Reklama

Nade wszystko lubi spędzać czas w swoim domu – pod lasem. Ma tam dwa psy i kota. Lubi też komunikować się z ludźmi – chętnie za pośrednictwem internetu.

Pańska żona uważa, że jest pan dobrotliwy i naiwny. Czy to prawda?

Artur Barciś: Po prostu wierzę ludziom, choć często okazuje się, że nie powinienem. Ale wolę być naiwny niż podejrzliwy. I pewnie już się nie zmienię.

Dał pan się komuś naciągnąć i oszukać?

Artur Barciś: O rzeczach przykrych staram się zapominać, choć nie zawsze się udaje. Kiedyś wracając ze spektaklu, zobaczyłem człowieka leżącego w rowie. Zatrzymałem samochód i podszedłem do niego, bo sądziłem, że potrzebuje pomocy. Poczułem lekki odór alkoholu, ale zapytałem, czy mógłbym w czymś pomóc. On odpowiedział: „Możesz, wyp…”. Ale najczęściej mój stosunek do innych owocuje czymś dobrym. Daje mi to dużo satysfakcji, bo wierzę, że generalnie ludzie są dobrzy, tylko czasami im nie wychodzi. Jestem otwarty na ludzi, dlatego m.in. prowadzę stronę internetową. Każdy kto na nią wejdzie, może napisać, co o mnie sądzi i porozmawiać ze mną.

Trudno było panu opanować komputer i internet?

Artur Barciś: Nie, to proste. Jestem gadżeciarzem i lubię nowości. Cieszę się, że dożyłem czasów, w których istnieją płaskie telewizory i telefony komórkowe, bo mogę na nich obejrzeć fi lm. No i lubię dobre samochody.

Jakim autem pan jeździ?

Artur Barciś: Od kilku miesięcy nowym volvo XC60! Jestem w nim zakochany, ale nie przesadzam z wciskaniem gazu, choć tym autem można pruć nawet dwieście kilometrów na godzinę.

Czy to prawda, że w pańskim domu finansami zajmuje się żona?

Artur Barciś: Oddaję Beacie wszystkie pieniądze i ona tym rządzi.

Podobnie jak pewien znany polityk, który nie miał konta w banku i wszystko oddawał mamie…

Artur Barciś: Proszę mnie do niego nie porównywać (śmiech). Ale rzeczywiście nie znam się na finansach. Nie potrafię też wypełnić PIT-u. Jestem pewien, że postawiłbym gdzieś źle przecinek i wpadlibyśmy z tego powodu w potworne długi. A dzięki żonie nie mamy długów ani żadnego kredytu do spłacenia. Mamy za to co jeść i mogłem kupić przyzwoity samochód.

A także kilkadziesiąt garniturów i trzy smokingi…

Artur Barciś: Taki mam zawód, że czasem muszę się gdzieś pokazać. Ostatnio rzadko bywam na galach i balach, bo nie lubię tego targowiska próżności, ale miałem taki okres w życiu i wtedy kolekcjonowałem marynarki. Jestem człowiekiem kolorowym, nie znoszę szarości i czerni, więc marynarki mam czerwone, zielone i niebieskie. Lubię je, bo w pewien sposób leczą moje kompleksy. Jestem chudy i nie najlepiej zbudowany, a gdy je zakładam, to mi się wydaje, że jestem silny i kawał ze mnie chłopa.

Podąża pan za modą?

O nie, lubię wygodę. Poddałem się, gdy należało chodzić w butach z długimi czubami, które do niczego nie służyły. Wtedy sobie powiedziałem, że w żadnym wypadku ich nie kupię. Poza tym jestem w takim wieku, że nie wypada być zbyt modnym i udawać młodzika. Choć czasami lubię sprawić sobie coś ekstrawaganckiego. Niedawno kupiłem marynarkę z kapturem, która była cała postrzępiona. W dodatku marynarka była ciemnogranatowa, a kaptur pomarańczowy. Wyglądałem trochę jak dresiarz. Bardzo mi się ona podobała, ale mój syn, Franek, który ma 20 lat, śmiał się ze mnie i żartował, że przeżywam kryzys wieku średniego. Cóż, mam duszę artysty i czasami lubię sobie kupić coś niebanalnego.

W jakim filmie zobaczymy pana w najbliższym czasie?

Artur Barciś: Mamy kryzys i głównie siedzę w teatrze, bo niewiele filmów się kręci. Ale jeśli widzom spodoba się „Doręczyciel”, to może nakręcimy kolejne odcinki. Pierwsza seria kończy się bardzo dramatycznie i byłoby fajnie dowiedzieć się, co było dalej.

A co z „Ranczem”?

Artur Barciś: Czwarta część miała być ostatnia. Ale chodzą słuchy, że podobno coś się szykuje…

Sylwetka gwiazdy: Artur Barciś

Reklama
Reklama
Reklama