Reklama

Są razem dopiero od dwóch tygodni. Ona czuje się, jakby wygrała los na loterii. Oni dzięki niej znowu złapali wiatr w żagle. Małżeństwo z rozsądku? Niekoniecznie. Oto Ich Troje w trzeciej odsłonie. Gala: Skąd wzięła się nowa postać w zespole? MICHAŁ WIŚNIEWSKI: Wypatrzył ją w Opolu nasz menedżer, Maciek Durczak. Kiedy nam ją przedstawił, w pierwszej chwili pomyślałem: "Superdziewczyna, tylko za ładna"... gala: Boisz się, że jej uroda odciągnie uwagę od ciebie? M.W.: Za każdym razem, kiedy w zespole pojawia się nowa osoba, boję się tylko jednego. Że pewnego dnia powie: "Odchodzę, bo uważam, że już jestem wszystkim". Mam nadzieję, że Ani ta szajba nie odbije za szybko. gala: Kim jest następczyni Justyny Majkowskiej? ANIA ŚWIĄTCZAK: Mam 26 lat. Stara już jestem. Leżę codziennie po pół godziny na piachu, żeby się przyzwyczajać (śmiech). Kończę nauki polityczne na UW. To jest po muzyce moja największa pasja. Urodziłam się w Katowicach, a większość dzieciństwa spędziłam w Lublińcu. Tam mieszkają moi rodzice (obydwoje są policjantami) i dwie młodsze siostry. W wolnych chwilach zajmuję się tęsknieniem za tym "rodzinnym pakietem". gala: Jak zareagowałaś na ofertę Ich Troje? A.Ś.: Byłam przekonana, że chodzi o śpiewanie w chórkach. Pierwsze, próbne przesłuchanie odbyło się... w samochodzie Jacka Łągwy. Kiedy zrozumiałam, że szukają wokalistki, zsunęłam się w fotelu z wrażenia. Nie wpadłam jednak w panikę, że sobie nie poradzę. JACEK ŁĄGWA: Ania ujęła mnie tym, że zaśpiewała prosto, bez udziwnień. Nie próbowała udawać Edyty Górniak. Nie było to może w stu procentach porażające, ale czułem potencjał. Ma jeszcze stare przyzwyczajenia ze śpiewania w chórkach i chowa się za zespołem. W Ich Troje będzie musiała wyjść do przodu, nauczyć się trochę teatralności. gala: To już trzecia wokalistka. Nie macie szczęścia do kobiet. Dlaczego odeszła Justyna? M.W.: Zakochała się. Nie umiała pogodzić tego z tempem pracy zespołu, więc mniej angażowała się w Ich Troje. Mogę ją zrozumieć. Mam tylko wątpliwości, czy dobrze ulokowała swoje uczucia. Zobaczymy, czy kochanek wierniejszym był... gala: Nie próbowałeś o nią walczyć? M.W.: Nie było o co. Ja chciałem walczyć o człowieka, a nie o wokalistkę Ich Troje. A jako człowiek Justyna przestała być dla mnie sobą. Nie potrafię do niej dotrzeć. gala: Aniu, stresujesz się nowym zadaniem? A.Ś.: Odrobinę. Jestem już obeznana ze sceną, bo śpiewam w chórkach od 7 lat. Po występie w Opolu pojawiło się kilka propozycji oprócz Ich Troje. Trudność wyboru polegała na zdecydowaniu, czy chcę dochodzić do celu małymi kroczkami, czy rzucić się na najgłębszą wodę. gala: Istnieje ryzyko, że fani Justyny cię nie zaakceptują... A.Ś.: Tak. Na razie moje zadanie polega na odtwarzaniu jej partii. To tak jakbym wskoczyła w cudzą rolę z popularnego serialu. Trudno uniknąć porównań. gala: A jak wypada porównanie zarobków? M.W.: Justyna żaliła się po odejściu, że my z Jackiem zgarnialiśmy wszystko, a ona nic. Myślę, że gdybyś zobaczył jej PIT za ubiegły rok, nie nazwałbyś tych zarobków marnymi. Ania na pewno nie będzie narzekać. Od nas będzie dostawać pieniądze za koncerty, a od firmy płytowej bardzo dobry procent od sprzedaży płyt. Nawet my nie mieliśmy na początku takich stawek. gala: Gdyby Ich Troje nie sprzedawali tylu płyt, to też byś chciała z nimi występować? A.Ś.: Nie będę oszukiwać, że pozycja zespołu nie ma dla mnie znaczenia. Każdy woli pracować w dobrej firmie niż w upadającym warzywniaku. Nie jestem jednak zaślepiona milionami Ich Troje, tylko możliwościami, jakie mi dali. gala: Pieniądze cię nie kręcą? A.Ś.: O pieniądzach jeszcze nie miałam okazji pomyśleć, bo jestem w zespole od niedawna. Wiem, że teraz będzie mnie stać na więcej, ale nie mam wielkich potrzeb. Moje pragnienia są banalne. Np. mieszkanie, bo przez ostatnie 7 lat spędzonych w Warszawie zmieniałam adres 31 razy. gala: Przeniosłaś się do Warszawy po występie w Szansie na sukces? A.Ś.: Byłam niedoświadczoną panienką z prowincji. Liczyłam, że dzięki występowi w telewizji moje życie się odmieni. W tym przeświadczeniu podtrzymywała mnie cała armia "życzliwych", którzy przez kilka miesięcy mówili mi, jaka jestem cudowna, i obiecywali złote góry. Nagle z dnia na dzień umilkli. Zostałam sama w obcym mieście, bez pracy i pieniędzy. Zdarzyło się, że nie było mnie nawet stać na bułkę. Zadzwoniłam kiedyś do pana, który szukał młodych kobiet do pracy. Zaczęłam mu zachwalać swoje artystyczne zdolności, a on mi przerwał i zapytał: "Czy jest pani duża?". Zamilkłam ze zdziwienia, a on na to: "Bo wie pani, ja potrzebuję, żeby mi przenieść gruz z jednej strony działki na drugą". Byłam zrozpaczona, chciałam wracać do Lublińca. Czułam, że życie dało mi solidnego kopniaka. To sprawiło, że dziś mam dystans do tego, co robię. gala: Nie boisz się, że dla Ich Troje będziesz musiała poświęcić swoją prywatność? A.Ś.: Już wcześniej żyłam na walizkach. Weekendy w domu od dawna są rzadkością. Zresztą ja uwielbiam ten tryb życia. Większym szokiem jest dla mnie cała ta medialna otoczka: wywiady, sesje, telewizja... Na razie czuję się trochę zagubiona. gala: Co na to wszystko twój narzeczony? A.Ś.: On też jest muzykiem, więc z braku czasu nasze relacje są w połowie wirtualne. Zamiast spotkań muszą nam wystarczyć telefony i sms-y... Show-biznes nie sprzyja trwałym związkom, więc to będzie ciężka próba. gala: Michał, a jeśli Ania chce się tylko ogrzać w cieple twojej sławy, żeby zrobić solową karierę? M.W.: Nie podejrzewam jej o to. Bycie wokalistką Ich Troje nie daje automatycznie klucza do wielkiej sławy. Popatrz na jej poprzedniczki. Trudno powiedzieć, żeby ich solowe kariery świeciły jakimś szczególnym blaskiem. A.Ś.: To zabawne, ale wielu znajomych muzyków mówi mi teraz: "Pograj sobie z nimi rok, zdobędziesz pozycję, a wtedy każdy będzie chciał wydać twoją płytę". Oczywiście jest to moje marzenie, ale na pewno nie zrobię tego na siłę, żeby tylko wykorzystać swoje pięć minut. M.W.: Ania ugasiła pożar w Ich Troje po całej sytuacji z Justyną. Przyszła w idealnym momencie. Zespół potrzebuje nowego wiatru w żagle, a ona ma w sobie taki power, że ja się już o nic nie boję. Jest świeża, pełna zapału, nieskażona pretensjami, roszczeniami... gala: Ale jak długo wystarczy jej pozycja w cieniu? A.Ś.: Ja nie traktuję tego w kategorii wyścigu. W Ich Troje każdy ma swoje miejsce i robi to, co potrafi najlepiej. Michał powiedział mi na samym początku: "Ty śpiewasz, Jacek wymyśla muzykę, a ja robię klimat". Nie dał mi do ręki żadnego regulaminu firmy Ich Troje (śmiech). Jedyna rzecz, którą podkreślał, to oddanie fanom. gala: Na czym ma to w praktyce polegać? M.W.: Nawet jeśli po koncercie będzie padać na twarz ze zmęczenia, to musi do tych ludzi wyjść, podać im rękę, zamienić parę słów. Oni są dla nas najważniejsi, bo dzięki nim żyjemy. Rozmawiał Marcin Prokop

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Loading...
Loading...