Reklama

ŚWIĘTY ZOSTAWIA ŚLADY, ABY POKAZAĆ, ŻE BYŁ...

Klaudia Wolska (9 lat) nie ma wątpliwości co do istnienia Mikołaja. Nie widziała go, ale co z tego? Przecież ktoś musiał wypić mleko i zjeść ciastko, które razem z młodszą siostrą Julią (7 lat) przygotowują mu co roku i stawiają wieczorem przy kominku. Przeważnie pieką z mamą karpatkę, bo podobno Mikołajowi najbardziej smakuje. Rano znajdują tylko okruchy, a w szklance trochę płynu. Widocznie święty spieszy się i dlatego nie dopija! Cóż, musi jeszcze odwiedzić inne rodziny na świecie. Klaudia to rozumie. Św. Mikołaj przychodzi do nich w nocy, przed Wigilią. Wpada do ich pokoju przez komin lub uchylone, specjalnie dla niego, okno. Nie robi tego w świąteczny wieczór, bo ma dużo wyjazdów do innych dzieci. A poza tym, kto nakarmi wcześniej renifery, aby miały siłę ciągnąć sanie? Przecież są ciężkie, bo jedzie na nich – prócz szacownego pasażera – olbrzymi wór, wiadomo z czym!
Czcigodny gość daje dziewczynkom sygnał, że był. Na przykład zostawia mokre ślady na dywanie. Albo gałązki świerku pod oknem. Gdy tylko Klaudia je zauważy, biegnie do mamy i krzyczy: „O, był Mikołaj!”, a Julia zawsze spokojnie dodaje: „Tak. To musiał być on”. Poza tym święty odpowiada na listy, które mu zostawiają na parapecie. Dziewczynki zaś piszą do niego tak: „Kochany Mikołaju, prosimy o następujące prezenty...”. I tu jest cały zestaw upragnionych podarunków. Klaudia w tym roku umieściła na liście grę, o której od dawna marzy. Dotyczy ona opieki nad zwierzątkami. Dziewięciolatka szczególnie kocha pieski. Lubi zabawy z Ewilem, dwuletnim yorkiem, którego dostały z Julką od taty. Czesze go, myje i karmi. Daje mu też specjalne psie ciasteczka, w nagrodę za dobre sprawowanie. I jest zaprzyjaźniona z psem pana Janusza, ich fajnego sąsiada. Ale to jej nie wystarcza, ciągle jej tych zwierzątek mało! Dlatego zapragnęła dostać grę na płycie CD. Jej bohaterem jest puszysty stworek, niby kot, niby pies, może trochę małpka – którym trzeba się zaopiekować. W tej sprawie napisała do Mikołaja długi list. I ma nadzieję, że święty spełni jej prośbę. Bo czyż nie była grzeczna? Była. A czy dobrze się uczy? Oczywiście. Ma prawie same szóstki. Podobnie Julka. Dziewczynki wiedzą, że Mikołaj cały rok je obserwuje, patrzy, jak się zachowują. I co? Naprawdę nie ma się do czego przyczepić!
Z MIKOŁAJEM PRZY KOMINKU
Według Ani Chrobotowicz, która pracuje jako przedszkolanka, święta bez Mikołaja się nie liczą. Anna kończy wkrótce 29 lat. Mówi, że pragnie mieć dzieci i chce, by przychodził do nich Mikołaj. Akurat jest po rozstaniu z partnerem i chyba w związku z tym napisze list do świętego. A zacznie tak: „Drogi Mikołaju! Przydałby mi się jakiś dobry, odpowiedzialny chłopak na męża, który by mnie kochał”. A po namyśle, dodaje: „I żeby miał w domu kominek...”. Lecz zanim przed nim na dobre oboje zasiądą, muszą odbyć się zaręczyny. Ania marzy o pierścionku z brylantem. Od narzeczonego.
Z dzieciństwa pamięta niezwykłą atmosferę świąt. Czekała już od rana na pierwszą gwiazdkę, a po kolacji na sygnał, że można rozpakować prezenty. Mikołaj je podrzucał pod choinkę – tak mówiła mama. Pewnej jesieni dziewczynka postanowiła napisać do świętego. Adres miała z telewizji (wtedy nie było Internetu). Wysłała pismo do jakiegoś mikołajowego urzędu pocztowego, który miał się znajdować hen, za kołem polarnym. Nie bardzo wiedziała, w jakim języku pisać. Koleżanki mówiły, że może po lapońsku? Bo słyszały, że to z Laponii Mikołaj wyrusza z prezentami. Ale tata stwierdził, że wystarczy po polsku: „Zrozumie, bo na pewno zna wszystkie języki świata”. Tuż przed wigilią mama ją zawołała z kuchni: „Anka! Masz list z Laponii”. A w nim: „Kochana Aniu! Oczywiście, że przyjadę, ale wstąpię tylko na chwilkę... Chyba nie uda mi się z Tobą zobaczyć, bo będę o świcie. Przepraszam! Ale mam nadzieję, że prezenty Ci się spodobają. Wesołych świąt, Dziewczynko. Mikołaj”. I było, jak zapowiedział: prosiła o różowego misia – i takiego dostała. A w drugiej paczce kosmetyczkę. Były w niej kolorowe cienie i pomadka. Nareszcie mogła się umalować jak dama! Ciekawe, skąd Mikołaj wiedział, że Ania o tym marzy! Dziś Anna ma nadzieję, że kiedy przyjdą na świat jej dzieci, Mikołaj znajdzie czas, by posiedzieć z nimi przy kominku.
ŚWIĘTEMU TRZEBA ZAŚPIEWAĆ
Trochę mniej w dziadka ze świątecznymi upominkami wierzy Katarzyna Strzemieczna, sprzedawczyni. W końcu ma już 35 lat. Ale żeby tak wcale nie wierzyć, to nie. W jej domu rodzinnym zamiast świętego przychodził chrzestny. To znaczy, przebierał się za Mikołaja. Co prawda Kasia dowiedziała się o tym po latach, ale podejrzenia były od początku. Mikołaj miał dziwnie znajomy głos, a raz nawet spostrzegła nogawkę spodni wujaszka, która wystawała spod czerwonego płaszcza. Poza tym, to właśnie chrzestny wychodził na spotkanie Mikołajowi, a następnie długo nie wracał. Potem wyjaśniał wprawdzie, że zabłądził, bo była straszna mgła na dworze, no ale Kasia sama przecież widziała, że jest jasno i pięknie świecą gwiazdy... Mikołaj odwiedzał ich zawsze po wigilijnej kolacji. Niektórzy kończyli jeszcze mak, gdy nagle ktoś dzwonił do drzwi. – My, dzieciaki, pędziliśmy je otwierać – opowiada Katarzyna. – Ale on tylko się z nami witał, następnie pytał, czy byliśmy grzeczni i zostawiał w korytarzu worek. Kiedy prosiliśmy, aby się rozebrał i może został na trochę, tłumaczył: „Muszę jeszcze objechać kawał świata. Przepraszam!”. I znikał za drzwiami.
Potem Kasia wydoroślała, poznała chłopaka, wyszła za mąż. Odtąd... jej Piotr przebiera się za Mikołaja. Przeważnie spędzają święta Bożego Narodzenia u teściowej, gdzie bywa też rodzeństwo męża z rodziną. Kasia Strzemieczna pamięta, że kiedy córeczka szwagra miała jakieś 2-3 latka, Piotrek po raz pierwszy założył czerwony płaszcz i wielką czapę. Dziecko zaczęło wtedy strasznie płakać. „Powiedz wierszyk, dziewczynko!” – mówił Mikołaj, czyli mąż Katarzyny. „No, powiedz, laleczko...” – prosił, nie bacząc na jej łzy. „Mam dla ciebie w zamian piękny prezencik”. A dziecko w jeszcze większy ryk! Aż odezwał się najstarszy z braci, Mateusz: „Nie bój się, mała! Przecież to tylko wujek”. Dziewczynka nie wierzyła: ciągnęła Mikołaja za wąsy, brodę, aż w końcu zdjęła mu okulary i rozpoznała Piotra po oczach. „Wujku, to ty!? Nie Mikołaj...!” – uradowana rzuciła mu się na szyję. Śmiechu było co niemiara. Z tym mężem-Mikołajem nie jest łatwo. By dostać podarunek, trzeba się postarać. „Opowiedz, chłopczyku Mikołajowi jakiś wierszyk” – zwraca się do chłopaków. „A ty, dziewczynko musisz zaśpiewać nam piosenkę”, mówi do bratanicy. Nie omija też dorosłych. W ubiegłym roku poprosił Katarzynę o zanucenie kolędy „Lulajże Jezuniu...”. Wykręcała się, że nie ma słuchu, ale to Mikołaja nie przekonało. „Kaśka! Jak nam nie zaśpiewasz, to nie dostaniesz prezentu i już!” – rzekł na to, bardzo serio. Co miała robić? Zaśpiewała... Dzieci szwagra szybko rosną, starsi chłopcy mają już 13 i 15 lat, ale w tym roku mąż zapowiedział, że znowu będzie się przebierał. „Najwyżej założę tylko czapkę” – stwierdził niedawno.
A co z listami do Mikołaja? Cóż, Katarzyna chętnie by napisała, ale nie jest pewna, czy Mikołaj spełni jej marzenia. – Najbardziej bym chciała zdać maturę! – mówi. Bo chodzi do wieczorowego liceum. Dzięki maturze miałaby przed sobą nowe perspektywy. – To nie o to chodzi, że nie lubię mojej pracy – podkreśla. – Przeciwnie. Ale chciałabym w przyszłości się rozwijać – wyjaśnia. Może podejmie naukę w jakimś studium: handlowym albo nawet turystycznym... Bardzo lubi podróżować. Nie rezygnuje też z myśli o studiach. – Ale to już bardzo odległa przyszłość – zamyśla się. – Na razie mam zamiar uśmiechać się do wszystkich moich klientów w sklepie, gdzie pracuję, i od święta, i w normalny dzień. Chciałaby też, żeby Mikołaj pomógł jej poukładać w głowie te wszystkie plany i pragnienia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Loading...
Loading...