Reklama

Dziewiętnaście lat, twarz niewiniątka i reputacja femme fatale. Sądząc po liczbie mężczyzn, z którymi bywa na salonach, można by odnieść wrażenie, że dorosła miłość nie ma przed nią żadnych tajemnic. Joanna twierdzi jednak, że do tej pory kochała tylko raz. Kogoś, kto nauczył ją przyjemności. Kiedy słyszy: "Jesteś seksowna", czerwieni się. Z drugiej strony chciałaby zagrać prostytutkę. Grzeczna dziewczynka czy lolitka szukająca w życiu mocnych wrażeń? Jest popularna, bywa, dostaje propozycje, które budzą zazdrość. Dlatego trudno uwierzyć, że sława ją uwiera, a w show-biznesie czuje się nieporadna i zagubiona. Blefuje, ma muchy w nosie, czy rzeczywiście jest gwiazdą z przypadku, która nie pasuje do swojego wizerunku? Przekonał się o tym Marcin Prokop, podczas rozmowy nad ciastkiem z kremem. GALA: Lubisz szarlotkę?
JOANNA JABŁCZYŃSKA: Bardzo. Mam nawet takie przezwisko wśród znajomych. GALA: Dlatego że Jabłczyńska, czy dlatego że taka słodka?
J.J.: Chyba jednak to pierwsze. Naprawdę uważasz, że jestem słodka? GALA: Na pozór słodka i niewinna, a w rzeczywistości niebezpieczna flirciara, która okręca sobie facetów wokół palca.
J.J.: Tak bywam postrzegana. Zwłaszcza przez tych, którzy kojarzą mnie głównie ze słynną reklamą "naucz mnie przyjemności". Może dlatego gazety piszą, że zmieniam narzeczonych jak rękawiczki? To wszystko mnie śmieszy, bo nie czuję się femme fatale. Dopiero niedawno, ku memu zaskoczeniu, zaczęło do mnie docierać, że takie pyzate dziecko, na oko 16 lat, może kogoś erotycznie pociągać (śmiech). I szczerze mówiąc, trochę się tego boję. Dostałam ostatnio list od pana, który pisze, że ogląda każdy odcinek serialu ze względu na mnie. Na końcu wyznał, że jest urzeczony moim biustem, i zapytał, czy mam może jakieś zdjęcia, na których mógłby mnie podziwiać w całej okazałości. Kiedy myślę sobie, że przed ekranem siedzi jakiś zboczeniec i ślini się na mój widok, mam schizę. Od tamtej pory staram się ubierać tak, żeby nikogo nie prowokować. GALA: Chcesz mi powiedzieć, że pierwsza scena w Nigdy w życiu, w której grasz specjalistkę od penisów, to czysty przypadek?
J.J.: (śmiech) Muszę cię rozczarować, ale tak. Na plan pojechałam prosto z wakacji i byłam bardzo stremowana. Na planie siedzi pięćdziesięciu facetów, a ja wygłaszam tyradę o "odchyleniach penisa". Na szczęście w filmie wypadam podobno wiarygodnie. W życiu nie mam tak spektakularnych doświadczeń (śmiech). GALA: Młodsza od ciebie Kaja Paschalska wystąpiła w erotycznej sesji do męskiego pisma. Ty byś się na to zgodziła?
J.J.: Odrzucam scenariusze ze scenami rozbieranymi. Tak stało się w jednym z filmów, gdzie miałam być gwałcona i półnaga. Nawet nie wnikałam, o którą połówkę chodziło. Nie rozebrałabym się przed kamerą. Chyba że byłoby to uzasadnione rolą. Czekam na takie wyzwanie. Na przykład mogłabym zagrać dziewczynę chorą psychicznie albo prostytutkę. GALA: Potrafiłabyś to zrobić wiarygodnie?
J.J.: Zrobiłabym to z pasją, bo taka rola nie mieści się w wachlarzu znanych mi emocji. Bardzo mnie pociągają takie ekstrema. GALA: To ciekawe wyznanie jak na 19-latkę o twarzy niewiniątka, której życie oszczędziło trudnych przeżyć. Chciałabyś to nadrobić, zmierzyć się z prawdziwymi problemami?
J.J.: Ale tylko na ekranie. W życiu jestem tchórzem. Unikam sytuacji, w których mogę się wpakować w kłopoty. Boję się na przykład samotnych wyjść. Nie jestem osobą zbyt asertywną, więc nie potrafię radzić sobie z głupimi zaczepkami. Zawsze trafi się jakiś natręt, którego nie umiem się pozbyć. Wolę, żeby załatwiał to za mnie ktoś inny (śmiech). Dlatego na imprezę zazwyczaj zabieram swojego przyjaciela. GALA: Jak wyglądają twoje damsko-męskie relacje poza klubowym parkietem?
J.J.: Ostatnio bardzo się zraziłam do mężczyzn. Zawiodłam się na ostatniej miłości. Potrzebuję osoby, której mogłabym bezgranicznie ufać. Myślałam, że już znalazłam takiego człowieka. Niestety, najzwyczajniej w świecie przejechałam się na nim. Teraz chcę być sama i jest mi z tym dobrze. Wierzę w przyjaźń damsko-męską. Chcę mieć kogoś, z kim można porozmawiać, a nie od razu iść do łóżka. Nie szukam desperacko męża, mam czas. GALA: Dlaczego od razu męża? Może wystarczy niezobowiązujący flirt.
J.J.: Sytuacja, kiedy spędzam noc z chłopakiem poznanym na imprezie, jest wykluczona. Mam zasady. Trudno mnie zdobyć. Zresztą ja w praktyce wiem bardzo niewiele o relacjach z facetami. Prawdziwą miłość przeżyłam do tej pory tylko raz. GALA: Kim był twój ukochany? To on "nauczył cię przyjemności?"
J.J.: Miał na imię Janek. Byliśmy razem ponad półtora roku, ale potem chyba ? skończyło się nam paliwo. Czułam, że ciągniemy nasz związek na siłę. To już nie było to. Miałam wrażenie, że omija mnie coś ważnego, że coś tracę. Teraz jesteśmy z Jankiem przyjaciółmi. Czasami wyskakujemy razem do kina albo do knajpy. Taki układ bardziej mi odpowiada niż trwały związek. Chyba na razie nie za bardzo mam czas, żeby budować coś poważnego. Poza tym trudno dziś o prawdziwych mężczyzn (śmiech). GALA: Część twoich rówieśników myśli głównie o tym, żeby dobrze się bawić albo chcą już zakładać rodziny. Która opcja jest ci bliższa?
J.J.: Też zauważyłam, że ludzie w moim wieku, jeśli osiągnęli jakiś sukces, zachowują się jak idioci. Ciągle imprezują, najważniejsze są dla nich markowe ciuchy, na każde party przychodzą z kimś innym, wciągają koks, piją i tak dalej. Kompletna palma! W takich sytuacjach czuję się jak stwór z innej galaktyki. GALA: Zawsze byłaś typem grzecznej dziewczynki, córeczki tatusia?
J.J.: Nie cierpię tej serialowej szufladki, ale z drugiej strony nie mogę zaprzeczyć, że trochę taka jestem. Nigdy się nie buntowałam, nie uciekałam z domu, nawet nie paliłam. Przez kilka lat byłam harcerką i poważnie traktowałam wszelkie zasady (śmiech). Miałam bardzo dobre układy z rodzicami. Tylko raz doszło między nami do spięcia, gdy niedawno zaczęłam potrzebować więcej samodzielności. Nie chciałam być dłużej kontrolowana jak dziecko. GALA: Podobno twój ojciec regularnie testował twoich narzeczonych.
J.J.: Na szczęście już tego nie robi, bo przestałam przyprowadzać kolegów do domu. Chodziło mu o to, żeby udowodnić, jacy oni są przy nim mali, słabi i nieporadni. Jak w filmie Poznaj mojego tatę z Robertem De Niro. Wchodził do pokoju i pytał faceta: "Idę pograć w piłkę, wybierzesz się ze mną?". Na zewnątrz akurat trzaskał siarczysty mróz. Albo: "Może posiłujemy się na ręce". Kiedy w odpowiedzi słyszał nieśmiałe: "Nie, nie, raczej nie", widziałam, jak rośnie z dumy. Patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy typu: "Widzisz, córeczko, te twoje leszcze do pięt mi nie dorastają". GALA: Mówi się, że pieniądze dają kobiecie niezależność. Dużo zarabiasz w serialu?
J.J.: Jak na swój wiek i swoje potrzeby wręcz za dużo, chociaż dla innych może nie są to wielkie pieniądze. Pieniądze nie są mi właściwie potrzebne. Mieszkam z rodzicami, więc mam zapewniony dach nad głową. Na siebie wydaję bardzo niewiele, nie mam dużych potrzeb. Wolę robić prezenty najbliższym. To, co uda mi się zarobić, odkładam na przyszłość. GALA: Dlaczego wybrałaś studia prawnicze zamiast aktorskich? Łatwiej później o pracę?
J.J.: Wydaje mi się, że nie odnajdę się w aktorstwie. Nie widzę siebie w show-biznesie, to nie jest mój świat. Odstrasza mnie ta sztuczność, dbanie wyłącznie o swoje interesy, ciągły wyścig i walka o wszystko. Nie chciałabym tak żyć. GALA: A czy wchodząc do tego świata, nie miałaś świadomości, że możesz rozczarować się tym, co tam zastaniesz?
J.J.: Sława kojarzyła mi się zawsze z czymś wspaniałym. Tak niestety nie jest. Trudno jest mi poznać jakichkolwiek normalnych ludzi. Mam wrażenie, że wszyscy chcą mnie znać tylko dlatego, że jestem rozpoznawalna. Nie mogę zrobić nic szalonego, nawet wyjechać po cichu na wakacje, bo za chwilę napiszą o tym gazety. Sława jest najgorszą częścią przygody zwanej aktorstwem. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie się interesował moim prywatnym życiem. Rozmawiał MARCIN PROKOP
Zdjęcia PIOTR PORĘBSKI/METALUNA

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama