Reklama

Justin Timberlake - nikt nie wierzył, że kiedyś stanie się cool. Nie on. Nie ten chłopiec, który w wieku 10 lat rozpoczynał karierę w "Drodze do gwiazd", a następnie został członkiem Klubu... Myszki Miki i przeprowadził się na Florydę, by być blisko Disney Worldu. W liceum przezywali go "Pizza Face", bo miał całą twarz w pryszczach. Zupełnie nie pasował do Hollywood. Dziś nagrywa płyty, gra w filmach i do tego chodzi z Cameron Diaz! Nieźle jak na 25-latka, byłego członka boysbandu, który mógł przejść do historii jako były chłopak Britney Spears. Stało się jednak zupełnie inaczej. Justin wydał właśnie kolejny solowy album "FutureSex/LoveSounds", zagrał też w filmie "Edison". A w przyszłym roku można go będzie zobaczyć w "Blake Snake Moan" u boku Samuela L. Jacksona i Christiny Ricci. Ma własną linię odzieży. Kocha golfa, snowboard i pieczenie ciast! Mieszka w domu, który wybrała mu mama, Lynn Harless. Zapytany o najcięższy okres w życiu odpowiada: "Nie było takiego". A największa wpadka? Program "Super Bowl", gdy przez przypadek pomógł Janet Jackson obnażyć pierś w państwowej telewizji.
Pierwszy raz wystąpił w "Drodze do gwiazd", kiedy miał 10 lat. Przyszedł na przesłuchanie do programu w centrum handlowym. Kiedy miał 11 lat, zapisał się do Klubu Myszki Miki. To tam zakochał się w Britney Spears, która również była Myszkieterką. "To była miłość od pierwszego wejrzenia - wspomina Justin. - Zauroczyła mnie, gdy tylko ją poznałem.- A jego mama dodaje: "Britney dorastała na podłodze w naszym salonie. Była członkiem naszej rodziny. Spotykali się z Justinem jedenaście lat. Od pierwszego momentu istniała między nimi chemia. Bardzo ubolewam nad tym, przez co teraz przechodzi".
Justin najchętniej zostawiłby za sobą epokę z Britney, ale niełatwo jest usunąć z życiorysu całą dekadę. Po rozstaniu 21-letni Justin stał się obiektem ataku prasy brukowej, która była dla niego bezlitosna. Ostatecznie dzięki temu rozgłosowi stał się jednak bardziej popularny. Rozstanie z Britney było momentem przełomowym w jego życiu. Swoją miłość do niej pragnął wyleczyć, jak to ujął: "Szukając pocieszenia w ramionach wielu młodych kobiet". Z upływem czasu jednak zaczął podchodzić do tego bardziej konstruktywnie. Przebój "Cry me a river" był rozrachunkiem z panną Spears: "Mówiłaś, że mnie kochasz/czemu mnie opuściłaś/mówisz, że mnie potrzebujesz/kiedy do mnie dzwonisz/daj mi spokój, nie mąć mi w głowie/masz innego faceta/spaliłaś mosty, teraz twój ruch/wypłacz sobie oczy".
Justin dba o to, by wizerunek łamacza kobiecych serc nie kolidował z jego muzyczną karierą. Fakt, że stał się "facetem z brukowców", sprawił, że pracuje jeszcze ciężej. "Nie chciałem być chłoptasiem z boysbandu. Nie chciałem być "sławnym nikim". Nie chciałem, by zdjęcia z moich randek pojawiały się w prasie bulwarowej. Dlatego mój pierwszy album tyle dla mnie znaczył. Musiałem się bardzo starać, by zapracować na szacunek i okazać się wiarygodnym."
Decyzję o rozpoczęciu kariery solowej podjął w 2002 roku, kiedy - jak mówi - "N'Sync był jak nadmuchany balon. Sprzedaliśmy mnóstwo płyt (dokładnie 42 miliony). Słyszałem: czyś ty oszalał? To złoty interes. Ciągnij to dalej. Ale mnie zależało tylko na tym, by traktowano mnie poważnie." Jego marzenie się spełniło, sprzedał 7 milionów egzemplarzy debiutanckiej płyty. Nie spodziewali się tego zarówno krytycy, jak i jego fani. Nagle do dobrego tonu należało słuchanie Justina Timberlake'a. A jeszcze fajniej było Justinem Timberlake'em być. "Zrobiłem karierę dzięki rzeczom, których pewnie nie powinienem robić - stwierdza. - Po nagraniu solowej płyty zamarzył mi się film. Teraz znów nagrywam i moja wytwórnia jest superszczęśliwa. Wiem, że wszyscy zastanawiają się, czy nową płytą powtórzę sukces. Jednak nie chodzi mi o to, by ścigać się z samym sobą. Chciałem osiągnąć nowe brzmienie, stworzyć coś świeżego. Pytasz, czy na nowej płycie znalazł się materiał do psychoanalizy - uśmiecha się. - Jasne. Wiele tu o miłości i seksie. I jeszcze raz o seksie. I o miłości. Mnóstwo seksu..." Czyli o Cameron Diaz. Justin bardzo chroni trwający od trzech lat ich związek, któremu wróżono, że nie przetrwa nawet trzech tygodni. Teraz, z perspektywy czasu, Justin ocenia, że związek z Britney to była szkolna przygoda (byli wówczas licealistami). Za to znajomość z Cameron Diaz jest o wiele bardziej dojrzała. Ona jest od niego o osiem lat starsza, gra w golfa i jeździ na snowboardzie z jego mamą. Na pytanie, jak mu się udaje utrzymać tę znajomość, odpowiada: "Chciałbym uniknąć niepotrzebnych dwuznaczności, żeby nie wyjść na dupka. Ale my niczego nie udajemy. Jesteśmy dla siebie dopełnieniem. Ludzie mówią, że zamieniłem siekierkę na kijek. Co oni o tym wiedzą?". Na pytanie, czy mieszka z Cameron, odpowiada: "O nieee! Mieszkam sam, a właściwie z kumplem, który ma u mnie swój pokój. Mam własny dom. To bardzo ważne i higieniczne - śmieje się nerwowo. - A ty nigdy nie potrzebujesz własnej przestrzeni?".
Lisa de Paulo

Reklama
Reklama
Reklama