MAŁGORZATA BRAUNEK
Moja linia życiaByła wielką gwiazdą polskiego filmu. Przerwała karierę, będąc na szczycie. Zniknęła na dwadzieścia lat. Teraz zagrała w filmie Tulipany. Czy to oznacza, że wróci w wielkim stylu?

Mieszka w małym domku w warszawskim Wilanowie. Razem z drugim mężem, tłumaczem Andrzejem Krajewskim, wychowują córkę, Orinkę. Ich dom niedawno opuścił Xawery, starszy syn z pierwszego związku z reżyserem Andrzejem Żuławskim. Była gwiazdą filmu, jest nauczycielem buddyjskim. Już w wieku 20 lat grała heroiny w superprodukcjach: Oleńkę w Potopie czy Izabelę Łęcką w Lalce. Pozostała niezapomnianą kobietą modliszką w brawurowej kreacji z Polowania na muchy Andrzeja Wajdy. Nagle u szczytu popularności zniknęła z ekranów. Dziś wraca. Pytanie: na chwilę czy może tym razem na dłużej? GALA: W pani poukładanym życiu nagle pojawił się Jacek Borcuch z plikiem kartek scenariusza i z miejsca zgodziła się pani zagrać w jego Tulipanach?
MAŁGORZATA BRAUNEK: Nie od razu. Byłam bardzo zaskoczona. GALA: Wie pani, że on ten scenariusz napisał specjalnie dla pani?
M.B.: To niezwykłe. Myślałam, że jeśli ktoś jeszcze zaproponuje mi rolę, będzie to reżyser z mojego pokolenia, który mnie zna, pamięta. A Jacek jest w wieku mojego syna. GALA: Powrót na ekran to dla pani ryzyko?
M.B.: Wciąż podkreślam, że już grać nie muszę. Nie mam wewnętrznej presji, by złapać wszystko jedno co, z kim, gdzie, byle tylko zagrać. Jednak spotkaliśmy się i po rozmowie z Jackiem byłam już przekonana. Tulipany opowiadają o przemijaniu w sposób szalenie mi bliski. O ludziach, którzy czasem myślą o sobie: jesteśmy nieśmiertelni. I kiedy w końcu okazuje się, że jednak oni też przemijają, nie przyjmują tego w kategoriach - dramatu. Nie zasępiają się, bo potrafią zobaczyć, że każdy wiek ma swoje radości. To mi się spodobało. I przyznaję, zapytałam syna, co sądzi o Jacku. A Xawery mi go gorąco polecił. GALA: Zawsze marzyła pani o roli komediowej. Czy Tulipany spełniły to marzenie?
M.B.: Jeszcze nie. Wciąż marzę o takiej roli. Może gdy będę zupełną staruszką, ktoś wreszcie doceni mój talent komediowy. Bardzo sobie cenię epizod u Łukasza Wylężałka, który zagrałam w 1997 roku w Darmozjadzie polskim. Mogłam się tam przebrać, włożyłam perukę, zrobiłam sobie paznokcie na dwa metry. Aktorstwo może być świetną zabawą. GALA: Świetną zabawą? Myślałam, że odeszła pani od aktorstwa, bo nie była to dla pani świetna zabawa, ale prawdziwa trauma?
M.B.: Gdyby była to tak straszna trauma, pewnie odrzuciłabym aktorstwo całkowicie. A ja zobaczyłam tylko, że granie zaczyna mieć na mnie zły wpływ. Z czasem widziałam coraz więcej negatywów. Myślałam: "Może mogłam zagrać to lepiej?". Właściwie nigdy nie byłam z siebie zadowolona. Dawałam się wciągać w ten świat bez reszty, bo kiedy przestawałam grać, czułam pustkę. Wciąż czekałam na kolejny telefon z propozycją roli. To było jak narkotyk. Widziałam, że jest ze mną źle, i brnęłam w to dalej. Musiałam zastosować kurację odwykową. GALA: Ale czasami sięga pani po ten narkotyk.
M.B.: Ostatnio weszłam do wytwórni i poczułam się jak taki stary pies, który odnajduje swoje ślady. I to odszukiwanie starych, znajomych miejsc, zapachów było szalenie przyjemne. GALA: Co pani przez te lata straciła, co zyskała?
M.B.: Zobaczyłam, co jest dla mnie w życiu naprawdę ważne. Rodzina. Mam męża, dzieci. Liczy się nie to, jak mój syn oceni mnie na ekranie, ale to, jaką jestem dla niego matką. GALA: A jaką jest pani matką?
M.B.: Mam nadzieję, że się teraz zmieniłam. We wczesnych latach macierzyństwa byłam zbyt zajęta pracą, żeby być dobrą matką. Dopiero przy drugim dziecku zobaczyłam, jak dużą odpowiedzialnością jest wychowanie. To nawet nie jest kwestia tego, czy my te dzieci wychowamy, tak jak sobie wyobrażamy, że powinniśmy. Wiadomo, że popełnimy błędy. To nieuniknione. Chodzi o czas, który spędzimy razem. Matka jest po to, żeby być dla dziecka. Myślę, że dopiero teraz naprawiłam grzechy młodości. GALA: Ma pani dwoje dzieci. Syna Xawerego ze związku z Andrzejem Żuławskim i córkę Orinkę z tłumaczem Andrzejem Krajewskim. Pani dzieci popełniają czasami jakieś grzechy?
M.B.: One są wspaniałe. Dzieci rodziców, którzy coś osiągnęli, zawsze się z nimi mierzą. Nie mają wyjścia. Mam nadzieję, że nie obciążamy ich zbytnio. Orinka jeszcze nie wie, co będzie robić w życiu. Xawery kończy właśnie kręcić swój pierwszy film. Oby szczęśliwie. Bardziej to przeżywam niż własną rolę. Wiem, że to dla niego strasznie ważne. To jego pierwsze, ukochane filmowe dziecko. Choć ma cudnego dwuletniego synka, oczko w głowie rodziców i całej rodziny. GALA: Powiedziała pani o mierzeniu się z rodzicami, Xawery się przeciwko wam buntował?
M.B.: Było z nim ciężko. Jest ogromnie niezależny i bardzo wcześnie zaczął odcinać pępowinę. Miał wtedy 12 lat. Kłócił się z nami, zawsze miał własne zdanie. Był typowym zbuntowanym nastolatkiem. W stanie wojennym wyjechał do taty, do Francji. Spędził w Paryżu półtora roku. Wrócił bardziej pogodzony i dojrzalszy. GALA: On był we Francji, pani w Polsce, jakie to doświadczenie dla matki?
M.B.: Trudna decyzja, ale uznałam, że robię to dla niego, że tak będzie lepiej. GALA: Kiedy Xawery wyprowadził się z domu?
M.B.: Wyprowadził się, gdy był już dorosły, miał 27 lat. I to było oczywiste. Ale pamiętam taki okres zaraz po maturze, miał 19 lat i nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Chciał studiować we Francji, wyjechał do Paryża. Pamiętam, że miałam wtedy poczucie, że tracę dziecko. To było straszne, prawie dosłownie fizyczne uczucie odcinania pępowiny. Okropnie przeżyłam to rozstanie. Całe szczęście szybko wtedy wrócił. Jego drugie odejście było już spokojne. GALA: Jaka jest pani 17-letnia córka?
M.B.: Orinka chyba dwa lata temu powiedziała nam wprost: "Jestem nastolatką w okresie rewolucji, buntu i absolutnie żądam respektowania tego". To jej wystąpienie było niezwykłe. Obydwoje z mężem uznaliśmy, że fakt, iż Orinka miała odwagę powiedzieć to wprost, zasługuje na uszanowanie. Bardzo cenię w moich dzieciach, że nie są spolegliwe. To z jednej strony niełatwe dla rodziców, ale z drugiej świadczy o charakterze. Potem w życiu oni nie będą iść na kompromisy, które mogą wiele kosztować i boleć. GALA: Czy córka miała kiedykolwiek żal, że państwo wybrali jej takie imię?
M.B.: O tak. Staraliśmy się wybrać jej najpiękniejsze imię, jakie istnieje na świecie. Orinka oznacza - oświecona miłość. Mężowi udało się przewalczyć zarejestrowanie go w urzędzie. To nie było proste. Stanął na głowie, przekonując panie urzędniczki, że naprawdę nie robimy dziecku krzywdy, aliści (śmieje się) okazało się, że zrobiliśmy dziecku tę krzywdę. Orinka bardzo cierpiała, że ma inne imię niż wszystkie znane jej dzieci. Jeszcze dwa lata temu robiła nam takie wyrzuty, że byliśmy gotowi iść natychmiast do urzędu i zmienić je, ale jakoś się na to nie zdecydowała. Może powoli zaczyna je doceniać? Więcej w Gali 18/19 Rozmawiała MONIKA BERKOWSKA ZDJĘCIA MAGDA WUENSCHE; STYLIZACJA KRZYSZTOF ŁOSZEWSKI; MAKIJAŻ ANNA ORŁOWSKA; FRYZURY PAWEŁ GODLEWSKI. DZIĘKUJEMY SKLEPOM: EM CASHMERE, UL. SZCZYGLA 8.
1 z 4

4874
2 z 4

4875
3 z 4

4876
4 z 4

4877