LEO BEENHAKKER O miłości dozgonnej
Selekcjoner reprezentacji uznawany jest za trzeciego człowieka w państwie. Ale w najbliższych tygodniach trener polskich piłkarzy Leo Beenhakker będzie bez wątpienia numerem jeden. Czy dzięki niemu Polacy sprawią niespodziankę na mistrzostwach Europy?

Pytany o ulubioną potrawę, odpowiada: „Urodziłem się w trakcie II wojny światowej. Wie pan, co mam na myśli. Nie jestem wybredny”. Taki jest w wielu innych dziedzinach życia. Nieco szorstki, zdystansowany, konkretny. Unika blichtru, nie bryluje na salonach. Mówi prosto i dosadnie nawet na bardzo niewygodne tematy, nie boi się krytyki ani presji mediów. „Jaka presja? Pod presją to ja pracowałem w Realu Madryt!” – mówił, kiedy zaczynał pracę z polską kadrą. Ale – co ważne – Beenhakker łączy w sobie tę szorstkość i przywiązanie do prostoty z optymizmem i pasją. Wręcz zachwyca entuzjazmem, z jakim podchodzi do własnej pracy. „Futbol jest moją dozgonną miłością” – zapewnia i dodaje, że poświęca mu 90 procent swojego życia. „Przez 40 lat nie było dnia, w którym nie chciałbym pójść do roboty. I nie ma znaczenia, czy pracuję z najlepszymi piłkarzami na świecie, czy z przeciętnymi”. Często powtarza, że „sukces w tym zawodzie w 50 procentach zależy od znajomości futbolu, a w 50 – od znajomości ludzi”. I że na boisku równie ważna jak technika, kondycja i taktyka jest motywacja. I to jest klucz do jego sukcesu.
Dzięki Beenhakkerowi po raz pierwszy w historii reprezentacja Polski zagra w finałach mistrzostw Europy. Udało mu się coś, czego nie dokonał ani legendarny Kazimierz Górski, ani tacy fachowcy jak Jacek Gmoch czy Antoni Piechniczek, mający w składzie wybitnych piłkarzy Deynę, Bońka, Lubańskiego i Latę. W kadrze Leo nie ma ani jednej gwiazdy światowego formatu. A mimo to wygrała w znakomitym stylu z bardzo silną Portugalią, prowadzoną przez najlepszego obecnie piłkarza na świecie Cristiano Ronaldo. Ten mecz, z października 2006 r., jest dziś uznawany za największy wyczyn Polaków w ostatnim ćwierćwieczu. Holendra zaś okrzyknięto wówczas cudotwórcą. On sam w swoim stylu komentował: „Nie, nie jestem żadnym cudotwórcą. Po prostu staram się dobrze wykonywać swoją pracę. Futbol to żadna magia ani czary”. Poza tym to przede wszystkim rozrywka. I Leo ma tego pełną świadomość.
O życiu prywatnym nie mówi prawie w ogóle. Zapytany kiedyś, czy zgodziłby się objąć stanowisko selekcjonera reprezentacji Anglii, odparł: „Nigdy w życiu. Mam bardzo mało czasu na życie osobiste i być może dlatego staram się je staranniej chronić. A trener Anglii może o tym zapomnieć, jest pod permanentną k o n t r o l ą mediów”. Wiadomo tylko, że na stałe mieszka w belgijskiej Antwerpii. W Warszawie wynajmuje apartament przy placu Trzech Krzyży (wcześniej, przez półtora roku, mieszkał w stołecznym hotelu Sheraton). Ma żonę i dwoje dorosłych, dobiegających czterdziestki dzieci. Syn pracuje w telewizji, córka jest nauczycielką. Jak każdy Holender kocha łyżwiarstwo szybkie, lubi podróże, golfa, wędkarstwo i cygara. To jednak tylko wąski margines. Bo jak mówi Leo, cytując Jana Pawła II: „Ze wszystkich nieważnych rzeczy na świecie najważniejsza jest piłka nożna”.
Pochodzi z portowego Rotterdamu. Był dzieckiem, gdy zmarł mu ojciec. Dlatego też już jako nastolatek musiał pracować fizycznie w rotterdamskich dokach. Po pracy grał w piłkę w amatorskich zespołach, z czasem jednak zdał sobie sprawę, że jako zawodnik wiele nie osiągnie. „Może to dziwnie zabrzmi, ale od dziecka chciałem być trenerem. Nie piłkarzem, ale właśnie trenerem. Piłkarzem byłem krótko i szybko zrozumiałem, że jeśli chcę zarobić na rodzinę, powinienem dać sobie z tym spokój” – opowiada. Pierwszy zespół poprowadził jako 23-latek, w 1965 roku, potem trenował m.in. drużyny juniorskie Feyenoordu Rotterdam i Ajaksu Amsterdam. W Ajaksie zaczęła się jego wielka międzynarodowa kariera. W 1979 roku zaczął trenować pierwszą drużynę i już po sezonie zdobył z nią mistrzostwo Holandii – a więc kraju ówczesnych wicemistrzów świata. Beenhakker z dnia na dzień stał się trenerską gwiazdą.
Kilka lat później (1987– 89) trzy razy z rzędu zdobył mistrzostwo Hiszpanii z Realem Madryt. Dwa razy prowadził reprezentację Holandii. Pracował też m.in. w Meksyku, Arabii Saudyjskiej, Turcji, Trynidadzie i Tobago. Ten ostatni zespół okazał się rewelacją mistrzostw świata w 2006 roku. Reprezentacja najmniejszego kraju, jaki kiedykolwiek wystąpił na tak wielkiej imprezie piłkarskiej i w którym jest tylko 400 dorosłych zawodników, sensacyjnie zremisowała z bardzo mocną Szwecją. Nic dziwnego, że Leo szybko stał się najpopularniejszym człowiekiem w tym karaibskim państwie. Po mistrzostwach pisano nawet, że Holender doprowadził do zjednoczenia narodu. Na pożegnanie prezydent kraju powiedział mu, że dla wysp zrobił więcej niż on sam w ciągu 17 lat. Beenhakker w takich momentach czuje, że jego praca ma sens. „To był dowód na to, jak ogromną siłę ma futbol. Przez moment Trynidad i Tobago naprawdę poczuły się jednym krajem”. W Polsce, niezależnie od wyników Euro, Leo Beenhakker już jest bohaterem. Po awansie otrzymał z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego Order Odrodzenia Polski, wcześniej odebrał też Krzyż Zasługi. Jeśli z Austrii i Szwajcarii reprezentacja przywiezie medal, zostanie już chyba tylko Virtuti Militari
Polecane
„Zakochałem się w córce przyjaciela, młodszej ode mnie o 33 lata. Rodzina się mnie wyrzekła, a ja tylko pragnąłem miłości”
„Eks uważał, że marzenie o własnej kwiaciarni to dziecinada. Wyrwałam ten chwast, by zrobić miejsce prawdziwej miłości”
„Mój mąż marzył o dziecku, a kochanek o wolnej miłości. Wymyśliłam układ, w którym wszyscy byli idealnie zadowoleni”
„Zatrudniłam młodą nianię, bo mówiła, że kocha dzieci. Nie poskąpiła miłości nawet mojemu mężowi”
„Dzieci odebrały mi prawo do miłości, bo bały się o swoją kasę. Zależało im na spadku, nie na moim szczęściu”
„Tak bardzo pragnęłam miłości, że zatraciłam się w czułych słówkach kochanka. Prawie straciłam coś więcej niż serce”
„Nie miałam szczęścia do miłości, ani do pieniędzy. Szykowałam się do roli starej panny, ale wszystko zmienił wypadek”
„Wyjechałam do Ciechocinka podreperować zdrowie i przykleił się do mnie Casanova. Chciał mi urządzić sanatorium miłości”
„Siwiejący Adonis w Ciechocinku chciał mi urządzić sanatorium miłości. Zapomniał tylko wspomnieć, że ma żonę”
„Jednego z tatuśków z wywiadówki zaprowadziłam prosto do mojej sypialni. Nauczę go języka miłości”
„Zgotowałam sobie prawdziwe sanatorium miłości. 2 adoratorów na jednym turnusie to całkiem niezły wynik”
„Stara miłość nie rdzewieje, śniłem o młodzieńczej miłości. Przez dawną kochankę o mały włos nie zniszczyłem małżeństwa”
„Wybrałam bogatego męża zamiast prawdziwej miłości. Pieniądze nie pomogły, gdy zostawił mnie na lodzie samą z dzieckiem”
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Co zabrać na wakacje z dzieckiem?
Współpraca reklamowa
Chmiel – zielony bohater urody, zdrowia i smaku
Współpraca reklamowa
Wakacje nad morzem w Grano Hotel Solmarina – relaks, natura i słońce!
Współpraca reklamowa