Rafale, czy to jest twój czas?

Rafał Brzozowski: Parafrazując tytuł mojej najnowszej płyty, można tak powiedzieć. „Mój czas” to przewrotny tytuł. Znaczy – najlepszy czas na pracę. Tę płytę nagrałem, występując w „Tańcu z Gwiazdami”, realizując trasę koncertową i przygotowując się do „Superstarcia”. Oddałem jej cały wolny czas. Pracowałem bardzo intensywnie. W przerwach treningu tanecznego do „Tańca z Gwiazdami” biegłem nagrywać wokale do demo. Znajomi mówili: „To twoje 5 minut”. Tyle że one trwają już 3,5 roku! Ale jest już zaplanowanych wiele rzeczy, w których będę brał udział. Grafik mam zapełniony do końca roku.

Dużo kosztowała Cię Twoja płyta?

Rafał Brzozowski: I tak, i nie. Łatwiej było o tyle, że od pewnego czasu już nie muszę szukać kompozytorów, producentów, bo sami do mnie się zgłaszają. Wiem, jaką muzykę mam grać. Przygotowywałem się do tego wiele lat. Dostałem propozycję zaśpiewania hymnu Mistrzostw Świata w Piłce Ręcznej w Katarze. Na nagrania pojechałem do Paryża. Dla mnie to wydarzenie historyczne. Widzę, że moja kariera nabiera tempa. I jeśli nadarzy się możliwość pracy za granicą, wejdę w to. Śpiewać w innym języku? Zrobić program, show na żywo? Proszę bardzo. Bo czym ryzykuję? Wszystko, co mieści się w muzyce, jest na orbicie moich zainteresowań.

Każdy występ traktuję jak lekcję. Teraz kręcą mnie koncerty z big bandem lub orkiestrą. Ciągnie mnie do swingu, gdzie piękne kobiety siedzą przed sceną, a nie ludzie w wyćwiekowanych kurtkach, z irokezem na głowie.

Co czujesz, wydając drugą płytę? Że... niektórym niedowiarkom pokazałeś?

Rafał Brzozowski: Raczej, że moja pozycja rynkowa jest ugruntowana. Widzę sens swojej pracy. Artyści czasem boją się drugiej płyty: albo powtórzy się sukces, albo będzie porażka. Mam na to receptę: czekać na właściwy moment. Platyna mojej pierwszej płyty też wymagała czasu. Kiedyś chciałem udowodnić, że nauczę się śpiewać. Kolegom, którzy wtedy we mnie nie wierzyli. Dziewczynom, które się podśmiewały. To była motywacja do pracy. Bo jeśli coś się nie udaje, nie ma co się załamywać, tylko trzeba iść dalej.

Zobacz także:

Nie boisz się opinii, że jest już Ciebie trochę za dużo?

Rafał Brzozowski: Nie boję się, bo robię to, co czuję i czego potrzebuje rynek, ale powoli sam to zauważam! Wiem, że wszystko może się ludziom znudzić, i ja też. Ostatnio było mnie dużo w telewizjach, wycofam się więc na jakiś czas. Po „Superstarciu” rezygnuję z programów rozrywkowych. Wolę pracować na nazwisko własną muzyką. Żeby wydać pierwszą płytę, zaciągnąłeś kredyt. Już go spłaciłeś? R.B.: Tak, zajęło mi to 2 lata. Było trochę strachu i nerwów. Obiecałem sobie, że jeśli się nie uda, pójdę do normalnej pracy. Ot tak, bez żalu? R.B.: Zawsze mam plan B. Wierzę w taką strategię. Jestem realistą. Mam wykształcenie, możliwości i kompetencje, żeby pracować jako trener.

Trochę tego jest. Masz tytuł Mistrza Polski w zapasach, dyplom nauczyciela wf-u, instruktora fitnessu, narciarstwa, kulturystyki, boksu, ratownika wodnego...

Rafał Brzozowski: Można się odnaleźć w wielu dziedzinach i miejscach i odnieść w tym sukcesy. Wiem, że spadnę na cztery łapy. Zawsze mogę robić coś innego i z czego innego żyć. Ale warto znaleźć jedną rzecz, w której jest się najlepszym. U mnie tą bazą jest muzyka, śpiewanie.

Lubisz, jak coś się dzieje?

Rafał Brzozowski: Tak, w ogóle jestem taki „do ludzi”. Kiedyś pewna menedżerka doradziła mi, abym był bardziej zamknięty, niedostępny, bo wtedy artystę szanują. Wydaje się bardziej atrakcyjny, owiany mgiełką tajemnicy. A ja taki nie jestem! Bezpośredni jestem. Każda z moich piosenek nawiązuje do tego, co się dzieje w moim życiu. Staram się pisać o tym, co jest istotne. Dorastałem w środowisku sportowym. Czasem Andrzej Supron zaprasza mnie na treningi dla dzieciaków. Przyjeżdżam, zdejmuję buty, wchodzę na matę, poskaczę, pośpiewam. Co mam powiedzieć? Że jestem niedostępnym artystą?!

Jako nastolatek grałeś w klubie garnizonowym, potem na weselach, w remizach, w willach milionerów. Trochę się naoglądałeś, nasłuchałeś...

Rafał Brzozowski: Dzięki temu wiem, jak ludzi do siebie przyciągnąć. Kiedy miałem 15 lat, chciałem grać w zespole muzycznym. Moi rodzice, sportowcy, opłacali mi prywatne lekcje gry na fortepianie u pani Mirki Białkowskiej. Gdy zacząłem grać na imprezach, bali się, trochę na zasadzie: zaczniesz grać, zaczniesz pić, bo ta zależność, niestety, występuje wśród muzyków. Zawarliśmy umowę: mogę grać, ale jeśli choć raz przyjdę po kieliszku, to koniec. Zbyt mi zależało, abym mógł złamać umowę. Potem zdałem do szkoły muzycznej i sam nauczyłem się grać na gitarze.

Trafiłem na występ zespołu żołnierskiego w Klubie Garnizonowym Twierdza Modlin. Grali dla jakiegoś pana generała. Spisałem ich utwory w zeszycie. Coś takiego, jak „Wódka, seks”? Okazało się, że to spolszczony „Twist Again”. Potem były imprezy, na których goście zachowywali się dziwnie, wiadomo – alkohol. Bijatyki i przepychanki też były. Obserwowałem to, ale byłem sportowcem, takie obrazki więc mnie nie przerażały. Po jakimś czasie zacząłem pracować jako prezenter muzyczny. Obsługiwałem bardziej ekskluzywne przyjęcia, trafiłem na tzw. salony. Ktoś mnie polecił i dostałem się do agencji eventowych, potem do Marka Kościkiewicza i zespołu Emigranci. Tak się zaczęło. I trwa już 17 lat.

A kiedy przyszła decyzja, że jednak muzyka, a nie sport?

Rafał Brzozowski: W karierze sportowca przychodzi moment, w którym – jeśli chcesz być zawodowcem – musisz przestawić życie: czas, uwagę, energię zainwestować w sport. Po kontuzji kręgosłupa wiedziałem, że nie będę zapaśnikiem, który zdobywa medale olimpijskie. Rachunek był prosty: po co mam się szarpać, jeśli nie będę asem. Muzyka zawsze była moją pasją, dawała satysfakcję, pieniądze. Nie musiałem poświęcić jej zdrowia. Uznałem więc, że kończę ze sportem, któremu wiele zawdzięczam, np. to, że jestem cierpliwy, nie poddaję się, krok po kroku zbliżam do celu. Sport ustawił mnie psychicznie do tego, co robię teraz. Jestem odporny na krytykę. Na stres. Ale gdybym w muzyce nie miał sukcesów, nie sprzedawał biletów na koncerty, tobym sobie z nią także dał spokój. Nic na siłę.

Czujesz już zawodowe spełnienie? Koncertujesz z gwiazdami, tym mianem także Ciebie już przedstawiają.

Rafał Brzozowski: Zrealizowałem swoje wielkie marzenie – wydałem płytę. Przekonałem się, że aby być rozpoznawalnym, nie jest potrzebna sensacja czy skandal. Dla mnie samo słowo „gwiazda” nie brzmi fajnie. Jest nadużywane. Gwiazdy to Maryla Rodowicz albo Janusz Gajos.

Twoja rodzina to sportowcy: rodzice, bracia. Jak przyjęli woltę w kierunku muzyki?

Rafał Brzozowski: Nie byli zaskoczeni. Zawsze śpiewałem i grałem na rodzinnych imprezach. Dziś są ze mnie dumni, wspierają, także moi dwaj bracia.

A pokusy show-biznesu: alkohol, imprezy, działają na Ciebie?

Rafał Brzozowski: Zdaję sobie sprawę, że bardzo łatwo można się stoczyć. Zepsuć w minutę coś, co się budowało latami. Ja swoje już przeżyłem. Nie byłem grzeczny. Były zabawy, dziewczyny, popijawki z kolegami, ale w granicach rozsądku. Wyleczyłem się z tego.

Jakie są koszty bycia popularnym?

Rafał Brzozowski: Rozumiem, że jestem rozpoznawalny, i czasami muszę oddać część swojej prywatności, pokazać się od człowieczej strony. Nie mam nic do ukrycia. Akceptuję siebie, wygląd, charakter. Mam problem wtedy, gdy ktoś złośliwie dorabia mi gębę – np. na koncert w Sopocie przyszedłem z dziewczyną i nie chciałem robić sobie zdjęć, ze względów zawodowych. Fotoreporterzy nie mogli tego zrozumieć. W prasie pojawiły się informacje, że moja znajoma oczekuje dziecka. Niby wszystko się zgadzało, tylko ojcem miałem zostać nie ja, a kolega z zespołu. Nie obraziłem się o to na media, ale wiem, że muszę był czujny, uważać na to, co mówię.

Wierzysz, że ten czujnik w Twojej głowie zawsze zadziała?

Rafał Brzozowski: Nie, tego nikt nie wie. Ten czujnik to doświadczenie.

Masz dobry kontakt z ludźmi. Czy spotykasz się z podłością?

Rafał Brzozowski: Nie wiem, skąd bierze się w nas tyle agresji. Wystarczy, że jest w polityce, ale dlaczego w programie rozrywkowym? Mój występ z „Superstarcia” znalazł się w hejterskim kanale, gdzie 13–14-latkowie piszą, że muszą mnie zniszczyć! Dlaczego? Po co? Co innego, jeśli krytykuje mnie Wojciech Mann – słucham uważnie. Na szczęście mam kochającą rodzinę. To moja baza.

Sport, muzyka i...?

Rafał Brzozowski: Nauka. Lubię czytać o kosmosie. O fizyce, innych wymiarach, starożytnych cywilizacjach. Lubię też wędkować. Zimą wybieram narty, latem rower i skutery. Lubię też dobrze zjeść, ale i ugotować!