MILLA JOVOVICH - Potrafię siedzieć bezczynnie
Niebawem skończy trzydzieści lat. Bilans? Status wielkiej gwiazdy kina. I reklamy - jest twarzą L'Oréal Paris, widać ją wszędzie: na billboardach i w telewizji. Do tego śpiewa i gra na gitarze jak stary rockman. A teraz chce zostać projektantką ubrań!

Kiedy pojawia się na spotkaniu, trudno rozpoznać w niej gwiazdę kultowego "Piątego elementu" czy "Joanny D'Arc". Jest inna niż na ekranie, dużo niższa. I chuda jak patyk! Nie wygląda na osobę, która długie godziny spędza przed lustrem. Prawie nie ma makijażu, a jedyną ozdobą jest pierścionek z białego złota z wielkim rubinem.
Milla zaskakuje bezpośredniością. Chętnie opowiada o sobie, niskim i zmysłowo chropawym głosem. Żywo gestykuluje. Co chwila wybucha śmiechem i zmienia ton, gdy opowiada coś zabawnego. Zaciąga się marlboro light i szybko wypuszcza papierosowy dym, jakby żal jej było czasu na jedną tylko przyjemność.
Jest pora lunchu, siedzimy na tarasie ekskluzywnego hotelu Martinez w Cannes we Francji. Milla co roku przyjeżdża tu na słynny festiwal filmowy. Jako aktorka, ale i jako znana modelka - od lat jest twarzą koncernu L'Oréal Paris. Od billboardów z jej podobizną wprost roi się w całym mieście, a twarz Milli przykuwa uwagę z daleka. Zwłaszcza jej charakterystyczny, łobuzerski uśmiech. I przedziwne, hipnotyzujące oczy. Jasne i zielone jak u kota.
Niech zgadnę: nosisz szkła kontaktowe.
A w życiu! (śmiech) Nie należę do tego gatunku kobiet, które by się sztucznie upiększały. To, co dodaje mi blasku, to poczucie, że robię to, co kocham, i że daję z siebie wszystko. Oczywiście dbam o siebie, ćwiczę, jem zdrowo. Unikam mięsa i zmuszam się do jedzenia sałatek. Zdecydowanie nie należę do osób, które delektują się jedzeniem! (Milla sięga po szklankę z niegazowaną wodą. Przed nią na półmisku leży jeden smętny grillowany karczoch, już zupełnie zimny.) Ale przyznaję: lubię czuć się atrakcyjna, bo takie kobiety mają łatwiej w życiu. Piękno przyciąga! Wokół ciebie zaczyna kręcić się tyle osób! I tyle niezwykłych rzeczy może się wydarzyć?
W Twoim życiu dzieje się rzeczywiście sporo, na brak ofert nie narzekasz.
Właśnie ukończyłam zdjęcia do nowego filmu akcji, pod tytułem "*45". To historia dwojga współczesnych nowojorczyków skłóconych z prawem. Coś jak Bonnie i Clyde. Uwielbiam grać dynamiczne role, a uważam, że oprócz Angeliny Jolie nikt nie jest w nich dobry. Gdyby mój ubezpieczyciel nie protestował, wyręczałabym nawet moich kaskaderów. Tak jak mi się to zdarzyło na planie filmu "Resident Evil".
Milla, skąd w Tobie aż tyle energii?!
(śmiech) Stale muszę coś robić, inaczej dopada mnie przygnębienie, że marnuję czas. Zawsze byłam aktywna. Od piętnastego roku życia gram na gitarze, piszę teksty i komponuję. Ale nie myślę o nowej płycie, chociaż pierwsza została bardzo dobrze przyjęta. Skrupulatnie prowadzę pamiętnik, w którym zapisuję swoje myśli. Nie, nie piszę na komputerze, używam wiecznego pióra. (Gwiazda wyjmuje ze swojej maleńkiej torebki żółto-zielony pisak.) Uważam, że jest magiczne.
Opublikujesz swoje wspomnienia?
Nie, nie tworzę wielkiej literatury. Piszę dla odprężenia, uspokojenia. Za to niedawno, z pomocą przyjaciółki, zabrałam się za projektowanie ubrań. Uwielbiam rzeczy z duszą i kocham modę. Nakupowałam tkanin i teraz projektuję ciuchy, w jakich sama chciałabym chodzić. Wszystko, co teraz mam na sobie, pochodzi z mojej kolekcji. (Milla demonstruje luźną tweedową marynarkę oraz szerokie wełniane spodnie w drobną szaro-brązową kratkę.) Kreacje mistrzów haute couture są może i piękne, ale wierz mi, bywają okropnie niewygodne. Zwłaszcza te wymyślane przez mężczyzn.
Urodziłaś się na Ukrainie. Myślisz czasem, jak wyglądałoby Twoje życie, gdybyś z rodziną nie emigrowała do USA?
Moja mama była w Związku Radzieckim bardzo znaną aktorką, w Stanach musiała zaczynać od zera. Ja, kiedy opuściliśmy ZSRR, miałam pięć lat. Niemal od razu zaczęłam pracować i całkiem nieźle zarabiać! Jako dziewięciolatka występowałam w telewizji, brałam udział w sesjach mody. Fotografował mnie sam Avedon i byłam najmłodszą modelką, której zdjęcie ukazało się na okładce magazynu mody?
Nie tęsknisz za rodzinnymi stronami?
Nie. W Kijowie od tamtego czasu nie byłam ani razu. Zdarzyło mi się odwiedzić Moskwę w ramach promocji filmu, w którym grałam. Pamiętam, że to było strasznie daleko. Większość osób z mojej rodziny mieszka w Stanach Zjednoczonych, oprócz krewnych taty, który pochodzi z dawnej Jugosławii. Ale przyjaźnię się z rodakami. Mówię po rosyjsku, mama o to zadbała. Myślę, że w głębi duszy jestem bardzo słowiańska. Często gram kobiety, które przyciąga miłość i wchodzą w burzliwe związki z mężczyznami. I ja je doskonale rozumiem, bo to jest takie rosyjskie.
Byłaś żoną Luka Bessona (reżysera m.in. "Piątego elementu"), a do niedawna głośno było o Twoich zaręczynach z Paulem W.S. Andersonem, reżyserem m.in. "Resident Evil" i "Mortal Kombat". Co Cię pociąga w mężczyznach?
Podobają mi się tacy, którzy mocno stąpają po ziemi i są świadomi tego, czego chcą od życia. Przede wszystkim jed-nak lubię facetów silnych i władczych. Takich, którzy traktują mnie tak, jakbym była krucha i bezbronna. W Ameryce nikt tego nie rozumie, bo tam panuje kult równości. Co jeszcze jest dla mnie ważne? On musi mieć ten spokój, którego ja nie mam. No i tęsknię za odrobiną niezwykłości. Marzę o człowieku, przy którym mogłabym się poczuć jak w bajce.
Rozmawiała Anna Augustyn-Protas
- Cały wywiad przeczytasz w Claudii 10/2005
1 z 2

1611
2 z 2

1612