Reklama

Kilka lat temu w wywiadach mówił: "Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym nie osiągnął tego, co chcę". Osiągnął. Szefem Zetki został przed trzydziestką i zrobił z niej najpopularniejsze polskie radio. Dziewięć lat później wciąż pracuje w Zetce, choć jego zawodowym marzeniem było pracować dla największych rozgłośni radiowych na świecie. Ludzie go nie lubią, bo mu się udało. Nie widzą ceny sukcesu. Kozyra nie spał latami. O czwartej nad ranem wysyłał maile, żeby czymś się zająć. Teraz jest go o połowę mniej. Chudy, z siwymi włosami strzyżonymi przez tego samego londyńskiego fryzjera, do którego chodzi Beckham. Świetnie ubrany, ale mniej trendy, bardziej w stylu zen. I jakiś wyciszony, spokojniejszy. Trzy lata temu odeszło z Zetki 20 najlepszych dziennikarzy. Mimo gromów, jakie się wtedy na niego posypały, Zetka nadal jest topowym radiem. Kozyra unika rozgłosu. Ostatnio schował się. Ludzie plotkują. Mówią różne rzeczy. Między innymi, że się załamał, stracił power, bo nie ma przed sobą nowych wyzwań. Ale czy to jest prawda? GALA: Trzy lata temu mówił pan, że w Radiu Zet chce pracować jeszcze tylko trzy lata, a potem zrobi karierę za granicą. Sen się nie spełnił?
ROBERT KOZYRA: Miałem dwa lata temu propozycję pracy w najlepszym komercyjnym radiu w Anglii. Niestety nie była ona tak atrakcyjna, żebym chciał zmienić swoje życie i przeprowadzić się do Londynu. GALA: Dlaczego nie przyjął pan tej propozycji?
R.K.: Po pierwsze, nie byłbym tam szefem, lecz zastępcą. Poza tym człowiek, który kieruje tym biznesem, nie chciał niczego zmieniać. Po dwóch latach okazało się, że radio traci pozycję i ma problemy finansowe. Więc co z tego, że zmieniłbym życie, skoro nic by mi się nie udało zrobić. Pracuję 13 lat, z czego tylko osiem miesięcy nie byłem szefem. Już się przyzwyczaiłem i jeśli miałbym robić coś, na co nie miałbym wpływu, wolałbym sprzedawać gazety. GALA: Nadal pan tak walczy w pracy?
R.K.: Dziś już nie. W końcu mam zespół, któremu ufam. Mogę spać spokojnie. GALA: Ale gdyby spojrzeć na pana karierę zawodową, zawsze przychodził pan w miejsca, gdzie trzeba było walczyć.
R.K.: To nieprawda, że jestem uzależniony od wyzwań i codziennie muszę coś zmieniać i naprawiać. GALA: Trzy lata temu nie powiedziałby pan tego. Wyprowadził pan radio z trudnej sytuacji. Tu już nie ma pan nic do zrobienia.
R.K.: Rynek jest konkurencyjny. Jeśli ktoś myśli, że dziś ma sukces, który będzie trwał wiecznie, to początek jego końca. GALA: Jest pan człowiekiem sukcesu?
R.K.: Tak, jeśli wziąć pod uwagę, że prowadzę z sukcesem dobrą firmę medialną. A może bardziej sukcesem jest to, że robię to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą. GALA: Czym dla pana jest sukces?
R.K.: Robieniem tego, co się lubi, bez większych problemów. GALA: Sukces to tylko praca?
R.K.: To istotna, ale nie najważniejsza część życia. Cieszę się, że mam już 36 lat. Po raz pierwszy wiem, czego naprawdę chcę. Jestem wewnętrznie spokojny. GALA: Więc czego pan teraz chce?
R.K.: Niedawno wracałem samolotem z meczu Anglia-Francja i cały czas zadawałem sobie pytanie: do czego ja wracam? Jutro znów muszę wstać i radzić sobie z tym sajgonem. Znów skończę dzień o drugiej nad ranem. Do czwartej będę wysyłał e-maile. I tak będzie i jutro, i przez kolejne tygodnie. W normalnym życiu człowiek budzi się, czyta gazetę przy śniadaniu i nie musi gnać. Ale praca w mediach to gonitwa. Tu nie można powiedzieć, że zakończyło się pracę. Zawsze jest kolejny problem. Życie spędza się na rozwiązywaniu problemów. A czas mija. GALA: Skąd ta przemiana?
R.K.: Z myślenia, czytania książek. Z wieku. Teraz widzę, że pewne rzeczy nie mają znaczenia. Zrozumiałem, że mogę mieć prawdziwych przyjaciół, a nie tylko takich, którzy spotykają się ze mną, żeby im coś załatwić. Mówią: "Przyjdź, będzie miło, porozmawiamy, wiem, że nie jadasz mięsa, więc będą ryby i warzywa". A ja wiem, że wkrótce ten ktoś wydaje nową płytę i że to spotkanie wcale nie jest po to, by było miło. Tak samo z politykami, z którymi wolę się nie spotykać i nie przyjaźnić. I mam już dość słuchania od ludzi, którzy czegoś potrzebują, jakim to jestem fascynującym człowiekiem. GALA: Nie bawi pana, do czego zdolni są ludzie, żeby coś zyskać?
R.K.: Niestety nie. Kontakty z nimi to strata czasu. Spotykam się tylko z tymi, z którymi naprawdę jest mi miło. Nie denerwuje mnie już i nie podnieca, gdy ktoś mi chce podłożyć świnię. A kiedyś walczyłbym. Mój przyjaciel Wiktor Kubiak, gdy opowiadałem mu o jakiejś sytuacji z pracy, złapał mnie za rękę i powiedział: "Przestań opowiadać o jakichś nieistotnych sprawach, przecież teraz jemy lunch". GALA: Nadal chce pan rzucić pracę po czterdziestce?
R.K.: Chciałbym. Niedawno rozmawiałem o tym z Moniką Olejnik. Zapytała mnie, czy kupiłem kupon totolotka, bo jest duża suma do wygrania. Odpowiedziałem, że nie. A Monika spytała, co bym zrobił z taką sumą i czy rzuciłbym pracę. A ja mówię: "Jakbym naprawdę miał 20 milionów, tobym się zastanowił". Lubię podróżować, może to byłby pomysł na życie. Może chciałbym pojechać do Anglii i studiować psychologię. GALA: Podobno kupił pan dom w Londynie.
R.K.: Byłem o krok od tego. Zabrałem mamę do Londynu, zrobiłem jej zdjęcie pod moim wymarzonym domem. I ostatnio zobaczyłem, że dom jest na sprzedaż. Ale jeszcze mnie nie stać na jego kupno. GALA: Pracuje pan od trzynastu lat, często po 24 godziny na dobę, nie śpiąc. Zapracowuje się pan na śmierć, a ciągle nie stać pana na zrealizowanie marzenia?
R.K.: W Polsce nie zarabia się tak jak na Zachodzie. Wojtek Jagielski nie zarabia tyle co David Letterman, a Monika Olejnik tyle co Oprah Winfrey. A ja nie zarabiam tyle co szef najlepszego radia w Stanach. GALA: Kilka lat temu w prasie pojawiały się prywatne historie z pana życia. Sprawa odejścia z Radia Zet dziennikarzy sprawiła, że przez kilka miesięcy był pan tematem numer jeden w środowisku mediów. Potwór z Radia Zet? Męczyło to pana?
R.K.: Nauczyłem się z tym żyć. Na szczęście nie jestem rozpoznawaną osobą. Kiedyś zaproponowano mi, żebym prowadził program w telewizji. Ale w życiu trzeba się zdecydować. Albo kieruję radiem, albo prowadzę program. Można to robić krótko, bo potem to już tylko kroplówka albo narkotyki. GALA: Ludzie mówią, że pan bierze.
R.K.: I opowiadają też, że regularnie odtruwają mnie w szpitalu na Sobieskiego, gdy przedawkuję. 13 lat w mediach, z tego dziewięć jako szef Radia Zet. Musi być efekt uboczny. Dziś rozmawiam jak równy z równym z ludźmi, którzy robią radio w Stanach czy Anglii, i jestem w siódemce ludzi w Europie, którzy kierują największymi radiami komercyjnymi. GALA: Ale nie uważa pan, że życie przeszło panu obok? Ludzie w pana wieku mają domy, rodziny, sens życia.
R.K.: Nic nie przeszło mi koło nosa. Żyję, jak chcę. Jestem szczęściarzem. A rodzina, dzieci? Sam ze sobą mam wystarczająco dużo problemów, żebym musiał jeszcze teraz martwić się o dziecko. GALA: Nadal jest pan sam?
R.K.: Nie jestem sam. GALA: Co jest sensem pana życia?
R.K.: Nie myślę filozoficznie. Chcę mieć fajne dni i fajne życie. Gadżety, które nas otaczają, luksusowe apartamenty, samochody, są naprawdę nieistotne. GALA: To jakim pan jeździ teraz samochodem?
R.K.: Od kilku lat tą samą alfą romeo. GALA: Czy pan uważa, że taki model życia, jaki pan prowadzi i jaki prowadzi wielu ludzi w Polsce, jest dobrym modelem życia?
R.K.: Gdy jestem w Anglii, Francji, Stanach, ludzie zachodzą w głowę, że w takim wieku jestem szefem ogólnonarodowego radia. Bo tam ktoś o takiej pozycji jak moja ma 55 lat. Żeby do tego dojść, trzeba zapłacić ogromną cenę. Kiedy przed laty zostałem szefem, zauważyłem, że nie jestem w stanie wysiedzieć w kinie, bo to jest za długo. Moje związki rozpadały się z powodu pracy. Poza tym szef jest zawsze samotny. GALA: Co pan poświęcił dla pracy?
R.K.: Dwa razy chciałem rzucić pracę dla miłości. Nadal pracuję, a te związki nie przetrwały próby czasu. Dzisiaj mówię kolegom menedżerom, że najlepszy szef to taki, którego nie ma w firmie, a wszystko działa jak w zegarku. Gdybym przejmował się każdą minutą programu, dawno bym oszalał. GALA: Dlaczego mówią o panu złe rzeczy?
R.K.: Czasem mówią też dobre. Najczęściej wypowiadają się o mnie ci, którzy mnie nie znają. A podobno zyskuję przy bliższym poznaniu. GALA: Co jest teraz pana wyzwaniem?
R.K.: Cały czas Radio Zet. I od niedawna Radiostacja. Jestem za stary, by robić to radio, ale mam doświadczenie i młody zespół. Zrobimy najlepsze radio. GALA: Osiągnie pan to?
R.K.: A dlaczego nie? Rozmawiała KATARZYNA PRZYBYSZEWSKA

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama