Dorota Warakomska
"Nie mam marzeń mam plany"przyjaciół ma niewielu, ale za to sprawdzonych. W pracy trzyma ludzi na dystans. Tak samo cicho 10 lat temu wzięła ślub, jak cicho rok temu się rozwiodła. Nieśmiała jako dziecko, dziś jest prawdziwym twardzielem i wymagającym szefem. Niedawno została wicedyrektorem do spraw informacji i publicystyki TVP 1. Czy właśnie zaczyna nowe życie?
- Gala
Zaczynała jako reporter telewizyjnych Wiadomości, szybko została prowadzącą. Przez kilka lat przekazywała korespondencje ze Stanów Zjednoczonych. Po powrocie do kraju zaszokowała wszystkich, chudnąc 30 kilogramów. Rozpoczęła wtedy pracę w Dwójce; kierowała zespołem Panoramy. - Nie czuję strachu, lubię wyzwania - powiedziała niedawno, zajmując dyrektorski fotel w TVP1. Dorota Warakomska niechętnie opowiada o sobie. - Nie dam się prześwietlić - zastrzega. Spróbujmy jednak. GALA: Jest pani ostrym szefem, krzyczy na reporterów?
DOROTA WARAKOMSKA: Krzyczę i zawsze im tłumaczę, że dopóki to robię, znaczy, że mi na nich zależy. Angażuję się emocjonalnie w to, co robię, i do szału doprowadzają mnie ludzie, którym się nie chce. "Proszę wstać i wyjść" - mówiłam tak już parę razy, widząc brak zaangażowania. Mam system rozpoznawania, czy student się nadaje do pracy. Jeśli przebije się przez sekretariat, znaczy, że ma dość uporu i determinacji. W kilka minut sprawdzam, czy nadajemy na podobnych falach. Potem przychodzi czas próby ognia. Daję zwykle tydzień na poznanie naszego systemu pracy, często wtedy wpadam i bardzo niemiłym tonem wydaję polecenia, np. "Proszę w ciągu trzech sekund wyszukać coś w komputerze". Okrutne, ale jak przeżyje, to znaczy, że się nadaje. Przeszłam taką szkołę. Jest niezła. GALA: Jest pani nie do zdarcia, nie miewa gorszych dni, kiedy potrzeba więcej łagodności niż napięć?
D.W.: Bywa, że mam zły humor. Czasami, jadąc do redakcji, myślałam: znów zobaczę tego niemiłego, tamtego będę zmuszać do pracy, a inny nieznośny będzie próbował wyprowadzić mnie z równowagi. Boże, ja już nie mogę! Na dokładkę jakiś p.m.s. Ale wchodziłam, mówiąc z uśmiechem: "Kochani, piękny dzień mamy dzisiaj." GALA: Skąd bierze pani siłę?
D.W.: Sama nie wiem. Chyba jestem na baterie słoneczne i na wiatr. Gorzej, gdy za oknem pada deszcz. Przyjęłam w życiu zasadę, że bez względu na to, jak jest mi źle, nie może mieć to wpływu na sposób, w jaki rozmawiam z ludźmi. Mam świadomość, że czasami może zbyt łatwo było wyprowadzić mnie z równowagi. GALA: Podobno była pani nieśmiałym dzieckiem. Dziś nie posądziłabym pani o nieśmiałość, skąd taka zmiana?
D.W.: Z jednej strony byłam nieśmiała, z drugiej miałam instynkt walki. W dzieciństwie, we Włocławku, u rodziny mojej mamy, potrafiłam siedzieć na kanapie trzy dni i milczeć, by dopiero czwartego pokazać, że jestem diabłem wcielonym, skaczącym po ścianach. Wielu rzeczy z dzieciństwa nie pamiętam. Tę historię opowiadał mi ojciec. Zobaczył na podwórku mnie i siostrę. Ona gra z koleżanką w piłkę, ja jeżdżę na rowerku. Nagle podbiega jakiś chłopak i wyrywa siostrze piłkę. Widząc to, rzucam rowerek i krzyczę: "Oddaj piłkę!". On coś odpowiada, w tym momencie kopię go w kostkę, zabieram piłkę, chwytam siostrę za rękę i mówię: "Idziemy do domu!". Zachowałam się raczej jak starszy brat, a nie jak młodsza siostra. GALA: Nie nosi pani dopasowanych kobiecych sukienek, dlaczego w pani szafie niepodzielnie królują spodnie?
D.W.: To pewnie wzięło się z mojego charakteru i sposobu spędzania czasu od samego dzieciństwa. Rodzice nigdy nie zmuszali mnie do chodzenia w sukienusiach. Trudno w nich skakać po drzewach. Mam jedno śmieszne zdjęcie z komunii siostry. Ona stoi w białej sukni, a ja siedzę obok na krzesełku w sukieneczce w kratkę sięgającej mi do pół uda. Widać moje niemiłosiernie obite kolana, do tego jestem obcięta na jeża. Wyglądam dokładnie jak mój siostrzeniec Marcin w tym wieku. GALA: Ile jest w pani miękkiej, delikatnej kobiety, a ile takiego urwisa z przystrzyżonym jeżem na głowie?
D.W.: Miałam kiedyś przez chwilę włosy do ramion i czułam się z nimi fatalnie. Taki mam charakter i tak zostałam wychowana. Ojciec miał już córkę i marzył o synu. Czy pani grała w hokeja? Czy pani tata wylewał specjalnie lodowisko, żeby mogła pani pojeździć na łyżwach? A mój tak robił. Miał na mnie duży wpływ. Po rozwodzie z mamą zniknął z mojego życia. Kontakt nawiązaliśmy dopiero po 13 latach. Jestem chyba skórą zdartą z taty. Fizycznie, ale i psychicznie też. GALA: Tata próbował troszkę wcisnąć panią w skórę chłopczyka, wymarzonego Piotrusia?
D.W.: Może trochę tak. Kiedyś bardzo chciałam być chłopcem, najlepiej Indianinem. Teraz cieszę się, że jestem kobietą. Ale faktem jest, że tata starał się zachęcać nas z siostrą Małgosią do nieustannej rywalizacji. Nie jest też w porządku obciążanie starszego dziecka odpowiedzialnością za młodsze. Siostra cierpiała, kiedy uciekałam jej z chłopakami z podwórka i bawiliśmy się w żołnierzy, a ona musiała przyprowadzać mnie na siłę do domu. Bywałam nieznośna. W tajemnicy przede mną obiecywano jej, że jak położy mnie spać i usnę, będzie mogła obejrzeć Świętego. Czułam przez skórę tę zmowę wiszącą w powietrzu i robiłam wszystko, byle nie usnąć. Dla niej te wspomnienia to traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Jako dzieci zwyczajnie nie miałyśmy szansy się polubić. Ona twierdziła, że jestem wredna i złośliwa, ja mówiłam, że jest okrutna. Odkryłam swoją siostrę już jako dorosła osoba. To wspaniała kobieta, fajny, inteligentny człowiek. Uwielbiam jej synów, przyjaźnimy się. Zbliżyłyśmy się podczas mojego wyjazdu do Stanów, ale teraz znów brak nam dla siebie czasu. GALA: Przyjaźni się pani z synami siostry. Nie ma pani dziecka. To definitywnie zamknięty rozdział w życiu?
D.W.: Tak wyszło. Być może nigdy nie zrobiłam nic więcej, żeby było inaczej, pewnie gdybym naprawdę gorąco tego chciała, to walczyłabym bardziej. Jedno z moich najpiękniejszych przeżyć wewnętrznych to chwile spędzone z kilkumiesięcznym chrześniakiem. Siostra podrzuciła mi go na półtora dnia. W nocy każdy jego ruch powodował, że się budziłam. To była najwspanialsza bezsenna noc w życiu. Patrzyłam na niego z rozczuleniem, troską. Cudowne uczucie. GALA: Poświęca pani lwią część życia pracy, znajduje pani czas dla przyjaciół?
D.W.: Był taki moment, kiedy zaniedbałam wszystkich moich bliskich. Mam tego świadomość. Dzwoniłam i mówiłam: znowu nie mogę przyjść. Tym, którzy przy mnie przetrwali, zależało na mnie naprawdę. To wąskie grono. GALA: Jest wśród nich przyjaciółka z dzieciństwa?
D.W.: Nie miałam przyjaciółki. Miałam przyjaciela i kilku serdecznych kumpli. Kiedyś myślałam, że prawdziwym przyjacielem może być tylko facet. Nie potrafiłam w młodości rozmawiać z dziewczynami. Wydawały mi się płytkie, infantylne. Dziś już wiem, że dziewczyna może być wspaniałą przyjaciółką. W ósmej klasie podstawówki wychowawczyni, pani Skorupska, podsumowała nas tak: "Ta klasa to ofiary losu (niedobitki chłopców, większość klasy poszła do szkoły sportowej do sekcji judo), gang (mocna grupa dziewczyn), prymuski i Dorota". GALA: Jak się pani z tym czuła, jak outsider?
D.W.: Czułam się wspaniale, byłam gospodarzem klasy, z nikim nie byłam w konflikcie. Po prostu jestem indywidualistką. Dziś przychodzę do pracy, żeby pracować, a nie się przyjaźnić. To bardzo ważne, bo gdybym się do kogoś zbytnio zbliżyła, nie byłabym w stanie obiektywnie go ocenić. Lepiej zachować dystans wobec wszystkich. GALA: Przyjaciół ma pani niewielu, w pracy trzyma chłodny dystans. Kto daje pani w życiu wsparcie i ciepło? Mąż? Jesteście ponad 10 lat po ślubie.
D.W.: Dziesięciolecie ślubu mieliśmy pół roku po rozwodzie. Proszę się tak nie dziwić, niewiele osób o tym wie. Tak samo cicho się pobieraliśmy. To było naszą prywatną sprawą, nie organizowaliśmy transmisji telewizyjnej jak niektóre pary. Wciąż jesteśmy z Jarkiem przyjaciółmi. Jeśli ktoś chce do mnie dotrzeć i ma z tym problem, zawsze może zadzwonić do niego, a on znajdzie mnie i pod ziemią, jeśli trzeba. Rozstanie bardzo nam pomogło. GALA: W czym rozstanie pani pomogło?
D.W.: Zbyt wiele przeżywałam, czułam się odpowiedzialna. Teraz nabrałam dystansu. Dawniej dostawałam szału, kiedy Jarek się spóźniał, a teraz (śmieje się) przestał się spóźniać. Straciłam za to wspaniałego słuchacza i to jego słodkie lusterko, które ustawił sobie przy zlewie, żeby spokojnie myć naczynia i widzieć mnie, nie tracić ze mną kontaktu. Jarek jest uroczym człowiekiem. Ale skończmy już ten temat. Jestem tylko dziennikarzem, nie kandydatem na prezydenta i nie chcę wszystkiego o sobie opowiadać, dać się prześwietlić. GALA: Proszę dać się trochę prześwietlić. Pani mocne strony? Słyszałam, że jest pani świetnym didżejem.
D.W.: Tak, przyznam to bez wstydu. Jestem też najlepszym pakowaczem walizek, jakiego znam. Potrafię zmieścić wszystko. Jestem świetna w organizowaniu wyjazdów. Może nawet powinnam otworzyć własne biuro podróży. GALA: Największe podróżnicze szaleństwo?
D.W.: Szalony kilkudniowy wyjazd na własne urodziny do Japonii. Jestem świetna w wariactwach. "A może by tak za tydzień polecieć dookoła świata" - pomyślałam kiedyś. I pojechałam. GALA: Ma pani gest? Zaprosiła pani kogoś i ile trwa podróż dookoła świata?
D.W.: Lubię widzieć miło zaskoczone twarze. A podróż nie musi trwać 80 dni jak wyprawa Willy'ego Fogga, ta zajęła trzy tygodnie. Moją mocną stroną jest zdecydowanie. Kiedy mam wątpliwości, rozmawiam. Zdarza mi się być przysłowiowym adwokatem diabła, by usłyszeć argumenty za i przeciw. Sprawdzam się w sytuacjach kryzysowych. Bardzo mocno się mobilizuję. GALA: Dlatego właśnie została pani dyrektorem w TVP1?
D.W.: (śmieje się) Im trudniej, tym jestem spokojniejsza. Nie czuję paniki, bezwładu, natychmiast i bardzo jasno widzę, co trzeba robić. Przeżywałam takie sytuacje wielokrotnie w Stanach. Siedziałam czasem zbyt długo nad tekstem, nie mogąc znaleźć dobrego słowa. Ale w momencie, kiedy trzeba działać natychmiast, wtedy nagle czuję absolutny spokój, myśli same przychodzą do głowy. Tego chyba nie można się nauczyć. To się ma! Kiedy wydarzył się 11 września, nie wyszłam ze studia przez tydzień, ale udało mi się wszystko ogarnąć. Pracowali ze mną różni ludzie, w skrajnych czasem emocjach, a ja mogłam trzeźwo patrzeć i nie przeszło mi przez myśl proste: "Ojej, co my teraz zrobimy?". GALA: Zdarza się pani w życiu prywatnym nie zapanować nad sobą?
D.W.: Już nie tłukę szklanek. Byłam bardzo impulsywna. Kiedy w coś się angażowałam, bez względu na zmęczenie nie potrafiłam choć na chwilę odpuścić. Nauczyłam się nie doprowadzać do stanów wyczerpania. GALA: Nie schodzi pani z raz obranej drogi? Kiedy coś postanowi, dopnie swego, jak choćby utrzymanie niesamowitej figury kosztem drakońskich wyrzeczeń?
D.W.: Z tym związana jest bardzo piękna historia. Odwiedziła mnie w Stanach siostra. Pojechałyśmy na Zachodnie Wybrzeże i chodziłyśmy sobie po plaży w Venice Beach. Ona w kostiumie z nienaganną figurą i ja w kostiumie - grubas. Doszłyśmy do molo, po którym na jednym z hollywoodzkich filmów biegał Michael Douglas. Siostra powiedziała: "Dorota, chodź na koniec mola", a ja pomyślałam: "Tak źle się czuję ze sobą". Poszła sama, zostałam z malutkim ręczniczkiem i pamiętam, jak próbowałam zakryć się nim nerwowo. To był ten moment, kiedy poczułam, że już nigdy w życiu nie mogę się tak czuć! I schudłam 30 kilogramów. GALA: Jaka jest pani recepta na stresy?
D.W.: Dyrektorem jestem dopiero od paru dni. Trudne momenty jeszcze przyjdą, proszę wtedy o telefon. A poważnie, pomaga mi ruch. Wskakuję na rower i pedałuję z całych sił. Zaczęłam grać w tenisa. Śmieję się, że państwo, którzy mają cierpliwość mnie uczyć, są również po trosze terapeutami. Po odbiciu piłki wiedzą: myślę o pracy czy jestem zrelaksowana. GALA: Czego pani w życiu brakuje?
D.W.: Brakuje mi dyplomacji. Uczę się dobierać słowa. Jak odmówić i nie urazić, jak skrytykować, ale nie zniechęcić. Czasem wydaje mi się, że jestem zbyt prostolinijna. Mówię ludziom to, co myślę, niektórzy mogą odbierać to jako zbyt otwarte, brutalne. Po wczorajszych Wiadomościach gdzie wystąpiły dwie "nimfy błotne", powstrzymałam się na kolegium, żeby nie powiedzieć tego publicznie na forum. Nauczyłam się prowadzić indywidualne rozmowy. Wtedy walę prosto z mostu: "Kochana, fryzjer, kolor, makijaż...". GALA: Jedno niespełnione marzenie?
D.W.: Chyba nie mam marzeń, mam plany. GALA: Być wicedyrektorem ds. informacji i publicystyki TVP1 to wyzwanie czy może koło ratunkowe?
D.W.: Nie miałam zbyt dużo czasu, by zastanowić się nad tą propozycją. Przyjęłam ją jako wyraz uznania i ogromne wyzwanie. Nie potrzebuję koła ratunkowego, potrafię pływać. Nie mam też przed czym uciekać i nie chcę, by mnie ktoś ratował. Nie czuję strachu, lubię wyzwania. GALA: A dostrzega pani strach u ludzi, którzy w telewizji teraz pracują, strach przed zwolnieniami?
D.W.: Od momentu ogłoszenia mojej nominacji do chwili objęcia przeze mnie stanowiska minęły dwa tygodnie. Przez ten czas usłyszałam 200 różnego rodzaju plotek. Nie cierpię tego. Złoszczą mnie ludzie reagujący na takie plotki. Tym, którzy dzwonią i pytają, czy właśnie wyrzuciłam ich z pracy, odpowiadam: "Lepiej wziąłbyś się do roboty i pokazał, że potrafisz pracować". Denerwuje mnie to, że ludzie marnują energię na głupie rozmowy korytarzowe. GALA: Przeżyła pani w życiu porażki, żałuje czegoś?
D.W.: Z każdego, nawet przykrego zdarzenia, chcę wyciągać pozytywne wnioski. Zasypywać przepaście, a nie pogłębiać. Strasznie przeżyłam śmierć mamy i dziś się zastanawiam, czy mogłam coś więcej zrobić. Tak naprawdę jedyna rzecz, której w życiu żałuję, to, że jej nie ma. GALA: Przepraszam, poruszyłam bardzo czułą strunę.
D.W.: Jestem tylko człowiekiem, nie cyborgiem. Kiedyś mój ukochany zespół Panoramy tak właśnie mnie określił: cyborg. Powiedzieli, że człowiek nie jest w stanie tak dużo i ciężko pracować, przychodzić następnego dnia do pracy i znów się uśmiechać. To nie było ładne. GALA: W jakim jest pani momencie życia?
D.W.: Jestem we wspaniałym momencie. Nie czuję się samotna. Wiem, co to jest życie, wiem, czego chcę. I to jest najważniejsze. Kocham swoją pracę, ale dziś już wiem, że są rzeczy, których nie warto dla niej poświęcać. Dziś najważniejsze jest, żebym była zadowolona i mogła sobie powiedzieć, że nie straciłam czasu w życiu. Rozmawiała MONIKA BERKOWSKA
Zdjęcia BEATA WIELGOSZ
1 z 2

5372
2 z 2

5370
Polecane
„Ciotka Dorota była starą jędzą, która uprzykrzała mi życie. Kiedy zachorowała, odpłaciłam się jej za wszystko”
Dorota Szelągowska przeprowadziła metamorfozę swojego mieszkania. Jak wam się podoba?
Adam Sztaba unieważnił ślub kościelny z Dorotą Szelągowską. Jakie są relacje byłych małżonków?
Dorota Szelągowska skrytykowana przez obserwatorkę: "Pańciowy wizerunek ci nie pasuje". Cięta riposta dekoratorki wnętrz!
Wiosenna kurtka w stylu Doroty Gardias. Gdzie znajdziesz najmodniejsze modele na nowy sezon?
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Neuropeptydy w kosmetyczce. Technologia, która zatrzymuje czas
Współpraca reklamowa
Zaproś sztukę do swojego wnętrza z nową linią Velvet ART
Współpraca reklamowa
Jak dobrać damskie buty zimowe do swojego stylu i sylwetki?
Współpraca reklamowa
Wybierz się do Suntago i wypocznij w tropikalnym stylu
Współpraca reklamowa
„Woda opadła, psy zostały” – rusza kampania pomocowa dla bezdomnych zwierząt
Współpraca reklamowa
Blask, ciepło i styl na chłodniejsze dni z SHEIN
Współpraca reklamowa
Blaupunkt świętuje 100-lecie innowacyjnym gramofonem wertykalnym VT100
Współpraca reklamowa