Reklama

Tekst: Alicja Szewczyk.
Zdjęcia: Robert Wolański. Niedawno, bo jeszcze dwa lata temu byłaś nikomu nieznaną nastolatką. Teraz twoje piosenki goszczą na listach przebojów, a ty reklamujesz ubrania i perfumy firmy Lacoste. W jaki sposób w tak krótkim czasie udało ci się tak wiele osiągnąć? Na to, żeby zaistnieć jako piosenkarka, ciężko pracowałam od kilku lat. A propozycja zostania twarzą Lacoste spadła mi z nieba. Ludzie z Lacoste doszli do wniosku, że mój wygląd i głos pasują do ich kampanii reklamowej. Dostałam zaproszenie na zdjęcia próbne - wypadły na tyle dobrze, że nakręciliśmy aż dwie reklamy: perfum w Buenos Aires i ubrań w Paryżu i Nowym Jorku. W tej pierwszej zresztą wykorzystano moją piosenkę "It's Over Now". Grasz w niej piosenkarkę, która przylatuje z Nowego Jorku do Paryża. Zakochuje się we francuskim chłopaku, ale musi go zostawić i wrócić do swojego życia gwiazdy. Czy to autentyczna historia z twojego życia? Nie gram siebie. Choćby dlatego, że jestem Dunką, a nie Amerykanką i mieszkam w Kopenhadze, a nie w Nowym Jorku. W tej reklamie mojego chłopaka zagrał francuski tenisista Arnaud Cl ment. Prywatnie nie jestem z nikim związana. Czy - jak dziewczyna z reklamy - nie masz czasu na miłość? Chciałabym się zakochać, ale potrzebuję czasu, żeby się kimś zauroczyć. A przy tak intensywnym trybie życia nie ma na to szans. Wprawdzie podróżując, spotykam mnóstwo ludzi, ale nie mam kiedy ich poznać. Nie jest jednak tajemnicą, że podczas zdjęć zakochałam się na zabój. Ale nie w chłopaku, tylko w Nowym Jorku. I mam co do niego bardzo poważne plany. Brzmi tajemniczo... Co ci chodzi po głowie? Moim marzeniem jest zamieszkać tam kiedyś na stałe. Ameryka zawsze była moim celem, ale na razie nie zamierzam zostawiać wszystkiego, co osiągnęłam w Europie. Mam zaledwie 18 lat i dopiero niedawno wyprowadziłam się z domu rodziców. Dlatego chcę się najpierw nacieszyć wolnością. A do przeprowadzki mam zamiar dobrze się przygotować. Zanim wyjadę na stałe, spróbuję sił na tamtejszym rynku muzycznym. Ale nawet jeśli moje piosenki nie odniosą sukcesu, nie zrezygnuję z marzeń o Ameryce. Jesteś jedyną Dunką, która odnosi w Europie sukcesy jako piosenkarka. Jak trafiłaś na scenę? W dzieciństwie na pytanie: "Kim chcesz zostać?", zawsze odpowiadałam, że piosenkarką. Moi rodzice byli przerażeni, bo uważali, że w show-biznesie nie da się zaistnieć bez układów i znajomości, a oni ich nie mieli. Dlatego woleli, żebym została lekarzem albo nauczycielką. A ja zawsze uwielbiałam śpiewać. I udało mi się to bez żadnej protekcji. Jako 14-latka wystąpiłam w programie telewizyjnym, a dwa lata później nagrałam swoje pierwsze piosenki. Niedługo potem wyjechałam sama do Niemiec pracować nad moją debiutancką płytą. Rodzice nie protestowali? Nie próbowali cię zatrzymać? W Danii, kiedy kończysz szkołę podstawową, mając 16 lat, stajesz się dorosła i nikt nie ma prawa dyktować ci, co masz zrobić ze swoim życiem. Tak było i w moim wypadku. Rodzice mnie bardzo wspierają, ale nie mieszają się do moich zawodowych spraw. A przyjaciele? Jak zareagowali na twój sukces? Traktują mnie jak dawniej. A ze zdaniem innych się nie liczę, bo zazdroszczą mi kariery. Choć nie zdają sobie sprawy, ile to kosztuje mnie wysiłku. Z pozoru moje życie wygląda glamour, ale miewa też gorzki smak. Mimo to zapewne niejedna osoba ci go zazdrości. Nie wiem dlaczego, bo to najbardziej niehumanitarny tryb życia, jaki znam. Fajnie jest spotkać "The Black Eyed Peas", Ushera albo Kylie Minogue. Mniej fajnie jest jechać sześć godzin na koncert, gdy człowiek jest chory. Jeśli ktoś widzi mnie tylko podczas występów, z idealnym makijażem i fajnie ubraną, pewnie myśli, że bycie piosenkarką to sama przyjemność. Ale w blasku fleszy jesteś zaledwie przez chwilę. Resztę dnia spędzasz z dala od rodziny i od domu. W mało przytulnym hotelowym pokoju, w garderobie na zapleczu telewizyjnego studia albo w poczekalni na lotnisku, nie mogąc się opędzić od myśli, że życie upływa ci na czekaniu. Ale mimo wszystko kochasz to robić. Jakie masz plany na przyszłość? Gdy zaczynałam karierę, miałam 16 lat i nie wiedziałam nic o muzycznym biznesie. Musiałam się wiele nauczyć: jak pozować do zdjęć, jak się umalować czy ubrać. I chociaż ciągle najlepiej czuję się w dżinsach, nie patrząc na metkę, znam nazwiska projektantów i nie wychodzę na modową ignorantkę. Teraz, gdy wiem, jak wszystko działa, chcę realizować swoje marzenia. Chcę pisać więcej tekstów do piosenek, a także komponować. Z czasem chciałabym zmienić swój styl i nagrywać mniej popu, jak na mojej debiutanckiej płycie "Save Your Kisses", a więcej takiej muzyki, jaką tworzą Alicia Keys czy Christina Aguilera. Wygraj kolację z Natashą Thomas lub bilety lotnicze do Berlina - szczegóły znajdziesz w Glamour 2/2005, s. 25

Reklama
Reklama
Reklama