Alicja Jachiewicz
Próżno wypatrywać jej w modnych serialach. Gwiazda lat 70. mieszka dziś w małej wiosce tuż przy wschodniej granicy. I tam gra swoją rolę życia. Z zaraźliwym entuzjazmem wskrzesza magiczną kulturę kresów. Energiczna i twórcza, jest pełna wiary, że w świecie, w którym aby „być”, trzeba „mieć” – robienie czegoś dla dobra innych wciąż ma sens.

- Claudia
Zagrała w blisko 70 filmach i serialach, przeszła przez sceny wielu teatrów w Polsce. I zniknęła. Wraz z mężem, Stefanem Szmidtem, odnalazła się w Nadrzeczu, wiosce pod Biłgorajem. Wśród lasów Puszczy Solskiej stanął ich dom, obok którego z czasem powstało artystyczne centrum spotkań twórców i wszystkich wrażliwych na kresową urodę. Na spotkanie przybiega zagoniona. Pełna pomysłów na nową wystawę czy spektakl, jakiego nie było. W tembrze jej głosu, stylu opowiadania brzmi malowniczość świata, który z takim zapałem wskrzesza. Dla którego przed laty swoje życie zaczęła od początku.
Młodość
Tereny Biłgoraja, Roztocza, Lubelszczyzny znała od dziecka. Tu mieszkali jej wujostwo, nauczyciele, u których spędzała wakacje. Biłgoraj był cały drewniany. We wsiach ledwie ubite drogi. Zaryte w piaskach domki z gankami, tonące w kwiatach. Przed drewnianym domem wujostwa (i szkołą w jednym) studnia z żurawiem, kury, kaczki. Lampy naftowe. – Moi rodzice pochodzili z Wilna i Wołynia – wspomina. Repatrianci ze Wschodu, żyli na walizkach. Dzieciństwo to udręka tułaczki. Urodzona w Olsztynie, wychowywała się w Bielsku-Białej, mieszkała w Świdnicy Śląskiej, potem Lublinie. Przez ciągłe przeprowadzki do dziś nie posiada albumu z uporządkowanymi fotografiami. – Może boję się wspomnień? Chyba wolę nie patrzeć do tyłu – stwierdza refleksyjnie.
Małą Alicję i starszego brata Krzysztofa (absolwenta architektury wnętrz na warszawskiej ASP) matka wychowywała właściwie sama. – Tata żył we własnym świecie. Zamiennie z bratem pomieszkiwałam u dziadków, by mamę, która była chora, odciążyć – opowiada. Pamięta ból rąk od targania wiader z węglem na 4. piętro kamienicy w Bielsku-Białej. Od małego miała poczucie odpowiedzialności. Kiedy rówieśnicy wkraczali w okres buntu, ona wiedziała, że nie może szaleć. W 1969 r. mama dostała zaproszenie do Wilna. – Nie wierzyła, że jeszcze tam kiedyś pojedzie. Ta radość ją zabiła. Upadła, dostała wylewu. Miała 46 lat. Ja studiowałam wtedy w krakowskiej szkole teatralnej. Zawalił mi się świat. Na starcie w dorosłe życie nie miałam nic. Nawet mieszkanie przepadło.
Stefan
– Od cioci Anieli, która w biłgorajskim liceum prowadziła teatr szkolny, ciągle słyszałam o jakimś zdolnym studencie PWST, Stefanku Szmidcie. Stawiał u niej pierwsze aktorskie kroki – mówi z uśmiechem. Poznali się jednak dopiero jako aktorzy, w Krakowie. – I nogi się pode mną ugięły. Ja się zakochuję od pierwszego wejrzenia – aktorka ma w oczach iskry. – Po latach w jego kolorycie zobaczyłam mojego dziadka. Postura szlachcica, wąsy, konkretna brew, spojrzenie. Poczułam się przy nim bezpieczna. Jak u dziadków. Oboje boleśnie doświadczeni poprzednimi związkami, wręcz uczepili się siebie.
– Pamiętam, jak 6 grudnia 1975 r. wsiadłam do pociągu w Krakowie, by pojechać do Warszawy na zdjęcia. W „Zofii”, w reż. R. Czekały, grałam córkę głównej bohaterki, Ryszardy Hanin – opowiada. Nagle pukanie w szybę wagonu. Stefan. Chciał jej wręczyć „mikołajka”. Wysiadła. Pociąg odjechał. „Ja cię zawiozę”, mówi Stefan. Mordercza jazda autem, by zdążyć rano na plan. Po drodze hotel. Zażądała oddzielnych pokoi. – Rano szok: Stefan wypastował mi buty, zrobił śniadanie. Na planie okazało się, że aktor, który miał grać mojego męża, nie dojechał. Reżyser spytał: „Panie Stefanie, zagra pan męża Alicji?”. Znak! Ślub wzięli rok później.
Narodziny córki Dominiki (romanistki, dziś z mężem Francuzem i 7-letnim Aleksandrem mieszka we Francji) były przełomem. – Zrozumieliśmy, że wychowując dziecko, trzeba zwolnić. Zastanowić się, co w życiu ważne. Wszyscy naokoło mówili, żeby jeździć, poznawać świat, robić kariery. A my? – aktorka robi pauzę. – Zapragnęliśmy powrócić do doświadczeń z dzieciństwa. Do tradycji. Chcieliśmy odgrzebać nasze korzenie. Stan wojenny i trudne lata 80. przemeblowały jej myślenie o zawodzie. Doświadczyła jego zależności od polityki: – Syci wyjazdów zagranicznych, i w dużej mierze spełnieni zawodowo, pomyśleliśmy, by nie odchodząc z teatru, przyjrzeć się rodzinnym stronom. We wsi Nadrzecze kupili hektar ziemi. Schodzący w dół, dalej bagno i rzeka Biała Łada. – Na stałe mieszkaliśmy na przedmieściach Warszawy, w małym domu z ogrodem. Byłam szczęśliwa: od dziecka marzyłam, by w końcu gdzieś osiąść. Ale gdy mąż wiosną wrócił z Nadrzecza z bukietem kaczeńców wielkości misy, złamałam się.
Jeśli marzy, to o spokoju. Z dwoma kotami i suczką Lolą, znajdą. I żeby córka z wnukiem wróciła do Polski. – Nierealne, ale rozłąka boli. Aleksander rozmawia z nami po polsku. By sprawić nam radość, nie wymawia francuskiego „r”, a Stefana, którego uwielbia, nazywa po swojemu: „Papan”.
Teatr niezwykły
Zakochała się w tutejszej obrzędowości, historii, tyglu kultur polsko-ukraińsko-żydowskich. Przekopała biblioteki, by jak najwięcej wiedzieć. Jej zapał, gościnność i urok krajobrazu szybko zaczął przyciągać przyjaciół i znajomych. Aktorów, malarzy, rzeźbiarzy, muzyków. Obok domu powstał zaprojektowany przez Stefana Dom Służebny Polskiej Sztuce – teatr z galerią, miejsce twórczej pracy i spotkań. Otwierała je Joanna Szczepkowska z Jerzym Dudą-Graczem. Grali tu Teresa Budzisz-Krzyżanowska, ukraiński aktor Bohdan Stupka, Olgierd Łukaszewicz, Andrzej Kulka… – Kiedyś do Nadrzecza dostarczono samochodem pożyczony fortepian wysokiej klasy. Pół wsi wynosiło go na łąki, bo tam miał grać Chopina Janusz Olejniczak. Dla Jerzego Dudy-Gracza postawiliśmy drewniany domek – „dudówkę”. Z czasem większą „malarnię” – osobny pawilon z pokojami gościnnymi dla malarzy, z zapleczem. Nad stawem powstał amfiteatr. Od początku wiedzieliśmy, że dla wielu naszych widzów z okolicy będzie to pierwszy kontakt z teatrem i muzyką klasyczną – tłumaczy.
Ściągają tu dziś całe wycieczki. Z Warszawy, Lublina, z okolic. – Pierwszy wernisaż. Miejscowi… nie przyszli. Bo co to „wernisaż”? Teraz mówimy: otwarcie wystawy – śmieje się. W spektaklu wg „Chłopów”, jak i w wielkich premierach: „Drzewa” i „Requiem dla gospodyni” W. Myśliwskiego, oraz ostatniej „Klątwy” Wyspiańskiego, z warszawskimi aktorami wystąpili tutejsi, z teatrów obrzędowych. Cykliczne widowisko plenerowe Szmidtów „Powitanie i pożegnanie sitarzy”, według starych tradycji Biłgoraja, na ulicach miasta oglądają tysiące widzów. – Pieniądze mogą zabić chęć dzielenia się. Ileż można chcieć „mieć”?! – W Nadrzeczu dostrzegli przepaść między konsumpcyjnym myśleniem a światem wartości. Wieść o utalentowanej baletowo dziewczynie, zbyt biednej, by rozwijać zdolności, była jednym z impulsów do powołania przez Szmidtów rodzinnej Fundacji Kresy 2000 Dom Służebny Polskiej Sztuce Słowa, Muzyki i Obrazu w Nadrzeczu koło Biłgoraja. Posypały się nagrody. Fundacji Kultury, Pro Publico Bono i innych. – Wybitni artyści, nasi przyjaciele, oczywiście dzielą się swoją wiedzą z uzdolnioną młodzieżą. Gdy Roztoczańska Szkoła Ultrasonografii potrzebowała pacjentów, by młodzi lekarze uczyli się diagnostyki, zaproponowała: my gramy, wy badacie wieś. Ta inicjatywa być może uratowała kilka istnień.
Stracić, aby zyskać
To, co robi, rekompensuje jej rozstanie ze stołecznym Teatrem Polskim w 2003 r. – Źle to zniosłam. Nie boli mnie, że nie jestem gwiazdą. Brakowało mi towarzystwa ludzi, z którymi grałam, ale dziś spotykamy się w moim teatrze na scenie w Nadrzeczu. Pewnego dnia młody dyrektor powiedział tylko: „Nie widzę pani u siebie”. A tu mogę być, jaka jestem. Rano sadzić kwiaty, próbę zaczynać np. o 14, tworzyć teatr z utalentowaną młodzieżą. Spełniam marzenia. I cieszę się, gdy moi podopieczni kończą szkoły teatralne. Nadrzecze dało jej niezależność. Ma tu wszystko, co pachnie i smakuje dzieciństwem. Borówki, jabłka z majerankiem. Kiszone rydze. – Oddycham głęboko. A gdy taki świat ma się w sercu i w oku, wtedy już nie można go zamienić na inny.
Polecane
Alicja Lenczewska: przepowiednie dla Polski i świata. O czym wiedziała mistyczka? Swoje wizje upadku zapisała w dziennikach
20 lat temu wygrała "Idola", nagrała singiel określany jako "jajecznica" i zniknęła z show-biznesu. Alicja Janosz świętuje 37. urodziny i zaskakuje metamorfozą!
Alicja Tysiąc nie żyje. Na co zmarła 50-letnia aktywistka przez lata walcząca o prawa kobiet do legalnej aborcji?
Alicja Tysiąc o śmierci Izabeli z Pszczyny: "To tragedia więcej niż jednej osoby." Ponad 20 lat temu jej również odmówiono aborcji
Alicja Bachleda-Curuś wraca na Święta do Polski. Niewiele osób wiedziało o ciąży. Rodzina się powiększyła!
„Na siłowni poznałam mężczyznę jak ze snów. Okazało się, że świetnie zna go też moja siostra i połowa osiedla”
„Mąż zrobił z mojego życia pogorzelisko, ale to ktoś inny dolał jeszcze oliwy do ognia. Tego się nie spodziewałam”
„Moja żona rozkwitła jak wiosenny kwiat, ale to nasionko nie było moje. Ktoś inny się nią zajął”
„Myślałem, że po 50-tce już nic mnie zaskoczy. Wtedy mój 80-letni ojciec wparował z młódką pod pachą”
„Teściowa zagląda mi do portfela i mówi, że kupuję badziewie. Według niej powinienem otaczać jej córkę luksusem”
Alicja Szemplińska zdradziła nam, czego słucha najczęściej oraz co aktualnie czyta [TYLKO U NAS]
Współpraca reklamowa
Promocja
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 8
Neuropeptydy w kosmetyczce. Technologia, która zatrzymuje czas
Współpraca reklamowa
Zaproś sztukę do swojego wnętrza z nową linią Velvet ART
Współpraca reklamowa
Jak dobrać damskie buty zimowe do swojego stylu i sylwetki?
Współpraca reklamowa
Wybierz się do Suntago i wypocznij w tropikalnym stylu
Współpraca reklamowa
„Woda opadła, psy zostały” – rusza kampania pomocowa dla bezdomnych zwierząt
Współpraca reklamowa
Blask, ciepło i styl na chłodniejsze dni z SHEIN
Współpraca reklamowa
Blaupunkt świętuje 100-lecie innowacyjnym gramofonem wertykalnym VT100
Współpraca reklamowa