Iwona Pavlović
"Moje pięć minut trwa już od 40 lat" - mówi charyzmatyczna jurorka, czarny charakter w "Tańcu z gwiazdami". Tym razem pokazuje inne oblicze - kobiety zakochanej. O egoistycznym prawie do szczęścia, uległości w miłości, kwiatach w czerwonym kabriolecie i domu pełnym dzieci opowiada Iwona Pavlović.

To nie jest rozmowa o czarnym podniebieniu "Czarnej Mamby". O jej surowym sędziowaniu, ostrych komentarzach w "Tańcu z gwiazdami". Nad olsztyńskim jeziorem spotykam atrakcyjną, zakochaną kobietę. Inną niż w telewizji. Rozmarzoną, wręcz odurzoną miłością. Na jej palcu pierścień Atlantów, oczywiście prezent od ukochanego, Wojtka Oświęcimskiego. - Kup sobie taki - mówi. - Odkąd go mam, wszystko się układa.
Dwa ostatnie lata to rewolucja w jej życiu. Show TVN, szalona popularność, rozstanie z mężem, nowa wielka miłość, dzieci, budowa domu w Olsztynie - to wszystko wydarzyło się tak niedawno. Iwona ma 44 lata i jeszcze nigdy nie czuła się tak piękna, tak szczęśliwa. Nic dziwnego, skoro w czasie rozmowy odbiera takie SMS-y: "Nie mogę uwierzyć, że tak piękna istota, niczym z kosmosu, jest teraz moja" - pisze Wojtek. Kicz? - Ależ my jesteśmy kiczowaci i dla nikogo nie będziemy się zmieniać - śmieje się.
GALA: Lubisz na siebie patrzeć?
IWONA PAVLOVIĆ: Oczywiście. Moje życie to często spektakl. Tancerz spędza długie godziny przed lustrem, musi być narcyzem. Gdybym nie lubiła patrzeć na siebie, nie mogłabym uprawiać tego zawodu.
GALA: Czujesz ekscytację, kiedy patrzą inni?
I.P.: Zwracanie na siebie uwagi to część mojej pracy. Gdybym tego nie lubiła, tańczyłabym na dyskotekach i w zaciszu domu. Dlatego dobrze odnajduję się w telewizji, lubię czerwoną lampkę kamery i tę gęsią skórkę, kiedy wiem, że ogląda mnie na żywo kilka milionów ludzi. Po programie oglądam nagrane odcinki.
GALA: To próżność?
I.P.: Bez wątpienia i bez zadęcia potwierdzam: lubię być podziwiana. Czy to źle? Moje motto brzmi: "Jeśli możesz swoją osobą zrobić komuś przyjemność, zrób to".
GALA: Ktoś próbował zmienić twój wizerunek?
I.P.: Nie zgodziłabym się na drastyczne zmiany. Wycofałabym się. Na dzień dobry dowiedziałam się, że telewizja nie lubi czarnego, ale cichutko poprosiłam, żebym mogła być sobą. Wystarczającym stresem był występ na żywo, żebym jeszcze była nie w swojej skórze. Potem okazało się, że mam być czarna, bo przecież mam czarny charakter. I tak zostałam "Czarną Mambą".
GALA: Większość gwiazd programu przeniosła się do Warszawy. Marcin Hakiel z Gdyni, Edyta Herbuś z Kielc. Ciebie Warszawa nie uwiodła?
I.P.: Uwielbiam Warszawę właśnie dlatego, że mogę wrócić do Olsztyna. Tu mam szkołę, spełnienie moich marzeń, i nie wyobrażam sobie, żebym ją zostawiła. Tu buduję z ukochanym dom. W Warszawie przeżywam szaloną przygodę, w Olsztynie jest moja oaza, harmonia.
GALA: Jak się odnalazłaś w świecie medialnym, nie ukrywajmy, często dość zawistnym i powierzchownym?
I.P.: Mówisz o tak zwanej warszawce? Nie dostrzegam tego. Uprzedzano mnie, że spotkam tu nieszczerych ludzi, ale na razie tego fałszu nie doświadczyłam. Przeciwnie. Znam wspaniałą Warszawę, która mnie lubi.
GALA: Kogo znanego poznałaś?
I.P.: Całe grono, ale największe wrażenie zrobiła na mnie pani Jolanta Kwaśniewska. Przepiękna kobieta z wielką klasą. Przyznaję, że padło z jej ust wiele miłych słów, gratulowała mi obiektywizmu, autentyzmu w sędziowaniu. Czekała na moje werdykty, choć bywałam mocno krytyczna wobec Oli. Ale nie czuła złośliwości. To formalna znajomość, ale kilkakrotnie potem pani Jolanta podchodziła do mnie z serdeczną otwartością, inicjując kontakt. Byłam zaszczycona.
GALA: A jeśli chodzi o mężczyzn, poznałaś kogoś fascynującego?
I.P.: Jednego i już mi wystarczy (śmiech). Kobieta szczęśliwie zakochana nie widzi innych mężczyzn. A ja jestem zaprogramowana na Wojtka.
GALA: Dopóki go nie poznałaś, nie wiedziałaś, że twoje małżeństwo już dawno się skończyło. Myślałaś: Mam dojrzały związek, niezależność, sukces zawodowy.
I.P.: I nie śmiałam chcieć więcej, wypierałam się potrzeb czułości, bliskości. W końcu mieliśmy pasję i tyle razem przeszliśmy. Zmywaliśmy gary w Londynie, żeby zarobić na lekcje tańca, walczyliśmy na turniejach, otworzyliśmy szkołę. Arek dał mi niesamowitą wolność, popychał do robienia nowych rzeczy. To była siła, ale także nasza słabość. Dziś wiem, że takie bezgraniczne zaufanie i niezależność nie służą miłości. Związek się rozpadł, bo Arek stał się bardziej moim kumplem i towarzyszem niż mężem. Mam dla niego wiele ciepłych uczuć, ale gdzieś po drodze zgubiła się nasza miłość. Oddalaliśmy się. Mentalnie, fizycznie. I nie potrafiliśmy rozmawiać o nas samych. Ludzie mogą przeżyć w takich związkach całe życie. Dzięki Arkowi usamodzielniłam się aż za bardzo. Stałam się waleczna, niezależna. I samotna. Podświadomie szukałam nowej miłości.
GALA: Wysyłałaś sygnały, aż w końcu trafiłaś na Wojtka.
I.P.: Trudno było go nie zauważyć. To był gorący wieczór, gdzieś nad jeziorem. Na przyjęciu dostrzegłam interesującego faceta z długimi włosami. Opalony, cudowny, przystojny królewicz bez konia, za to w czerwonym kabriolecie. Zresztą za nic nie pozwolę sprzedać tego samochodu. To symbol naszego związku, jak przestanie jeździć, ustawię go w ogrodzie i posadzę w nim kwiaty. Niestety, na siedzeniu pasażera siedziała wtedy inna kobieta. Ja także byłam na tym przyjęciu z mężem. Ale nasze spojrzenia spotkały się...
GALA: I kto wie, co by się stało, gdyby nie Anna Korcz...
I.P.: Wojtek nie znał mnie z programu, ale szybko nadrobił zaległości, oglądając powtórki "Tańca...". W jednym z odcinków drugiej edycji oceniłam Annę Korcz. Pamiętam, że nie chciałam być zbyt surowa, więc moja opinia specjalnie pozostała niedopowiedziana. I to zaintrygowało Wojtka, który wysłał pierwszego SMS-a: "Co miałaś na myśli, oceniając Anię Korcz". To był początek długiej rozmowy SMS-owej i śmiejemy się, że to wszystko przez Anię.
GALA: Przecież wielokrotnie byłaś adorowana przez innych mężczyzn.
I.P.: Ale tym razem podskoczyło mi ciśnienie. Na pierwszym, kompletnie niewinnym spotkaniu byliśmy pod bramą życzeń w Toruniu. "Panie Boże, jeśli to jest ten facet, pozwól mi z nim być" - pomyślałam wtedy. Okazuje się, że Wojtek zrobił to samo. Nawet nie znaliśmy dobrze naszych nazwisk, a już wiedzieliśmy, że chcemy ze sobą być. Przesiedzieliśmy wtedy dwie godziny w samochodzie, tylko rozmawiając. W tle, jak w prawdziwym harlequinie, śpiewał James Blunt "You're Beautiful".
GALA: Tańczycie przy tej piosence? Uczysz Wojtka?
I.P.: Owszem. Zaczęliśmy od samby i walca angielskiego. Obiektywnie ma talent, świetne wyczucie rytmu.
GALA: Tańczyłaś dla tłumów, a dla jednej wybranej osoby, dla Wojtka? Taki taniec godowy?
I.P.: Ależ intymne pytania zadajesz, ale nagrodzę cię za tę śmiałość i zdecydowanie, z jakim zadajesz pytanie. Tak.
GALA: Co sądzisz o teorii Darwina, według której kobiety potrzebują mniej seksu niż mężczyźni?
I.P.: Żarty!
GALA: Tancerki są bardziej zmysłowe, nie boją się intymności, doceni to dopiero mężczyzna spoza branży. Zgadzasz się z tym?
I.P.: Erotyzm jest na parkiecie tak samo ważny, jak choreografia. Delikatne muśnięcie policzka to nie jest machnięcie, tam musi dojść do wyładowania elektrycznego, iskrzenia. To przenosi się do sypialni. Jestem bardziej otwarta na dotyk, pierwsza wzięłam za rękę Wojtka.
GALA: Wojtek traktuje cię jak księżniczkę. Rzuca w kałużę marynarkę, żebyś mogła przejść suchą stopą. Jednocześnie mówisz o nim: silny facet, macho. Nie bywa czasem apodyktyczny?
I.P.: Nigdy się nie pokłóciliśmy, zresztą ja też potrafię być macho. Czarna mamba ma czarne podniebienie. Kąsa, ale przy Wojtku jeszcze mi się to nie zdarzyło.
GALA: Wojtek nauczy się dla ciebie walca, a ty co zrobisz dla niego? Studiujesz podręczniki do brydża?
I.P.: Po pierwsze, z dnia na dzień rzuciłam palenie. Zadałam sobie pytanie: co jest dla mnie ważniejsze? Szpony nałogu czy ręce Wojtka. Od roku nie zapaliłam ani razu. Dla Wojtka, a przede wszystkim dla siebie, nauczyłam się być leniem. Niepunktualnym leniem. Kiedyś wciąż gdzieś biegłam, życie traktowałam zadaniowo. Im więcej było zaproszeń na turnieje, tym lepiej. Arek w jednym kierunku, ja w drugim. Nie było przerwy na przytulenie, pocałunek, picie kawy. Teraz jest inaczej. Po śniadaniu jest jeszcze czas na przytulenie, ciepło, bliskość. Chyba uciekałam przed własną, nie do końca szczęśliwą duszą. Ale ona i tak mnie dogoniła. I jeszcze jedno. Moja obecność w kościele była dotychczas przypadkowa, a Wojtek jest wierzący. Co niedzielę jesteśmy w kościele, nauczył mnie czerpać z tego radość. Córka marnotrawna wróciła. I dobrze mi z tym. Nie wiem, czym sobie na to wszystko zasłużyłam.
GALA: Twoja przyjaciółka powiedziała mi, że czekałaś na tę miłość całe życie.
I.P.: Ewa zna mnie lepiej niż ja sama.
GALA: Przyszłaś do niej zakochana po uszy, powiedziałaś o Wojtku i kompletnie się rozsypałaś.
I.P.: Wybuchnęłam płaczem. Trudno budować miłość cudzym kosztem. Nie byłam pewna, czy mam prawo do tego szczęścia. Arek twierdzi, że spodziewał się, że od niego odejdę.
GALA: A jednak relacja z Wojtkiem niosła ryzyko. Miał rodzinę, synów.
I.P.: Rozstał się z żoną, a chłopcy zamieszkali z nami. To skomplikowane, ale odnaleźliśmy szczęście.
GALA: Trudno ci dzielić się Wojtkiem?
I.P.: Owszem, bo związek z dziećmi i bez to dwa różne światy, ale nie zamieniłabym obecnego stanu na inny. Zresztą chłopcy są już duzi i nieabsorbujący, pozwalają nam cieszyć się sobą. Układamy sobie życie. Powiedziałam im jasno: "Nie chcę zastąpić wam mamy, bo mama jest jedna i nie zamierzam z nią rywalizować. Ale możecie mieć jeszcze jedną osobę, która was pokocha".
GALA: Dlaczego nigdy nie zostałaś mamą?
I.P.: Nie wiem. Najpierw była kariera, potem była kariera. Kiedy przestaliśmy tańczyć na turniejach, rozkręcaliśmy biznes, szkołę. Chyba nie chcieliśmy z Arkiem mieć dzieci.
GALA: A z Wojtkiem?
I.P.: Oboje tego pragniemy, ale to już nie ten czas. Już pewnie za późno. Z drugiej strony mogę otworzyć serce na jego synów. Może gdyby Wojtek nie miał dzieci, byłabym zdesperowana, ale nie muszę.
GALA: "W miłości nie ma oczekiwań" - powiedziałaś. Ja tego nie kupuję.
I.P.: Nie wolno zmieniać na siłę drugiej osoby. Co innego kompromisy. Wojtek staje się dla mnie bardziej punktualny, zaczął używać budzika, ja śpię dla niego przy otwartym oknie, choć jestem zmarzluchem, zasypiam przy świetle, kiedy wieczorem czyta. Nie mam oczekiwań, bo Wojtek spełnia je, zanim o nich pomyślę. Mam cudowny seks, czułość, czuję się najważniejszą, idealną kobietą. Grzechem byłoby jeszcze żądać. Wylosowałam mężczyznę w wersji supreme.
GALA: Chciałabyś go poślubić?
I.P.: Nie jest to dla nas bardzo istotne, choć Wojtek myśli o mnie jako o swojej żonie. Ale jeśli nie zalegalizujemy naszego związku, nic się nie stanie.
GALA: Masz teraz swoje pięć minut. W pracy, w sercu.
I.P.: Moje pięć minut trwa całe moje życie.
GALA: Nie boisz się "bigbrotherowej" popularności? Taka gwiazda rozbłyska i spala się błyskawicznie.
I.P.: Otóż nie boję się. Tak jak wielka jestem w umysłach ludzi, którzy mnie oglądają, tak mogę małą stać się, kiedy skończy się program. Ale ja pozostanę dla siebie taka sama. Ani wielka, ani mała.
1 z 3

pavlovic2
2 z 3

pavlovic_min_sg
3 z 3

pavlovic3