Kluby swingerskie: "Jednorazowe prześcieradła, prezerwatywy i ręczniki"

Sandra Hajduk - Popińska: Wróćmy wspomnieniami do Twojej pierwszej wizyty w klubie swingerskim...

Kinga: Muszę zacząć od tego, jak u mnie zaczęło się doświadczenie ze swingowaniem, dlatego że może się ono różnić z tym, jakie mają inni. Każda historia jest inna i indywidualna, mam poczucie, że muszę wspomnieć o tym, od czego zaczęła się moja przygoda z poliamorią. Po latach rozstałam się ze swoim partnerem, tuż po rozstaniu zaczęłam spotykać się z dwoma mężczyznami jednocześnie. Ci mężczyźni o sobie wiedzieli i akceptowali to, że pozostajemy w takiej relacji. Różniło ich to, że jeden z nich traktował mnie jako swoją kochankę i myślę dziś, że zwyczajnie nic do mnie nie czuł. Drugi z kolei był zdeklarowanym poliamorystą i chciał, żebym to z nim budowała więź emocjonalną i by to on był traktowany jako numer jeden w tej "układance". Tak naprawdę moje pierwsze spotkanie ze swingowaniem nie odbyło się w dedykowanym mu klubie a na imprezie sylwestrowej. Była to impreza organizowana przez osobę, która jest bardzo znana w świecie swingerskim. Od lat organizuje duże, zamknięte imprezy dla swingersów. Polegają one na wynajęciu dużego hotelu na wyłączność przy okazji dużych świąt jak Sylwester, Halloween czy Dzień Kobiet. Taka impreza trwa dwa dni. Chcesz wiedzieć, jak wyglądała?

Jasne.

Otóż początek przyjęcia wyglądał jak każda sylwestrowa impreza: pięknie ubrane, eleganckie kobiety, mężczyźni w garniturach. Kobiety wyróżniało to, że miały nieco odważniejsze kreacje, widoczne podwiązki, odważny dekolt, brak stanika. Impreza składała się z uroczystej kolacji i open baru, ludzie generalnie poznawali się podczas rozmów, jedzenia, picia drinków. Ja jako "świeżynka" czułam się wręcz zaopiekowana przez tych ludzi. Ci, którzy wiedzieli, że jestem tam pierwszy raz, chcieli zadbać o mnie dając porady takie jak: "nie pij za dużo alkoholu" czy "pamiętaj, że tu panuje zasada: wszystko możesz, nic nie musisz". Powtarzano, że wszystko zależy ode mnie i żebym nie czuła się do niczego zmuszona. Pamiętam, że na tej imprezie można było okazać swoje aktualne badania weneryczne dowodzące, że nie ma się wirusa HIV. Chcę tu zaznaczyć, że ja zawsze, bezwzględnie stosowałam prezerwatywę. Ale wróćmy do imprezy: pierwsza część to głównie rozmowy zapoznawcze: i tak niektórzy woleli być bardziej anonimowi, więc niewiele opowiadali o swoim życiu, zaś inni chętnie dzielili się szczegółami swojej prywatności. Tematykę rozmów na pewno wyróżnia duża otwartość dzielenia się doświadczeniami seksualnymi: niektórzy wprost dzielili się dotychczasowym doświadczeniem z imprez swingerskich. Na pewno taniec, który jest naturalny na sylwestrowej zabawie, był bardziej "odważny", chociaż wiesz, czasem w zwykłej dyskotece...

Oj tak, tak...

Widzisz, jeśli chodzi o tę bliskość w tańcu to powiedziałabym, że na swingers party jest nawet bezpieczniej. Bo wystarczy lekko się odsunąć, by dać osobie do zrozumienia, że przekracza granicę, podczas gdy w zwykłej dyskotece bywa z tym różnie. Ten szacunek wobec czyjejś granicy intymności jest na tyle ważny, że wchodząc na taką imprezę podpisuje się oświadczenie i faktycznie jest ono respektowane. Za złamanie zasad tej umowy jest się wykluczonym z grupy. Paradoksalnie więc człowiek czuje się na takiej imprezie bardzo bezpiecznie.

Wróćmy do tamtej sylwestrowej nocy.

Zobacz także:

Tradycyjnie po północy, fajerwerkach i szampanie, otwiera się tak zwany "playroom": sala, w tym wypadku dosyć ciemna, gdzie znajdowały się pufy, jednorazowe prześcieradła i prezerwatywy oraz ręczniki. Tam można było swobodnie uprawiać seks na oczach innych zainteresowanych osób. Wiele osób pojawiało się tam po prostu żeby "popatrzeć", były pary, które się wymieniały i takie, które tylko z sobą uprawiały seks. Niektórzy w ogóle nie zaglądają do playroomu bo wolą skorzystać z intymności pokoju hotelowego. Preferencji i tego, jak się kto bawi jest multum. Trzeba dodać, że to była dość ekskluzywna impreza, wejście na nią sporo kosztowało, więc nie było tam osób "z przypadku". Często to osoby o ciekawych zawodach czy życiorysach, więc wspominam to jako ciekawe doświadczenie, aczkolwiek niekoniecznie dobre dla mnie w tamtym momencie mojego życia. Za szybko w to weszłam z całą swoją niestabilnością, która wtedy była moim udziałem. Ale muszę dodać, że pojawiały się tam pary będące w wieloletnich związkach, ludzie, którzy są małżeństwem od czterech dekad, a od 10 lat regularnie uczestniczą w takich spotkaniach kilka razy w roku. Raz do roku wyjeżdżają do pewnej miejscowości we Francji, która słynie z imprez swingerskich. Tak naprawdę w klubach swingerskich można znaleźć różne pary, również takie, które mają niepoukładane sprawy między sobą i tak, pojawiają się niesnaski w trakcie imprezy między nimi. Większość ludzi jednak robi to świadomie. Często w parach, które swingują, kobiety są biseksualne, co ułatwia sprawę. Mnie to nie dotyczy, bo jestem heteroseksualna, co z pewnością zaważyło na mojej opinii dzisiaj na temat tego typu rozrywek, ale o tym później.

Jak wyglądają kluby swingerskie? / zdj. ilustracyjne Getty Images

Jak wyglądają kluby swingerskie?

Gdybyś miała określić typowy klub swingerski - jak pachnie? Czym smakuje? Jak wygląda?

Moja pierwsza wizyta w klubie swingerskim wyglądała tak, że byłam już na dwóch dużych, ekskluzywnych imprezach takich jak ta, o której ci już opowiedziałam. niestety klub swingerski nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. W Warszawie są to po prostu duże prywatne wille, które zostały przekształcone w taki klub. Jest ich kilka w stolicy. Te, które ja poznałam, to domy dostosowane do tego typu imprez. Na wejściu jest osoba, która akceptuje czy wchodzisz, czy nie. Jest szatnia, gdzie można się przebrać w bieliznę, bo to nie jest tak, że chodzi się nago. Zwykle kobiety mają na sobie bieliznę, mężczyźni chodzą w slipkach. Uderzyło mnie to, że w porównaniu z tym, co poznałam wcześniej, wyglądało to po prostu dosyć... tandetnie. Nie czułam się tam zbyt komfortowo. Oczywiście na wejściu jest bar, a dalej różne pomieszczenia. Z tego co pamiętam, w jednym z pomieszczeń była huśtawka, na której można było uprawiać seks. W innym krzyż z kajdankami, do których można się przypiąć. Podobno są kluby, których jakość jest dużo lepsza, na przykład pod Częstochową, ale nigdy tam nie byłam, więc mogę opisać tylko te, które znam. Zauroczyć mogą ciekawi ludzie, ale tak jak mówiłam wcześniej - raczej na tych dużych, ekskluzywnych imprezach. Natomiast w tych małych warszawskich klubach nic nie jest "wow".Wszędzie unoszą się opary alkoholu, nie pachnie tam "seksem", wszędzie utrzymana jest sterylność i higiena. Niestety alkohol i narkotyki to "smak" takiego miejsca, ale przychodzą też osoby, które korzystają z nich na trzeźwo.

Czy Twoim zdaniem do klubów swingerskich częściej przychodzą pary w otwartych związkach czy single szukający rozrywki?

Zdecydowana większość to single szukający rozrywki. Bardzo często są to mało atrakcyjni, samotni panowie. Ale pary też się zdarzają, ba, są organizowane imprezy tylko i wyłącznie dla par.

Czy zdarzyło się, że ktoś w klubie swingerskim przekroczył Twoją granicę?

Nie, nigdy nie zdarzyło się, by ktoś przekroczył moją granicę w takim klubie. Tak jak wspominałam wcześniej: "wszystko możesz, nic nie musisz". Tak naprawdę mam wrażenie, że szybciej facet na randce z Tindera włoży ci język do gardła bądź będzie dobierał się do twoich majtek niż na imprezie swingerskiej ktoś wykona ruch, którego sobie nie życzysz. Bardzo często ludzie pytają wprost czy ktoś ci się podoba, czy nie. Oczywiście mówię o swoich odczuciach, być może taka zasada się pojawiła, bo ktoś kiedyś te granice przekraczał.

Kluby swingerskie - ratunek dla związku czy jego koniec?

Do swing klubu pierwszy raz poszłaś ze swoim ówczesnym partnerem. Jak wspominasz tamte emocje (Twoje i jego)?

Czułam ekscytację. Czułam się jak przed dużym, fajnym wydarzeniem choć nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ale nie czułam podniecenia, bo byłam wtedy osobą, która poddawała się po prostu temu, co los przynosił. Sama z siebie nigdy nie czułam fascynacji poligamią. Na pewno się nie bałam. Mój partner był podekscytowany, on miał swoje wcześniejsze doświadczenia w tego typu imprezach, więc bardziej skupiał się na mnie i dbał o to, żebym czuła się komfortowo i bezpiecznie. Cieszył się, że mógł zabrać partnerkę do takiego miejsca, bo jego wcześniejsza dziewczyna nie godziła się na takie rzeczy. Co do zazdrości - to temat rzeka. W tamtej relacji, wtedy kiedy otworzyliśmy się na taką formę seksu, ja nie do końca czułam zazdrość. Wprowadzenie mnie w ten świat za moją zgodą i świadomość tego, że panuję nad tą sytuacją powodowała, że miałam kontrolę i kontrola nie łączyła się z zazdrością. Nie wiem dziś, czy to poczucie sprawiało, że nie traktowałam tego jako zdrady i nie czułam zazdrości. Trudno mi określić z czego to wynikało. Ale dziś nie wróciłabym do tej sytuacji. Dziś byłabym bardzo, bardzo zazdrosna. Myślę, że byłam wtedy bardzo zagubiona. Dzisiaj sobie tego nie wyobrażam.

»Zdecydowana większość to single szukający rozrywki« - mówi o bywalcach klubów swingerskich nasza rozmówczyni / fot. zdj. ilustracyjne Getty Images

"Ostatnia Wieczerza"

Nie da się ukryć, że dla wielu ludzi, w tym - podejrzewam - wielu naszych Czytelników i Czytelniczek - przygodny seks z obcą osobą/osobami kojarzy się z zagrożeniem, m.in. chorobami wenerycznymi. Podchodziłaś do tego w ten sposób kiedy byłaś aktywną użytkowniczką tychże?

Każde zbliżenie z inną osobą było w 100 procentach zabezpieczone. Mówię zarówno o zbliżeniu oralnym jak i tradycyjnym. Regularnie robiłam i robię sobie wszystkie testy na choroby weneryczne, wszystko jest ok i zawsze bardzo o to dbałam. Mam wrażenie, że często ludzie spoza świata swingu bywają mniej odpowiedzialni.

A jacy byli ludzie, których tam poznałaś? Wyuzdani? Żądni dominacji? A może byli i tacy, którzy w bezpośrednim kontakcie okazywali się być speszeni?

Ludzie, których poznałam, to głównie bardzo inteligentne, świadome siebie osoby, które miały jasno określone preferencje seksualne. Nigdy nie poznałam zbytnio "wyuzdanych" osób, oczywiście, uprawia się tam ostry seks, ale myślę, że nie jest to nic mocniejszego niż to, co możemy zobaczyć w filmach pornograficznych. Nie wspominałam jeszcze o trzecim typie imprez: nazywają się one "Last Supper" ("Ostatnia Wieczerza" - przyp. red.). Są organizowane w wynajętym klubie, towarzyszy im muzyka elektroniczna i konieczne jest fetyszystowskie przebranie z elementami BDSM. Na taką imprezę trzeba mieć wyrobioną kartę - wyrabia się ją poprzez pokazanie swojego dowolnego profilu w mediach społecznościowych, choć oczywiście nie jest on nigdzie udostępniany. Bardziej chodzi o weryfikację ciebie jako osoby. Ta impreza faktycznie jest bardziej "wyuzdana": kobiety są bite pejczem, chodzą w szpilkach po nagich ciałach mężczyzn. To nieco mroczniejsza impreza, ale też bardzo bezpieczna. Akceptowane są wszystkie fetysze oprócz takich, które mogą wyrządzić krzywdę czyjemuś życiu.

A jak właściwie wygląda "zaczepka" w takim miejscu? Czy zdarza się... odmowa? Zapytam też wprost: czy osoby odwiedzające kluby swingerskie, z Twojej perspektywy, mają w ogóle jakieś "preferencje"? Czy zależy im na seksie z nieznajomymi na tyle, że kwestie wyglądu, intelektu czy osobowości nie mają znaczenia - liczy się czysty seks?

Zaczepka w takich miejscach wygląda bardzo "tradycyjnie". Czasem to pytania wprost, a czasem ktoś próbuje złapać cię za rękę i widzi, czy jesteś na tak, czy tę rękę odsuniesz. Nie pamiętam, czy spotkałam się z bezpośrednim pytaniem o seks. Często to łapanie kontaktu wzrokowego - widzisz, czy ktoś jest zainteresowany czy nie. Ja jestem osobą, która zawsze musi z kimś porozmawiać. Dopóki intelektualnie nie iskrzyło, nie byłam w stanie "zadziałać".

Czy chodzenie do klubów swingerskich coś Ci dało? Jaki wpływ miało na Twoje życie? Czy masz jakieś rady dla osób, które rozważają wizytę w takim miejscu?

O mój Boże. Przede wszystkim to nie był absolutnie mój czas żeby wchodzić w taki świat. Ja i mój partner nie mieliśmy czasu, żeby najpierw zbudować więź między nami i nacieszyć się sobą. Weszliśmy w swingowanie na początku znajomości i uważam to za bardzo złe rozwiązanie. Na długi czas zaburzyło to mój obraz seksualności. Zatraciłam swoje granice i przestałam rozumieć, czego ja tak naprawdę chcę. Ale nie jestem pewna, czy winne temu było samo swingowanie. Byłam wtedy rozchwiana i niestabilna emocjonalnie, a to tylko rozchwiało mnie dodatkowo. Z obserwacji widzę jednak, że są pary, dla których może to być dobre rozwiązanie. To pary w długoletnich związkach, które się kochają, które mają przegadane swoje granice i potrzeby. Są to ludzie gotowi na spróbowanie czegoś nowego. Może pójdą tam raz, może pójdą wiele razy. Może na nowo roznieci to uczucie między nimi. Są też pary z krótkim stażem, które zwyczajnie lubią eksperymentować. Ale zasadą jest, by mieć to przegadane. Myślę, że jest to rozwiązanie dla pewnej grupy ludzi, ale nie dla wszystkich. To może wpłynąć negatywnie na postrzeganie własnej wartości, na życie seksualne. Pozytyw jest taki, że dziś wiem, że to nie jest rozwiązanie dla mnie. Wolę bycie we dwoje. Ale poznałam wiele otwartych umysłów, wielu freaków. Miało to ogromny wpływ na moje życie. Zdecydowanie polecam przemyśleć to kilka razy. Rekomenduję, żeby ustalić twardo z partnerem swoje zasady. Trzeba mieć też w głowie, że pomimo wszystkich waszych ustaleń istnieje ryzyko, że druga strona wejdzie w to bardziej niż zakładaliście. Nie jesteście w stanie przewidzieć i zaplanować wszystkiego. Znam pary, których związki rozbiły się o skałę i takie, których związek swingowanie scementowało. A jeśli już zdecydujecie się na to, to wyciągnijcie z tego ile się da. Potraktujcie to jako wgląd wgłąb siebie.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: