Zbigniew Buczkowski: Tyle się w życiu narobiłem za małpę, że wystarczy
Zagrał w trzystu filmach. Król epizodów, ma też w dorobku świetne główne role. Dba o kondycję, jeszcze bardziej o swoją rodzinę. A jak umie kochać!

Rozmawiać Pan chyba lubi?
Jeszcze jak! Dziś mój ulubiony temat to remonty, bo żona chce mieć ładną łazienkę. Ale w domu zawsze jest coś do zrobienia. Dobrze, że sam sporo potrafię. Żona mówi, że jak mnie o coś poprosi, pokombinuję i robię coś fajnego.
Ciągle mówi Pan o żonie?
Bo Jola, od lat ta sama, jest bardzo dla mnie ważna i wiele jej zawdzięczam. Nie czepia się o bzdury, dba o mój image, o ubiór. Bo ja lubię luz i nieraz się zapominam.
Żadnych garniturów?
Ależ mam ich z 15 czy 16. Ale co z tego, jak w nich nie chodzę?! Garnitur jest dla urzędnika, no - dla biznesmena. Oni muszą wyglądać. Mnie pasuje styl sportowy. Trochę sobie biegam, to mam kilka dresów i ileś par adidasów.
Kondycję też Pan ma? Z wiekiem jest coraz gorzej. Jeszcze dwa lata temu rozgrywaliśmy z synem tak ostre mecze w kosza, że po każdym byłem wypompowany, a w zeszłym roku zagraliśmy tylko raz i krótko! Ale za to zasuwam z kolegą na rowerze trasami nad Wisłą, przez lasy, 40-50 kilometrów. Więc jeszcze się nie wyczerpałem! W jednej ze scen filmu "Lawstorant" kilka razy wbiegałem i zbiegałem ze schodów. Gdy po paru dublach stanąłem obok koleżanki, była zdumiona: "Zbyszek, ty w ogóle nie jesteś zziajany! Wielu po takim czymś by umierało!".
W końcu uprawiał Pan jeszcze kilka innych sportów.
Trenowałem boks. Pływać też potrafię - jestem mistrzem Europy aktorów: w Budapeszcie w 2002 roku zdobyłem złoty medal w stylu klasycznym i srebrny w kraulu!
Od małego statystował Pan w filmie?
Bo w domu się nie przelewało, a wytwórnia filmowa była blisko. Wpadałem na chwilę, by coś zarobić. Stykałem się tam z takimi gwiazdami, jak Beata Tyszkiewicz, w której platonicznie się kochałem, Ela Czyżewska. Ale nie marzyłem o aktorstwie. Jako dziecko chciałem być pilotem, jak ojciec. Sztuką się zainteresowałem, gdy Janusz Kondratiuk odkrył mnie w "Dziewczynach do wzięcia". Zdawałem do szkoły aktorskiej, nie wyszło. Zdzisiek Maklakiewicz, mój idol i przyjaciel, obśmiał się wtedy: "Zbyniu, jak ja się cieszę, żeś się nie dostał: oni by cię zepsuli, a ty sobie i tak dasz radę!". Miał rację. Inni studiowali, ja grałem. A egzamin aktorski i tak zdałem. Eksternistycznie.
Czuje się Pan gwiazdą?
Skądże! Gwiazda kojarzy się nam z Hollywoodem albo z Cannes - jak już. Choć i u nas na aktorów walą tłumy, np. na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Przyznam się, że to bardzo męczy: człowiek cały czas zamknięty w hotelu, wyjść nie może, bo od razu rzuca się na niego dwieście osób i chce go stratować. No i jeszcze jako gwiazda musiałbym być kapryśny. A kaprysić to mogła Marilyn Monroe, przez której fochy nieraz i 80 dubli musieli kręcić. Boże kochany, po 80. dublu to ja już bym nie chciał grać w tym filmie. Natomiast inna gwiazda, moja ciotka Lucyna Szczepańska, nazywana przed wojną Słowikiem Warszawy, kiedyś powiedziała mi: "Zbyniu, jesteś aktorem, pamiętaj, byś ładnie wyglądał, ładnie się ubierał, szanował ludzi, zawsze był dla nich dobry! Bo tym, kim jesteś, jesteś dzięki nim!". Tego się trzymam.
A mówią o Panu warszawski cwaniak. To po serialu "Dom". Mój Henio Lermaszewski wszystko umiał załatwić, a przy tym zarobić, i wszystkim pomagał. Cwaniak warszawski w dobrym znaczeniu tego słowa. Ja prywatnie jestem starym warszawiakiem, ale żaden ze mnie cwaniak. Aczkolwiek w życiu sobie radzę, nie mogę powiedzieć, że nie.
Do światka show-biznesu Pan pasuje?
To zależy. Jak mi się ktoś nie podoba, uciekam. Kiedyś częściej chodziłem na bankiety, teraz mi się nie chce.
Ale i tak Pana zapraszają.
Bo dobrze mieć takiego "znanego pana Zbynia na okrasę". Mówiąc potocznie, robię za małpę. Gdy publiczność jest fajna, sam wtapiam się w tłum, nadaję zabawne historyjki i jest fantastycznie. Poza tym aktorowi wypada się pokazywać, żeby całkiem nie odpadł. Ale tyle się już w życiu za tę małpę narobiłem, że wystarczy.
I alkoholu Pan nie używa? Dlaczego?!
Jak każdy, lubię się czasem napić dobrego wina czy nawet jakiejś wódeczki w fajnym towarzystwie. A zimne piwko w upał świetnie gasi pragnienie.
Fajnie być aktorem?
Kiedyś miła starsza pani miała do mnie wielki żal, że zagrałem szuję. A dla mnie stworzenie bandziora, którego widzowie by nienawidzili i bali się - to aktorskie wyzwanie. Nawet gdy potem słyszę: "Skąd pan czerpał wzory, panie Zbigniewie? Pan też jest taki chamowaty?".
A cieszy Pana rodzina?
Bardzo. Zawsze brak mi było ojca. Zginął w pierwszej po wojnie katastrofie lotniczej, gdy miałem zaledwie osiem miesięcy. Fajny był z niego facet: kapitan cywilnego lotnictwa, wysokie, silne chłopisko, dobry człowiek, ze sporą dozą fantazji. Gdy syn po moim benefisie pocałował mnie i powiedział: "Tato, jestem z ciebie bardzo dumny", wzruszyłem się. Bo usłyszałem coś, czego ja mojemu ojcu nigdy powiedzieć nie mogłem.
Z dziećmi kłopotów Pan nie ma?
Żadnych! Wynagradzam im to, co nie znaczy, że je rozpuszczam. Oboje studiują, wciąż mieszkamy razem. Niedługo wyfruną z gniazdka i zostaniemy sami, ale taka kolej życia. Gdy ja żeniłem się jako ostatni z braci, moje rzeczy zostały pół roku u mamy. Wyciągałem je po troszeczku, by oszczędzić jej szoku.
Żałuje Pan czegoś?
Ja wakacje zawsze spędzałem na wsi. Dopiero jako czternastolatek pojechałem na kolonie do Międzywodzia. Będę je pamiętał do końca życia, bo wtedy po raz pierwszy zobaczyłem morze! Gdy mój syn dostał się na studia, wysłałem go na wycieczkę do Grecji. Ale mamie wyprawy do Ziemi Świętej zafundować już nie zdążyłem. A zawsze tak marzyła, żeby tam pojechać. I tego właśnie żałuję.
Rozmawiała Ewa Kosińska
Więcej w Claudii 11/2005
1 z 2

1763
2 z 2

1764
Polecane
„Z romantycznych wakacji all inclusive wróciłam sama. Ukochany narobił mi takiego wstydu, że urlop spędziłam w pokoju”
„W moim życiu nie było miejsca na babranie się w pampersach. Los zdecydował za mnie, w najmniej oczywisty sposób”
„Z romantycznych wakacji all inclusive wróciłam sama. Ukochany narobił mi takiego wstydu, że urlop spędziłam w pokoju”
„W moim życiu nie było miejsca na babranie się w pampersach. Los zdecydował za mnie, w najmniej oczywisty sposób”
„Wyrzekłam się luksusów dla prawdziwej miłości. Teraz wiem, że w życiu należy się kierować rozumem”
„Zaprosiłam brata na komunię córki i to był błąd. Narobił mi takiego wstydu, że do tej pory wytykają mnie palcami”
„Pokochałam bogatego przystojniaka tak mocno jak jego pieniądze. Za późno zrozumiałam, że w życiu nie ma nic za darmo”
„Rodzice się ze mnie śmiali, że mój mąż jest ze wsi. A ja wyszłam za króla truskawek i żyję jak pączek w maśle”
„To był mój najgorszy Dzień Kobiet w życiu. Nie sądziłam, że zięć ma mnie za starą raszplę bez prawa do przyjemności”
Ten egzotyczny owoc przyniesie ci małą fortunę. Wystarczy, że zadbasz o 1 szczegół
„Podobno w życiu liczy się tylko miłość. Jak za złamane serce mam opłacić rachunki i wypełnić lodówkę?”
„Nie będę zajmować się wnukami, bo już się w życiu narobiłam. Mam żal do dzieci, że cały czas traktują mnie jak służącą”
„Pożyczyłam 15 tysięcy na wakacje na Bali. Nie wiedziałam, że zapłaciłam za największy koszmar w życiu”
„Mąż pracował za granicą, a w kraju fundował mi luksusy. O jego prawdziwym życiu dowiedziałam się z jednego listu”
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Wakacje nad morzem w Grano Hotel Solmarina – relaks, natura i słońce!
Współpraca reklamowa
Neuropeptydy w kosmetyczce. Technologia, która zatrzymuje czas
Współpraca reklamowa
Zaproś sztukę do swojego wnętrza z nową linią Velvet ART
Współpraca reklamowa
Jak dobrać damskie buty zimowe do swojego stylu i sylwetki?
Współpraca reklamowa
Wybierz się do Suntago i wypocznij w tropikalnym stylu
Współpraca reklamowa
„Woda opadła, psy zostały” – rusza kampania pomocowa dla bezdomnych zwierząt
Współpraca reklamowa