Reklama

Podczas rozmowy telefonicznej Agnieszka mówi mi, że właśnie idzie do pracy i nie wie, o której będzie wolna. - Do pracy na "Plebanię" - pytam. Aktorka potwierdza, a ja zastanawiam się, gdzie nagrywają serial, gdzie jest filmowy Tulczyn? Jak się okazuje, w pobliżu naszej redakcji, też na Mokotowie. Tylko na zdjęcia plenerowe ekipa przenosi się do Okuniewa i Zalesia. Agnieszka ma 26 lat, a rolę Viki, siostry księdza Adama, zaczęła grać jako dwudziestolatka. Zatem niemal jedną czwartą część życia, z małymi przerwami, spędziła na słynnej polskiej plebanii. Kiedy w roku 2001 pozowała do sesji zdjęciowej w "Playboyu", niektórzy miłośnicy serialu byli zaskoczeni - siostra duchownego nie powinna, ich zdaniem, pokazywać się nago.
O szczęśliwej trzynastce
- Urodziłam się 13 grudnia 1980 roku - zaczyna swoją opowieść Agnieszka Włodarczyk. - Trzynastka to dla wielu osób liczba feralna. W dodatku w rok po moich narodzinach w Polsce wprowadzono stan wojenny. Czy przywiązuję wagę do tych dat? Trzynastkę uważam za liczbę wyjątkowo dla mnie szczęśliwą. Jestem przesądna, więc zanim coś powiem, wolę odpukać w niemalowane drewno. Mam dowody, że Opatrzność nade mną czuwa. Jestem zodiakalnym Strzelcem, a to dobry znak. Przykro mi naturalnie, że w dniu moich pierwszych urodzin na ulicach pojawiły się czołgi, ale to dla mnie wydarzenia historyczne, znane z książek i opowieści rodziców.
O roztańczonym dzieciństwie
Uczyłam się tańczyć od szóstego roku życia. Recytowałam też wiersze, a bez muzyki nie wyobrażałam sobie życia. Pamiętam, że wygrałam międzyszkolny konkurs piosenki, organizowany na Żoliborzu. Nie mogę, niestety, opowiedzieć o całkiem beztroskim dorastaniu. Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam trzy lata. Każdy rozwód uderza w dzieci. Ojciec, z zawodu marynarz, wyjechał po rozstaniu na Śląsk. Zaczął tam pracować w górnictwie, jako ratownik. Tata nie umiał żyć na ziemi - albo był na morzu, albo pod ziemią. Wiele razy zetknęłam się z plotką, że zostałam aktorką, bo mój ojciec był dyrektorem teatru. Nie miał z tym nic wspólnego. Ojciec mnie odwiedzał, ale na co dzień mi go brakowało. Z mamą zawsze miałam i mam dobry kontakt. Oboje rodzice zawarli ponowne małżeństwa. Mam rodzeństwo, jednak siostry (córki ojca) rzadko widuję. Za to Robert, mój szesnastoletni brat, jest mi bardzo bliski. Jest coraz więcej rozwodów i coraz więcej dzieci, których bezpieczny świat rozpadł się. Myślę, że wielu ludzi zbyt pochopnie decyduje się na małżeństwo i potomstwo. Działa tu jakaś idiotyczna zasada: "Najwyżej się rozwiodę".
Gdybym miała wybrać inny zawód, chciałabym zostać psychologiem dziecięcym. Jestem bardzo wrażliwa na każdą krzywdę małego człowieka. Dzieci są często samotne, nie mają z kim porozmawiać o swoich myślach oraz uczuciach. W szkole też rzadko się mówi o rzeczach naprawdę ważnych. Jeżeli sama zostanę matką, mam nadzieję, że stworzę swoim dzieciom prawdziwy, dobry dom.
O swoim życiowym partnerze
Jesteśmy ze sobą już cztery lata. To ktoś spoza branży artystycz nej. Staram się bardzo chronić swoje życie prywatne. Są ludzie gotowi do wywołania skandalu, prawdziwego czy też rzekomego, byle tylko było o nich głośno. Nie oceniam ich, ale sama nie chcę iść tą ścieżką. Nie potrafię robić niczego, co byłoby sprzeczne z moją naturą. I nie wyobrażam sobie, że mogłabym dobrowolnie dać się odrzeć z prawa do intymności.
Jest już po dziesiątej wieczorem. Rozmawiamy z Agnieszką w kawiarni, a jej partner co jakiś czas dzwoni, żeby się upewnić, czy u niej wszystko w porządku. - Czy jesteśmy o siebie zazdrośni? Jasne! - mówi Agnieszka. - Ja się z tym nawet nie kryję. Całkiem niezła jest ze mnie zazdrośnica. Mój facet jest mój i koniec. Nie wierzę w miłość bez cienia zazdrości. Gdyby mi na tym mężczyźnie nie zależało, mogłabym być bardzo liberalna. Ale mi zależy.
- I jemu też. Ale to on ma chyba trochę gorzej - przerywam Agnieszce. - Przecież to ty całujesz się przed kamerami z innymi. W dodatku zaczęłaś dość wcześnie. Tytułową rolę w filmie Macieja Ślesickiego "Sara" zagrałaś w wieku 16 lat. I od razu utonęłaś w objęciach Bogusława Lindy.
- Dla mnie był to wtedy pan Linda. Bardzo znany aktor, którego wówczas trochę się bałam. I wcale nie marzyłam o jego męskich ramionach. Po prostu wystarczyło mi rozumu, żeby nie odrzucić tej życiowej szansy - że to właśnie ja zostałam wybrana do tej roli. Nawiasem mówiąc, na międzynarodowym festiwalu filmowym w Kijowie dostałam za "Sarę" główną nagrodę - za debiut. Byłam tam przyjmowana jak prawdziwa gwiazda i było to miłe. Nie lubię się na planie filmowym rozbierać, nie lubię scen intymnych. Nawet pocałunek z kimś bądź co bądź obcym sporo mnie kosztuje. W środku się denerwuję, a na zewnątrz nie mogę tego pokazać. Chętnie grałabym zakonnice. A mówiąc zupełnie serio, marzę o tym, żebym przestała wreszcie dostawać role uroczych, zgrabnych blondynek i słodkich idiotek.
Rozmawiała: Halina Zarzecka
O czym jeszcze marzy i co planuje Agnieszka Włodarczyk? Przeczytaj w Naj 45.06

Reklama
Reklama
Reklama