Reklama

Zadebiutowała jako jedenastolatka. Zagrała w BOŻEJ PODSZEWCE Izabelli Cywińskiej. Potem uczyła się w studium teatralnym. Teraz studiuje na III roku psychologii społecznej. Mówi, że swojej przyszłości nie wiąże z aktorstwem, bo to niepewny chleb. Do M JAK MIŁOŚĆ trafiła z castingu. Ma dystans do siebie i swojej aktorskiej kariery. Unika bankietów, nie lansuje siebie jak inne serialowe gwiazdy. Bo też za gwiazdę się nie uważa. Nie napina się, nie musi. Może dlatego, że wszystko się jej udaje.
GALA: Dlaczego nie wybrałaś Akademii Teatralnej? KATARZYNA CICHOPEK: Z aktorstwem bywa różnie. Dlatego chcę mieć wykształcenie, które na pewno da mi pracę. Chcę być niezależna. Nie lubię o nic prosić.
GALA: A może bałaś się, że nie zdasz egzaminów do Akademii? K.C.: Trochę tak. Zaczęłam się bać, że jak nie zdam, to uznam, że się nie nadaję do tego, co tak strasznie lubię. A wtedy przestanę lubić aktorstwo. Wolę być więc amatorką pasjonatką. I dlatego wybrałam psychologię.
GALA: A braki warsztatowe? Nie odczuwasz ich czasem? K.C.: Skończyłam ognisko teatralne przy Teatrze Ochoty. Miałam zajęcia z aktorami, reżyserami, zajęcia z tańca i z dykcji. Odbywałam warsztaty, obroniłam dyplom, grałam w spektaklach nieprofesjonalnych. Czegoś się nauczyłam, choć na pewno nie dałabym sobie rady w zawodowym teatrze.
GALA: Dlaczego wybrałaś psychologię? K.C.: Interesują mnie ludzie. Często myślę, co z nimi jest nie tak. I co ze mną jest nie tak, skoro nie rozumiem ich postępowania. Chcę mieć swój pogląd na świat. Psychologia przydała mi się w pracy nad rolą Kingi w M JAK MIŁOŚĆ. Moja bohaterka straciła wzrok. A ja nie miałam zielonego pojęcia, jak to jest nic nie widzieć. Analizowałam, jak może czuć się Kinga, jak ją mogą ludzie denerwować tym swoim "pomogę ci".
GALA: A propos pomocy. Jak jesteś traktowana na planie? Pomagają ci profesjonalni aktorzy? K.C.: Traktują mnie po partnersku. Gdybym skończyła Akademię Teatralną, nie obserwowałabym ich z taką ciekawością. A ja siedzę i patrzę. Podglądam Dominikę Ostałowską, Kacpra Kuszewskiego, Małgorzatę Kożuchowską. Podpatruję, jakie techniki stosują, jak się śmieją, rozmawiają, jak płaczą. Na przykład "rozklejonej" Małgorzacie Pieńkowskiej trzęsą się policzki, choć to tylko gra. Nic więcej. Tymczasem gdy ja się popłaczę na planie filmowym, to do końca dnia jest mi źle i zostaje we mnie smutek.
GALA: Serial M JAK MIŁOŚĆ przyniósł ci popularność. Czujesz się gwiazdą? K.C.: A jakiż ja mam dorobek?! Zajrzałam ostatnio na witrynę internetową Krystyny Jandy. Lista ról, które zagrała, zajmuje kilka stron. Gdzie ja, z jedną rolą, mogę się nazywać gwiazdą? Moja popularność może trwać 5 minut. Ludzie mają krótką pamięć.
GALA: Nie bywasz na bankietach, pokazach, premierach. Nie szukasz takiej popularności jak Agnieszka Włodarczyk? K.C.: Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. A "wielki świat" mnie przeraża. Nie widzę tam siebie. Mam normalne, zwykłe, przyziemne problemy. W życiu nikogo nie gram. Wychodzę z planu, żegnam się ze wszystkimi, podwożę tych, którzy mieszkają obok. Wracam do domu, a mama na dzień dobry mówi: "wyjdź z psem". Jestem sobą, zwykłą Kaśką. Jestem zwyczajna.
GALA: Przyjaciół też nie zmieniłaś? K.C.: Mam od lat tę samą przyjaciółkę. Mieszka w moim bloku. Znamy się z Karoliną na wylot. Przyjaźnię się też z dziewczyną ze studiów - Noemi. Z bandą girlfriendek z Teatru Ochota trzymamy się razem od 12. roku życia. Robimy babskie wieczorki i spotykamy się na ploteczki. Zeznajemy sobie wszystko i jesteśmy rozgrzeszone na następny miesiąc. Mam chłopaka. Znamy się 15 lat, nasi rodzice przyjaźnią się od czasów liceum. Spotykaliśmy się w każde święta i w każde wakacje. Teraz Mateusz mieszka w Austrii. Widzimy się dwa, trzy razy w miesiącu, codziennie do siebie dzwonimy. Fajnie, że wymyślono internet.
GALA: Jak łączysz studiowanie i pracę w serialu? K.C.: Mam program indywidualny, jak wszyscy studenci. Są dni, kiedy jestem od rana do wieczora na uczelni. A kiedy mam wolne, gram. Oczywiście, zdarza mi się opuszczać wykłady i muszę te wiadomości szybko uzupełnić. Udaje mi się dzięki notatkom Noemi. Nigdy nie miałam poprawki.
GALA: Czy wykładowcy traktują cię jakoś specjalnie? K.C.: Kiedyś spóźniłam się na wykład i usłyszałam: "Ach, to pani? Widzę panią czasem w telewizji". "Tak, to ja" - przyznałam. "Częściej w telewizji niż na wykładzie" - dodał z przekąsem profesor i od razu się zastrzegł, że on tego serialu nie ogląda.
GALA: Czy jesteś już samodzielna? K.C.: Mieszkam z rodzicami, więc nie mogę się nazywać niezależną. Jadam w domu. Za studia płacą rodzice, ale za wszystkie dodatkowe wydatki: kursy językowe, szkolenia i przyjemności, płacę sama. Znam angielski, uczę się też niemieckiego.
GALA: Jako przyszła pani psycholog zanalizuj siebie. K.C.: Zostałam wychowana w atmosferze prostolinijności i dobra, więc dla mnie albo coś jest białe, albo czarne. Staram się tak żyć, żeby wszystko było jasne, nienawidzę mieć spraw niewyjaśnionych. Bardzo często jest mi źle i smutno, że ktoś mnie wykorzystał, że jestem naiwna. Mama mówi: "Kaśka, wrzuć na luz, niech to po tobie spłynie". A ja nie potrafię. Jestem pracowita, nie lubię marnować czasu. Nosi mnie, muszę robić coś konstruktywnego, bo mnie rozsadza. Jestem koszmarną gadułą. Jestem zaborcza. Jestem despotką i ma być tak, jak ja chcę. Kiedyś wybieraliśmy się z bratem z działki do miasta po zakupy. Wyjeżdżamy i brat każe mi zamknąć bramę. A ja na to: "Ty to zrób". Kłóciliśmy się tak kwadrans i wreszcie nigdzie nie pojechaliśmy. A jak się wścieknę, mój głos osiąga taką moc, że szyby pękają.
GALA: Co wybierzesz: aktorstwo czy psychologię? K.C.: Może coś jeszcze przede mną. Kocham podróże. Chcę zrobić kurs przewodnika i jeździć z wycieczkami po świecie. Bardzo chętnie zostanę żoną dyplomaty i będę z nim jeździła na dalekie placówki. Albo będę pracować z uchodźcami. Życie pokaże, co będzie. Chciałabym grać, ale jak mi się nie uda, to się nie obrażę. Najwyżej pójdę do mamy się wypłakać.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama