Reklama

Chodzi i mówi równie szybko, jak rozwija się jej kariera. Jest konkretna, stanowcza, zasadnicza. To ogromny kontrast wobec tego, jak Agnieszka wygląda: drobna, filigranowa, o twarzy dziecka. Niewątpliwej urody nie eksponuje makijażem, ubiera się niepozornie, nie rzuca się w oczy. Prawdziwa Agnieszka to przeciwieństwo Klary z Warszawy. Klara była milcząca, tajemnicza, zagubiona. Agnieszka dobrze wie, czego chce. Mówi się o niej, że potrafi wszystko. Była zbuntowaną nastolatką w serialu Zaginiona i zakochanym robotem w Sile komicznej. Od dwóch lat jest związana z Dariuszem Gajewskim, reżyserem Warszawy. Na ekranie zobaczymy ją wkrótce u boku Michała Żebrowskiego w Pręgach. Teraz trwają zdjęcia do filmu szwedzkiej reżyserki Leny Einhorn Podróż Niny, w którym Agnieszka Grochowska gra żydowską dziewczynę. Film wzbudza wiele kontrowersji, tak jak przed laty komedia o holokauście Życie jest piękne Roberta Benigniego. Reżyserka chce pokazać getto z perspektywy dojrzewającej dziewczyny. A kto getto kojarzy z pierwszym biustonoszem, klasówką z fizyki i udaną prywatką?

GALA: Ma pani żydowskie korzenie?
AGNIESZKA GROCHOWSKA: Nic mi o tym nie wiadomo. Nigdy nie robiłam drzewa genealogicznego.
GALA: Dorastała pani na warszawskiej Pradze, miejscu o nie najlepszej reputacji. Tam szybko wchodzi się w dorosłość. Szybko pani dorosła?
A.G.: Zawsze się śmieję ze zdjęcia grupowego pierwszej klasy. Wszystkie dzieci grzecznie poustawiane patrzą w obiektyw, a ja celuję w niego palcem i śmieję się. Mówię coś do koleżanki, która też się śmieje, bo ją "zgotowałam". To zdjęcie ilustruje chyba mój stosunek do świata. Zawsze byłam bardzo radosnym dzieckiem. Starałam się nikomu nie dokuczać, ale śmiać się jak najczęściej. Czy dorosłam szybko? Nie wiem, co znaczy dorosłość. Czuję się za siebie odpowiedzialna. Jeżeli to jest dorosłość, to jestem dorosła, jeśli nie, to nie. Myślę, że jestem w zgodzie ze sobą.
GALA: Dostała pani duże oparcie w domu?
A.G.: I cały czas je dostaję. Doceniam to, bo obserwuję moich kolegów, którzy przyjechali do Warszawy na studia i byli zdani wyłącznie na siebie. Po szkole też jedni mieli pracę, a drudzy nie i musieli sami o siebie walczyć. Ja mam łatwiej. Jak mi źle, jak jestem zmęczona, mogę odwiedzić mamę, zjeść obiad. Mam zgodę na siebie, wiem, gdzie jest moje miejsce, kim jestem i w ogromnym stopniu zawdzięczam to swoim rodzicom.
GALA: Kiedy się pani wyprowadziła, zostawili pani pokój?
A.G.: Pokój dzieliłam z siostrą. Jak się wyprowadziłam, przemeblowała go sobie. Ale pewnie chodzi o to, czy mam poczucie, że mogę tam wrócić? Mogę.
GALA: Dużo rzeczy pani zabrała? A.G.: Jakieś ulubione książki, ubrania. Przeprowadzka zajęła tylko trochę więcej czasu niż pakowanie się na wakacje. Najwięcej straciłam na ubraniach. Zawsze dzieliłam je z siostrą, bo mamy taki sam rozmiar. Ja nosiłam jej, ona moje. Mogłam zabrać tylko te niby-moje rzeczy (śmiech).
GALA: A jak oswajała pani nową przestrzeń? A.G.: Zdjęciami z dzieciństwa. Postawiłam też drewienko z przybitą pomarańczową rękawiczką, w której chodziłam, jak byłam mała. Siostra dała mi taki prezent dawno temu. Sama przybiła rękawiczkę gwoździem. Twierdziła, że to na drobne. Jesteśmy z siostrą blisko. Potrzebowałam rzeczy związanych z nią, żeby się zadomowić.
GALA: Podobało się pani zamieszanie wokół pani życia po sukcesie Warszawy? To choćby, że nagle wszyscy dowiedzieli się, ze jest pani narzeczoną Dariusza Gajewskiego?
A.G.: Nie podobało mi się. Obcy ludzie zaczęli nas wypytywać, jak się poznaliśmy. A my nie chcemy rozmawiać o naszym życiu.
GALA: Dlaczego? A.G.: Bo to jest nasze życie.
GALA: A lubicie pracować razem?
A.G.: Tak, ale lubimy też pracować oddzielnie i głównie tak właśnie jest. Mamy tak mało czasu, że cieszymy się, kiedy udaje nam się wreszcie spotkać w domu.
GALA: Zapraszacie tam kogoś? A.G.: Przyjaciół. Teraz robi się ciepło, więc chyba uruchomię balkon.
GALA: Jaki ma pani widok za oknem? A.G.: Dwa budynki, pomiędzy nimi przerwa, a w niej widok na drugą stronę Wisły i duży neon z napisem Good Year. Budzę się i widzę ten napis. Lubię ten widok. Kiedy widzę napis Good Year, zawsze robi mi się miło.
GALA: Nie lepsza byłaby panorama Los Angeles?
A.G.: Mówiąc szczerze, nigdy nie byłam w Ameryce. Staram się żyć tym, co widzę, co jest, co mnie otacza, a nie mrzonkami i mitami. Nic o Los Angeles nie wiem, więc nie wyobrażam sobie, że tam mieszkam i czy byłoby lepiej, piękniej niż teraz.
GALA: Jest pani szczęśliwa?
A.G.: Myślę, że tak. Myślę, że miałam bardzo dużo szczęścia. Chociaż boję się o tym mówić, żeby nie zapeszyć.
GALA: Przewróciło się pani w głowie? A.G.: Nie wiem, czy mam do tego jakiś specjalny powód.
GALA: Pani kariera pędzi. Kończy pani zdjęcia do szwedzkiego filmu Podróż Niny. Może to początek podboju świata?
A.G.: Nie myślę o tym w ten sposób. To ciekawa praca. W Podróży Niny zamieniłam się z 13-letniej dziewczynki w 20-letnią kobietę. Sztab ludzi pracował nad tym, żebym miała okrągłą dziecięcą buzię. Najgorzej było ze wzrostem. Trzeba było bardzo kombinować, żebym ze swoimi 170 centymetrami nie różniła się od dzieci, z którymi się bawiłam. W jednej z pierwszych scen siedzę na kanapie z 13-latką i chłopcem, który ma lat 12 i jakoś muszę się kurczyć.
GALA: Myślała pani, że aktorstwo będzie wymagało tak absurdalnych poświęceń jak kurczenie się?
A.G.: Najgorsze wspomnienie, jakie mam i do tej pory myślę, że było koszmarnym snem, to mój powrót do szkoły po wakacjach pierwszego września w trzeciej klasie, gdy okazało się, że za pół godziny na akademii muszę powiedzieć wiersz, który dostałam w czerwcu. Byłam przerażona. Nauczyłam się błyskawicznie tekstu na pamięć i ze wstydem i ściśniętym brzuchem powiedziałam go. Decyzja o zdawaniu do szkoły teatralnej zapadła dopiero w klasie maturalnej.
GALA: Brak innych pomysłów? A.G.: Tata jest dziennikarzem i przygotowywał mnie na dziennikarstwo, dając mi korepetycje z historii. Cudownie było się uczyć z jego opowieści, a nie z książek. Choć okazało się to niepotrzebne, to bardzo miłe wspomnienie. Chyba nie chciałam się przyznać, że chcę zdawać do szkoły teatralnej.
GALA: Już na studiach grała pani w teatrze. Istnieje sposób na wybicie się z ambitnego tłumu?
A.G.: Trzeba się koncentrować na sobie i zadaniach. Nie rozpraszać się. Tak jest chyba nie tylko w aktorstwie, ale też w każdej pracy. Skupienie jest chyba ważniejsze niż talent. A może talent to umiejętność skupienia? Rzadko kogoś dotyka palec Boży i wszystko przychodzi samo.
GALA: Czuje pani oddech konkurencji? A.G.: Tak, ale to dobrze. Różni aktorzy mogą grać różne role. Nie można podchodzić do tego ambicjonalnie. Raz się wygrywa, raz nie. Jestem, jaka jestem. Chodzę na castingi, jak ktoś mnie wybiera, to jest mi bardzo miło. Cieszę się, że mogę zagrać.
GALA: W Warszawie zagrała pani niemal milczącą, delikatną piękność uczesaną w warkocz. Teraz też czesze się pani czasem w warkocz?
A.G.: Tamta dziewczyna to nie ja. Dla niej zapuściłam włosy, ale po zdjęciach podcięłam je, pocieniowałam. Nie noszę warkocza. I mówię dużo.
GALA: Potrafi pani krzyczeć?
A.G.: Potrafię, ale staram się tego nie robić. Próbuję sprowadzać konflikty do poziomu merytorycznego, bo ludzie źle reagują na krzyk, blokują się. Wychodzę z założenia, że jeżeli zacznę na kogoś krzyczeć, to niewiele osiągnę. Ale umiem walczyć o siebie, być stanowcza. Lubię ludzi. Nie lubię się z nimi kłócić. Lubię się im przyglądać.
GALA: Rozgląda się pani w poszukiwaniu hołdów? A.G.: Nie, ja z zasady szybko chodzę, nie patrzę na boki. Ostatnio miałam zabawną historię: weszłam do jakiegoś klubu i chwyciłam czyjeś spojrzenie w moją stronę. Przekonana, że ta osoba mnie zna, podeszłam do niej i poprosiłam o przypomnienie, gdzie się spotkaliśmy. Okazało się, że zostałam zapamiętana z filmu. Trochę głupio wyszło.
GALA: Podobno lubi pani chodzić piechotą.
A.G.: Chodzę, ile się da. Lubię chodzić po mieście. Lubię się ruszać. To mnie uspokaja. Choć nie zawsze udaje mi się zacząć dzień od chodzenia. Muszę czasem łapać taksówkę, żeby rano zdążyć do pracy, bo śpię do ostatniej chwili. Zrobiłam prawo jazdy. Może jazda samochodem będzie przypominać chodzenie. Ścieżki się trochę tylko powiększą. Długa trasa. Co może być bardziej uspokajającego?
GALA: Jakieś nerwy?
A.G.: Nie jestem nerwowa, tylko szybka. To słychać nawet w sposobie mojego mówienia. Może zaraziłam się od dziadka. Kiedy wychodziliśmy na spacer, robił duże kroki. Spieszyłam się i już tak zostało.
GALA: Czuje się pani silna? A.G.: Gdybym miała powiedzieć, jaka jestem... Staram się racjonalnie oceniać rzeczywistość, mocno stać na ziemi, być optymistką. Pesymizm to luksus tych, którzy mają ochotę wytrącać się z równowagi. Staram się nie być słaba. Może tak?
GALA: A marzenia?
A.G.: Ciepły dzień, naleśniki z przyjaciółmi na balkonie i widok na Good Year.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama