Reklama

Staramy się trzymać ze sobą - mówi Wojciech Młynarski.
- Święta są dla nas bardzo ważne. One są cezurą w naszym rodzinnym życiu. Przywiązujemy ogromną wagę do tych spotkań. W Boże Narodzenie i Wielkanoc chcemy być razem.
Był czas, kiedy wydawało się, że słowo "razem" pozostanie dla nich tylko frazesem. Agata miała zaledwie 19 lat, kiedy wyprowadziła się z domu, wzięła ślub, urodziła syna Stasia. Nie chciała mieszkać u rodziców w ich dużym, pięknym domu. Z mężem i synem zamieszkała u dziadka Hieronima, choć miał niewielkie dwupokojowe mieszkanie. Zaledwie dwa lata później z rodzinnego domu wyfrunęła 16-letnia Paulina. Wyjechała do Francji, w nieznane. W owych czasach to był szokujący krok. Mówiono, że zagrała u Wajdy i gwiazdorstwo jej odbiło. A ona nigdy nie rozwodziła się nad swoją motywacją. Co najwyżej sugerowała, że dla tej decyzji nie bez znaczenia był klimat domu rodzinnego.
- Najpierw Agata, potem Paulina... W pewnym momencie rodzina się rozpadła, bo niezależnie od tego wszystkiego, co działo się w życiu córek, na dodatek ja wyprowadziłem się z domu - wspomina Wojciech Młynarski. - Nasza rodzina zaczęła funkcjonować na powrót dopiero wtedy, kiedy dziewczyny podrosły, dojrzały i doceniły, jak ważne są te więzy. W znacznej mierze to właśnie one je odbudowały. W ostatnie święta Bożego Narodzenia, po raz pierwszy od lat, udała się ta sztuka, że przy jednym stole do kolacji wigilijnej zasiadła mama Agaty, Pauliny i Jasia ? Adrianna Godlewska, i ich tata. Rany spowodowane rozstaniem goją się bardzo powoli.

RecydywaAni Agacie, ani Paulinie nie udało się stworzyć trwałego małżeństwa. Pierwsza ma za sobą dwa: 10-letnie i zaledwie roczne. Druga na ślubnym kobiercu stawała trzy razy. Ale wśród wybranków nie było ojca jej córki, choć Paulina uważa, że właśnie on był najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Obie siostry Młynarskie przyznają, że zgotowały swoim dzieciom niezbyt spokojne dzieciństwo.
- Czy to dobrze, że moi partnerzy wprowadzali się do mnie? - zastanawia się Agata. ? Myślałam o tym, że dom powinien być spokojną przystanią, że powinnam go ochronić przed burzą, jaką jest fakt pojawienia się w nim obcego mężczyzny. Ale okazało się, że tak się nie da, kiedy jest się osobą publiczną. Miałam przesiadywać po restauracjach? Lepiej zabrać dzieci i pojechać na wakacje. A poza tym ja nie miałam romansów. Jestem osobą nie na romansowanie, ale na życie. Krótsze, dłuższe, bardziej lub mniej burzliwe, ale życie. Jestem monogamistką i jeśli decyduję się na jakiś związek, to całkowicie mu się poświęcam.
Od kiedy Agata i Paulina dorosły, tata nie wtrącał się w ich życie. Ale był taki okres, kiedy przekonywał Paulinę, że nie powinna być sama. - Mówił mi: Musisz mieć oparcie w jakimś mężczyźnie - wspomina. - Te słowa bardzo mocno mi zapadały w serce i szukałam tego związku. Ale w końcu uznałam, że jego prawo tak mówić, a moim prawem jest kierować się własnym dobrem. Nie będę z kimś wyłącznie z tego powodu, że podzwania mi w głowie imperatyw: musisz kogoś mieć.

Wojtas Dziadas
Nigdy nie miał zbyt wiele czasu dla dzieci, zanadto zajęty własną twórczością. Teraz jako dziadek Wojciech Młynarski sprawdza się naprawdę dobrze. Jakby chciał wynagrodzić córkom, że dla nich brakowało mu cierpliwości. Ma bardzo bliski kontakt z wnukami: 21-letnim Stasiem, studentem II roku Psychologii Stosunków Międzykulturowych, i 17-letnim Tadeuszem, uczniem I klasy liceum - synami Agaty, i 13-letnią Alą, uczennicą gimnazjum ? córką Pauliny.
Nie lubi słowa "dziadek". Wnukom kazał sobie mówić po imieniu. Tadzio i Staś podporządkowali się temu życzeniu bez problemu. Kiedy opowiadają o nim, mówią: Wojtas Dziadas. Podobnie Ala, córka Pauliny. Ale ona nie zwraca się do dziadka po imieniu. - Przez kilka lat walczył ze mną, żebym mówiła do niego "Wojtek" - wspomina. - Wstydziłam się. Myślałam: Jak mam tak mówić, to przecież nie jest jakiś tam Wojtek? W końcu stanęło na moim. Paulina twierdzi, że wnuki uwielbiają dziadka i wprost wyrywają go sobie. ? Dla mnie jest to po prostu dziadek, nie patrzę na niego jak na człowieka wyjątkowego - mówi Tadek.
Z Wojtasem Dziadasem najbardziej jest zżyty Staś. Kiedy wybiorą się gdzieś razem, dziadek przedstawia go swoim znajomym: "To mój wnuk i ziomek", czyli kumpel. - Dobrze się dogadujemy jako dwóch facetów - uważa Staś. - Dziadek jest niestereotypowy, to postać niemal bajkowa. Bywają okresy, kiedy spędzamy razem dużo czasu. Chodzimy na premiery, czasem do knajpki. Agata mówi, że starszy syn ma świetny kontakt z dziadkiem. - Wiem, że zdanie Stasia jest szalenie ważne dla taty. - Staram się przyjaźnić z moimi wnukami - mówi Wojciech Młynarski. - Mam wrażenie, że nasz kontakt jest dobry, zwłaszcza ze starszym - Stasiem. Zapraszam go do restauracji na hinduskie jedzenie, które obaj lubimy. Wtedy gadamy na różne tematy, które nas interesują: o muzyce, sztuce. Rozmawiamy nawet o dziewczynach. Mój kontakt z Tadziem jest luźniejszy, bo on jest młodszy i interesuje się przede wszystkim wspinaczką, a ja w tej dziedzinie nie mogę mu służyć doświadczeniem. Myślę, że dogaduję się także z Alą. Z nią zazwyczaj rozmawiam o tańcu, na przykład charakterystycznym, flamenco. Pochwalam to, że tańczy, i mam wrażenie, że coś z tego będzie.

AlaTańczy od ósmego roku życia. Marzyła o szkole baletowej. Kiedy mieszkały z mamą w Paryżu, chciała dostać się do szkoły przy operze. Nie zdążyła, bo nieoczekiwanie wróciły do kraju. Teraz chodzi do dobrej szkoły tanecznej w Warszawie. Mówi, że balet klasyczny to podstawa, ale najbardziej kocha taniec nowoczesny, na przykład street jazz. Czy będzie tancerką? - Przeraziło mnie to, że byłaby zasznurowana w gorset ćwiczeń baletowych, a ona ma bardzo dużo zainteresowań - mówi Paulina. - Wolałabym za wcześnie jej nie ukierunkowywać. Niech robi różne rzeczy. Po stronie taty ma długie i piękne tradycje medyczne, więc może tamte geny wezmą górę?
Na razie jednak taniec jest bezspornie na pierwszym miejscu.
Ale Wojtas Dziadas też pewnie ma satysfakcję, kiedy jako tekściarz i przed laty członek różnych kabaretów słyszy o założonym z koleżanką "Kabarecie Młodszych Pań". Poza tym pasja Ali to happeningi. Ostatni, który zorganizowała w szkole, miał hasło: "Nie bądź obojętny na głód na świecie". Wcześniej zbierała pieniądze na dzieci w Afryce, na bezdomne psy. Albo po prostu z pomalowaną farbami twarzą wędrowała po ulicach Zakopanego, by wzbudzać śmiech przechodniów i - jak mówi - rozjaśnić szarość dnia.
- Moim ulubionym zajęciem jest cieszenie się życiem - twierdzi Ala. - Mam dni, kiedy przepełnia mnie taka euforia i szczęście, że nie jestem w stanie siedzieć cicho. Bywam gadatliwa, ale też umiem słuchać.
Uważam się za współczesną hippiskę, ale od hippisów różnię się tym, że nie używam narkotyków, bo chcę być wolna. Ale przyznaje, że jest coś, od czego jest mocno uzależniona. To czekolada. Kiedyś założyła się z Tadkiem, że zje 200-gramową czekoladę Lindt. Zjadła. Przez dwa dni nie mogła patrzeć na czekoladę. Ale jej przeszło.
Tadzio uważa, że Ala jest silną osobowością. - Mimo to dogadujemy się. Kiedy przychodzi do nas, czuję, że cały dom jest nią wypełniony, jakby była we wszystkich pomieszczeniach naraz. Czasami mam ochotę uciec. Podobnie odbiera siostrę Staś. - Postrzegam siebie jako chodzącą energię - twierdzi Ala. - Nie mogłabym żyć ze sobą jako osobą nudną i szarą. Rządzą mną skrajne emocje: od nienawiści do wielkiej miłości.

TadeuszTadzio mówi, że prędzej Ziemia przestanie się kręcić, niż jego przestanie kręcić wspinaczka. - Z bratem będziemy pierwszym pokoleniem w rodzinie, które pójdzie własną drogą, nie w stronę sztuki, teatru, muzyki. Czuję, że ze wspinaniem zwiążę swoją przyszłość. Teraz to dla mnie najpoważniejsza sprawa. - Każdy sam powinien sobie znaleźć pomysł na życie ? uważa dziadek Wojtek. - Niczego nie należy robić na siłę. Pewnie, że byłoby przyjemnie, gdyby któryś z wnuków poszedł moją drogą, ale tak się nie stało i raczej już się nie stanie. Każdy kontynuuje i rozwija w sobie to, do czego ma zamiłowanie.
Agata twierdzi, że obaj synowie mają talent do pisania, a Tadzio nawet parał się poezją i układał dla niej wierszowane dedykacje. Więc kto wie? Ona też przecież nigdy nie zajmowała się pisaniem, a w zeszłym roku otrzymała propozycję napisania bajki. I napisała! O chłopcu Te, jak Tadzio, i Es, jak Staś. Bardzo się denerwowała, co o jej dziele powie tata, bo - jak mówi Staś - Wojtas Dziadas ma takie natręctwo, że podoba mu się tylko to, co sam napisze. Tymczasem dostała od ojca bardzo pozytywną rymowaną recenzję.
Siedem lat temu, kiedy Tadzio miał dziesięć lat, znalazł w domu książkę o tym, jak wspinać się na skały. Przestudiował ją. Tatę namówił, żeby zawiózł go na ściankę. I tak się zaczęły cotygodniowe wspinaczki. A po roku z kolegą wyjechał w Jurę Krakowsko-Częstochowską i na skałkach ukończył kurs. Nowy sport pochłonął go bez reszty. Dopiero teraz wyjawił mamie, że pieniądze, które dostawał na obiady, przeznaczał na sprzęt wspinaczkowy. Wracał do domu z pustym brzuchem, ale z nowym karabinkiem. Chciał zarabiać, sprzątając w klubie nocnym, ale mama się nie zgodziła, by pracował, zamiast spać.
Dziadek Wojtek od początku wspierał wspinanie wnuków, bo jest entuzjastą gór. Tą miłością zaraził całą rodzinę. - W Tatrach mamy dom, który nazywamy "Puciówką", od "Pucio, pucio" - mówi Wojciech Młynarski. - Stoi w Kościelisku na Polanie Sobiczkowej i jest to najmilsze miejsce pod słońcem. Jeśli możemy się tam spotkać, jesteśmy najszczęśliwsi. Tam są najprzyjemniejsze święta i wakacje. Nie ciągnie nas specjalnie w odległe kraje, wolimy pojechać do Kościeliska. Tam jest niezwykła atmosfera, której nie da się opisać w żadnym języku. Tadzio odstawił wszystkie sporty, nawet ukochane narty, na których jako mały brzdąc stawiał pierwsze kroki właśnie obok "Puciówki". - Staram się w 100 procentach poświęcić pasji wspinania - mówi. Trenuje na ściance, jeździ w skały, startuje w zawodach. W tym roku otrzymał nagrodę "Orła Klubu Wysokogórskiego" przyznaną mu za osiągnięcia wspinaczkowe, których dokonał w tak młodym wieku.
Jasiek, 25-letni brat Agaty i Pauliny, jest najlepszym przyjacielem Tadzia. Kiedyś powiedział mu, że gdyby urodził się później i gdyby nie był tak zafascynowany graniem na perkusji, też by się wspinał. Ale perkusja wygrała. Teraz uczy się bębnić w słynnej szkole w Nowym Jorku.
StanisławTrzy lata po Tadziu na wspinaczkową chorobę zapadł jego starszy brat. - Byłem troszeczkę o to zazdrosny, bo czułem się tak, jakby Staś wziął kawałek mojego świata. Ale teraz radzę sobie z tym coraz lepiej. Na pewno łatwiej jest mi się realizować, bo brat ma samochód i razem możemy wyjeżdżać - mówi Tadzio. - Z górami byłem związany od zawsze, podobnie jak brat i cała rodzina - mówi Staś. - Przecież w Tatrach spędziliśmy wiele wakacji i świąt. Gdy miałem cztery lata, a Tadzio był malutki, mama chodziła z nami na wyprawy w góry - brat siedział w nosidełku na piersiach, ja na plecach. Później tata zabierał nas na wędrówki po Tatrach i pamiętam, że siedziałem mu na barana. Góry w naszej rodzinie zawsze były dużą wartością. Kiedy zacząłem się wspinać, Tadek uznał, że wchodzę na jego teren. Ale to było nieuniknione, bo ja całe życie marzyłem o wspinaczkach. Brat był wtedy mniej tolerancyjny, ale teraz się dogadujemy i razem się wspinamy. W ubiegłym roku zjechaliśmy całą Europę.
Z powodu swojej pasji za najpiękniejsze święta wielkanocne uważają ubiegłoroczne. Spędzili je z mamą, dziadkiem, Pauliną i Alą w "Puciówce". I oczywiście się wspinali.
Agata jest główną "sponsorką" wspinaczkowych zainteresowań synów. - Od początku byłam całym sercem po stronie Stasia i Tadzia - mówi. - Siadamy razem i robimy budżet. Jeśli chcą wyjechać w czasie roku szkolnego, nie mówię od razu: nie, ale: pomyślimy. I stawiam im warunek, że muszą przed wyjazdem poprawić stopnie. Wiem, że nie wszyscy w rodzinie pochwalają to, że pozwalam im na wspinanie. Ale dla mnie najważniejsze jest, żeby chłopcy mieli swoją pasję. Oni wybrali taki styl życia w opozycji do tego, co działo się i dzieje w naszej rodzinie. W ten sposób zaistnieją na tle rodziny pełnej silnych osobowości, tradycji artystycznych i historycznych. Znaleźli swoją koleinkę. I to mnie w nich fascynuje, że są zdeterminowani i oddani temu.
Gdy spyta się Alę, czy kocha swoich braci, mówi: "O Jezu, bardzo! To są moi rycerze!". A Agata uważa, że cała trójka się uwielbia. Są ze sobą zżyci i w ogień by za sobą skoczyli. I to jest najważniejsze!

PopularnośćPrzez lata Paulina była zakopiańskim korespondentem radia, potem paryskim. Dla przechodniów była osobą anonimową. Kiedy rok temu związała się z telewizją, zaczęła być rozpoznawana. I w ten sposób jej córka zaczęła odczuwać plusy i minusy popularności, o których do tej pory słyszała jedynie z opowieści Stasia i Tadzia. Oni nie znoszą tego, gdy ktoś interesuje się ich mamą, kiedy prosi ją o autograf, gdy wszystkie oczy zwracają się w ich kierunku. Mają wtedy ochotę zapaść się pod ziemię. Agata śmieje się z tych narzekań, bo sama przeszła taką szkołę. - Pamiętam, jak miałam 17 lat i szłam z tatą po Krupówkach w Zakopanem - wspomina. - Nagle za plecami usłyszałam przeciągły gwizd i stwierdzenie: "Patrzcie, Młynarski z jakąś młódką". Ona i Staś przeżyli podobne zdarzenie. Kiedy byli na nartach we Francji i w dzień jej imienin poszli we dwoje do restauracji, miejscowy fotograf zrobił im zdjęcie przy stoliku. Był przekonany, że są... zakochaną parą. Największe poruszenie, jakie udało się w ostatnim czasie wywołać rodzinie, to zdaniem Stasia i Tadzia wspólny wypad na przedstawienie "Romeo i Julia". Oprócz mamy towarzyszył im wówczas dziadek. - Mama twierdziła, że nikt nie patrzy, ale widziałem, że ludzie w kolejce się oglądali - mówi Tadzio. - Czułem się fatalnie. Miałem ochotę uciec. Ale mama i dziadek nie uciekną przed sobą.
Od 15 lat żadnej gazecie nie udało się namówić braci na sesję zdjęciową. W szkołach zaledwie nieliczni wiedzieli, kto jest ich mamą, jako że na ich prośbę nigdy nie pojawiała się na wywiadówkach, a nazwisko noszą po tacie. Nigdy więc nie słyszeli od nauczycieli uwag, że powinni lepiej znać literaturę czy lepiej napisać wypracowanie. Najwyżej wytykano im braki w historii, bo rodzina ojca to znani historycy. - Kiedyś nauczyciel mnie spytał: "Czy jesteś z tych Kieniewiczów?" - wspomina Tadzio. - Przytaknąłem. I wiedziałem, że będzie uważał, że powinienem umieć więcej. Staś denerwuje się, kiedy ludzie myślą, że szóstki na maturze miał dzięki mamie. - Takie podejrzenie jest drażniące. Każdy człowiek chce czuć satysfakcję, kiedy sam coś zrobił.

Zakręceni Są jak paczka przyjaciół. Paulina i Agata mieszkają teraz w pobliżu siebie, często się odwiedzają. Chłopcy mówią po imieniu do Pauliny, Ala do Agaty. Co łączy ich poza więzami rodzinnymi? Oczywiście góry i "Puciówka". Ale nie tylko. Także specyficzny humor Młynarskich. - Nas pociąga humor abstrakcyjny, coś takiego, co jest ponad warstwą zjawisk normalnych, jakaś mgiełka lekkiego absurdu. To nas najbardziej bawi - mówi Wojciech Młynarski. - I na to wszystko najszybciej reagują i dzieci, i wnuki. Wystarczy rzucić hasło i od razu jest ono łapane. Może się tak zdarzyć, że jeśli w naszym towarzystwie jest ktoś z zewnątrz, spoza "klanu" Młynarskich, to nie wie, o co nam chodzi. Aczkolwiek nie jest to takie częste. W czasie sesji zdjęciowej wystarczyło, by ktoś z rodziny rzucił nazwę klubu "Piekarnia", a rozlegał się chichot. "Młynarze" w "Piekarni" - to przecież niezły greps. Małomówny Tadek, który przez pół wieczoru może nie otwierać ust, nagle potrafi powiedzieć coś tak zabawnego - w typie humoru "młynarskiego" - że Ala przez kwadrans turla się ze śmiechu po podłodze. Agata szalenie ceni u synów poczucie humoru, podobne do tego, które mają ojciec i mama, bo ono pozwoliło im przetrwać najtrudniejsze chwile, których w rodzinie nie brakowało. - U Młynarskich wszyscy są zakręceni w niewymuszony, naturalny sposób. Każdy ma swoją korbę - twierdzi Staś. - To nas łączy. Kolejna nić porozumienia to muzyka. Wojtas Dziadas jest wybitnym wielbicielem samby. Po nim i babci Adriannie odziedziczyliśmy słabość do tej muzyki. Nasze serca grają sambę.
Dziękujemy Klubowi Piekarnia, ul. Młocińska 11 w Warszawie, za pomoc w realizacji sesji.

Reklama
Reklama
Reklama