Jestem cesarzem życia
Najpopularniejszy prezenter, najlepszy dziennikarz, najprzystojniejszy Polak. Tak mówiły rankingi. Na pytanie, czy jest telewizyjną gwiazdą, KAMIL DURCZOK odpowiada "tak". I śmieje się. Do siebie i do własnych sukcesów ma dystans.
Wylazłem wysoko, więc mnie widać - śmieje się. Jest jedną z niewielu osób, które mają do siebie nieprawdopodobny dystans. Można go lubić albo nie, ale nikomu nie jest obojętny. Po tym, jak powiedział, że walczy z chorobą nowotworową, maile zapchały jego skrzynkę w komputerze. Zatkały ponownie, gdy media ujawniły wysokość jego zarobków. Może ludzie uznali, że Durczok to facet, któremu się za bardzo udaje. Ma świetną pracę, dobrze zarabia, ma piękną żonę, wspaniałego syna. Dwa lata temu, zanim zachorował, był królem życia. Teraz, jak sam mówi, jest cesarzem. GALA: Słyszałeś wypowiedź nowego dyrektora Jedynki Macieja Grzywaczewskiego: "Durczok nie jest moim faworytem, ale jest bardzo popularny, więc jakieś miejsce będzie miał".
KAMIL DURCZOK: Nie czułem się specjalnie szczęśliwy po przeczytaniu tego tekstu, bo nie takiej recenzji siedmiu lat ciężkiej pracy w Jedynce oczekiwałem po kimś, kto wchodzi do firmy i jeszcze ze mną nawet nie rozmawiał. Ale potem rozmawialiśmy w cztery oczy i wolę pamiętać to spotkanie. Było nieporównanie przyjemniejsze. GALA: Jak to jest, że przychodzi nieznany człowiek i zaczyna robić czystkę w telewizji, a największe gwiazdy, uwielbiane przez widzów, zaczynają się zastanawiać, kiedy spadną z wizji?
K.D.: Tak wiele ich znowu nie spadło. Nie myślałem o tym. Mam co najmniej trzy scenariusze na wypadek, gdybym musiał się pożegnać z telewizją. GALA: Nie jesteś uzależniony od telewizji?
K.D.: Bardzo, bardzo by mi brakowało telewizji, gdyby ktoś mi ją jutro rano zabrał. Ale Boże kochany, ludzie z dnia na dzień muszą rezygnować z rzeczy, które są sensem ich życia. GALA: Czujesz się telewizyjną gwiazdą?
K.D.: Tak. (śmiech) Rozmawiajmy poważnie. Kim jest gwiazda? GALA: A kto jest gwiazdą twoim zdaniem?
K.D.: Oprah Winfrey, Adam Bolton, pewnie któryś z anchormanów amerykańskich. Grażyna Torbicka jest wielką gwiazdą telewizyjną. Tylko stwórzmy jakieś kryteria. Jeżeli gwiazdą jest ktoś, kto jest rozpoznawalny, akceptowany i którego programy ze względu na ich jakość i warsztat są chętniej oglądane przez ludzi niż inne - pewnie mamy do czynienia z gwiazdą. Natomiast, jak zastosujemy kryterium Hollywood i uznamy, że gwiazda to jest ktoś, kto ma siedmiometrową limuzynę, cztery samoloty i sztab ludzi, którzy dookoła niego biegają, dbają o jego wizerunek, to oczywiście w Polsce nie ma gwiazd i tyle. Jak oglądam Kasię Janowską i Piotra Mucharskiego, to jestem pewien, że to wielkie telewizyjne gwiazdy. Choć są mniej rozpoznawalni niż wiele innych publicznych postaci. Ale na drugim biegunie jest na przykład Doda Elektroda, zjawisko jakieś, fenomen niewytłumaczalny. I nie wiem, jakie ludzkie instynkty decydują, że tak rozpisują się o niej kolorowe piśmidła. Zaryzykujesz twierdzenie, że jest gwiazdą? GALA: A słyszałeś kiedyś, co ona mówi?
K.D.: Nie sądzę, żebym od Dody Elektrody dowiedział się czegoś nowego o otaczającym świecie. GALA: Myślisz, że widzom zabrakłoby Durczoka?
K.D.: Przez dwa tygodnie pewnie tak. A potem po pierwsze zapomnieliby, po drugie - doszli do wniosku, że ten nowy Durczok, który po nim przyszedł, jest gorszy, lepszy, słabszy, ciekawszy, nudniejszy - ale jest. Miejmy trochę pokory wobec własnej obecności na ekranach telewizorów. GALA: To jest frustrujące?
K.D.: Ależ oczywiście, że jest! To jest frustracja proporcjonalna do naszego egoizmu. A ja - jak wielu - jestem egoistą, egocentrykiem - i to chyba bardziej niż przeciętny Kowalski, bo chcę wierzyć, że telewizja bez Durczoka będzie gorszą telewizją. I oczywiście, jak mi mija to oszołomienie, ten zachwyt nad samym sobą, to pukam się w czoło. GALA: Spotkaliśmy się dwa lata temu, kiedy byłeś u szczytu popularności.
K.D.: Myślałem, że teraz jestem. GALA: Byłeś absolutnie numerem jeden. Najpopularniejszy prezenter, najlepszy dziennikarz, najprzystojniejszy Polak. Wszystko naj. Teraz też to odczuwasz?
K.D.: Popatrz na mnie i powiedz, czy mi ubyło urody? (śmiech) Nie jestem w stanie zmierzyć mojej popularności, ponieważ nie ma w Media Markt przyrządu za 4,58 zł do jej zmierzenia. GALA: Myślisz, że ludzie Durczoka lubią czy nie?
K.D.: A dlaczego ja to mam oceniać? Jeśli mnie lubią, znaczy, że mam nieprawdopodobny kredyt zaufania. Mocno na wyrost. GALA: Dlaczego?
K.D.: Bo jakby wiedzieli, jaki czasem bywam trudny, to chyba by mnie tak bardzo nie lubili. GALA: Czy po ujawnieniu twoich zarobków ta popularność nie spadła?
K.D.: Jeśli spadła, to znaczy, że nie była popularnością, na którą zapracowałem. Mam nadzieję, że to jest popularność, na którą staram się zapracować - w niełatwych chwilach w telewizji, pytaniami, które zadawałem, artykułami, które pisałem, rozmowami, które prowadziłem w telewizji i w radiu. Nie sądzę, żeby takiej popularności była w stanie zaszkodzić jakakolwiek informacja o wysokości moich zarobków. Natomiast jeśli komuś podobał się Durczok, bo nosił fajny krawat, dobrze dobrane koszule i miał fajny uśmiech, a potem ten ktoś dowiedział się, ile zarabia, i okazało się, że uśmiech Durczoka nie jest już taki fajny, a krawaty lekko zszarzały, to umówmy się - nie była to popularność, na której mi naprawdę zależało. GALA: Ale czy to nie denerwuje, że cała Polska rozmawia o pensji Durczoka?
K.D.: Bardziej mnie zdziwiło, że pieniądze mogą wywołać w Polsce aż takie namiętności. Ale z drugiej strony mam 36 lat i chyba trochę wiem, jak ten świat funkcjonuje. Wylazłem wysoko, więc mnie widać. Każdy może mnie oglądać, jak chce. Podlegam ocenie i krytyce - i nic w tym dziwnego, nawet jeśli mi się to nie podoba i jest przykre. Takie są reguły gry. Obrażają się na nie tylko sfrustrowani politycy, którzy ze zdumieniem odkryli, że naród ich nie kocha. Jeżeli w tej sprawie do kogoś mam pretensje, to do moich szefów, że nie zostały wyciągnięte konsekwencje wobec osoby, która mój kontrakt ujawniła. W każdej korporacji ktoś taki wylatuje z pracy natychmiast. Było mi przykro, że nielojalność wobec firmy uchodzi bezkarnie. I jest coś jeszcze. W artykule ujawniającym wysokość moich zarobków znalazła się teza, że kontrakt podpisałem pod stołem w ostatnich minutach urzędowania Roberta Kwiatkowskiego. A to po prostu nieprawda. Kontrakt był już gotowy na początku grudnia. Nawet nie zamierzałem pisać sprostowania, bo szkoda mi życia na pisanie listów, których nikt nie zamieści, a jak zamieści, to na ostatniej stronie drobnym drukiem. Ale nie sądzę, żeby dziś warto było do tego wracać. W życiu można się zajmować tyloma naprawdę ciekawymi sprawami. GALA: Może ludzie uznali, że Durczok to facet, któremu za bardzo się udaje.
K.D.: Może. Dużo zarabia, jest popularny i jeszcze raka pokonał. Skandal. GALA: Podobno ludzie na ulicy na twój widok nie reagowali wtedy tak ciepło jak wcześniej.
K.D.: Teraz reagują ciepło, więc tyle to było warte. A może to tylko moja wyobraźnia kazała mi wtedy tak to widzieć. GALA: Pytali, ile zapłaciłeś za swój samochód?
K.D.: Nie. Ale ja wiem, ile zapłaciłem. Niestety. Wzdycham każdego dnia, żeby znalazł się ktoś, kto go ode mnie kupi. GALA: Kiedy się spotkaliśmy dwa lata temu, na kilka tygodni przed tym, jak dowiedziałeś się o swojej chorobie, byłeś królem życia.
K.D.: Teraz jestem cesarzem życia. GALA: Dlaczego?
K.D.: Jak to dlaczego? To oczywiste. Przez sześć miesięcy leżałem, liczyłem kropelki, które kapią mi w żyły z kroplówki, i zastanawiałem się, czy z tego wyjdę. Na razie wyszedłem, więc jak nie mam być cesarzem życia? GALA: Czy choroba jest lekcją pokory?
K.D.: Nie. GALA: A czego jest lekcją?
K.D.: Jest lekcją, która uświadamia, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Uporządkowuje życie. Tylko nie myśl, że teraz kładę się spać o 22.00 i wstaję o siódmej, bo nigdy tego nie robiłem i nie robię nadal. Ale przed chorobą mój tygodniowy urlop - bo nie dało się mnie wyciągnąć na dłużej - wyglądał tak: trzy pierwsze dni czekałem na telefon z pracy albo bez przerwy dzwoniłem, co też tam się dzieje. A cztery następne spędzałem na robieniu planów, co będę robił, jak do pracy wrócę. W grudniu ubiegłego roku jeszcze trochę łysy pojechałem z rodziną w góry. Pierwszego dnia wrzuciłem telefon głęboko do walizki i włączyłem go, jak wyjeżdżałem. I to wcale nie znaczy, że moja praca stała się nieważna. Natomiast wyraźnie zarysowała się granica - tu jest praca, a tu równie ważna reszta życia. GALA: Mówisz o sobie, że jesteś narcyzem, więc jak to jest, gdy narcyz nagle traci włosy i nie wygląda tak, jak wyglądał.
K.D.: O tym wkrótce przeczytasz w książce, którą właśnie skończyłem. Cztery miesiące po zakończeniu leczenia i chemii, kiedy jeszcze chodziłem z dziurą w plecach i kiedy jeszcze ledwo, ledwo odrastały mi włosy, spotkałem ludzi z wydawnictwa Znak, którzy namówili mnie do napisania takiej książki. Będzie dla tych, którzy mają kogoś chorego blisko siebie albo sami na taką chorobę zapadają. Ale także dla tych wszystkich, którzy chcą wiedzieć, kim jest człowiek w chorobie i jakie stany świadomości mu towarzyszą. GALA: Chcesz opowiedzieć historię o człowieku, który miał wszystko i któregoś dnia się dowiedział, że może umrzeć za tydzień.
K.D.: Książka jest wskazówką dla tych, którzy będą się musieli zmierzyć z rakiem. Ale wspólnie z Piotrem Mucharskim piszemy także dla ludzi, którzy zadawali mi dziesiątki pytań w szpitalu, chcą ze mną rozmawiać na ulicy, do tych wszystkich, którzy telefonują do Wiadomości i pytają mnie o chorobę. Myślę, że czasem jestem czymś w rodzaju pogotowia onkologicznego i mam świadomość, że tylko jednemu procentowi tych, którzy chcieliby mnie o coś zapytać, udaje się to zrobić. Więc ta książka jest rodzajem posługi dla nich. I podziękowaniem dla tych, którzy się do mnie odezwali wtedy, po ósmym marca, kiedy powiedziałem, że jestem chory. GALA: Dla tych, którzy pisali i takie rzeczy: "Jesteś zadufany w sobie i arogancki. Mimo to trzymaj się".
K.D.: Cudowne, prawda? Chyba też gdzieś na to trafiłem. Ale byli i tacy, którzy, gdy pojawiła się informacja o moich zarobkach, pisali, że przerzuty zaatakowały mój mózg. GALA: Kiedy ukaże się twoja książka?
K.D.: Już jest niemal ukończona. Teraz pozostały sprawy wydawnicze. GALA: Pokażesz w niej swoje zdjęcia z okresu choroby?
K.D.: Nie ma takich zdjęć. Jeżeli są, pochodzą wyłącznie z ekranu telewizora. Mimo że wtedy miałem kilka propozycji sesji fotograficznych, pomyślałem, że muszę zapomnieć o chorobie i nie chcę, żeby zdjęcia mi o niej przypominały. GALA: Mówiłeś, że choroba przewartościowała twój świat, ale nie w ten sposób, że teraz chcesz poświęcić się jedynie rodzinie. Teraz chcesz także pomyśleć o sobie.
K.D.: Pewnie myślałbym inaczej o rozmaitych przyjemnościach - jeździe motocyklem albo lataniu samolotem, gdybym wiedział, że zgodnie ze statystyką długości życia mężczyzn mam przed sobą trzydzieści lat. Ale ponieważ mogę się dowiedzieć, że zostało mi kilka tygodni, nie mam czasu na to, żeby się zastanawiać, jak to jest latać samolotem. Muszę to sprawdzić i już sprawdzam, i już latam sam. Jestem z tego gówniarsko dumny, jak z niewielu rzeczy w życiu. Bo prowadzenie Wiadomości albo Debaty to zajęcie trudno weryfikowalne - jednemu się to podoba, a inny uważa, - że jestem debilem. Jak wsiadasz do samolotu, wszystkie nieostre kryteria oceny przestają być ważne. Albo potrafisz wystartować, albo nie. Albo wiesz, na jakiej prędkości lądować, albo nie. Jak nie wiesz, to się zabijesz. W dziennikarstwie można się spierać, czy pytanie było bardziej dociekliwe, czy mniej. Czy było bardziej inteligentne, czy mniej. W górze to nie ma znaczenia. GALA: Czy myślisz, że udało ci się wygrać z chorobą?
K.D.: Z tą chorobą się nie wygrywa. Jeden z moich kolegów dowiedział się w kwietniu o plamce na płucach i od trzech tygodni nie ma go z nami. A są tacy, którzy to przeszli i żyją. Opowiadanie o tym, że się wygrało, jest absurdalne. GALA: Co myślisz, kiedy widzisz Marcina Pawłowskiego z TVN?
K.D.: A co mam myśleć? Wiem, że musi wyjść i wyjdzie z choroby. Ale nie chcę o tym mówić. GALA: Ale o tym mówią wszyscy.
K.D.: To niech ci wszyscy trzymają za niego kciuki. I ci wszyscy, którzy fałszywą troską powodowani o nim piszą, niech też trzymają kciuki. To jest jedyna ważna rzecz, którą w tej chwili Marcinowi możemy dać. GALA: Debata, twój nowy program w TV, jest teraz twoim dzieckiem.
K.D.: Jak każde trzytygodniowe dziecko chwilami przypomina bardziej pomarszczone stworzonko niż dziecko, w związku z tym jeszcze chwila upłynie, zanim się okaże, że jest przecudnej urody bobasem. To jest zupełnie inny projekt niż te, w których do tej pory uczestniczyłem. Teraz w Polsce nie debatuje się. Ludzie sobie skaczą do oczu, udowadniają, jakie mają genialne recepty na skomplikowaną rzeczywistość. A to, jak sama nazwa wskazuje, ma być program i miejsce, w którym będziemy przywiązywać wagę do wartości słowa. W którym ludzie będą toczyć spór w imię pewnych wartości. Dopóki moi szefowie nie będą reagowali, mam w nosie, czy będę miał trzy czy trzydzieści procent oglądalności. Jeżeli tam będą padały mądre słowa o świecie, który nas otacza, to osiągnąłem swój cel. A czy kamera w sformatowanym programie będzie latała szybciej czy wolniej, z dołu do góry, czy z góry na dół? To nie ta bajka, niech się na błyskotki ścigają inni. Ja robię swoje. GALA: Jak oceniasz programy publicystyczne, które pojawiły się we wrześniu w różnych stacjach telewizyjnych?
K.D.: Nie oceniam moich konkurentów, nigdy tego nie robiłem i nie będę robił. GALA: A zastanawiasz się, jak będzie wyglądał talk show Tomasza Lisa w Polsacie?
K.D.: Nie zastanawiam się, ale jestem ciekawy oczywiście. W czwartek poproszę, żeby mi go nagrano. GALA: Od lat prasa porównuje ciebie i Tomasza Lisa. Jak przyjmowałeś tę konkurencję?
K.D.: Jako coś zupełnie naturalnego. W kraju, w którym jest więcej niż jedna telewizja, jest konkurencja. GALA: Ale tu chodzi o coś więcej. Oto dwóch przystojnych, szczęśliwych facetów, dobrych w tym, co robią...
K.D.: Nie chcę oceniać Tomka. Dla niego wejście na ring, na którym biły się ze sobą Fakty i Wiadomości, oznaczało walkę na śmierć i życie. Najczęściej za pomocą takich chwytów, które stosują czasem nasi politycy, co mnie zresztą bardzo bawiło, bo Tomek jest niezwykle krytycznym recenzentem tej grupy. Stwierdzał, że Fakty są lata świetlne od Wiadomości i uznawał, że to jest tak oczywiste, że nie ma co o tym dyskutować. Ja mam chyba więcej pokory i więcej dystansu. Poza tym dostrzegam, że jest świat poza Faktami i Wiadomościami. Ale z drugiej strony Tomek to miły i sympatyczny facet. Rozmawialiśmy trochę, jadąc na mecz Wisły z Realem. Ale może Tomek mierzy gdzie indziej. Ja chcę mieć za parę lat święty spokój i siedzieć w Wiśle, w moim domu. A Tomek może chce siedzieć w zupełnie innym domu. GALA: Chciałbyś, żeby został prezydentem?
K.D.: Nie. Większa szansa, że się spotkamy w pociągu i powie coś ciekawego o piłce... (śmiech) Uważam, że jest wiele osób w moim kraju, które się znacznie bardziej do tej funkcji nadają. GALA: Na przykład?
K.D.: Oczekujesz od dziennikarza, który zajmuje się informacją i polityką, że powie ci, kto jest jego kandydatem na prezydenta? Proszę cię... Rozmawiała KATARZYNA PRZYBYSZEWSKA
Zdjęcia SZYMON SZCZEŚNIAK
Dziękujemy Wydziałowi Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego za pomoc w realizacji sesji i wyjątkową gościnność
1 z 4

5537
2 z 4

5538
3 z 4

5539
4 z 4

5535
Polecane
„Oddałem firmie 15 najlepszych lat życia, a szef traktuje mnie jak śmiecia. Jestem jego popychadłem”
„Wyjazd na szparagi do Niemiec miał być przygodą życia. Chciałam się usamodzielnić, a teraz jestem na łasce rodziców”
Tarot: karta Cesarz. To symbol władzy, porządku i obfitości. Poznaj szczegółowe znaczenie karty Cesarz
Święty Wawrzyniec w obliczu śmierci zakpił z prefekta i cesarza Rzymu. Czym jego zdaniem były „prawdziwe skarby Kościoła”?
Święty Aleksander z Bergamo – patron „Miasta na Wzgórzu”. Czy w obronie życia, wyrzekł się chrześcijaństwa?
„Oddałem firmie 15 najlepszych lat życia, a szef traktuje mnie jak śmiecia. Jestem jego popychadłem”
„Wyjazd na szparagi do Niemiec miał być przygodą życia. Chciałam się usamodzielnić, a teraz jestem na łasce rodziców”
Zrób to do 8 grudnia, a usuniesz ze swojego życia fałszywych doradców. Uwaga, jest 1 haczyk
Sol Invictus to dawne rzymskie święto, które przypada na okres świąt Bożego Narodzenia. Jaka jest jego historia? Kim był antyczny bóg Słońca?
Święty Ignacy – męczennik i biskup z Antiochii. Pisał o sobie „Jestem Bożą pszenicą” i nie bał się śmierci
Nefryt - właściwości i symbolika cesarskiego kamienia 5 cnót. Jest ceniony na całym świecie
„Mąż uważa, że jestem rozpieszczona, bo marzę o własnym kącie. Mam dość życia jak w kurniku z jego wścibską rodziną”
„Jestem skarbonką bez dna dla mojej dziewczyny. Ciągnie od mnie kasę i myśli, że do końca życia będą ją sponsorował”
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Wakacje nad morzem w Grano Hotel Solmarina – relaks, natura i słońce!
Współpraca reklamowa
Neuropeptydy w kosmetyczce. Technologia, która zatrzymuje czas
Współpraca reklamowa
Zaproś sztukę do swojego wnętrza z nową linią Velvet ART
Współpraca reklamowa
Jak dobrać damskie buty zimowe do swojego stylu i sylwetki?
Współpraca reklamowa
Wybierz się do Suntago i wypocznij w tropikalnym stylu
Współpraca reklamowa
„Woda opadła, psy zostały” – rusza kampania pomocowa dla bezdomnych zwierząt
Współpraca reklamowa