Teraz jestem prawdziwa
Zadebiutowała 10 lat temu. O takim debiucie można tylko pomarzyć: wygrana Szansa na sukces, Grand Prix Opola, wysoka sprzedaż płyt. Dziś ma także kochającego męża, udane dziecko, piękny dom. I dziesięć lat więcej.

Justyna w płaskich mokasynach biega z synkiem i psami po podwórzu. Zeszła z koturn! Pewnie stanęła na nogach. Ma swój nowy świat. Już nie chce mieszkać na strychu kamienicy przy warszawskiej Poznańskiej, jak kiedyś. Ani w pobliżu krakowskiego Rynku. Nie potrzebuje być blisko ani centrum show-biznesu ani artystycznej bohemy. Wprost przeciwnie, jej posiadłość położona jest na najdzikszej wsi, tak że w zasięgu wzroku nie widać obcej duszy. Sami bliscy. W przestronnym białym domu z bali, pełnym rodzinnego ciepła, ogniskuje się życie klanu Steczkowskich. Jak dawniej w Stalowej Woli. Nawet mama przekonała się do tego miejsca i dumnie patrzy, jak Justyna zaprasza gości do ogniska i częstuje jeszcze ciepłym, własnoręcznie wypieczonym chlebem. Dawniej na wywiady umawiałyśmy się w hotelu Forum, potem w Sobieskim i w Marriotcie. Teraz do rozmowy siadamy... w kuchni. 10 lat w życiu kobiety .
GALA: Podobno nie lubisz oglądać zdjęć z czasów Szansy na sukces.
JUSTYNA STECZKOWSKA: W ogóle nie lubię swoich scenicznych, zawodowych zdjęć.
GALA: Masz kompleksy? J.S.: Nie, raczej jestem świadoma swoich niedoskonałości, bo na przykład o moim nosie trudno powiedzieć, że jest doskonały (śmiech).
GALA: O sobie sprzed lat powiedziałaś: "fatalna". Dlaczego? J.S.: A jak ja wtedy wyglądałam? Byłam jakaś taka agresywna, przerysowana i ten strój taki biedniutki, ledwo wiązałam koniec z końcem. Wiesz, że to, co ja miałam na sobie, występując w Szansie..., to był przerobiony stary kostium gimnastyczny?
GALA: Nie było widać. Uwagę przyciągała twoja ekspresja. Ale jeszcze nie erotyzm. Kto zasugerował ci granie seksapilem? J.S.: Zasugerował? Nie, raczej wyzwolił we mnie - mężczyzna.
GALA: Wychodzi na to, że ukształtował twój image. A z perspektywy małżeństwa powiedziałaś o tamtym związku: "toksyczny"?
J.S.: Przede wszystkim nie ukształtował mnie ani mojego wizerunku. Wręcz przeciwnie, ten mężczyzna cały czas utrudniał mi bycie sobą. W tym sensie związek z nim był toksyczny. Nigdy nie jest rzeczą prostą związek dwojga ambitnych artystów. Zwłaszcza gdy jedno gwałtownie idzie do przodu jak ja wtedy. Często partnerzy tego nie wytrzymują. I tak to było z nami. Ale nie chcę do tego wracać, bo co mnie to dziś obchodzi.
GALA: Jak potrafiłaś przy braku akceptacji mężczyzny odgrywać wampa przed publicznością? J.S.: To była chyba swoista forma odreagowania. Dzięki muzyce i koncertom nie dałam się złamać do końca i nie wpadłam w jakąś depresję. Ale już bardzo wtedy schudłam, aż za bardzo.
GALA: To on cię zostawił? J.S.: On. Poprzedni związek, wieloletni, skończyłam ja.
GALA: Co zrobiła porzucona Justyna Steczkowska?
J.S.: Zapisałam się do siłowni i kupiłam dżinsy.
GALA: Dżinsy? Ty? J.S.: Wyobraź sobie. Może odarta z poczucia kobiecej wartości próbowałam się przebrać. Ale szybko wróciłam do siebie. Zewnętrznie. Bo w środku znacznie dłużej było ciężko. Przepłakałam wiele nocy. Wszyscy dookoła dawno widzieli, że coś nie gra i nie rokuje. Ale człowiek zakochany chce wierzyć, że jeszcze coś polepi. Nawet gdy już było fatalnie, bezskutecznie przedłużałam agonię.
GALA: Nie czułaś się tym, jako kobieta, upokorzona?
J.S.: Tak, czułam się upokorzona. Ale czasem widocznie trzeba podjąć walkę kilka razy, żeby poddać się ostatecznie, bez złudzeń. Nie żałuję, że kochałam ani że ratowałam tę miłość. Wierzę w kobiecą intuicję i że to miało jakiś sens. Zwłaszcza że dziś to nie ma znaczenia i nie boli, bo jestem szczęśliwa.
GALA: Miałaś za sobą dwa istotne związki. Raz ty przecięłaś pępowinę, raz odcięto tobie. Szukałaś w tym jakiejś logiki? J.S.: Że nie ma winy bez kary? Owszem, zdarzało mi się i w ten sposób myśleć, ale to wcale nie było pocieszające. Szczególnie że ta moja pierwsza dojrzała miłość to chłopak, z którym razem dorastaliśmy i razem wkraczaliśmy w świat muzyki i wielkie było między nami porozumienie dusz, bardzo cierpiał, kiedy go porzuciłam. Dziś ma rodzinę, utrzymujemy miły kontakt, ale wtedy mocno to odchorował. Też nie było mi z tym łatwo. Ale to była moja, uczciwa wobec niego i siebie decyzja, odchodziłam do kogoś. Nie zawalał mi się świat. Raczej miałam wrażenie, że zawirował. Kiedy to ja zostałam odepchnięta, czułam się znacznie gorzej.
GALA: Szukałaś antidotum?
J.S.: W osobie nowego faceta? Nie, to bezsensowne. Można tylko komuś wyrządzić krzywdę. Miłość musi się sama odrodzić.
GALA: Spotkałyśmy się wtedy i na pytanie: Czy samotność przewartościowałaś na wolność, powiedziałaś, że nie, samotność to piekło. J.S.: Nadal tak twierdzę. Pamiętam, jak pisałam list do siebie samej, że bardzo dokładnie chcę zapamiętać ten stan, w którym jestem, który jest piekłem na ziemi. Samotność połączoną z zagubieniem, tęsknotą, z fizycznym wręcz bólem, który pochodzi z braku miłości. Chciałam dobrze zapamiętać ten stan, żeby mi się nigdy nie zdarzył w życiu. Ale warto przez to przejść, by dojrzeć do nowego związku.
GALA: Czy Maciek jest przeciwieństwem swojego poprzednika?
J.S.: Myślę, że do serca każdego człowieka jest tak naprawdę jeden klucz. W moim przypadku jest to miłość i siła. Natomiast to jest całkiem inny związek i inaczej się zaczął. To Maciek był pierwszym mężczyzną, który zdobył moje serce. Zobaczyłam, jak to miło, gdy ktoś stara się o ciebie, jak to fajnie, kiedy pamięta, że masz urodziny. I wie, jakie kochasz kwiaty.
GALA: To może jednak mężczyzna powinien zdobywać kobietę? J.S.: To chyba nie ma znaczenia. Miło jest być zdobywanym. Ale dobrze też umieć zdobyć mężczyznę.
GALA: O jednym swoim związku powiedziałaś: "Porozumienie dusz", o drugim "wielka namiętność". Jak określiłabyś relacje z Maćkiem? J.S.: Wielka namiętność i dojrzała miłość. On jest minimalistą, ja maksymalistką. Jesteśmy bardzo różni, ale potrafimy w tym odnaleźć wartość.
GALA: Jesteście fenomenem w show-biznesie. Trwacie, chociaż już przypisywano wam potencjalny rozwód. J.S.: Nigdy nie było takiego zagrożenia. Ale ludzie i tak wiedzą swoje.
GALA: Jak się eksponuje twój erotyzm w domu? Czy ważniejsze jest czarować męża oczami, czy móc się do niego przytulić? J.S.: Jedno i drugie jest ważne.
więcej w Gali
Rozmawiała ANNA BIMER
1 z 1

min3