Coraz częściej można ją spotkać w Warszawie, choć niedawno zarzekała się, że nie wyobraża sobie życia w tym mieście. Od tego czasu trochę się zmieniło. Sonia przyznaje, że chcąc rozwijać karierę, nie mogła zdecydować inaczej.

„Jedną nogą jestem w Krakowie, drugą w stolicy, bo trudno jest mieszkać gdzie indziej, a gdzie indziej pracować”. Ale zaraz dodaje, że „nie chciałaby ulec pogoni za pieniądzem ani zwariować na punkcie pracy”. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie pewnej siebie, może nawet ostrej dziewczyny. Ale im dłużej rozmawiamy, tym wyraźniej widzę, jak jest krucha i delikatna. Wręcz nieśmiała. Wiele castingów przegrała dlatego, że zżerała ją trema. „Stresuję się, kiedy nie jestem akceptowana przez osobę, z którą mam pracować, która mnie sprawdza. Nie potrafię się otworzyć, zapominam tekstu, nie rozumiem, co się do mnie mówi. Jak uczennica przy tablicy”.

GALA: Byłaś zbuntowaną nastolatką?

SONIA BOHOSIEWICZ: Nie. Byłam raczej zgodnym dzieckiem, tylko czasami upartym. Kiedyś do ósmej wieczorem musiałam siedzieć przy talerzu golonki, której nie chciałam zjeść. I nie zjadłam. Chyba największy problem rodzice mieli z moim wybujałym temperamentem, szalonymi pomysłami i kompletnym brakiem poczucia czasu. Kiedy miałam 10 lat, nikomu nic nie mówiąc, poszłam z przyjaciółką w odwiedziny do katechetki. Wracałyśmy, gdy było już ciemno. Po drodze spotkałam przerażoną mamę, szukającą mnie po osiedlu z latarką. Do domu przychodziłam z podwórka ostatnia. Takie i podobne rewelacje wychowawcze fundowałam mojej mamie dość często.

GALA: Utrzymujesz kontakty z przyjaciółkami z dzieciństwa?

SONIA BOHOSIEWICZ: Tak. Wokół mnie jest pięć bliskich mi kobiet: mama, siostra, dwie przyjaciółki z długim stażem, jeszcze z podstawówki – Ola i Ania – oraz Asia, która mieszka w Warszawie. Przyjaźnimy się od 10 lat. Kiedy chcę się odstresować, jadę do niej. Śpiewamy karaoke i pijemy hektolitry wina. Kiedy robiliśmy próby do „Rezerwatu”, było lato. Pomyślałam, że przyjemniej niż w dusznej Warszawie byłoby rozmawiać gdzieś na tarasie, pijąc zimne białe wino. Zaproponowałam reżyserowi Łukaszowi Palkowskiemu, żebyśmy się wszyscy spotkali u Aśki nad Zalewem Zegrzyńskim. Asia starała się nie przeszkadzać, tylko donosiła smakołyki i napoje, ale w którymś momencie powiedziała do Łukasza: „Panie reżyserze, przepraszam bardzo, ja już się tu kręcę czwartą godzinę, a roli jeszcze nie dostałam”. Zupełnie nie wiedział, jak na to zareagować. A ona: „Pan sobie to przemyśli”. I wyszła. Czas biegł, przestaliśmy już rozmawiać o scenariuszu, rozpaliliśmy grill, włączyliśmy karaoke. Godzina druga w nocy, impreza na całego, Łukasz podchodzi do Asi: „Mam dla ciebie rolę”. Ona na to: „Ależ ja żartowałam!”. Ale już nie zmienił zdania: „Zagrasz sklepową”. I tak Asia zagrała w „Rezerwacie”. Była przejęta i bardzo szczęśliwa.

GALA: Jesteś Ślązaczką o ormiańskich korzeniach. Co z tego wynika?

Zobacz także:

SONIA BOHOSIEWICZ: Rodzice nie są z pochodzenia Ślązakami, więc w domu nie było regionalnych zwyczajów. Ale żyłam tam, jestem miejscową patriotką. Ślązacy są cudowni – twardzi, a jednocześnie ciepli. Tam się dobrze je, spędza czas w rodzinie, muzykuje, pyka fajeczkę, hoduje gołębie. Może stąd moje zamiłowanie do porządku? Ormianom zapewne zawdzięczam temperament. To inteligentny naród, świetni handlowcy, przywiązani do tradycji. W Polsce jest około sześćdziesięciu Bohosiewiczów. Niedawno dostałam zaproszenie na obchody noworoczne w obrządku ormiańskim. Niestety, akurat miałam zdjęcia w innym mieście. Następnym razem na pewno pójdę.

GALA: Jesteś asertywna?

SONIA BOHOSIEWICZ: Tak mówią. A jednak kiedy się angażuję, jestem w stanie dużo poświęcić. Nie tylko daję, ale staram się także pomagać, usuwać przeszkody spod nóg, matkować, tak żeby życie drugiej osoby było bezproblemowe. To nie jest chyba dobre, bo jeżeli po drugiej stronie nie ma chęci oddania, można mnie łatwo wykorzystać. Taka jestem w każdym układzie, niezależnie od tego, czy to układ damsko-męski, przyjacielski, czy zawodowy. „Daj siebie tyle, ile potrafi sz siebie odebrać”.

GALA: Jaka jesteś w miłości?

SONIA BOHOSIEWICZ: Na pewno nie wyrachowana. Otwarta, bezpośrednia. Natychmiast się zaprzyjaźniam. Otwieram najbardziej intymne szufl ady i daję dostęp do wszystkich swoich marzeń, bólów, tęsknot. Nie mam zaworów bezpieczeństwa. A może to źle, bo nie ma we mnie kreacji kobiecości, stałego uwodzenia, trzymania tak zwanej kobiecej tajemnicy. Chyba jednak wolę być kumplem.

GALA: W Grupie Rafała Kmity jesteś od jedenastu lat. Jak tam trafiłaś?

SONIA BOHOSIEWICZ: Zaczynałam jako studentka w spektaklu „Wszyscyśmy z jednego szynela”. Chłopcy szukali dobrze śpiewającej dziewczyny z temperamentem i talentem komediowym. Ucieszyłam się, że mnie wybrali, bo bardzo wysoko cenię twórczość Rafała. Wszystko jest tam perfekcyjnie opracowane, np. nasz numer „Radio”. Na scenie trwa zaledwie pięć minut, a ćwiczyliśmy przez dwa tygodnie po pięć godzin dziennie. Zrobiliśmy razem kilka spektakli, teraz przygotowujemy płytę. Jestem też menedżerem grupy.

GALA: Rola Hanki B. w „Rezerwacie” przyniosła ci popularność i najważniejsze polskie nagrody fi lmowe. Czy nie masz jednak poczucia niedosytu? Skończyłaś 32 lata, a to twoja pierwsza ważna rola.

SONIA BOHOSIEWICZ: Że tak długo czekałam? Nie. Dzięki „Rezerwatowi” dostałam wiele nagród, które mnie dowartościowały. W ślad za nimi przyszły propozycje, już bez etapu castingów. Dzięki Bogu! Jestem zapracowana. Wcześniej też tak było, ale w teatrze.

 

GALA: Tora Teje, wielka gwiazda sceny i fi lmu, którą grałaś w Starym Teatrze w Krakowie, do kariery dochodzi przez łóżko. Warto zrobić wszystko, żeby zostać zauważoną?

SONIA BOHOSIEWICZ: Zostać zauważoną? Dać ludziom trochę wzruszenia, śmiechu, jakiegoś materiału do przemyśleń – to jest moim celem. Ale ja, jako Sonia Bohosiewicz, nie mam potrzeby kreowania siebie.

GALA: Przed nami serial „39 i pół” o mężczyźnie przeżywającym kryzys wieku średniego. Grasz tam jego przyjaciółkę lesbijkę. Nie boisz się wydźwięku tej roli? Paweł Okraska, który grał geja w „M jak Miłość”, wolał odejść z serialu, niż słuchać przykrych komentarzy.

SONIA BOHOSIEWICZ: Po „Rezerwacie” obawiałam się, że wpadnę do szufl ady silnych kobiet. Więc cieszę się z roli tak zupełnie innej niż Hanka B. Bardzo spodobał mi się scenariusz. Poczułam, że może wyjść z tego coś dobrego. „39 i pół” nie jest telenowelą, którą ludzie mogą pomylić z życiem. Nasz serial będzie pokazywany raz w tygodniu, więc mam nadzieję, że nie będę miała problemów Pawła Okraski.

GALA: Głównego bohatera gra Tomasz Karolak. To twoje kolejne z nim spotkanie: razem studiowaliście, graliście też parę w „Rezerwacie”.

SONIA BOHOSIEWICZ: Dobrze nam się pracuje, odpowiada mi jego temperament. Czułam, że dzięki niemu może powstać coś „z jajem”. Będę szczęśliwa, jeżeli uda mi się tak zagrać dziewczynę o innej orientacji seksualnej, by ktoś w niej zobaczył nie przerażający stereotyp: krótko ściętą chłopczycę w skórze, tylko wrażliwą, sympatyczną osobę, która kocha się w kobietach. I też ma z tym problem, ale co na to poradzić, skoro taka się urodziła?

GALA: Pamiętasz, co mama ci powiedziała po twoim debiucie w „Spisie cudzołożnic”: „Dziecko, jak ty zaczynasz rolą prostytutki, to na czym skończysz?!”. Na czym byś chciała?

SONIA BOHOSIEWICZ: Mama żartowała, nie była specjalnie przerażona. Po prostu chciałabym zagrać moją następną rolę równie dobrze jak Hankę B. t