Nałogowo głodne
Magda parzy sobie usta, zjadając półsurowe ciasto wyjęte po dziesięciu minutach z piekarnika. Agnieszka pije codziennie litry odchudzających herbatek, a Kinga jest uzależniona od produktów ekologicznych. Jak wygląda życie Polek, dla których jedzenie jest problemem?

Jedzenie słodkości nakręca organizm do sięgania po następne. Dlaczego? Oprócz tego, że czekolada zawiera substancje uzależniające: kofeinę, teobrominę, anandamid i fenyloetyloaminę, słodycze to produkty o wysokim indeksie glikemicznym. Spożywanie ich powoduje gwałtowny wzrost poziomu cukru we krwi i wyrzut dużej ilości insuliny z trzustki. To sprawia, że po kilku godzinach gwałtownie obniża się poziomu cukru w organizmie – stajemy się głodni i rozdrażnieni. Aby polepszyć sobie nastrój, znów sięgamy po jedzenie, które szybko „zadziała”, czyli znów po to o wysokim indeksie glikemicznym.
Pół nocy przesiedziała w toalecie, zwijając się z bólu brzucha. Wiedziała, że będzie ją to czekać, ponieważ numer z niedopieczonym ciastem zrobiła już kolejny raz. Detoks od słodyczy znów się nie udał. Magda wyrzuciła z szafek wszystkie czekolady, cukierki i ciastka. Miało nie być w domu niczego, co kusiłoby ją do podjadania. Ale „ssanie na słodkie” i tak ją dopadło. Tuż przed pójściem spać. Pomyślała o prezentacji, którą nazajutrz miała pokazać szefowi, i poczuła ucisk w żołądku. Zestresowała się i pierwszym odruchem był krok do kuchni.
– Błyskawicznie przetrzepałam szafki. Znalazłam kilka produktów, z których udało mi się zakręcić proste ciasto – mówi Magda. – Patrzyłam przez szybkę na piekącą się w foremce masę i czułam, że nie wytrzymam – opowiada. – Nie minął nawet kwadrans, gdy wyjęłam to niedopieczone ciasto i zjadłam je w całości, parząc sobie język. Przez chwilę poczułam ulgę. Ten słodki smak był kojący, czułam, że zaraz błogo zasnę.
Nie zasnęła. Po niecałej godzinie dopadł ją ból brzucha i... wyrzuty sumienia. – Wyrzucanie słodyczy to oszukiwanie się – mówi. – Bo gdybym miała batonik, zjadłabym go, i tyle, a tak funduję sobie zatrucia. Od dziecka mama i babcia przekupywały Magdę słodyczami. Za zjedzenie obiadu – w nagrodę czekoladka. Za to, że grzecznie przesiedziała mszę – lody w drodze do domu. – Później sama zaczęłam nagradzać się słodkim – mówi Magda. – Po zaliczonej sesji rozpusta w cukierni. Zauważyłam, że zawsze, gdy się czymś stresuję, nachodzi mnie smak na słodkie – przyznaje. – Czasem wystarczą dwa rządki czekolady, ale bywa, że znika cała foremka ciasta. Nie ma dnia, żebym nie zjadła czegoś słodkiego.
Na smutek i radość: obżarstwo
Dla Sylwii nie miało znaczenia: bodziec dobry czy zły. Każda silna emocja była w stanie zaprowadzić ją do stołu. Dowiedziała się w kuluarach, że szef planuje dać jej sporą podwyżkę – natychmiast zeszła do pracowniczej stołówki i zjadła trzy naleśniki na słodko, zupę, burgera i paczkę ciastek. Przez cały czas rozglądała się na boki, czy ktoś znajomy z działu nie widzi, że pochłania takie ilości jedzenia. Czułaby się skrępowana. Po takim obżarstwie przez następną godzinę nie była w stanie pracować, bo miała wrażenie, że w jej żołądku leży ciężka cegła.
Epizody w pracy to nie jedyne sytuacje, kiedy Sylwia odreagowywała stres jedzeniem. Gdy pokłóciła się z chłopakiem, jeszcze wisząc na słuchawce, projektowała w głowie, co zaraz zje, żeby sobie ulżyć. W chwilach napadu niekontrolowanej potrzeby jedzenia sięgała po słodycze albo fast foody, bo te najszybciej ją uspokajały. Czasem, gdy czuła, że naprawdę przesadziła, po skończonej uczcie biegła do łazienki i wymiotowała. – Musiałam sobie ulżyć, bo dosłownie pękałam w szwach – wspomina.
Po półtora roku takiej jedzeniowej huśtawki Sylwia urosła o trzy rozmiary. Przyjaciółka niemal na siłę wysłała ją do lekarza. Najpierw był internista w osiedlowej przychodni, później psychiatra. Sylwia się dowiedziała, że cierpi na zespół kompulsywnego objadania się. Objawy? Pod wpływem silnych emocji – dobrych i złych – zjadała bardzo duże posiłki, choć nie czuła głodu. Przyznała się lekarzowi, że sesji obżarstwa nie przerywały jej nawet bóle brzucha czy nudności. Na terapii indywidualnej zdiagnozowano u niej stany depresyjne spowodowane brakiem samoakceptacji i nieradzeniem sobie z emocjami.
Mija właśnie rok, odkąd Sylwia podjęła terapię. Mają kontynuować jeszcze sześć miesięcy. Zwalczyła nadwagę, psychicznie też czuje, że staje na nogi. – Ale nałóg to nałóg – mówi. – Cały czas trzeba trzymać rękę na pulsie, bo zawsze może wrócić.
NES, czyli Night Eating Syndrome, to zespół nocnego podjadania. Jest odmianą komplusywnego jedzenia i tak jak ono wymaga leczenia u psychodietetyka lub terapeuty. Objawia się tym, że rezygnując z normalnych porcji posiłków w ciągu dnia, nocą mamy napady głodu, których nie kontrolujemy. Niektórzy nawet nie pamiętają rano, że w nocy pochłonęli swoją dzienną dawkę kalorii.
Polecane
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Chmiel – zielony bohater urody, zdrowia i smaku
Współpraca reklamowa
Wakacje nad morzem w Grano Hotel Solmarina – relaks, natura i słońce!
Współpraca reklamowa
Neuropeptydy w kosmetyczce. Technologia, która zatrzymuje czas
Współpraca reklamowa
Zaproś sztukę do swojego wnętrza z nową linią Velvet ART
Współpraca reklamowa
Jak dobrać damskie buty zimowe do swojego stylu i sylwetki?
Współpraca reklamowa