Reklama

O Hubercie Urbańskim opowiada Kuba Wojewódzki. Wielu mówi o Hubercie Urbańskim - zimny sztywniak w garniturze. Ja jednak wyczuwałem, że pod zbroją wyprasowanej garderoby i nieśmiertelnym krawatem kryje się gorący temperament. Gdy wyczytałem w jakimś wywiadzie, że lubi mój program, pomyślałem - już mi nie umkniesz, bratku. Już ja przeczołgam ciebie i to twoje nieskalane odzienie przed kamerami. A jednak to on mnie zaskoczył. Swój dystans, chłodne opanowanie i nienaganne maniery zostawił w poczekalni. W moim programie publicznie palił cygaro, rzucał świątecznym karpiem po studiu i z taneczną brawurą wykonał piosenkę ze Staszkiem Sojką, u którego w czasach studenckich śpiewał chórki. Na koniec przywdział T-shirt z mizerną podobizną autora talk show, czyli moją, i orzekł, że bawił się świetnie. Dżentelmen z Samoobrony
Najbardziej wzruszył mnie wspomnieniem z lat dziecięcych, kiedy to podczas świąt Bożego Narodzenia wędrował do obory, by sprawdzić, czy zwierzęta będą przemawiać ludzkim głosem. Krowy z kumplami owcami beznamiętnie przeżuwały, a mały Hubert w bladym świetle żarówki czekał na ich wigilijne deklaracje. Nadaremnie. Kto wie, może już wtedy w głowie świtała mu myśl, by wykonać telefon do przyjaciela, taki sam, jakim w kryzysowych momentach wspomagali się bohaterowie teleturnieju Milionerzy, który przyniósł mu popularność... Nie ukrywa, że jego ojciec pochodzi ze wsi za Wyszogrodem. Hubert odziedziczył po dziadkach ziemię i śmiejąc się, żartuje, że gdy przyjdą kiepskie czasy, to zostanie małorolnym. Podobno nawet rozważał członkostwo w Samoobronie. Na szczęście zarzucił tę śmiałą myśl. Synek mamusi
Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy zawsze był taki grzeczny jak na ekranie. Ludzi ciekawi, czy nigdy nie walił z procy do okna babci z naprzeciwka, nigdy nie opluł kolegi bez wyraźnego motywu, nigdy nie zwinął w sklepie dzwonka do roweru, czy zawsze nosił krawat i czy zawsze miał słowo przepraszam na ustach. Sam siebie nie określał jako dobrze ułożonego, lecz raczej dupowatego. Był miśkowaty, grubawy i niezdecydowany. Z tego ostatniego powodu w czasach licealnych ani razu nie umówił się na randkę. Gdy dochodziło do bójki, drętwiały mu ręce i nogi, z tego powodu miał więc zwyczaj wystawiać sobie zwolnienia z awantur. Nie umiał się bić i słabo biegał na tysiąc metrów. Dopiero w czasie studiów na wydziale aktorskim stracił na dupowatości i okrzepł jako mężczyzna. Pomogła mu w tym akademicka sekcja judo. Wcześniej był syneczkiem mamusi, a jego mama Bułgarka wychowana w rodzinie, gdzie dobre maniery były w cenie, uczyła się kindersztuby podczas posiłków, z tomami encyklopedii pod pachami. Nic więc dziwnego, że wymodelowała jedynaka w podobny sposób, chroniąc go przed szorstkością świata, wkładając mu do kieszeni wyprasowaną chusteczkę do nosa. Ten nadmiar troski zaowocował nieco opóźnioną inicjacją seksualną oraz pierwszym młodzieńczym buntem w wieku... 25 lat. Bunt przejawiał się niechlujnym strojem, czyli jak żartują przyjaciele, spaniem bez krawata. Nie załapał się ani na hipisów, ani na punkowców. Spóźnił się. O wędrującej za nim opinii podrywacza nie chce rozmawiać. Uważa, że jest pochlebna i lepiej przy niej nie majstrować... bo może się zepsuć. Na razie, ku mojej uciesze, jest zakładnikiem telewizji. Lubi ją namiętnie oglądać i namiętnie lubi w niej pracować. Lubi występować. Niedawno zadeklarował, że jest wielbicielem reality show. Uważa, że taka jest przyszłość telewizji, że odwrotu nie ma... Podoba mu się The Osbournes, czyli podglądanie rodzinki z piekła rodem, wokalisty-legendy Ozzy'ego Osbourne'a. Zdaniem Huberta siłą tego faceta, który przeszedł wszystko, wziął wszystko, połknął wszystko, jest normalność. Normalne relacje z rodziną, zwyczajny dywan w salonie, pospolite kapcie i wielogodzinne wspólne oglądanie telewizji. Uważa, że w programie Ozzy'ego nie ma miejsca na gwiazdorski kosmos. Jest tylko żona, która likwiduje zawartość kart kredytowych, córka, umawiająca się z tajemniczymi osobnikami na randki i syn, zamykający się w pokoju i majstrujący tam nie wiadomo co... Co ciekawe, choć Hubert ceni takie programy, sam zdecydowanie chroni swoją prywatność przed światłami mediów. Nie handluje własnym światem, nie zaprasza reporterów do domu. Przez pierwszy rok popularności Milionerów rzucano się na wszystko, co było związane z rodziną pana prowadzącego teleturniej. Nie chciał się pokazać z żoną, trudno. Nie chciał z córkami, trudno. Pokazał się z psem. Euforia wśród paparazzich. W jego familii mało dzieje się takich rzeczy, na które jest popyt w prasie. Przeczytał więc sporo wymyślonych artykułów o tym, że się rozwodzi, rozwiódł albo będzie rozwodził, a potem pracowicie dementował plotki o rozstaniu z żoną. Wielbiciel panien z charakterem
Po interwencji prawników prasa odpuściła. Zdradzę więc tylko, że jego żona jest drobną, czułą i bardzo ładną brunetką. Córki (8 i 14 lat) opisuje jako panny z charakterem. O wspólnych relacjach z nimi mówi krótko: - Momentami masz dwie kobiety, momentami dwójkę dzieci, momentami dwa potwory, momentami dwie kopie swojej żony, i to jest znakomite. Za czas szczęśliwy uznaje ten spędzony właśnie z córkami. Asystował przy narodzinach młodszej. Mężczyzn, którzy mawiają - rodziliśmy razem - lałby po gębie. Porównuje to do latania na symulatorze i latania prawdziwym samolotem... Pokazywanie dzieci publicznie uważa za niesmaczne budowanie wizerunku z czegoś szalenie intymnego. Żadna z córek Huberta Urbańskiego nigdy nie słuchała zespołu Ich Troje. Taki był ich wybór, nienadzorowany przez gospodarza Jestem, jaki jestem. Grzeczny chłopiec trzyma dystans
Urbański nie ukrywa, że propozycję prowadzenia programu z kontrowersyjnym artystą przyjął z prostych pobudek... Dla pieniędzy. Czasem tylko dodaje, że na decyzji zaważyła także ochota na nowe wyzwanie, a program z liderem Ich Troje zapowiadał się obiecująco. Największa telewizyjna produkcja wiosny i na dodatek na żywo, co w przypadku ostatniego elementu sprowadzało Huberta do roli debiutanta. Wyzwaniem był również Michał Wiśniewski, człowiek ewidentnie nie z bajki Urbańskiego. Kontrast między bohaterami spodobał się zresztą producentce programu, której stanowczo już w pierwszej rozmowie wyjaśnił, że tylko wtedy poprowadzi program dobrze, jeśli nie będzie występował w pozycji prezesa fanklubu. Taka postawa gwarantowała dystans i trzeźwe spojrzenie w narastającej histerii wobec grupy Ich Troje. Ten dystans nie spodobał się jednak Michałowi Wiśniewskiemu. Wokalista ze swym czarno-białym widzeniem rzeczywistości domagał się od Urbańskiego albo sympatii, albo nienawiści, a nie poczuł żadnej z tych emocji. Ciekaw byłem, jak czuje się naczelny dżentelmen telewizji, kiedy widzi, że to nie z jego manierami, stylem i kulturą sympatyzuje publiczność, tylko z szokującym i wyzywającym zachowaniem wokalisty. Wiem, że nie był przyzwyczajony, by w jego obecności ludzi nazywać szmatami i śmieciami, a na takie barwne określenia wobec swoich krytyków pozwalał sobie Wiśniewski. Ostre spięcie w ostatnim Ringu było nieuchronne. Hubert do końca nie wyszedł z roli. Nie obrażał się, gdy Michał bezwzględnie go atakował, a publiczność szalała z zachwytu. Takie są reguły reality show. Jazda bez trzymanki. Bo tutaj jest, jak jest, po prostu... Hubert twierdzi, że uspokoił się po 15 minutach od wyjścia ze studia...Udziału w programie nie traktuje jako porażki, choć większość opinii w internetowych sondażach to manifesty sympatii wobec lidera Ich Troje. Sam Urbański swoje życie określa jako blade. Nie jedzie na narkotykach od rana, nie lata do Cannes na truskawki. Nuda i dłużyzny. Uważa, że można być Jerzym Połomskim albo Kurtem Cobainem. On jest pośrodku. Teraz pewnie siedzi w barze i pali cygaro. Gdyby nie był Hubertem Urbańskim, chciałby być przedwojennym aktorem w Hollywood. Kuba Wojewódzki

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama