Reklama

Kiedy jak co roku przyjechał w czerwcu na wakacje do Polski, mówiono, że kończy karierę i chce wrócić do kraju na stałe. To nieprawda. Ma 31 lat i chociaż mógłby już wybrać się na sportową emeryturę, najsłynniejszy polski hokeista w zawodowej lidze NHL liczy na kolejny kontrakt w ulubionej drużynie New York Islanders. Jeśli nie uda się w Stanach, będzie grał w lidze europejskiej. - Chcę zostać na lodzie - mówi. - Założę na pewno szkółkę hokejową. O emeryturze i małżeństwie pogadamy dopiero za jakiś czas. Mariusz ważnych decyzji nie podejmuje spontanicznie. Zmienił się. Wyprzystojniał, zmężniał, nabrał światowych manier i przede wszystkim inaczej patrzy na kobiety. Choć stały związek planował najwcześniej w 2007 roku (sport wykluczał głębokie zaangażowanie), po latach przelotnych, niezobowiązujących romansów zakochał się w byłej Wicemiss Polonii Emilii Raszyńskiej. Kiedyś mówił: "Wszystko zawdzięczam hokejowi, ale wiele przez ten sport straciłem. Rozpadło się moje małżeństwo". Dziś znalazł równowagę. Jedyne, czego boi się w życiu, to odrzucenia przez ukochaną. A także zdrady. Już wie, że kobiety są w jego życiu równie ważne, jak hokej. GALA: Ile kobiet miał Mariusz Czerkawski?
MARIUSZ CZERKAWSKI: Nie powiedziałem tego Emilii, nie powiem i tobie. To nie temat do zwierzeń. A swoją drogą, jak myślisz? GALA: Obstawiam setkę, dwie...
M.C.: Nie przesadzaj. Powiem tylko, że nigdy nie byłem uzależniony od seksu. GALA: Czy zdarzyło ci się obudzić rano z kobietą, której imienia nie znałeś?
M.C.: (westchnięcie) GALA: Jak rozstawałeś się z tymi kobietami?
M.C.: Nie było mowy o porzucaniu. Od początku grałem w otwarte karty. Poznanej dziewczynie nie proponowałem przecież związku. Było wiadomo, że 9 miesięcy w roku nie ma mnie w Polsce. Czy kogoś zraniłem? Oczywiście, że były kobiety, które chciały mocniej, bardziej, dłużej. GALA: A ty nie płakałeś przez dziewczynę?
M.C.: Tylko przez córkę. Ciężko zniosłem rozstanie z Julią. Z powodu kobiety nie płakałem. Może dlatego, że jeszcze nigdy nie zostałem porzucony. I jeśli czegoś się boję w życiu, to właśnie odrzucenia, zdrady. GALA: Co one w tobie widzą? Pieniądze?
M.C.: Wierzę, że spotkaliśmy się z mojego powodu, a nie z powodu mojego portfela. A że nie zapraszam na piwo za 3 złote (choć w dobrym towarzystwie świetnie smakuje), tylko stać mnie na szampana... Szczerze mówiąc, nigdy nie narzekałem na brak powodzenia u kobiet. Pierwsze sukcesy odnosiłem jeszcze w przedszkolu. Co w tym złego? Że mówią o mnie playboy? Są gorsze wady. Mógłbym być zawistnym, pełnym kompleksów kłamcą. GALA: W łóżku masz taki sam temperament jak na boisku?
M.C.: Jest OK. GALA: Uważasz się za dobrego kochanka?
M.C.: Długo się rozgrzewałaś, zanim zadałaś to pytanie? Daję sobie w tej dziedzinie radę. Nie porównuję seksu do gry na lodowisku, ale czasem mam lepszy mecz, czasem gorszy. Zależy od kondycji, chęci i motywacji (śmiech). GALA: Skarg i zażaleń nie odnotowałeś.
M.C.: Nic mi o tym nie wiadomo. GALA: Sukces tkwi w technice?
M.C.: Jest tak samo ważna, jak czułość, chemia. Na początku jest łatwo, bo jest pożądanie, pasja. Ważne, żeby codziennie czegoś uczyć się nawzajem. Być otwartym. Lubię różnorodność, spontaniczność, unikam schematów. GALA: Tylne siedzenie w twoim czarnym bmw było świadkiem niecenzuralnych scen?
M.C.: Akurat nie. Za to mój stary maluch... Do tej pory zastanawiam się, jak to zrobiłem. GALA: Potraficie z Emilią rozmawiać o seksie?
M.C.: Po dwóch latach dobrze się znamy. GALA: Kto z was jest bardziej spontaniczny?
M.C.: Różnie, czasami Emila ma więcej energii, bo ja mam treningi, określone zadania, bywam zmęczony. Poza tym przed meczem nie wolno mi się rozpraszać. GALA: Złamałeś kiedyś tę zasadę?
M.C.: Tylko dwa, trzy razy. Na kilkaset meczów. Kilka godzin przed meczem wstrzemięźliwość - jest wskazana. Do walki potrzebuję testosteronu. Za to seks jest czasem dobry po meczu. GALA: Wróćmy do podsumowań. Ile kobiet usłyszało od ciebie: kocham cię?
M.C.: Na pewno Emilia. Wcześniej Iza i młodzieńcza miłość z czasów, kiedy grałem w Polsce. Julia słyszy to od 7 lat. GALA: Te kobiety podzieliły twoje życie na trzy etapy. Z Izą próbowałeś być mężem i ojcem, potem przez 4 lata byłeś niepoprawnym playboyem, a teraz znowu budujesz stały związek.
M.C.: Jestem znacznie dojrzalszy, inna jest moja sytuacja życiowa niż wtedy, gdy pobieraliśmy się z Izą. GALA: Nie byłeś przygotowany do małżeństwa?
M.C.: Aktorstwo i hokej to niewolnicze zajęcia. Wymagają poświęcenia. Po roku małżeństwa nie mogliśmy dojść do kompromisu. Pojawiły się pretensje. Nie układało się między nami już od kilku miesięcy. Przyznaję, wolałem życie towarzyskie, umawiałem się z kolegami, szedłem na tenisa, zamiast może zostać z żoną. Czasem Iza miała słuszne pretensje. Po zakończonym sezonie w Szwecji wyjechałem do USA, do zawodowej ligi hokeja NHL. Nawet nie umówiliśmy się, jak przystało na męża i żonę, kiedy następnym razem się zobaczymy. Później przez telefon omówiliśmy nasze rozstanie. GALA: Myśleliście, żeby wrócić do siebie?
M.C.: Raczej nie. Daliśmy sobie wolność. I nasze kontakty są teraz idealne. Dobrze dogaduję się z Jeffem, mężem Izy. Bawię się z Julią, ale bez problemu zajmuję się też Martinem, dzieckiem Izy i Jeffa. Co zabawne, przez chwilę był nawet moim synkiem, bo nie mieliśmy oficjalnie rozwodu, więc dziecko zostało automatycznie przypisane mnie. Miałem już chłopaka! GALA: Czego nauczyło cię to nieudane małżeństwo?
M.C.: Że nie da się zmienić drugiej osoby. I nie da się zmienić siebie. Udaje się może na chwilę, ale nie na zawsze. Przyznaję, skupiałem się za bardzo na sobie. Czułem się ograniczony przez małżeństwo. Teraz udało mi się ostudzić swoje ego. Oprócz "ja" jest także "my". GALA: Po rozstaniu z Izą przez 4 lata łapczywie korzystałeś z wolności?
M.C.: Której nie miałem w małżeństwie. Zdobywałem kobiety. To było wyzwanie. Kręciło mnie, że potrafię tak zagadnąć dziewczynę, że będzie moja. To niekoniecznie musiało kończyć się w łóżku. Było wesoło, dobrze czułem się jako facet. Balowałem z kolegami. Po kilkunastu udanych próbach podrywu poczułem pustkę i bezsens. Ile razy można zadawać podstawowe pytanie: Gdzie mieszkasz, czy masz rodzeństwo, co lubisz... Ile razy można wciąż przechodzić ten sam etap i zaczynać od nowa? GALA: Więcej było Polek czy Amerykanek?
M.C.: Więcej bawiłem się w Polsce, bo tu spędzałem wakacje. Ale były też Amerykanki i nie tylko. Teraz znalazłem coś ważnego i nie mam potrzeby "obcinać" dziewczyny w klubie. Nie muszę już polować. Choć szczerze mówiąc, do Emilii wystartowałem jak zwykle, nie oczekiwałem głębszego związku. To miała być kolejna przygoda, wakacyjna znajomość. I nagle okazało się, że już nie chciałem telefonów innych dziewczyn. Dzwoniłem tylko do Emilii. Znamienne, ale potrafiliśmy godzinami rozmawiać albo siedzieć i milczeć. I było nam dobrze. Kiedy Emilii nie było obok mnie, bardzo tęskniłem. GALA: Nadal wszystko się układa?
M.C.: Zdecydowanie. Z żadną kobietą w życiu nie spędziłem tyle czasu. Porzuciłem życie balangowicza, teraz najbardziej lubimy położyć się na łóżku i oglądać filmy. Przytulamy się, co wcale nie oznacza od razu wstępu do seksu. Przez ostatni rok, kiedy grałem w NY Islanders, żyliśmy jak małżeństwo. Mieszkaliśmy w domu na Long Island. Emila chodziła do szkoły, na siłownię. Miała samochód, żeby być bardziej samodzielna w mieście. Ale najważniejsze, że często była po prostu ze mną. GALA: Emilia jest modelką. Podczas naszej poprzedniej rozmowy odniosłam wrażenie, że nie bardzo chcesz, żeby zajęła się w Stanach modelingiem. Jakbyś obawiał się, że twoja kobieta skoncentruje się na własnej karierze, tak jak Iza.
M.C.: Jest takie ryzyko, ale ona ma prawo do własnego życia. W Polsce wiele pracuje, jest wziętą modelką. Była także na spotkaniu w NY. Zaproponowano jej od razu kontrakt, ale to było tuż przed wyjazdem do Polski na wakacje. Wolała przyjechać ze mną tu. Jeśli wrócimy do NY, pewnie pójdzie na castingi. GALA: Zaręczyliście się?
M.C.: Na razie nie. GALA: Mówiłeś, że chciałbyś wziąć ślub kościelny.
M.C.: Tak, ale nic na siłę i w pośpiechu. Jest nam dobrze tak, jak jest. GALA: Czujesz się już dojrzały do założenia rodziny? Bardziej odpowiedzialny, niż kiedy brałeś ślub z Izą?
M.C.: Nie chodzi o odpowiedzialność, ale o priorytety. Na razie o tym nie myślę. Żeby mieć dzieci, trzeba być w domu, chodzić na spacery z nimi. Wielu mężczyzn nie ma takiego powołania. Rodzina jest cudowna, ale to także wielkie wyzwanie i obowiązek. Full time job - pełny etat. Jestem gotowy na taką odpowiedzialność, ale racjonalnie nie mam na to w tej chwili czasu. GALA: Czyli nie wybudujesz domu, nie posadzisz drzewa, nie spłodzisz syna?
M.C.: Jeszcze nie. Pracuję nad tym... Rozmawiała MARTA BEDNARSKA
Zdjęcia BEATA WIELGOSZ

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama