Anna Przybylska
Wszystko zgodnie z planem Po raz pierwszy opowiada o tym, jak bała się związku z Jarkiem i jak w ich życiu pojawiła się Oliwka.

Od kilku lat w Dwójce pojawia się jako policjantka Marylka. Widzowie traktują ją jak domownika, ale mało o niej wiedzą. Kiedy jej partnerem został piłkarz Jarosław Bieniuk, stała się bardzo tajemnicza. Pół roku temu urodziła córkę, ale skutecznie chroniła ją przed obiektywami fotoreporterów. GALA: Może w końcu dowiemy się czegoś o pani życiu rodzinnym? Ponoć znacie się z Jarkiem od dziecka. Anna Przybylska: Tak pisano w prasie, ale to bzdura. Nie znaliśmy się od dziecka, choć mamy niemal tyle samo lat i oboje wychowaliśmy się w Trójmieście. Poznałam go na imprezie w Sopocie 4-5 lat temu. GALA: Wpadła mu pani w oko, bo była już pani znana z ekranów? A.P.: Oboje byliśmy znani, bo on już wtedy był piłkarzem pierwszoligowej drużyny piłki nożnej. I wcale nie było tak, że wpadliśmy sobie w oko. Polubiliśmy się i to wszystko. W myślach nazywałam go piłkarzykiem. GALA: Jest podobno jednym z najprzystojniejszych piłkarzy. Wtedy nie podobał się pani? A.P.: Podobał mi się, ale traktowaliśmy się jak kumple. Okazało się, że to jest bardzo mądry facet, ma poukładane w głowie, wie, czego chce, jest systematyczny i pracowity. Często rozmawialiśmy, również o relacjach damsko-męskich. On chciał dużo o mnie wiedzieć, ale ja nie chciałam otwierać się przed nim. Kiedyś stwierdził, że dla niego jestem aseksualna. Jak się usłyszy coś takiego, to można się pochlastać! Kiedy dowiedział się, że mnie troszeczkę uraził, powiedział: "Boże, nie zrozum mnie źle. Ty jesteś stworzona do kochania! Ale ja widzę w tobie nie seks, nie partnerkę do łoża, a raczej żonę. Właśnie z tobą mógłbym dzielić życie". GALA: Wtedy padliście sobie w ramiona i zostaliście parą? A.P.: Nie od razu. Na początku to było takie delikatne badanie się. Jarek próbował się zbliżyć do mnie, ale ja bałam się tej bliskości, bo miałam ogromny bagaż nie najlepszych doświadczeń. Z jednej strony bardzo chciałam mieć faceta, a z Jarkiem czułam się niesamowicie dobrze i bezpiecznie. Z drugiej strony byłam młodą dziewczyną, która niedawno skoczyła na głęboką wodę i troszkę się podtopiła. GALA: Myśli pani o swoich związkach? A.P.: Tak. Czułam się skrzywdzona, zagubiona, potrzebowałam czasu, żeby się odnaleźć. Kiedy weszłam w pierwszy poważny związek, miałam zaledwie 17 lat. Zarabiałam jako hostessa, zagrałam w filmie, postanowiłam być niezależna, wyprowadziłam się od rodziców. Przez trzy lata mieszkałam z pewnym mężczyzną. Dzieliliśmy życie, prowadziłam dom. Ale jak się zaczęła moja kariera, zaczęły się też problemy. On nie mógł znieść tego, że mnie się powiodło. GALA: Potem poznała pani Dominika. A.P.: Wzięliśmy ślub. Padał wtedy deszcz, co miało wróżyć szczęśliwy związek. Ale wróżba się nie spełniła. Rozstaliśmy się po kilkunastu miesiącach. Nie chcę opowiadać o mężu, to już za mną. Nie lubię też rozprawiać o moim związku z Jarkiem, bo bywa tak, że mówi się: kocham, jest cudownie, fajnie, a wkrótce wszystko pryska. Nie jesteśmy idealną parą. Jesteśmy dwiema osobami, które się przyciągają, ale mają też różne zdanie na pewne tematy. GALA: Kłócicie się? A.P.: Czasami, i to o głupstwa. Jesteśmy cholerykami, ale jakoś się dogadujemy, bo ja umiem ustąpić, a on potrafi przeprosić. Jarek niemal codziennie przynosi kwiaty, wypisuje dla mnie laurki. Ale to nie znaczy, że mogę mu wejść na głowę. GALA: I udało mu się zrobić z pani kurę domową. A.P.: Nie uważam się za kurę domową, choć to ja prowadzę dom i gotuję. Ale traktuję to jako frajdę, a nie konieczność. Mam fajnego mężczyznę i to szanuję. On zawsze potrafi mi się w fantastyczny sposób odwdzięczyć. Gdy pitraszę, on zwykle siedzi ze mną w kuchni, opowiada i podjada. Jarek jest głową rodziny, więc jest od zarabiania pieniędzy i rozpieszczania naszej córki - Oliwki. To on czyta jej bajki, siedzi z nią przy komputerze, a kiedy jest za granicą, kupuje kolekcje ciuszków. Rozkłada je na hotelowym łóżku, fotografuje i zdjęcie przesyła mi e-mailem. Wystarczy, że mała wsadzi paluszek do nosa, a tata już biegnie po kamerę. Córcia zawsze będzie dla niego oczkiem w głowie. Ja też byłam kiedyś córeczką tatusia i wiem, że Oliwka do końca życia będzie zapatrzona w tatę. GALA: Pani też jest w niego zapatrzona? A.P.: To kochany człowiek. Miłość miłością, ale poza tym my jesteśmy kumplami. Świetnie się ze sobą bawimy, śmiejemy się, robimy głupki-wygłupki. Oboje zachowujemy się w domu jak duże dzieci, ale musimy w ten sposób odreagować ciężką pracę i zmęczenie. Lubimy wszystko robić razem. Razem nawet się kąpiemy. A Oliwka towarzyszy nam, siedząc w swoim foteliku. GALA: Nie czuła pani obaw przed ciążą i porodem? A.P.: Trochę bałam się porodu, jednak z premedytacją zaszłam w ciążę. To nie była żadna wpadka, myśmy to dziecko zaplanowali. Mój zegar biologiczny bił tak mocno, że postanowiłam mieć dziecko jak najszybciej. Uważam, że kobieta powinna urodzić do 25. roku życia. GALA: Jako mężatka miała pani inny pogląd na macierzyństwo? A.P.: Nie, ale od początku oboje z mężem nie byliśmy zdecydowani na dziecko. Widocznie - choć wtedy nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy - nie widzieliśmy dla nas wspólnej przyszłości. Dlatego to małżeństwo się nie udało i ja nie chciałam ciągnąć go dalej. Teraz jest zupełnie inaczej. Zrozumiałam, że Jarek to jest ten facet! No i ciach! (śmiech) I mamy owoc naszej miłości! GALA: Nie bała się pani, że przez dziecko może pani stracić jakieś role? A.P.: Nie, bo moje życie zawodowe jest w miarę ustabilizowane. Wiem, że jutro mogę usłyszeć: dziękujemy tej pani, już mamy jej dosyć. Jestem zapobiegliwa: gdzieś ulokowałam grosz, w coś zainwestowałam, mam mieszkanie. Nie jestem kobietą współczesną - taką, dla której praca i kariera są najważniejsze. Kiedy jadę na zdjęcia do ZŁOTOPOLSKICH, to już myślę o tym, że za dwa dni znów wezmę w ramiona moje maleństwo. Nie ma chyba nic fantastyczniejszego! GALA: Pewnie mało kto wierzył, że ta zwariowana dziewczyna, która miewała odloty i zachowywała się jak bezkarny dzieciuch, tak szybko przeistoczy się w wyważoną mamę. A.P.: Odloty to może przesada, ale faktem jest, że przez pracę, a może raczej popularność, trochę się rozpuściłam. Dużo grałam, ciągle byłam w drodze, w życiu zrobił mi się bałagan. A najważniejsza moim zdaniem jest równowaga. Jeśli wszystko jest nastawione w jedną stronę, na przykład na karierę, to człowiek głupieje, wariuje, czegoś mu brakuje i prędzej czy później to się odbije na jego psychice. Kiedyś byłam osobą poukładaną. W liceum uczyłam się średnio, nie byłam geniuszem, ale byłam systematyczna i miałam zaplanowany każdy dzień. Może właśnie dzięki tej solidności poszczęściło mi się. Kiedy zauważyłam, że zaczął mi się robić bałagan, powiedziałam sobie: "Kurczę, tak być nie może! Zbyt fajny los wygrałam na loterii, zbyt dużą szansę od Pana Boga dostałam, żeby teraz to wszystko zaprzepaścić". GALA: Zwykle przyjście na świat dziecka sprawia, że pary żyjące na kocią łapę biorą ślub. Wy nie. A.P.: Ślub to jest poważna decyzja. Ja już jeden miałam, więc daliśmy sobie z Jarkiem czas na decyzję. GALA: Pojawienie się Oliwii to była rewolucja w pani życiu? A.P.: Tak. Nie jestem ewenementem i pewnie zachowuję się jak wszystkie matki. Ciążę wspominam fantastycznie, bo kiedy hormony we mnie buzowały, ładnie wyglądałam, dobrze się czułam i miałam dobry nastrój. Przez pierwsze 5 miesięcy, do czerwca, pracowałam na planie ZŁOTOPOLSKICH i grałam w filmie Juliusza Machulskiego Superprodukcja. Latem, kiedy byliśmy z Jarkiem na urlopie w Chorwacji, chodziłam po górach i nieźle sobie radziłam. Poród był piękny, sielankowy i wspominam go jako najpiękniejsze chwile w życiu. Ale potem zaczęła się gehenna. GALA: Gehenna? A.P.: Nie opuszczało mnie przerażenie i strach o Oliwię. Przez pierwsze 3 dni nie miałam laktacji. Oliwia płakała, a ja - z żalu, że nie mam pokarmu - chlipałam razem z nią. Przez dwa tygodnie cierpiałam na bezsenność, miałam oczy na zapałkach, siedziałam przy łóżeczku Oliwii i cały czas wsłuchiwałam się, czy oddycha. Miałam obsesję na punkcie bakterii, więc przez pierwszy miesiąc nikomu poza Jarkiem nie pozwalałam jej dotknąć. GALA: Kiedy Oliwka będzie miała rodzeństwo? A.P.: Jak będzie, to będzie... Jesteśmy za tym, żeby rodzina była duża i żeby w święta było licznie przy stole. Dzięki Oliwce jestem bardzo szczęśliwa i - choć może brzmi to mało oryginalnie - czuję się kobietą spełnioną. Jestem bardziej pewna, że Jarek mnie kocha, bo dziecko zbliża ludzi. GALA: Od stycznia kręci pani nowe odcinki ZŁOTOPOLSKICH. Na ekranach kin jest Superprodukcja. Gra tam pani dziewczynę, która bardzo chce być gwiazdą. Pani też trafiła do filmu, nie będąc aktorką... A.P.: Dziękuję pani bardzo, że mnie pani porównuje do takiej osoby! Owszem, jest urokliwa, ale to skończony głupek. Poprzez tę postać chciałam przekazać swój stosunek do jednosezonowych gwiazdek z reality shows. GALA: Pani ma szczęście do głównych ról. Nie ma pani jednak kompleksów wobec aktorek po szkołach teatralnych? A.P.: Mam, duże. Brakuje mi warsztatu. Dlatego postanowiłam przygotować się do eksternistycznego egzaminu i zostać dyplomowanym aktorem. To moje marzenie. Aby mogło się spełnić, muszę grać w teatrze. A mnie przed występem na żywo zżera trema. Słyszałam, że teatr to fantastyczna sprawa, że jak się ugryzie, to nie można przestać jeść. Czuję, że mam na to apetyt. Rozmawiała Ewa Smolińska-Borecka fot. R. Wolański
1 z 1

3122