Madonna
Najpierw wszystkiemu zaprzeczyła. Później potwierdziła, że adoptowała w Afryce 13-miesięcznego Davida. Musiała się zmierzyć z falą krytyki, że wykorzystuje malucha do zwrócenia na siebie uwagi mediów. Teraz Madonna ze łzami tłumaczy, że chodzi jej jedynie o dobro chorego dziecka.

Madonna ma dość nagonki na jej osobę. W specjalnym oświadczeniu prosi: „mam nadzieję, że prasa da nam w końcu odpocząć. Że zostawi nam trochę przestrzeni, żeby nasza rodzina mogła nacieszyć się nowym jej członkiem”. Dla dzieci Madonny: 6-letniego Rocca i 10-letniej Lourdes, pojawienie się Davida było dawno oczekiwanym wydarzeniem. Piosenkarka starała się od miesięcy o zgodę na adopcję.
Dwie czarne terenówki z piskiem opon zatrzymały się na parkingu. Strażnik dostrzegł jedynie zarys kilku sylwetek szybko przemieszczających się w kierunku płyty lotniska. "Są. Zgodnie z umową zabezpieczajcie ich drogę do samolotu" - powiedział przez radio. Kiedy w końcu dostał wiadomość, że pasażerowie dotarli do odrzutowca, odetchnął z ulgą. Zadanie zostało wykonane. Przynajmniej ta część, za którą odpowiadała ochrona na lotnisku w Johannesburgu. Na pokładzie również panowała dobra atmosfera. Kiedy koła w końcu oderwały się od płyty lotniska, szef grupy nadał wiadomość do Londynu: "Jesteśmy w powietrzu. Wszystko zgodnie z planem. Udało się zgubić paparazzich". Mały chłopczyk, sprawca całego zamieszania, mimo ostrego zapalenia płuc, grzecznie spał w ramionach opiekunki, nie zdając sobie sprawy, że dla niego to dopiero początek wrażeń.
Na londyńskim lotnisku Heathrow dziennikarze już czekali. Wieść o tym, że na Wyspy przylatuje roczny David Banda, którego Madonna adoptowała w afrykańskim Malawi, rozeszła się błyskawicznie. Nie pomógł nawet sprytny wybieg ochroniarzy piosenkarki. Gwiazda wraz z mężem Guyem Ritchiem przylecieli na Wyspy kilka dni wcześniej, by skupić całą uwagę na sobie. Niestety prasa szybko przejrzała ten fortel. Fotoreporterzy z "Hello!", "The Sun" i "OK!" wręcz bili się, by zająć jak najlepsze miejsce w korytarzach lotniska. Za zdjęcia chłopca przewidziane były olbrzymie premie. "W końcu jest to najgorętszy news miesiąca" - tłumaczono. I nie chodzi o sam fakt, że Madonna zdecydowała się na adopcję. Przecież o tym mówiono już od dawna. Chodzi raczej o wszystkie kontrowersje, które towarzyszą tej procedurze. Czy gwiazda złamała prawo? I najważniejsze. Czy ojciec Davida, Yohane, który oddał syna do sierocińca po śmierci żony, zdawał sobie sprawę, że godzi się na zabranie go z Malawi?
Według Boniface Mandere, rzeczniczki organizacji "Eye of the Child" zajmującej się ochroną praw dzieci, sprawa jest co najmniej dziwna. "Jak rząd, który powinien stać na straży prawa, może w tak jawny sposób je naginać. Przecież to, że David jest już na Wyspach Brytyjskich, to droga na skróty. On nawet nie ma paszportu. Czy Madonna jako gwiazda nie musi uczestniczyć w pełnej procedurze przyznania praw rodzicielskich, która trwa przynajmniej 18 miesięcy?". W odpowiedzi rzeczniczka piosenkarki Liz Rosenberg wydała jedynie suchy komunikat, w którym przeczytać można, że Madonna wraz z mężem starają się o adopcję już od kilku miesięcy i o żadnych nieprawidłowościach nie może być mowy. "Fakt, że chodzi o światową gwiazdę, nic nie zmienia - przekonywała. - Mojej klientce naprawdę chodzi o dobro Davida. Już traktuje go jak syna, a znają się tylko parę tygodni. Całe to zamieszanie jest zupełnie niepotrzebne".
Niestety na powstrzymanie machiny oskarżeń i spekulacji było już za późno. A zaczęło się tak niewinnie. Kiedy Madonna i Guy Ritchie przylecieli do Malawi, witani byli jak bohaterowie. W końcu świat będzie miał okazję dowiedzieć się, w jak ciężkich warunkach muszą żyć dzieci w tamtejszych sierocińcach. I rzeczywiście. Każdy krok sławnej pary śledzili dziennikarze. Piosenkarka wstrząśnięta ogromem tragedii najmłodszych zdecydowała się wesprzeć kwotą trzech milionów dolarów organizację charytatywną "Raising Malawi". Jednak największe zaskoczenie miało dopiero nadejść. W domu dziecka w Mchinji, miejscowości położonej blisko granicy z Zambią, Madonna poznała małego Davida, który ubrany w stary dres siedział smutny w kącie. "Matka zmarła miesiąc po porodzie. Ojciec oddał go tutaj, bo nie stać go na utrzymanie chłopca. Sam mieszka w strasznej nędzy" - opowiadała tłumaczka. Po kilku dniach od wizyty David przeprowadził się do luksusowego bungalowu, w którym w stolicy kraju Lilongwe zatrzymali się Madonna i Guy. Wtedy też dziennikarze dotarli do jego ojca Yohane'a Bandy.
Podczas pierwszych wywiadów Banda nie ukrywał radości. "Słyszałem, że Davidem zaopiekowała się bardzo bogata piosenkarka z USA. To wspaniale. Przynajmniej mój syn nie doświadczy życia jako sierota, tak jak ja. Wyrwie się też z nędzy. To naprawdę wspaniała wiadomość" - mówił. Z czasem jednak zmienił zdanie. "Nie powiedziano mi, co to znaczy adopcja. Gdybym wiedział, że ona chce go na zawsze zabrać za granicę, nigdy bym się na to nie zgodził. Wolę, by mój syn został w sierocińcu, tak żebym mógł go odwiedzać za każdym razem, kiedy chcę. Jak do tej pory". Po tym wyznaniu zawrzało. Od razu pojawiły się głosy, że adwokaci Madonny w porozumieniu z rządem Malawi celowo wprowadzili go w błąd. "To skandal. Wykorzystali fakt, że ten prosty człowiek nie umie ani czytać, ani pisać i po prostu go oszukali" - krzyczeli przedstawiciele "Eye of the Child". Dopiero spotkanie w sądzie ostudziło emocje. "Madonna osobiście wyjaśniła panu Bandzie swoje intencje, a on sam był wielokrotnie pytany przez sąd, czy wszystko rozumie. Skończyło się na tym, że gwiazda obiecała, że dołoży wszelkich starań, by David nie stracił kontaktu z ojczyzną. A kiedy będzie już samodzielny, sam zdecyduje, gdzie zamieszka" - mówiła obecna na spotkaniu Penson Kilembe, dyrektorka Departamentu Pomocy Kobietom i Dzieciom w Malawi.
Piosenkarka wierzyła, że ta ugoda oznacza koniec jej problemów z opinią publiczną. Wydała nawet oświadczenie, w którym prosiła, by w końcu zaprzestano nagonki na jej osobę. "Mam nadzieję, że prasa da nam w końcu odpocząć. Że zostawi nam trochę przestrzeni, żeby nasza rodzina mogła nacieszyć się nowym jej członkiem". I wtedy przyszedł cios, którego zupełnie się nie spodziewała. Jej mąż w rozmowie z przyjacielem przyznał, że jest poważnie zmartwiony ostatnimi działaniami żony, a treść tych zwierzeń przedostała się do dziennika "The Sun". "Guy boi się, że Madonna nie zdaje sobie sprawy, jaką odpowiedzialność na siebie wzięła. Wydaje mu się nawet, że cała ta sprawa z adopcją to chęć zwrócenia na siebie uwagi mediów. Adoptowane dziecko z biednego kraju stało się ostatnio symbolem gwiazdorskiego statusu" - opowiadał gazecie przyjaciel reżysera. Mimo że następnego dnia adwokaci pary zagrozili wydawcy sądem za opublikowanie tego materiału, Brytyjczycy byli w szoku. "Czyżby te wszystkie piękne słowa o dobroci i chęci pomocy były tylko pustymi frazesami?" - pytali.
Wtedy dali o sobie znać fani gwiazdy. Na stronach oficjalnych i nieoficjalnych fanklubów pojawiały się słowa wsparcia. "Jesteśmy z Tobą. To, co insynuują media, jest obrzydliwe. Wierzymy, że to przetrwasz" - pisano we wszystkich możliwych językach. Po takim zastrzyku pozytywnej energii piosenkarka zdecydowała się powiedzieć parę słów. "Cieszę się, że są ludzie, którzy dobrze mi życzą i ufają moim intencjom. Cały czas uważam, że wizyta w Malawi mnie odmieniła. To, co tam zobaczyłam, wstrząsnęło mną i spowodowało chęć niesienia pomocy. A Davida od razu pokochałam tak bardzo, jak swoje własne dzieci - Lourdes i Rocca". Potwierdzeniem tych słów były kontakty Madonny z Bradem Pittem i Angeliną Jolie. "Oni wiedzą wszystko o adopcjach. Zwróciła się do nich o pomoc i poradę, żeby przyspieszyć wszystkie formalności i w końcu cieszyć się obecnością małego Davida. Angelina była nawet tak miła, że skontaktowała ją ze swoim adwokatem, który załatwił wszystkie formalności związane z opieką nad Maddoksem i Zaharą" - mówiła rzecznika piosenkarki.
Jednak dopiero jej występ w programie Oprah Winfrey dał jednoznaczną odpowiedź na wszystkie pytania. Madonna nie ze słynnej kanapy w studiu, ale z domu w Londynie za pośrednictwem satelity przyznała, że Davida widziała wcześniej. "To było parę miesięcy temu. Oglądałam film dokumentalny o sierocińcu w Malawi i zobaczyłam go. Wtedy wprost oszalałam na jego punkcie". Zapytana przez prowadzącą o reakcję Lourdes i Rocca na nowego członka rodziny, zachwycona gwiazda mówiła, że nigdy nie zadali pytania: co on tu robi?. Od razu przyjęli go z otwartymi ramionami. Już jest ich bratem" - podkreśliła. Na sam koniec piosenkarka skomentowała zachowanie ojca dziecka. "To niewiarygodne, jak media manipulują tym człowiekiem. Tak naprawdę nie wierzę, by mógł mówić wszystkie te rzeczy". Po tak przekonywającym występie nikt już chyba nie wątpi w dobre intencje Madonny. A ona wreszcie może w spokoju zająć się swoimi pociechami.
1 z 46

u1738_04m
2 z 46

u1739_03m
3 z 46

u1740_05
4 z 46

u1741_05m
5 z 46

u1742_06
6 z 46

u1743_93m
7 z 46

u1744_01
8 z 46

u1745_01m
9 z 46

u1746_02m
10 z 46

u1747_06m
11 z 46

u1748_08
12 z 46

u1749_08m
13 z 46

u1750_09
14 z 46

u1751_09m
15 z 46

u1752_1
16 z 46

u1753_1m
17 z 46

u1754_2
18 z 46

u1755_2m
19 z 46

3o
20 z 46

u1756_3m
21 z 46

u1757_4
22 z 46

u1758_4m
23 z 46

u1759_5
24 z 46

u1760_5m
25 z 46

u1761_6
26 z 46

u1762_6m
27 z 46

u1763_7
28 z 46

u1764_7m
29 z 46

u1765_8
30 z 46

u1766_8m
31 z 46

u1767_9
32 z 46

u1768_9m
33 z 46

u1769_91
34 z 46

u1770_91m
35 z 46

u1771_92
36 z 46

u1772_92m
37 z 46

u1773_93
38 z 46

u1774_94
39 z 46

u1775_94m
40 z 46

u1776_95
41 z 46

u1777_95m
42 z 46

u1778_96
43 z 46

u1779_96m
44 z 46

madonna_min_sg
45 z 46

u1780_04
46 z 46

u1781_03