Kosmetyki wegańskie, czyli jakie?

Jeszcze kilka (no, może kilkanaście) lat temu, hasło „wegańskie kosmetyki” mogło u niektórych wywoływać uśmiech politowania. Wegański szampon? Przecież tego się nie je! Dziś ograniczanie lub całkowita rezygnacja z produktów odzwierzęcych tyczy się nie tylko diety, ale i innych aspektów życia. Chyba nie sądzicie, że kozie mleko, jajka, czy inne, cenne w kosmetyce substancje, pozyskiwane są od zwierzaków wesoło hasających po łące (no chyba, że w przypadku małych manufaktur).

Aby dany produkt mógł poszczycić się określeniem „wegański”, musi spełnić przynajmniej te dwa podstawowe warunki:

1. Nie może być testowany na zwierzętach. Chodzi też o testowanie poszczególnych składników kosmetyku. 

2. Nie może zawierać składników pochodzenia zwierzęcego. „Czarna lista” jest dosyć długa i zawiera między innymi:

  • miód, wosk pszczeli, propolis
  • mleko
  • lanolinę
  • keratynę
  • jedwab
  • DMAE
  • kolagen
  • śluz ślimaka, jad żmii 
  • karmin 
  • piżmo

Na szczęście, coraz więcej składników, które dotychczas musiały być pozyskiwane od zwierząt, udaje nam się wyprodukować w laboratorium, lub znaleźć doskonałe, roślinne zamienniki. Mamy tu na myśli na przykład kolagen, keratynę czy kwas hialuronowy, a także piżmo. Informacja o specyfice składnika powinna być podana na opakowaniu produktu. 

Wegańskie perełki z drogerii

Dobra wiadomość jest taka, że dziś naprawdę multum marek decyduje się na zaprzestanie testowania produktów na zwierzętach, a przynajmniej wypuszcza specjalne, wegańskie linie. Taki ruch wiąże się zazwyczaj z informacją na opakowaniu (jak tu się nie pochwalić?), ale nie jest to regułą. Co do samego składu kosmetyku - jego zweryfikowanie nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli na co dzień nie pracujemy w laboratorium. Łacińskie nazwy składników mogą brzmieć jak magiczne zaklęcia, dlatego przed zakupami warto sprawdzić niezbędne informacje na tematycznych stronach: my polecamy blog Happy Rabbit albo Kocie Uszy. 

Jakie wegańskie perełki dostały specjalne miejsce w naszych, redakcyjnych sercach? Oto one.

Zobacz także:

Fluff balsam do demakijażu malina&migdał

Balsam do demakijażu dosłownie zrewolucjonizował naszą pielęgnacyjną rutynę. Zmywanie makijażu z przykrego obowiązku, staje się relaksującym rytuałem: zero pocierania wacikiem, zero podrażnień i piekących oczu: pod wpływem olejów zawartych w kosmetyku, wszystko rozpuszcza się po kilku sekundach masażu. Nie sposób nie wspomnieć też o zapachu tego produktu: przypomina trochę malinową gumę Mambę… po prostu aż żal, że nie można go zjeść.

BodyBoom gumowa maska algowa

Maseczka do samodzielnego przygotowania: w różowym kubeczku otrzymujemy proszek, który po zmieszaniu z wodą tworzy przyjemną w dotyku „gumę”, która z kolei zastyga po nałożeniu na skórę. Maska oczyszcza, koi, wygładza i doskonale przygotowuje cerę do dalszych etapów pielęgnacji. Co ważne: taka forma sprawia, że maseczkę bardzo łatwo usunąć ze skóry. Koniec z oblepionymi włoskami nad czołem!

DrSkin Clinic: peeling kwasowy rewitalizacja

                 

Peeling z kwasem migdałowym i polihydroksykwasami w formie „serum”, doskonale oczyszcza skórę i nie powoduje podrażnień, ani łuszczenia się skóry. Kochamy również masło do demakijażu marki, które działa podobnie, jak opisywane wyżej Fluff, jednak ma delikatniejszy zapach, kremowy zapach. Oba kosmetyki mają naprawdę dobrą jakość i bardzo przystępne ceny.  

Paese rozświetlacz Wonder Glow

Pora na makijaż. Naszym niekwestionowanym hitem jest rozświetlacz Wonder Glow od Paese, który cudownie rozświetla skórę: tworzy na niej jednolitą, połyskliwą warstwę, bez widocznych drobinek i bez efektu „dyskotekowej kuli”. Lubimy mieszać go z kremem nawilżającym, aby stworzyć delikatną, rozświetlającą bazę pod makijaż. 

Ecocera puder ryżowy

Kolejna tania, wegańska perełka, to ryżowy puder matujący marki Ecocera. Jest transparentny, dostępny w wersji kamiennej lub sypkiej, ultrawydajny i naprawdę spełnia swoje zadanie. Polecamy zwłaszcza posiadaczkom cer tłustych i mieszanych.