Reklama

Mieszka na wsi pod Krakowem. Wychowują z mężem dwoje dzieci – 5-letniego Stasia i 3-letniego Ignasia. Wita mnie wyluzowana, ubrana na sportowo. Nie przypomina dziennikarki z programu „Rozmowy w toku”.
[adsense]

Reklama
Wracasz tu po dniu pracy i co robisz najpierw?

Ewa Drzyzga: Przebieram się w domowe ciuchy, zmywam makijaż i zasiadam z kubkiem herbaty. Przedtem kierowałam się od razu w stronę miękkiej sofy, ale teraz dzieci wskakują mi na plecy.

W grudniu skończyłaś 42 lata. To coś dla ciebie oznacza?

Ewa Drzyzga: Na razie nie. Do tej pory nie zwracałam uwagi na to, ile mam lat.

Twój ojciec był wojskowym, mama pielęgniarką. Z bratem wychowywałaś się w kilku miastach, chodziłaś do kilku szkół. Zmiany nie były uciążliwe?

Ewa Drzyzga: Nie, chociaż teraz, gdy sama mam dzieci, zastanawiam się, czy dla nich byłoby to łatwe. Może po prostu lubiłam zmiany? Traktowałam przeprowadzki jak przygodę, cieszyłam się, że poznam nowych ludzi. A największą przyjemność sprawiało mi korespondowanie z koleżankami z poprzednich szkół. To było fajne: czekanie na listonosza, pisanie.

Jaki był twój dom rodzinny? To w nim nauczyłaś się dyscypliny, niemalże wojskowej?

Ewa Drzyzga: Spotykam się z koleżankami z mojego rocznika i kiedy wspominamy dawne czasy, to okazuje się, że żadna z nas nie mogła oglądać filmu po „Dobranocce”. A ich ojcowie nie byli wojskowymi. Po prostu wtedy tak wychowywało się dzieci. W naszym domu były jasne zasady – na przykład nie tolerowano kłamstwa. I nauczyłam się w nim, że jak się czegoś podejmę, muszę to zrobić.

Masz mnóstwo zajęć. Mimo to jakoś godzisz życie zawodowe z prywatnym?

Ewa Drzyzga: Pracuję poza domem trzy dni w tygodniu. Część pracy biorę do domu. To dla mnie komfortowa sytuacja, która wynika także z dobrej organizacji. Wypracowałam to sobie przez lata i znalazłam osoby, z którymi mogę dzielić się obowiązkami. Trzeba zaufać sobie i innym. W domu ufam mężowi.

Wiem, że porzucił dla ciebie prace w warszawskim radiu RMF. Jak się poznaliście?

Ewa Drzyzga: Właśnie w radiu. On pracował w oddziale warszawskim, ja w krakowskim i długo znaliśmy jedynie swoje głosy. Gdy się spotkaliśmy, okazał się wspaniałym człowiekiem. Rzeczywiście zostawił „ukochaną Warszawę” – jak mówi – i przeniósł się do Krakowa.

Co cię najbardziej relaksuje? Weekendy?

Ewa Drzyzga: To zależy od stopnia zmęczenia. Czasami opowieści synka, a czasami kompletna cisza. Uwielbiam literaturę faktu, ale mam coraz mniej czasu na czytanie. Po trzech stronach zasypiam. Lubię wizyty znajomych. Gadają, a ja staram się milczeć, ale długo nie wytrzymuję i zaczynam ich wypytywać i odpytywać. To mój żywioł.

Jak w „Rozmowach w toku”?

Ewa Drzyzga: Trochę. Ja to mam we krwi. Zawsze byłam ciekawa świata i ludzi. Wykorzystałam to w pracy.

Kim chciałaś zostać, gdy byłaś dziewczynką?

Ewa Drzyzga: Oczywiście, że nauczycielką!

A nie aktorką albo piosenkarką?

Ewa Drzyzga: A skąd! Marzyłam, że zostanę nauczycielką i będę odpytywała uczniów. Prowadziłam nawet dziennik lekcyjny i stawiałam oceny. Lubiłam to.

Wyglądasz na szczęśliwą. O czym marzysz?
Reklama

Ewa Drzyzga: O podróżach! O wyjeździe do Meksyku, Peru… Ciągnie mnie Ameryka Środkowa. No i nigdy nie byłam w Sankt Petersburgu, mimo że skończyłam filologię rosyjską.

Reklama
Reklama
Reklama