Reklama

Żyje w ciągłej podróży pomiędzy dwoma światami. Kraków, do którego długo nie mogła się przekonać, to teraz jej ukochany azyl, gdzie czas płynie wolniej. Do Warszawy wpada kilka razy w miesiącu, by znów poczuć przyspieszone tętno i szalony pęd stolicy. W Krakowie razem z mężem kończy budować dom, w Warszawie kupiła niedawno nowe mieszkanie. Przez ostatnie dwa lata koncentrowała się na małżeństwie. Stanisław Tyczyński, szef radia RMF, okazał się partnerem fascynującym, choć niełatwym. Ich uczucie wybuchło nagle, a decyzja o wspólnym życiu zakrawała na akt szaleństwa ? pobrali się zaledwie miesiąc po pierwszym spotkaniu. Dziś, kiedy związek okrzepł, a tryby małżeńskiej machiny się dotarły, Renata Gabryjelska ? była Wicemiss Polonia, modelka, niedoszła pani adwokat, a przez moment rzutka bizneswoman ? chce wrócić do gry. I to dosłownie: marzy jej się poważna kariera aktorska. GALA: Ostatnio coraz więcej czasu spędzasz w stolicy, kupiłaś tu mieszkanie. Wracasz na stałe?
RENATA GABRYJELSKA: Mój dom jest w Krakowie. W Warszawie zostawiłam 30 lat mojego życia, rodziców i przyjaciół, ale po paru dniach spędzonych tutaj zaczynam tęsknić za krakowskim kątem. Kupiłam mieszkanie, bo myślałam pragmatycznie. To był dobry czas na inwestycję. Przy okazji przeprowadziłam się do centrum. GALA: Kim jesteś obecnie: modelką, żoną wpływowego męża, aktorką czy młodą kobietą, która cały czas szuka swojego miejsca na ziemi?
R.G.: Modę traktowałam jako fajną przygodę, dzięki której dużo podróżowałam, mogłam być niezależna finansowo, poznałam "wielki świat". Moda była też dla mnie przepustką do filmu. Zagrałam główną kobiecą rolę w Girl guide Machulskiego. Wtedy byłam zbyt młoda, by w pełni to docenić, ale przestałam być anonimowa. Potem rozpoczęła się moja siedmioletnia przygoda z serialem Złotopolscy, który był szkołą pracy przed kamerą i nad sobą. Niedawno wystąpiłam w kryminalnym serialu Tak czy nie u boku Bogusława Lindy, Krzysztofa Globisza, Krzysztofa Kolbergera i innych sław. Zebrałam dużo pochwał. To daje siłę. Mam świadomość pracy, która mnie czeka, ale wiem, że aktorstwo to jest coś, co chciałabym dalej w życiu robić. Kolejnym krokiem będzie mój debiut w teatrze. GALA: Co w twojej głowie, duszy i życiu zmieniło się po przekroczeniu magicznej trzydziestki?
R.G.: Świadomość upływu czasu bardziej odczuwałam, pracując na wybiegu. W wieku 25 lat dziewczyny z tej branży czują się już bardzo dojrzałymi kobietami. Wchodząc w "lata trzydzieste", narodziłam się na nowo. Przedtem w moim życiu działo się bardzo dużo i bardzo szybko. Wielki świat momentami szumiał mi w głowie, zabierał wrażliwość. To się zmieniło. GALA: Na czym polegała ta zmiana?
R.G.: Po pierwsze, wiązała się z przeprowadzką do Krakowa, z całkowitą zmianą środowiska i trybu życia. Po drugie - z małżeństwem, - które okazało się związkiem bardzo ciekawym, głębokim, ale trudnym. Wymagało ode mnie dojrzałości. Teraz czuję dużą potrzebę zrobienia czegoś nie tylko dla związku, ale też dla siebie. GALA: Chcesz zmierzyć się z sukcesem męża, żeby udowodnić, że nie jesteś tylko ozdobą u jego boku?
R.G.: Nie mam ambicji, żeby się z nim ścigać. Stworzył świetne radio, jest kreatywny, prawdziwy geniusz. Ja chcę robić rzeczy na swoją skalę, ale takie, które dadzą mi satysfakcję. Jestem na tyle ambitną osobą, że nigdy nie odpowiadałoby mi ciche życie "przy mężu". Parę lat temu miałam silną potrzebę udowadniania, że nie jestem tylko ładnym opakowaniem. Pracowałam w agencji PR po kilkanaście godzin na dobę. Zapłaciłam za to ciągłym przemęczeniem, stresem, dołkami psychicznymi. GALA: Po wyjściu za mąż zamieniłaś warszawski rytm na sypialnianą atmosferę Krakowa. Ciężko było?
R.G.: Bardzo. Moi znajomi i przyjaciele zostali w Warszawie. Musiałam zmierzyć się z dużą samotnością. Długo nie czułam się w Krakowie jak w domu. Oswajałam się powoli. Musiałam znaleźć sobie ulubioną ławeczkę, piekarnię, panią sprzedającą gazety. Ukorzenić się. Zaczęłam otaczać się przedmiotami, które kojarzyły mi się z domem. W pierwszym odruchu sprowadziłam do Krakowa swoje pianino. Rozpoczęła się moja podróż w poszukiwaniu straconego czasu. W Warszawie nie miałam kiedy pograć na pianinie, poczytać książki, zagłębić się w sobie. W Krakowie zaczęłam spisywać swoje refleksje, poznawać siebie samą. Pracuję nad emisją głosu przydatną w aktorstwie. Odwiedzam antykwariaty, teatry. Jednocześnie prowadziłam akcje adopcyjne dla zwierząt ze schronisk w ramach programu Animals. Przy okazji poznałam niezwykłych ludzi. Na podstawie jednej z takich historii napisałam scenariusz. GALA: Jesteś żoną jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Nie musiałabyś pracować, żeby dobrze żyć.
R.G.: Mój mąż nie przywiązuje wagi do dóbr materialnych, żyjemy skromnie. Moja aktualna sytuacja nie wykracza ponad standard życia, które wiodłam w Warszawie. Ważne dla mnie jest to, by tworzyć swój świat, czuć się potrzebną i realizować się zawodowo. Nie jestem i nie będę księżniczką zamkniętą w złotym zamku. GALA: A może mąż wolałby, żebyś nią była? Mężczyźni boją się niezależnych kobiet.
R.G.: Nie wyobrażam sobie relacji, w której nie mogłabym swobodnie oddychać. Taki związek nie miałby sensu, również dla Staszka. Dajemy sobie dużą autonomię. On bardzo się cieszy z moich sukcesów, zauważa je, docenia, motywuje do pracy nad sobą. Ludziom wydaje się, że bycie żoną takiego człowieka to bajka. A czasami nazwisko takiego formatu bywa obciążeniem. GALA: Twój małżonek jest szefem największego radia w Polsce, ociera się o wielką politykę, o światowy biznes. Czy to przenika do waszego prywatnego życia?
R.G.: Na początku to był dla mnie szok. Nagle to, co się dzieje w Polsce, zaczęło wkraczać do naszego domu. Znalazłam się w centrum ważnych wydarzeń, a nawet afer, z których istnienia nie zdawałam sobie sprawy. Chcąc nie chcąc, zaczęłam się interesować polityką. O wielu rzeczach dowiaduję się jako pierwsza, zanim podadzą je media. To duże obciążenie, zwłaszcza że nie potrafię się na wiele rzeczy uodpornić. W pewnym sensie straciłam swoją niewinność. więcej w Gali! Rozmawiał MARCIN PROKOP

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama