Reklama

Urodzony prowokator. Szokuje wyglądem, strojami i zachowaniem. Długo był chłopcem. Teraz obwieszcza: - Drogie panie, jestem już dorosły!

Reklama

Skończył zawodówkę - obróbkę skrawaniem. Siedział w więzieniu 14 miesięcy za odmowę pójścia do wojska. Był ulicznym grajkiem. Od 10 lat jest jedną z największych indywidualności polskiej sceny muzycznej. Słynie z niewyparzonego języka, którym walczy o WOLNOŚĆ SŁOWA. Tak właśnie nazywa się nowa płyta zespołu P delsi, którego jest wokalistą.

GALA: Przed rokiem mówiłeś, że nienawidzisz rock'n'rolla...

Maciej Maleńczuk: Cały czas to podtrzymuję. Ja jedynie żyję rock'n'rollowo. Ten rodzaj sztuki jest błahy i przynależy młodym ludziom. Rock'n'roll w wykonaniu czterdziestolatka przypomina zabawę dorosłego faceta w przedszkole. Wokół tej muzyki kręci się wielu zboczeńców. Zarobili na niej dużo pieniędzy i będą ją grali do emerytury.

GALA: Twoje słynne stroje to też część rock'n'rollowego spektaklu.

M.M.: To moja żona Ewa nauczyła mnie dbać o wizerunek. W domu nie robię się na gwiazdę i chodzę w dresie.

GALA: Podobno stałeś się bardzo rodzinny. Ustatkowałeś się?

M.M.: Oprócz tych chwil, kiedy w hotelu jest balanga, rzeczywiście jestem rodzinny. Z Ewą jestem już 12 lat, w tym sześć w małżeństwie. Mamy dwoje dzieci i nie zamierzamy się rozstawać, kiedy gwieździe rocka zdarzy się jakaś "libidalna" przygoda. Wiadomo, że jestem artystą, podróżuję, mam fanki, które piszczą na mój widok i zawsze jakaś może się zaplątać do garderoby. Po pierwsze, gwiazdor nie musi wszystkiego opowiadać żonie, po drugie, nie od razu musi się zakochać, a po trzecie, skok w bok nie oznacza rozpadu małżeństwa i cierpienia dzieci. Na tym polega dorosłość Maleńczuka i jego związku. A jeśli chodzi o moją żonę, to widziały gały, co brały.

GALA: Twoje poglądy na rodzinę mogą się nie spodobać rodzicom młodszych idoli. M.M.: Śmieszą mnie oświadczenia Alicji Janosz, która mówi: "Nie będę ćpać, nie będę balangować, nie będę uprawiać przygodnego seksu, będę grzecznie chodzić spać i wstawać o siódmej". To jak ona chce istnieć w tym środowisku? Jak się chce być artystą, to nie da się żyć życiem urzędnika.

GALA: Jak się poznaliście z Ewą?

M.M.: Kiedy w latach 80. grałem na krakowskich ulicach, często pałętała się wokół mnie taka długonoga gówniara. Nie interesowała mnie, bo była chuda i miała jakieś 14 lat. Po kilku latach zauważyłem, że wyrosła z niej niewiarygodna "dżaga". Nagle okazało się, że wszystko ma na miejscu. Nie startowałem do niej, miałem wtedy Japonkę, a Ewa wyjechała do Norwegii na dwa lata. Jak wróciła, była już dojrzałą kobietą.
GALA: Irma, wasza starsza córka, ma 5 lat.

M.M.: Byliśmy z Ewą już od kilku lat ze sobą i zapragnęliśmy dziecka. Chciałem synka, ale mam córki. Pół roku temu urodziła się Rita. Będzie chyba śpiewaczką, bo piszczy bardzo ładnie. Zazdrość między rodzeństwem wynika z błędów rodziców. Jak biorę jedną z córek na ręce, to drugą zaraz też przytulam. Kiedy matka zajęta jest pielęgnowaniem niemowlaka, rolą ojca jest zajmowanie się starszym dzieckiem.

GALA: Jak wygląda wasz dom?

M.M.: Mieszkamy w stuletniej kamienicy. Na naszej ulicy mieszkał Piłsudski i Lenin też się tu plątał. Dom nie jest całkiem normalny. Mój pokój wygląda jak nora. Jest w nim trupie światło i wszędzie wiszą czaszki. Moim dzieciom to się nawet podoba, ale mojej mamie nie za bardzo. W innych pokojach Ewa zadbała, by było kolorowo.

GALA: W domu zachowujesz się normalnie?

M.M.: Każdy ma swoje wyobrażenie normalności. Dla mnie "normalnie" żyjący ludzie - wstający o szóstej, by być o siódmej w pracy - nie są normalni. Człowiek powinien wstawać, kiedy się wyśpi.

GALA: Za dwa lata twoja córka pójdzie do szkoły i trzeba będzie ją odprowadzać wcześnie rano.

M.M.: To niech tym się już Ewa zajmie (śmiech). Będziemy się starali chronić nasze dzieci przed szkołą. Tak, by czasem ktoś tam nie zabrał się do ich wychowywania.

GALA: Dla ciebie szkoła była czymś traumatycznym?

M.M.: Tak. Być może to były inne czasy i wtedy były inne szkoły. Generalnie byłem trudnym dzieckiem. Moje dzieci są normalniejsze, gdyż nie mają traumy w domu.

GALA: Ty miałeś?

M.M.: To był dom moich rodziców, nie mój. Nie czułem się w nim bezpieczny. Bardzo wielu młodych ludzi nie czuje się bezpiecznie w domu. Powstają socjopaci, ludzie, którzy lądują w więzieniach lub w najlepszym przypadku zaczynają grać w zespołach.

GALA: Twoim domem była ulica?

M.M.: Człowiek szuka swojego kawałka podłogi. Ja miałem kawałek chodnika.

GALA: Jesteś jedynakiem?

M.M.: Tak. Mój ojciec ma jakieś dzieci, ale z innych związków. Mama opuściła go, gdy miałem trzy miesiące, i nie dane mi było poznać uroków życia w normalnym domu z dwojgiem kochających się rodziców.

GALA: Znałeś wtedy prawdziwego tatę?

M.M.: O, zdarzało mi się do niego pojechać na wakacje. Fajny gość, grał na gitarze i był bokserem. Tak samo jak ja "gibał" w kryminale, bo kogoś za mocno stuknął. Teraz rzadko utrzymujemy kontakty. GALA: A widujesz się z mamą?

M.M.: Tak. Przychodzi popilnować dzieci i ciąga je bez przerwy do kościoła. Muszę na to uważać, bo nie chrzczę dzieci.

GALA: Masz jeszcze jedną córkę...

M.M.: Zuzannę, która ma już 19 lat! Tuż po wyjściu z więzienia zostałem gwiazdą hipisów krakowskich. Koleżanki przywitały mnie odpowiednio. Dały mi wszystko, co mogły dać, i zaraz zmachałem nieślubne dziecko.

GALA: Kontaktujesz się z Zuzanną?
M.M.: A jaki można mieć kontakt z takim tatusiem jak ja? Może trochę lepszy niż ja miałem z moimi rodzicami, ale raczej nie wpływam na jej wychowanie. Nie wiem, czy jest dumna ze mnie. Chyba ma mi wiele do zarzucenia? Nie gadajmy już o tym.

GALA: Podobno byłeś na odwyku?

M.M.: Wiele lat temu sam się odtruwałem. Nagle spostrzegłem, że jestem urąbany w kompot. Organizm ci mówi, czy może jeszcze wytrzymać, czy już nie, a ja umiem czytać te sygnały. Nie sądzę, bym się jeszcze kiedyś uzależnił. Nawet papierosów prawie nie palę. Niektórzy są uzależnieni od pracy, ja nie.

Reklama

Rozmawiał Grzegorz Brzozowicz fot. Glinka/eRBe

Reklama
Reklama
Reklama