Reklama

Gra w filmie od 20 lat. Dzięki serialowi Janka jako 19-latka zdobyła sławę za granicą, fankluby miała nawet w Niemczech. Wydawało się, że jest odporna na sławę i przeciwności. Nie była. Zniknęła z ekranów i scen tuż po rewelacyjnych rolach w filmach Farba i Fuks. Trzy lata temu wróciła do pracy, ale nieczęsto gości na ekranie telewizyjnym i kinowym. Niedawno można było ją zobaczyć w dwóch odcinkach serialu Na dobre i na złe. W teatrze można ją podziwiać tylko w dwóch sztukach, granych zresztą od roku: KTO SIĘ BOI VIRGINII WOOLF? w stołecznym Teatrze Powszechnym i Bliżej w teatrze Scena Prezentacje. GALA: Rzadko pani gra. Nie przemęcza się pani. AGNIESZKA KRUKÓWNA: Przygotowanie przedstawienia to trzy miesiące codziennej, wielogodzinnej pracy. A zatem w ciągu ostatniego roku sześć miesięcy siedziałam na próbach, przygotowując te dwie sztuki. GALA: Niewiele nowych kreacji to wybór czy raczej konieczność? Złośliwi mówią, że ma pani kłopoty z pamięcią. A.K.: Tak mówią chyba tylko ci, dla których aktorstwo sprowadza się do wypowiadania z pamięci nieswoich tekstów! Zbyt dużo jest plotek na mój temat, żebym chciała odpowiadać na nie złośliwym. GALA: Słyszy się, że ludzie niechętnie z panią współpracują, bo jest pani nieznośna. A.K.: Dużo od siebie wymagam, stawiam sobie wysokie zadania. Od rana się nastrajam i wcielam w swoją rolę, więc wszystko, co mnie z tego nastroju wyciąga, drażni mnie i denerwuje. Nie rozmawiam na planie o sprawach prywatnych, nie plotkuję i nie zaprzyjaźniam się z nikim w pracy. To powoduje, że nie należę do tak zwanych sympatycznych. GALA: Czy takie gwiazdy jak Krystyna Janda i Marek Kondrat, z którymi występuje pani w KTO SIĘ BOI VIRGINII WOOLF?, lubią z panią grać? A.K.: Sądzę, że tak, bo zadania aktorskie realizuję w 100 procentach. Oczywiście zdarza mi się zrobić coś źle. Mówią mi o tym, a ja przyjmuję krytykę i po prostu się poprawiam. Nigdy z własnej woli nie zrezygnowałabym ze spektaklu KTO SIĘ BOI VIRGINII WOOLF?, bo dla mnie jest to wyższa szkoła jazdy prowadzona przez mistrzów. Wszystkie uwagi zapisuję w sztambuchu, żeby ich nie zapomnieć. GALA: Kiedyś uważano panią za następczynię Krystyny Jandy. A.K.: Trudno pozostać obojętnym wobec pani Krystyny Jandy. Obcowanie z nią daje mi siłę do życia, bo jest pełną optymizmu, mądrą kobietą. Po każdym spotkaniu z panią Jandą postanawiam, że zrobię coś, żeby być lepszą w tym zawodzie, niż jestem. Ona jest gwiazdą w skali światowej, zdobyła największe międzynarodowe nagrody filmowe, a ja jeszcze nie. GALA: W marcu po raz pierwszy wystąpiła pani za granicą. Sztukę KTO SIĘ BOI VIRGINII WOOLF? graliście w Londynie i Chicago. To był sukces? A.K.: Ogromny! Oceniono, że jestem dobrze zapowiadającą się aktorką i wróżono mi wielką karierę. To tak, jakby po raz drugi przeżyło się pierwszą miłość. Była to zaskakująca i zabawna sytuacja, bo przecież w filmach występuję od 20 lat i w kraju jestem dość popularna. Polska publiczność zna mnie od dziecka, zna mnie na wylot... Obserwuje, jak się zmieniam, jak się starzeję, jak "wariuję", jak się zakochuję, jak odbija mi palma i jak wracam do rzeczywistości. GALA: Mówiąc pani słowami: dwa lata temu jakby powróciła pani do rzeczywistości. Chciała pani iść przez życie samotnie, ale osiem miesięcy temu poznała pani Radka. A.K.: Mogę o nim mówić jedynie w samych superlatywach: widocznie jest wspaniały, skoro z nim jestem. Myślę, że udało mi się znaleźć odpowiednie zdanie, które opisuje mojego narzeczonego. To jest człowiek, który wyzwala we mnie dobre cechy charakteru. Moim przekleństwem jest to, że z miłości staję się zazdrosna, ale przy Radku jestem zazdrosna w sposób godny. GALA: Ale jednak daje on powody do zazdrości. A.K.: Powody do zazdrości daje życie. Przez książki i filmy kobiety są faszerowane opowieściami o tym, że mężczyzna zdradza i oszukuje. GALA: Ufa pani narzeczonemu? A.K.: Jest w nim taka determinacja, że mu ufam. Mimo to przeżywam rozterki. Byli w moim życiu mężczyźni, na widok których serce biło mi mocniej, ale nie ufałam im za pół grosza. Bo wierność, nawet samemu sobie, nie była ich zaletą. GALA: Radek nie jest aktorem. A.K.: Jest optykiem. Poznaliśmy się, kiedy poszłam naprawić moje okulary słoneczne. Od razu mi się spodobał. Wyczułam, że jest to pokrewny mi człowiek. Liczyłam się z tym, że usłyszę od niego: raczej nic się już nie da zrobić z tymi okularami, bo nie mamy takich śrubeczek... A on podjął się naprawy, chociaż to niecodzienne oprawki. GALA: Zgodził się, bo wiedział, że ma przed sobą Agnieszkę Krukównę? A.K.: Nie. Twierdzi, że mnie wtedy nie poznał. GALA: Mówi pani o nim: narzeczony. Jesteście zaręczeni? A.K.: Nie, ale już rozmawialiśmy o ślubie. To poważny związek. Radek nie wymiguje się od małżeństwa, nie mówi, że jest za młody, że za wcześnie, że papier wszystko niszczy. Gdybym chciała wziąć ślub jutro, tobym go wzięła. GALA: Dlaczego pani nie chce? A.K.: Bo nie jestem bierzmowana, a myślę o ślubie kościelnym. Chcę tego właśnie z tym człowiekiem. Myślę, że sprawdzianem trwałości naszego związku będzie druga część serialu telewizyjnego BOŻA PODSZEWKA, do którego zdjęcia rozpoczną się w lipcu. GALA: Dlaczego ten serial ma być testem dla związku? A.K.: Bo znów, jak w pierwszej części, zagrałabym Mariannę. Miałabym około 50 lat. Byłabym stara, pomarszczona, łysa i bezzębna. Musiałabym mocno schudnąć, żeby skóra obwisła i żeby łatwiej mnie było ucharakteryzować na osobę niemłodą. GALA: Obawia się pani, że kiedy Radek zobaczy panią starą i brzydką, uczucie pryśnie? A.K.: Tak. Poza tym nie wiem, czy wytrzyma moje humory związane z byciem na planie. GALA: W czasie kręcenia stanie się pani zrzędliwą babą? A.K.: Zacznę bardzo intensywnie pracować, będę skupiona i zmęczona. Myślami będę w innej rzeczywistości, w świecie tragicznym, a nie barwnym i wesołym. Będę się zastanawiać nad tym, jak człowiek zachowuje się w różnych trudnych, a nawet ekstremalnych sytuacjach. Wtedy nie interesuje mnie, czy pójdę w niedzielę na spacer. Nie obchodzi mnie, czy zjem spaghetti, czy befsztyk. Kiedy narzeczony pyta mnie, co wolę, odpowiadam, że to są pytania drugorzędne. Mówię do niego: jedz, co chcesz, rób, co chcesz, wstawaj, o której chcesz, chodź, gdzie chcesz, czytaj, co chcesz, nie mów nic do mnie, daj mi się skupić... GALA: Wtedy ten drugi człowiek jest przeszkodą, a nie partnerem i na pewien czas powinien zniknąć z pani życia. A.K.: Nie zniknąć, ale zająć się swoimi sprawami. Nie obserwować mnie, kiedy się maluję, nie czekać na mnie, kiedy przez dwie godziny siedzę w łazience. Wiem, że nie jest łatwo wytrzymać ze mną, kiedy gram w filmie, ale zrobię wszystko, by nie było tak bardzo źle. GALA: Od pierwszego do ostatniego odcinka serialu będzie pani ucharakteryzowana na kobietę starszą od siebie o 20 lat, zupełnie nierozpoznawalną dla widzów. To musi być przygnębiające dla atrakcyjnej aktorki. Dlaczego chce pani być Marianną? A.K.: Po pierwsze - to jest świetny scenariusz, po drugie - nie wyobrażam sobie, żeby rolę Marianny mogła zagrać inna aktorka. Mam nadzieję, że wcielę się jeszcze w wiele bohaterek i nie zostanę w świadomości widzów jako stara kobieta. Ale najgorsze jest to, że lubię grać jedynie główne postaci. Uważam, że nie bierze się każdej roli, którą ci proponują, tak jak nie idzie się do łóżka z każdym mężczyzną, który mówi, że cię kocha czy uwielbia. Rozmawiała Ewa Smolińska-Borecka fot. A. Piasecki

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama