Artur Boruc
Z mundialu wrócił jako jedyny bohater narodowy. Jego wola walki i determinacja zrobiły na wszystkich wrażenie. Fani uważają go za najlepszego polskiego piłkarza, a kobiety za największego przystojniaka. Twardziel czy playboy? Jaki jest naprawdę ARTUR BORUC, próbuje rozszyfrować Maciej Wesołowski.

Rozmawiamy pięć dni po powrocie reprezentacji z mundialu. Artur jest wściekły: - Mieliśmy życiową szansę i ją zmarnowaliśmy - mówi. - W życiu nie obejrzę powtórek z tych meczów! Potem zdenerwowany zapala papierosa. Siedzimy w salonie domu Boruców w warszawskim Wawrze. Cisza, spokój, kilka elegancko umeblowanych pokoi z widokiem na las. Artura znają tu wszyscy, choć w swoim domu jest raczej gościem. Od roku mieszka w Szkocji. Z Celtikiem Glasgow, w którym gra wspólnie z Maciejem Żurawskim, zdobył w tym roku mistrzostwo Szkocji. Wielu menedżerów wróży mu wielką karierę. Z żoną Katarzyną kupili dom w centrum Glasgow i próbują przywyknąć do tamtejszej kapryśnej pogody. - Ludzie od setek lat tam mieszkają i jakoś sobie dają radę, więc i my damy - mówi ze śmiechem. Ale nie wyobraża sobie, jak można tam spędzić całe życie. W przeciwieństwie do wielu polskich piłkarzy mówi ładną polszczyzną. Rzadko przeklina, choć jest znany z ciętego języka.
GALA: Płakałeś po meczu z Niemcami?ARTUR BORUC: Jeszcze w szatni nie mogłem się uspokoić... Nie ukrywam, że bardzo mnie zabolała ta przegrana. Do końca wierzyłem, że ten mecz możemy przynajmniej zremisować. Gdyby ten gol dla Niemców padł na początku meczu, nie byłoby sprawy. Co innego, gdy przegrywasz na 60 sekund przed końcem. To było jak grom z jasnego nieba.
GALA: Często tak reagujesz na porażki?A.B.: Bardzo rzadko zdarza mi się płakać w miejscach publicznych. Dużo łatwiej znieść przegraną w meczu ligowym czy towarzyskim. Ale to było najważniejsze wydarzenie w moim zawodowym życiu. Po meczu z Niemcami mundial się dla nas skończył. I to było najtrudniejsze do przyjęcia. Zawaliliśmy te mistrzostwa i trzeba to głośno powiedzieć.
GALA: Wstydzicie się tych mistrzostw?A.B.: Być dumni nie mamy prawa.
GALA: Dlaczego zawiedliście?A.B.: Wielu z nas nie wytrzymało ciśnienia psychicznego, jakie wiąże się z tak ogromną imprezą. Po czterech tygodniach na zgrupowaniu trochę już nie mogliśmy na siebie patrzeć. Mecz z Ekwadorem przegraliśmy przed wejściem na boisko. W naszych głowach. Rok temu wygraliśmy z nimi 3:0 i wydawało się nam, że ten mecz sam się wygra.
GALA: Zlekceważyliście ich?A.B.: Może nie do końca. Ale nikomu do głowy nie przyszło, że mogą z nami wygrać. Wydawało się, że co najwyżej grozi nam remis. A potem, na boisku zabrakło nam mobilizacji, motywacji do gry. W drużynie zabrakło kogoś, kto by krzyknął: ?Chłopaki, zapier..., bo będzie źle?. Jak się to skończyło, wszyscy widzieli. Przegraliśmy z bardzo, bardzo przeciętnym zespołem, który nie zasługiwał na to, by grać w drugiej rundzie. Awansował tylko dzięki nam. ...
1 z 2

boruc1
2 z 2

boruc2