Reklama

Włosy ostrzyżone po męsku, buty na płaskim obcasie. Przy powitaniu zaskakuje mocnym uściskiem dłoni. Gwiazda kultowego "Blue Velvet", uznawana za jedną z najpiękniejszych kobiet świata, prawie nie nosi biżuterii. A jej makijaż to głównie podkreślone na czerwono usta, które przez cały dzień układają się w profesjonalny, ale ciepły uśmiech. Spotykamy się w Paryżu, w muzeum kinematografii. Zanim usiądziemy do wywiadu, aktorka zaprasza do obejrzenia krótkiego filmu, jaki przygotowała o ojcu, słynnym włoskim reżyserze Roberto Rossellinim. W maju mija setna rocznica jego urodzin.

Nie wygląda Pani na osobę ekstrawagancką. A narratorem filmu o swoim ojcu uczyniła Pani... wielki brzuch. Mój tata był bardzo gruby. Bardzo mi się to zawsze podobało. Nie lubiłam, gdy znajomi namawiali go na dietę (Isabella śmieje się; ma niski, głęboki głos). Czasami przez całe dnie leżał w łóżku, a ja i moje rodzeństwo uwielbialiśmy się do niego przytulać. Było nam miękko, ciepło, bezpiecznie. Tata często powtarzał, że chciałby być konikiem morskim - jedynym stworzeniem, którego samce zachodzą w ciążę. Przez pewien czas nawet myślałam, że faktycznie spodziewa się dziecka. To by mi też tłumaczyło, czemu nasz dom całymi dniami otaczał kordon paparazzich (śmiech).
Pół wieku temu Pani rodzice należeli do pierwszej ligi gwiazd filmu. Popularność mojej mamy Ingrid Bergman mogłabym dziś porównać do sławy Nicole Kidman. Znali ją wszyscy, zwłaszcza po roli w "Casablance". I po skandalu, jaki wywołała, wiążąc się z tatą, twórcą nazywanym "ojcem nowoczesnego kina". Ich miłość wzbudziła nie lada zgorszenie, bo mama miała męża, a tata żonę. I dzieci... Ale znanych osób w rodzinie było więcej. Dziadek był podziwianym we Włoszech architektem, babcia zdolną fotografką.
Co daje takie dziedzictwo?
Świadomość, kim się jest. I poczucie odpowiedzialności za pielęgnowanie rodzinnej historii. Pamiętam, gdy kiedyś, po spektaklu w teatrze, moja mama westchnęła z żalem, że po jej grze na scenie nie pozostanie nawet ślad. Miała nadzieję, że chociaż filmy zatrzymają pamięć o niej. Tymczasem taśmy filmowe także nie są wieczne. Pomyślałam, że muszę ocalić pamięć o rodzicach. Zaczęłam opisywać ich w książkach, nakręciłam wspomnienie o tacie. Familia zadecydowała, żeby żadnych pamiątek nie wystawiać na aukcję. Trzymamy je w rodzinnym archiwum. Ale o ile dużo jest rzeczy mamy - po kobiecemu przechowywała listy, zdjęcia - to tata nie miał głowy do zbierania czegokolwiek.
Założę się, że zanim doceniła Pani bliskich, próbowała się Pani od nich odciąć.
To naturalne. W Rzymie czy Paryżu, gdzie mieszkaliśmy, zawsze byłam postrzegana tylko jako ich córka. Gdy dorastałam, stało się to dla mnie krępujące. Za podszeptem mamy, która chciała, żebym dobrze mówiła po angielsku, wyjechałam do Nowego Jorku, gdzie mieszkam do dziś. Zaczęłam pracować jako dziennikarka, tłumaczka włoskiego i francuskiego. I modelka. Po czym zaczęłam dostawać propozycje filmowe.
Piękna twarz otwiera wszystkie drzwi?
Ona pomaga. Ale to dopiero początek, zaliczka. Kiedy zaczynałam pracę w modelingu, zrozumiałam, że nie oczekuje się ode mnie tylko ładnego wyglądu, lecz i przekazania emocji. Nikt nie zatrzyma wzroku na plastikowej lalce! Tego samego, choć w znacznie większym stopniu, wymaga film.
Ale uroda to kapitał. Który mija! Ja to wiem, mam 53 lata. Ważniejsza od niej jest klasa. Styl! W przeciwieństwie do danej z nieba ładnej buzi styl można wypracować. Dbając nie tylko o wygląd, otoczenie, ale i o świadomość, kim się jest. O wnętrze.
Jak Pani dba o siebie?
Uprawiam jogę. Staram się myśleć pozytywnie i nie przejmuję się artykułami o sobie, jakie czasem znajduję w plotkarskiej prasie (śmiech). Niedawno czytałam, że jestem w konflikcie z byłym mężem.
Skąd ludzie biorą takie informacje?
Jesteśmy w przyjaźni, co mnie cieszy. Moi bliscy dają mi wielką siłę. Mam cudowne dzieci: 20-letnią córkę Elettrę, która jest modelką, i adoptowanego syna Roberto. Jeszcze się uczy. Utrzymuję stały kontakt z rodzeństwem. Mam kapitalnych przyjaciół, z którymi buszuję po galeriach. Codziennie spaceruję po Central Parku z psami. No i robię to, co kocham!
Anna Augustyn-Protas

Reklama
  • Pełny wywiad znajdziesz w Claudii 5/2006
Reklama
Reklama
Reklama