień praktyki 

Poniedziałek rozpoczęłam o świcie. Wstałam razem z budzikiem i od razu poszłam do kuchni przygotować sobie mój poranny napój. Każdy dzień zaczynałam od wypicia półlitrowej szklanki ciepłej wody z kurkumą, cytryną i imbirem. Jeśli jesteście ciekawe, jakie korzyści płyną z picia wody z cytryną, więcej dowiecie się z tego artykułu. Kurkuma również ma dobroczynny wpływ na nasz organizm, postanowiłam więc dodać ją do mojego porannego napoju. Jak smakuje taka mieszanka? Zaskakująco nieźle, o ile lubicie kurkumę, cytrynę i imbir. Następnie piłam kawę, bo bez niej żaden poranek nie byłby cudowny. Co potem?

Ubrana w strój do ćwiczeń, wyposażona w matę i laptopa wyszłam do ogródka poćwiczyć jogę. Dość powiedzieć, że daleko mi do sportowca. Moja koordynacja ruchowa również pozostawia wiele do życzenia, w zasadzie prawie nie odróżniam prawej strony od lewej. Możecie się domyślić, jaka ze mnie joginka. Toteż jeśli chce ćwiczyć poza domem, ale z dala od ciekawskich oczu sąsiadów, pozostają godziny około 5 lub 6 rano. Rozłożyłam matę na trawie i rozpoczęłam trening. Do domu wróciłam po 15 minutach mokra od rosy, pogryziona przez komary i z listkiem przyklejonym do kolana. Muszę jednak powiedzieć, że miałam dużo satysfakcji z samego faktu, że udało mi się znaleźć na to czas.

Następnego dnia nauczona doświadczeniem zdecydowałam się na trening na tarasie. Tym razem również nie udało mi się zadość uczynić przepisom BHP. Na drodze do pełni relaksu stanęła ślizgająca się po płytkach mata. Po 10 minutach treningu rozpadał się deszcz, ale postanowiłam, że będę nieugięta. Z trudem utrzymując równowagę na jednej nodze, usłyszałam za plecami głos mojej babci, która mieszka niedaleko i przyszła zaproponować mi bułki na śniadanie. Z ulgą przyjęłam ofertę i poszłam uzupełnić węglowodany.

Kolejnego dnia obudziłam się z zakwasami, które ledwo pozwoliły mi wstać z łóżka. Doszłam do wniosku, że czas na przerwę w treningu. Wypiłam swoją, tradycyjną już, miksturę i postanowiłam pomedytować. W ramach profilaktyki przeciwzmarszczkowej zrobiłam również masaż twarzy. Warto wspomnieć też o ważnej kwestii, która do tej pory mi umknęła. Mój poranny relaks każdego dnia odbywał się przy akompaniamencie rozdzierających serce miauknięć. Ostatnio z mężem adoptowaliśmy rocznego kociaka, który zachowuje się mniej więcej tak, jak roczne dziecko. Swoje aktywności przerywałam co chwilę, próbując smakołykami przekupić płaczącego malucha, żeby nie obudził męża.

Zobacz także:

W czwartek planowałam z samego rana udać się na basen. To jeden z moich ulubionych sportów, więc byłam pewna, że pójdę popływać bez żadnych oporów. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy słysząc budzik o 6 rano, nie byłam w stanie otworzyć oczu. Po kilku drzemkach wstałam, wypiłam miksturę, pomedytowałam i jak co dzień usiadłam do pracy. Wieczorem w ramach rekompensaty za basen poszłam na rolki. Po godzinie 22 z trudem udawało mi się ponieść powieki po mrugnięciu.

Nastał kolejny poranek. Budzik z godziny 6 przestawiłam na 7. Potem z 7 na 8. Mimo najlepszych chęci nie dałam rady. Muszę to przyznać, poddałam się przed samą metą. Jakie są moje wrażenia po wielkim teście cudownego poranka?

ZOBACZ TEŻ: Złote mleko - wzmacniający eliksir na bazie superfoods

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez INJournal (@injournal.rs) Mar 18, 2020 o 12:29 PDT

Cudowny poranek: o czym należy pamiętać

Dwojakie. Choć dwa ostatnie dni były dla mnie trudne i skutki zmęczenia zaczęły dawać się we znaki, na przykład w braku skupienia, to muszę przyznać, że byłam zaskoczona. Głównie tym, że zanim przedawkowałam cudowny poranek, miałam przez cały dzień jednakowy poziom energii, co wcześniej było moim wielkim utrapieniem. Zniknęły również, co nie jest zaskakujące, problemy z zasypianiem. Pracę zaczynałam już rozbudzona i w gruncie rzeczy całkiem wypoczęta. Choć byłam sceptyczna, muszę przyznać, że poranna joga czy medytacja faktycznie dawały mi na cały dzień poczucie spokoju. Nawet mimo tego, że w skupieniu przeszkadzał mi kot, który musi zawsze być w centrum uwagi. Co więc poszło nie tak?

Nie można zjeść ciasta i mieć ciastka. Decydując się na cudowny poranek, trzeba zrezygnować z cudownych wieczorów. Jak widać godziny ukradzione rano, trzeba oddać, kładąc się spać wcześniej. Na początku nie przeszkadzało mi to, ale po połowie tygodnia zaczęło. Zamiast rozpoczynać dzień od zastrzyku pozytywnej energii, pozostawała mi szklanka wody z kurkumą i worki pod oczami.

Gdybym miała podsumować moją przygodę z cudownym porankiem, powiedziałabym, że jest to wyzwanie, którego warto się podjąć. Chociażby po to, żeby, wiedzieć jak na nas zadziała. Zdecydowanie ma on wiele zalet, zwłaszcza jeśli ktoś z natury nie ma nic przeciwko wczesnemu wstawaniu. Jest to jednak praktyka, z którą trzeba obchodzić się ostrożnie. I pamiętać, że doba ma określoną liczbę godzin, z których część trzeba przeznaczyć na sen. Nie jest to więc narzędzie dla pracoholików, którzy po 10 minutach mruczenia w rytm szumu wodospadu puszczonego na Youtube’ie, siadają do pracy i planują dalej być aktywni do późnych godzin nocnych. Zauważyłam jednak, że praktykowanie cudownego poranka wprowadza w życie jakiś rodzaj spokoju i opanowania, którego wcześniej w nim brakowało. Trzeba liczyć się jednak z tym, że jest to praktyka, do której przyzwyczajamy się wolno i dla większych śpiochów może okazać się wielkim wyzwaniem. 

Cudowny poranek: komu polecam?

Komu poleciałabym cudowny poranek? Każdemu polecam, by spróbował na miarę swoich możliwości. Uważam jednak, że nie zagości on na stałe w życiu wielu osób. Niektórzy z natury wolą być aktywni nocą i wstawać później. Inni pracują na nocne zmiany, które muszą odespać. Jeszcze inni mieszkają daleko od miejsca pracy i od lat, nie z własnej woli, praktykują poranek, któremu daleko do cudownego. Ktoś może mieć małe dziecko, które całą noc miało kolkę. Ktoś inny nieregularne godziny pracy. Nie powiem więc, że będzie to idealne rozwiązanie dla każdego, podczas kiedy sama pracuję zdalnie, w regularnych godzinach i zamiast ząbkującego dziecka mam atencyjnego futrzaka. Ponadto cudowny poranek to trudna praktyka, która wymaga stopniowego przyzwyczajania się. Nie jest to też tylko i wyłącznie kwestia, wczesnego wstawania, ale ogólnej zmiany w całym planie dnia. Jeśli jesteście gotowe na takie wyzwanie, polecam! Daje wiele satysfakcji, o ile pogodzimy się ze stratą godziny czy dwóch wieczorem.

Czy zamierzam kontynuować? Jeśli mam być szczera, to chciałabym. Muszę jednak podejść do tego z nowym nastawieniem. Tydzień to za mało by w pełni odczuć skutki tej praktyki, jednak już te kilka dni wiele mnie nauczyło. O czym warto pamiętać? Na początek nie iść na całość, zamiast wstawania 2 godziny wcześniej, zacząć na przykład od pół godziny. Chodzić spać wcześniej. Co najważniejsze, nie traktować zdobytych w ten sposób godzin użytkowo! To nie jest dodatkowy czas na obowiązki, to czas dla nas, który ma pomóc się zrelaksować i wyciszyć na resztę dnia. Dam cudownemu porankowi drugą szansę. Od poniedziałku.

ZOBACZ TEŻ: Detoks wątroby – 7 produktów, które oczyszczą organizm

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez INJournal (@injournal.rs) Mar 14, 2020 o 11:37 PDT