Kazimiera Szczuka: Kobietka też we mnie siedzi
- Mam 39 lat. Jestem polonistką z Warszawy. Na imię mam Kazia - przedstawia się straszna pani z "Najsłabszego ogniwa". Wcale nie jest taka... niesympatyczna.

Pierwsze wspomnienie?
Są wakacje, stoję w kojcu i dostaję poziomki do buzi. Głaszczę dwie miłe krowy - Muzię i Rózię. Takie sielskie, wiejskie wizje, choć jestem warszawianką z dziada pradziada.
Kazia dziecko... Dobrze wspominam dzieciństwo: dwie siostry i kupa koleżanek. Te ekscytujące chwile, gdy szło się z rodzicami na targi książki pod Pałacem Kultury. I łyżwy na Torwarze!
Kazia młoda dziewczyna...Nie za dobre wspomnienia. Szkoła w stanie wojennym była opresywną instytucją. Poza tym wszystko było opuszczone, jakieś jedno kino, szarzyzna, milicja na ulicach? Paliło się papierosy w parku, nawet na wagary człowiek nie miał dokąd pójść. Jak inne dziewczynki w wieku licealnym, zgłupiałam na punkcie chłopców: ciągłe czesanie się i przeglądanie w lusterku, przymierzanie i pożyczanie ciuchów. Zwężało się jak kto umiał spodnie dżinsowe, żeby stały się "rurkami", szyło się spódnice z pieluch, z tetry, farbowało w wielkich garach. Nigdy mi to nie wychodziło, wszystko wokół było czarne, upaprane. Na tej pustyni głodni byliśmy jednak nie tylko ciuchów, ale także kina, książek, podróży, płyt. Na dodatek przeżywałam potworną melancholię okresu dojrzewania, zagubienie, poczucie bezsensu istnienia.
Nic miłego?!
To było święto, istny szał, gdy przychodziły paczki od ciotki z Ameryki. Guma do żucia, pasty Colgate, dżinsy, słodycze? To, czego mamy dziś po dziurki w nosie i jeszcze wyżej.
A co u pani słychać teraz? Mój indywidualny horoskop mówi, że na początku mam w życiu gorzej, a z czasem jest coraz lepiej. I to prawda! Mam poczucie, że jest bardzo dobrze i wszystko fajnie się rozwija.
Co panią najbardziej cieszy? Duże imprezy z tańcami i wygłupianiem się, bo lubię się bawić, czasem bez umiaru. Zgromadzenia wolnościowe. Rodzinne życie: spotkania z siostrami i ich przyległościami. Bardzo lubię uczyć. Uwielbiam po prostu kontakt ze studentami. Pasują mi też klimaty ekologiczne: agroturystyka, siedzenie w jakiejś wiosze, najlepiej z grupą ludzi i nauczycielem jogi, malinówki, kosztele i papierówki prosto z sadu. Nie przypadkiem znalazłam się w Partii Zielonych. No i mój żywioł to Manify 8 marca, pozwalające pooddychać pełną piersią.
Co panią drażni?
Publiczne wypowiedzi mężczyzn, którzy często osobiście nie spełniają standardów, z pozycji, że to oni za nas decydują i wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre, moralne, zdrowe, słuszne? Reklamy, w których kobieta przedstawiana jest jako towar, jak kawałek pomidora, którym się ozdabia inny towar.
Czy jest coś, na czym pani się nie zna? Mam poczucie ogromnych połaci swojej niewiedzy. Naprawdę. Dobra pamięć i to, że szybko kojarzę, nie wystarcza mi nawet w mojej dziedzinie, ale na ogół nie słabnie moja ciekawość.
Jak pani widzi uczestników "Najsłabszego ogniwa"? Nigdy nie przestanę ich podziwiać i dziwić się ich odwadze. Dla wielu stres i adrenalina, gdy są przepytywani ze wszystkiego i boją się, że zaraz złapię ich na niewiedzy i zrobię z nich głupków, to doświadczenie ekstremalne jak skok na bungee!
Czy pani złośliwości są przygotowane?
Niektóre tak, niektóre nie. Nie mogłabym wcześniej przygotować się do komentowania tysięcy pytań. To jest jak... zbieranie grzybów w lesie, tylko zamiast grzybów są wpadki. A każdy śmieszny błąd jest polem do popisu dla mnie. Trochę to wstrętne. Jak taka ciepła osoba może bywać aż tak niesympatyczna?! Lubię ludzi, ale mam humory i w jakiejś części jestem na pewno niemiła. Każdy ma w sobie taką część: szorstką lub agresywną, władczą, dominującą, zawistną. Oczywiście w "Ogniwie" tylko bawimy się w straszną panią i jej przestraszoną klasę. Ale gdy okoliczności tego wymagają, muszę się umieć odwołać do tych swoich cech. To schemat programu.
Nie odrzuciła pani komercyjność tego teleturnieju?
Jakoś nie. Co oznacza, że jest pani feministką? Pod tą etykietą kryje się światopogląd głoszący, że ludzie są równi bez względu na płeć, co powinno znaleźć odzwierciedlenie we wszystkich dziedzinach życia. My, feministki, nie chcemy, by ludzie zamienili się rolami, a świat stanął na głowie: babki na traktory, faceci do garów? Bo równość to nie znaczy jednakowość. Chcemy likwidowania barier niepozwalających kobietom w pełni wykorzystać swoich życiowych potencjałów.
Czy i w pani siedzi słodkie kobieciątko?
Słodkie kobieciątko daje słodycz, a za to dostaje wsparcie i opiekę. Ja nie mam dużo słodyczy na składzie. Ale babskość, słabość... myślę, że we mnie siedzi. Bywam bezradną kobieciną, chlipiącą gdzieś w kącie "O Boże, ja sobie nie poradzę".
Czyżby kobiecie najbardziej potrzebny był facet, do którego można się przytulić? Ależ to niemal każdemu człowiekowi potrzebny jest wspaniały partner, do którego można się przytulić, wypłakać, i u którego ma się wsparcie. Bez względu na wiek, płeć, upodobania erotyczne wszyscy potrzebujemy miłości.
Ma pani życie osobiste?
Odpowiedź brzmi: tak. Czy jest udane? Tak! A co do partnera, to żadna straszna tajemnica, ale lepsze chyba będzie niedopowiedzenie. Bo moim zdaniem udane życie osobiste nie musi oznaczać rodzinki jak z reklamy kawy. Różne są tego życia wzorce i różne sposoby bycia szczęśliwą.
Rozmawiała Ewa Kosińska
- Więcej w Claudii 01/2006
1 z 2

1924
2 z 2

1923