Robert Kubica
Rośnie nam nowy bohater narodowy. Kraj ogarnia kubicomania. Robert Kubica jako pierwszy Polak został kierowcą Formuły 1. Dwa tygodnie temu wszyscy podziwialiśmy, jak z prędkością prawie 300 kilometrów na godzinę prowadzi bolida po torze wyścigowym. A z jaką prędkością i determinacją wystartował w życiowym wyścigu do wielkiej kariery, opowiada Beacie Sadowskiej.

Kiedy niecały rok temu pierwszy raz spotkałam się z Robertem Kubicą, był jeszcze kierowcą testowym, 20-letnim małomównym chłopakiem z Krakowa. Zapytałam wtedy: "Jest szansa, że niebawem będę już rozmawiała z kierowcą startowym Formuły 1?". Odpowiedział: "Mam nadzieję, chociaż założyłem sobie plan dwuletni, żeby za bardzo nie zaostrzać apetytu". Ale Kubica już kilka miesięcy po tej wypowiedzi wyjechał na tor wyścigowy Formuły 1. W Grand Prix Węgier nie mógł wystąpić jego utytułowany kolega z zespołu BMW Sauber, kontuzjowany Jacques Villeneuve. Szefostwo szwajcarsko-niemieckiego teamu właśnie młodemu Kubicy powierzyło nagłe zastępstwo. Pomogły zatem okoliczności. Ale i one zaważyły. Debiutant pojechał znakomicie, zajął 7., punktowane miejsce. I gdy cała Polska zdążyła wpaść w ekstazę, przyszedł zimny prysznic. Kubicę zdyskwalifikowano, bo za lekki okazał się jego bolid. Nie było w tym winy kierowcy, ale pierwsze zdobyte 2 punkty w kwalifikacji F1 przepadły. Mimo to BMW Sauber, który na dobre rozstał się z Villeneuve'em, ogłosił, że do końca sezonu mianuje Polaka kierowcą podstawowym. Wszystko dzieje się w tempie F1 i oby tak trwało. Słynny Michael Schumacher też zaczął od zastępstwa i też nie bez przeszkód, ale został zauważony. Trzy lata później stał na najwyższym światowym podium. Jeśli to wróżba dla Kubicy, to co: za trzy lata mamy mistrza świata?
ROBERT KUBICA: Uwierz, że gdybym się bał, nie jeździłbym tak szybko. Zresztą nigdy nie było we mnie tego strachu. Od dziecka oswajałem się z prędkością. Na torze wyścigowym strach jest wrogiem kierowcy. Dlatego na wyścigach jestem spokojny, za to czasem boję się jeździć po polskich drogach. Ich stan jest fatalny. Boję się też innych rzeczy. Gdybyś kazała mi skoczyć na bungee, umarłbym ze strachu. Nie skakałem i nie zamierzam.
GALA: Pamiętasz zapach dzieciństwa?
R.K.: Pamiętam. Pozostanie na zawsze. Moje dzieciństwo pachniało... spalinami! Jeździłem od piątego roku życia. Moi bliscy żartują, że w moich żyłach zamiast krwi krąży benzyna. Ale tak źle chyba jeszcze nie jest! A wszystko zaczęło się od prezentu od rodziców. Któregoś dnia za blokiem stanął samochód. To była miniaturka dżipa z dwukonnym silnikiem spalinowym. Dwa biegi w przód, jeden w tył. Auto rozwijało prędkość 40 kilometrów na godzinę. Dla pięciolatka niewiarygodne! Jak wsiadłem, już nie chciałem wysiąść. Jeździłem na placu osiedlowym. Wcześniej były tam korty tenisowe. Tata ustawiał mi slalom między butelkami i puszkami wypełnionymi piaskiem. Potem przyszła kolej na gokarty: w Polsce i za granicą, następnie na bolidy. I tak zakochałem się w najpopularniejszym po piłce nożnej sporcie na świecie.
GALA: Kiedy zrozumiałeś, że samochody to twoje życie?
R.K.: Jako 10-latek zdobyłem licencję sportową i mogłem się ścigać na gokartach. Jako 13-latek miałem już licencję międzynarodową. W podstawówce wiele opuszczałem. Ale nauczyciele i tak wiedzieli, co robię. Chociaż... niektórzy nie wiedzieli. W liceum miałem indywidualny tok nauczania. Nie było mnie w szkole przez półtora miesiąca, bo trenowałem. Wracam i słyszę od nauczycielki: "Widziałam cię na Plantach, jak popijałeś i wagarowałeś". A ja ścigałem się wtedy we Włoszech. Inna nauczycielka weszła na lekcję i powiedziała: "Nie wiedziałam, że mamy tak utalentowanego ucznia! Jeździsz na deskorolce czy rolkach?". Miałem szesnaście lat, kiedy wyjechałem z Polski i zdecydowałem, że dla sportu rezygnuję ze szkoły.
GALA: To nie była chyba łatwa decyzja?
R.K.: Nie była łatwa ani dla mnie, ani dla rodziców. Przecież mogli powiedzieć: Nic z tego, musisz chodzić do szkoły. Wyjazd do Włoch był jedyną szansą kontynuowania mojej przygody, bo wtedy ściganie się to wciąż była dla mnie przygoda. Na wysokim poziomie, ale przygoda. We Włoszech mogłem się rozwijać, a to było najważniejsze. Tłumaczyłem sobie, że szkołę zawsze mogę skończyć, a kariery kierowcy nie można zacząć w wieku czterdziestu lat. Wyrzeczenia nie miały znaczenia. Robiłem to, co kochałem.
GALA: Czyli treningi od najmłodszych lat. Zdążyłeś chociaż pobyć dzieckiem?
R.K.: Nadal nim jestem! Miałem genialne dzieciństwo. Fakt, dorastałem bez imprez, dyskotek, pubów i picia, ale to nigdy mnie tak naprawdę nie interesowało. Poza tym, czy dla chłopaka, który pędzi bolidem 200 km na godzinę, dyskoteki są atrakcją? Sport sprawił, że stałem się niezależny. Wyjechałem sam za granicę, jako szesnastolatek miałem już samodzielne mieszkanie. Miałem czas, żeby pomyśleć i zdecydować, jak powinno wyglądać moje życie. Nie miałem wątpliwości, jaką wybrać drogę. Tak przy okazji wspomnę, że egzamin na prawo jazdy zdałem za pierwszym razem. Ale mój styl instruktor skomentował jednym słowem: senny. Pozdrawiam pana instruktora.
R.K.: Prosili. To naturalne, choć akurat w przypadku kierowcy nieco absurdalne. Ale jako ojciec, dla zasady, też bym prosił. Raz byłem mechanikiem młodego kierowcy, który zwrócił się do mnie o pomoc podczas mistrzostw Europy. Bardziej się wtedy denerwowałem niż podczas własnego startu! Chłopak wygrał, a znajomi żartowali, że gdyby nie wyszło mi jako kierowcy, zawsze mogę zostać mechanikiem.
GALA: Ale nie zostałeś! Kierowcy Formuły 1 zazwyczaj korzystają z pomocy psychologa, który ustawia im priorytety.
R.K.: Sam jestem dla siebie psychologiem. Mam "mocną" głowę.
GALA: Co to znaczy?
R.K.: Dla kierowcy ważne jest nie tylko to, co dzieje się z jego głową podczas wyścigu, ale również przed nim. Z moją nie dzieje się nic. Nawet mnie to ostatnio martwi (śmiech). Może brakuje mi emocji? Oczywiście podpisanie kontraktu z Formułą 1 w barwach BMW Sauber to spełnienie marzeń, ale nie mogę trwać w euforii. Muszę iść do przodu i się rozwijać. Spokój i zdrowy rozsądek mogą tylko pomóc.
GALA: Mówisz, jakby to była bułka z masłem, a przecież jesteś pierwszym i jedynym Polakiem, który trafił do Formuły 1, czyli na najwyższą półkę wyścigowego świata. Nawet siedmiokrotny mistrz świata Michael Schumacher, kiedy zaczynał starty w Formule 1, miał 22 lata, czyli był od ciebie o rok starszy. Nie krzyczałeś z radości?
R.K.: Nawet mój tata dowiedział się o wszystkim z gazet, a nie ode mnie. Pewnych reakcji nie przewidzisz. Zareagowałem spokojnie, jak na kolejny etap w mojej karierze.
GALA: Walczysz dla siebie, czy po to, by ktoś w ciebie uwierzył?
R.K.: Ludzie, którzy nie będą chcieli we mnie uwierzyć, i tak nie uwierzą. Ci, którzy wierzyli od dawna, dziś mogą być dumni. A w Polsce było ich naprawdę mało.
GALA: Najważniejszy dzień w twoim życiu?
R.K.: 7 grudnia 1984, czyli dzień moich urodzin. Ale ważnych dat było kilka. Grudzień ubiegłego roku, kiedy podpisałem kontrakt z F1. Grudzień to w ogóle mój szczęśliwy miesiąc. Kiedy mieszkałem we Włoszech, w grudniu wracałem do Polski na święta. Kiedy mieszkałem w Polsce - w grudniu jeździłem do Włoch na treningi. W grudniu dostałem moje pierwsze auto od rodziców. Grudzień zawsze przynosi mi coś dobrego.
GALA: Szklanka do połowy pełna czy od połowy pusta?
R.K.: Do połowy pełna, ale muszę wykonać dużo pracy, żeby zapełnić ją do końca.
GALA: Jesteś optymistą?
R.K.: Każdy sportowiec musi być optymistą. Inaczej zabrakłoby mi motywacji i zaangażowania - nie tylko podczas wyścigu, ale też poza torem. Walczę do końca. Rzadko się poddaję, nie lubię przegrywać. Zwycięstwa to podstawa. Za to porażki zawsze sporo uczą. Nie załamuję się jednak na długo. Wyciągam wnioski i idę, a raczej jadę dalej, nie roztrząsając przeszłości.
R.K.: Trzeba pracować, być wytrwałym i wytrzymałym. Silnym fizycznie i psychicznie. I trzeba mieć do tego dar. Tak jak nie każdy może być dobrym bokserem, tak nie z każdego można zrobić dobrego kierowcę.
GALA: W co albo w kogo trzeba wierzyć?
R.K.: W siebie. Może to dziwnie zabrzmi, ale ja dopiero niedawno uwierzyłem, że mam szansę na Formułę 1. Jestem dumny, bo trafiłem tu bez sponsorów i szerokich pleców, a to naprawdę trudne.
GALA: Pytałam o wiarę, bo na kasku masz napisane: "Jan Paweł II".
R.K.: Doceniam, co Papież dla nas zrobił. Wszyscy razem wzięci nie zrobiliśmy dla Polski tyle, co on. Wielu ludzi w Europie wie, gdzie leży nasz kraj właśnie dzięki Ojcu Świętemu.
GALA: Cały świat widział, jak Papież umierał. Boisz się starości?
R.K.: Nie myślę o tym. Jeśli chodzi o moje plany, jestem krótkodystansowcem.
GALA: Co teraz jest dla ciebie najważniejsze?
R.K.: Zbieranie doświadczeń i zrobienie dobrego wrażenia w F1. Jestem spokojny, wierzę, że będzie dobrze. Zespół postawił na mnie, bo coś we mnie zobaczył. Wiem, że uczenie się świata Formuły 1 to dla mnie najlepsza droga. I coś przy okazji skomentuję: nigdy nie byłem kierowcą rezerwowym, jak piszą niektóre gazety. Testowałem unowocześnienia i udoskonalenia w bolidzie, a potem wszystko relacjonowałem technikom i załodze. Podczas piątkowych treningów przed Grand Prix poznawałem najważniejsze tory wyścigowe świata.
GALA: Największa prędkość, z jaką jechałeś?
R.K.: 304 kilometry na godzinę.
GALA: Jakie to uczucie?R.K.: Na prostej żadne. Jestem przyzwyczajony. Bolidy są tak skonstruowane, żeby szybko jeździć na zakrętach, a na prostej jeszcze przycisnąć. Czysta przyjemność.
GALA: Nawet jeśli głowa waży ponad 30 kilogramów, bo takie są przeciążenia?!
R.K.: To ogromny wysiłek, ale jeśli przyjemność wiąże się z wyrzeczeniami, dopiero potrafimy naprawdę ją docenić. Wyścigi sprawiają mi taką frajdę, że nie traktuję ich jak pracy.
GALA: Co kierowca wyścigowy musi najbardziej ćwiczyć: mięśnie karku?
R.K.: Na pewno, chociaż sprawność fizyczna w ogóle jest niezbędna. W bolidzie ciało kierowcy waży nawet sześciokrotnie więcej niż w rzeczywistości.
GALA: Czyli jesteś wiecznie na diecie?
R.K.: Moja dieta jest prosta: mało jeść. Jestem wysoki, mam 184 cm, co nie jest plusem dla kierowcy Formuły 1. Muszę się pilnować, bo przytyć łatwo, gorzej to potem zrzucić.
R.K.: Zawsze zamawiam to, co znam. Mam za to rzeczy, których za nic nie wezmę do ust. Nie piję mleka, bo w przedszkolu zawsze było z kożuchem. Zupa mleczna też odpada.
GALA: Brrr. A czy jest coś, czego nie potrafisz sobie odmówić?
R.K.: Nie jestem smakoszem. Za to nie wyobrażam sobie życia bez jazdy bolidem F1. I snu!
GALA: Znasz powiedzenie: sukces mierz ilością swoich wrogów. Masz takich?
R.K.: Staram się nie mieć, ale Polska to specyficzny kraj: stajesz się wrogiem, chociaż nic nikomu nie zrobiłaś. Polacy są zazdrośni i zawistni, ale to ich problem, nie mój.
GALA: Za to przyjaciół masz bez liku. Po ogłoszeniu twojego wejścia do Formuły 1 zadzwoniło do ciebie około pięciuset osób.
R.K.: Są tacy, którzy wierzyli we mnie od początku, ale są i tacy, którzy śmiali się za moimi plecami, a teraz udają przyjaciół i mianują ojcami mojego sukcesu. Dziwna polska zależność: ojców sukcesu zawsze jest wielu, matek porażek - mało.
GALA: A kto jest ojcem twojego sukcesu?
R.K.: Moi rodzice. Ojciec, który ustawiał mi pierwszy slalom w życiu. Moi partnerzy, sponsorzy, inwestorzy, którzy we mnie uwierzyli. Wszyscy, którzy ze mną pracują. Mam nadzieję, że mają powód do dumy, a jeszcze kilku powodów im dostarczę.
GALA: Schumacher zarabia około 80 mln dolarów rocznie. Chciałbyś być bogaty?
R.K.: Po co? Dziś do życia wystarcza mi naprawdę niewiele. Jestem oszczędny, nie lubię wydawać pieniędzy, bo w każdej chwili może ich zabraknąć. Poza tym może będą mi bardzo potrzebne za dwadzieścia lat?
GALA: Jesteś ciągle w drodze. Za czym najbardziej tęsknisz?
R.K.: Za łóżkiem! Czasami nie widzę go przez 40-50 godzin. I za moją wspaniałą dziewczyną. Na szczęście nasz związek wytrzymuje długie rozłąki i moje nieobecności.
GALA: Kiedy myślisz "dom", myślisz "Kraków"?
R.K.: Tam się urodziłem, tam jest mój jedyny prawdziwy dom.
GALA: Jesteś przesądny?
R.K.: Do bolidu zawsze wsiadam prawą nogą. Ale jeśli czarny kot przetnie mi drogę, nie cofam się.
GALA: Nawet przed wyścigiem Formuły 1?
R.K.: Nawet!
1 z 6

u1009_01m
2 z 6

u1010_02
3 z 6

u1011_02m
4 z 6

u1012_03m
5 z 6

u1013_03
6 z 6

kubica_normal
Polecane
„Robert oczarował mnie swoim uśmiechem, a później ukradł złotą biżuterię po babci. Jak mogłam być tak naiwna?”
„Pragnęłam, aby Robert do mnie wrócił, więc poprosiłam o pomoc wróżkę. Zrobiłam to, co mi kazała i teraz bardzo żałuję”
Kuba Wojewódzki zapytał Roberta Lewandowskiego o rodzicielstwo. Jakie było najtrudniejsze pytanie, które zadała piłkarzowi córka?
„Robert oczarował mnie swoim uśmiechem, a później ukradł złotą biżuterię po babci. Jak mogłam być tak naiwna?”
Święty Robert – pierwszy wędrowny biskup Salzburga, który założył najstarszy austriacki klasztor
„Pragnęłam, aby Robert do mnie wrócił, więc poprosiłam o pomoc wróżkę. Zrobiłam to, co mi kazała i teraz bardzo żałuję”
„Mama ostrzegała mnie, że przed ślubem z Robertem. Nie posłuchałam jej i teraz żałuje. Życie z nim to wieczna kłótnia”
Anna i Robert Lewandowscy: "Zaczynaliśmy wspólne życie zarabiając po 1200 zł". Takie były początki ich miłości
„Mój mąż się ze mnie śmieje, że ufam horoskopom. No ale jak mam nie ufać, skoro większość przepowiedni się spełnia”
Robert Janowski ściął włosy! "Monia mówi, że kogoś jej przypominam [...] waha się między George'em Clooneyem a Gordonem Ramsayem"
Robert Karaś, partner Agnieszki Włodarczyk wyjaśnił, dlaczego zrezygnował z walki o zwycięstwo w ultra triathlonie . "Trzeba zrobić jeszcze jedną operację..."
Aleksandra Żebrowska zamieściła zdjęcie, jak karmi piersią córkę. Co ma z tym wspólnego Robert Lewandowski? Zdziwicie się
Anna i Robert Lewandowscy podzielili się zdjęciami z porodówki. "Nigdy nie zapomnimy pierwszego razu, kiedy trzymaliśmy cię w ramionach"
Robert Lewandowski stracił ojca w wieku 16 lat. Jak wspomina dorastanie bez niego? „Musiałem stać się mężczyzną. Czy byłem gotowy – nie wiem”
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Wakacje nad morzem w Grano Hotel Solmarina – relaks, natura i słońce!
Współpraca reklamowa
Neuropeptydy w kosmetyczce. Technologia, która zatrzymuje czas
Współpraca reklamowa
Zaproś sztukę do swojego wnętrza z nową linią Velvet ART
Współpraca reklamowa
Jak dobrać damskie buty zimowe do swojego stylu i sylwetki?
Współpraca reklamowa
Wybierz się do Suntago i wypocznij w tropikalnym stylu
Współpraca reklamowa
„Woda opadła, psy zostały” – rusza kampania pomocowa dla bezdomnych zwierząt
Współpraca reklamowa