„Pokaż mi, jaki stosunek ma facet do swojej matki, a powiem ci, kim jest” – można by sparafrazować znane przysłowie. Relacja każdego mężczyzny z pierwszą kobietą w jego życiu jest najlepszym papierkiem lakmusowym jego charakteru oraz sprawdzianem tego, jak będzie traktował ciebie. Warto więc niedzielne obiadki potraktować jako pole badań, a nie jako dopust boży i pokutę za niezawinione grzechy.

Po pierwsze, nie panikuj. Wizyta raz w tygodniu to zdrowa częstotliwość, świadcząca raczej o jego przywiązaniu do celebrowania rodzinnej tradycji i szacunku dla kobiety, która go wychowała. Co innego, gdyby odwiedzał mamę codziennie, wynosząc od niej reklamówki pełne kotletów, weków i upranych skarpet, a oprócz tego jeszcze wydzwaniał do niej ukradkiem, by zrelacjonować wszystkie, nawet najbardziej intymne sprawy. Wówczas możesz być pewna, że w jakiejkolwiek sytuacji konfliktowej między wami to mamusia będzie najważniejszym arbitrem. I zgadnij, czyją stronę weźmie?

Po drugie, znacznie bardziej niepokojąca niż nawet nieco przesadna rewerencja okazywana mamie byłaby niechęć lub wrogość. Nie ma nic bardziej niefajnego niż dorosły facet, który źle mówi o matce. Nawet jeśli ma ku temu powody, powinien poradzić sobie z nimi w zamkniętym gabinecie psychoterapeuty, a nie wypluwając z siebie pretensje w jakimkolwiek większym gronie. Gdybym był kobietą i miał do wyboru zachowującego się jak straumatyzowany nastolatek Eminema, nazywającego w piosenkach matkę „dziwką, która powinna spłonąć w piekle” albo równie niepoprawnego Kanye Westa, to zdecydowanie wybrałbym tego drugiego. Za to, że mimo także niełatwego dzieciństwa, stać go było na nagranie jednego z najpiękniejszych wyrazów synowskiej miłości w postaci utworu „Hey mama”. Pomyśl więc, że cotygodniowe wizyty twojego chłopaka u mamusi są podobnym rodzajem hołdu. Bo mamy są po to, by im mówić, że się je kocha. Koniec, kropka. Każda kobieta chciałaby być dla swojego faceta tą pierwszą, jedyną i najważniejszą. Dopóki jednak, drogie panie, nie pogodzicie się z myślą, że stanowisko dożywotniej królowej męskiego serca prawie zawsze zajmuje jego matka (choćby nawet sam zainteresowany kopał się z tą myślą i twierdził coś innego), dopóty będziecie toczyć z góry przegraną, frustrującą walkę o wyłączność jego uczuć.

Co w takim razie zrobić, skoro nie można pokonać przeciwnika? W takich sytuacjach wytrawni wojenni stratedzy radzą: przyłącz się do niego! Wystarczy kilka nieskomplikowanych forteli. Zadzwoń, by spytać, jak się dziś czuje. Zorganizuj niedzielny obiad i zaproś ją do siebie. Zapytaj o jakąś poradę – przecież ona wie najlepiej, w jakiej temperaturze piecze się idealny sernik, i będzie cholernie dumna, mogąc się z tobą tą wiedzą podzielić.