Reklama

Dziennikarz. Aktor niezawodowy. Poseł na Sejm z ramienia SLD (1997–2005). Dwukrotnie żonaty. Miliony Polaków polubiły go w roli PRLowskiego milicjanta. Teraz gra prywatnego detektywa, w serialu dokumentalno- kryminalnym.

Reklama
Lubi pan wracać pamięcią do „07 zgłoś się”?

Bronisław Cieślak: Tak. Teraz oglądam go jak album rodzinny ze starymi zdjęciami. Wiele lat był pan dziennikarzem telewizyjnym.

Czym pan się zajmował, kiedy zniknął z ekranu?

Bronisław Cieślak: W 1991 r. wyrzucono mnie z telewizji. Siedem miesięcy byłem legalnie zarejestrowanym bezrobotnym, a potem z żoną i znajomymi założyliśmy kiosk w Domu Turysty w Krakowie. Najpierw byłem tam zaopatrzeniowcem, potem stanąłem za ladą. Sprzedawałem coca- -colę, gumę do żucia i tanie zegarki. Przychodziły wycieczki szkolne i wszyscy mnie pytali, co tu robię? Odpowiadałem – zgodnie z prawdą – że sprzedaję gumę do żucia. Kupowali, a potem robili sobie ze mną zdjęcia. Śmiałem się, że obok Wawelu, jestem dla nich największą atrakcją turystyczną Krakowa. Tak przez półtora roku. Potem zostałem posłem.

Raz na wozie, a raz pod...

Bronisław Cieślak: Mówię o tym, bo uważam, że w prawdziwym życiu jest tak: jak jesteśmy na górze, a potem nagle spadamy na pysk i znowu się dźwigamy, to nas wzbogaca. Bez żadnego masochizmu mogę powiedzieć, że najciekawsze są dołki. Pod warunkiem, że potem się z nich wychodzi. To uczy pokory.

Jak pan wspomina swój kontakt z polityką?

Bronisław Cieślak: Edith Piaf śpiewała, że niczego nie żałuje. Mogę to powtórzyć. Na Wiejskiej spędziłem osiem lat i poznałem tam ludzi wielkich, ale też masę kundelków. To był rodzaj scenki politycznej. Gustaw Holoubek powiedział mi kiedyś, że moi koledzy często używają powiedzenia: polska scena polityczna. „Mnie to drażni – dodał – bo jestem aktorem i wiem, co to jest scena. Proszę cię, powiedz im uprzejmie, żeby raczej mówili – estrada”.

Z polityki odszedł pan w 2005 r. Co pan potem robił?

Bronisław Cieślak: Najpierw zagrałem w serialu „Mrok”, a później trochę rozkoszowałem się nicnierobieniem. Mam dom na wsi koło Krakowa. Z jego okien widać malownicze górki. Chodziłem tam na spacery z psem, a potem podlewałem kwiatki. Niestety, w moim ogrodzie rośnie wszystko za wyjątkiem pieniędzy. Nie przymierałem głodem, bo dosłużyłem się już emerytury, lecz gdy zadzwonił producent serialu „Malanowski i partnerzy”... nie kryję, że złotówki były ważną motywacją.

Ze zdumieniem przeczytałem, że niedawno skończył pan 65 lat. Nie wygląda pan na emeryta.

Bronisław Cieślak: Miło to słyszeć. Mógłbym żartem powiedzieć, że jak człowiek ma dobry charakter i prowadzi higieniczny tryb życia, to los mu odpłaca. Ale ja niewiele śpię, bez przerwy gdzieś wędruję. Mogę nic nie jeść przez cały dzień, a potem o jedenastej w nocy pochłaniam syty posiłek i natychmiast idę spać. Może po prostu Bozia dała mi dobre geny? Nie wiem, czemu zawdzięczam to, że nie dopadł mnie jeszcze Alzheimer, głuchy też nie jestem i spacerując z psem, mogę zrobić parenaście kilometrów dziennie.

A kobiety? Porucznik Borewicz, zupełnie jak James Bond, co odcinek miał inną ukochaną.
Reklama

Bronisław Cieślak: Borewicz i ja to niezupełnie to samo, choć niektórzy w to nie wierzą (śmiech). I tyle mam na ten temat do powiedzenia.

Reklama
Reklama
Reklama